Władze cywilne w Królestwie Polskim, podobnie jak duchowieństwo katolickie, niechętnie odnosiły się do emigracji z powodu braku możliwości całkowitej kontroli zjawiska. W prasie często można było przeczytać o negatywnych skutkach wychodźstwa w różnych dziedzinach życia. No właśnie, jakie były konsekwencje emigracji, zarówno sezonowej do Prus czy „za Przasnysz”, jak też czasowej i stałej za ocen? Czy rzeczywiście było aż tak źle, jak przekonywano w prasie? Czy emigracja to „samo zło”? Odpowiem na te pytania, posługując się przykładami z całego regionu kurpiowskiego, by szerzej nakreślić następstwa emigracji, niż gdybym to zrobiła jedynie dla rodzinnej gm. Jednorożec, położonej na zachodnim skraju Kurpi Zielonych. Będę często powoływać się na Dominika Staszewskiego, sędziego pokoju w Jednorożcu w latach 1895–1907, krytycznego obserwatora życia Kurpiów, oraz Adama Chętnika, kurpiowskiego etnografa z Nowogrodu nad Narwią, który dobrze znał temat emigracji i często stykał się z reemigrantami. Dość powiedzieć, że jego ojciec trzykrotnie wyjeżdżał do Wielkiej Brytanii, by w Londynie pracować w fabryce mebli, a po powrocie dzielił się z synem informacjami.