25 listopada 2017

„Cyrograf” – druga powieść Jerzego Woźniaka. Recenzja

Ponad 1,5 roku minęło od ostatniej recenzji książki na moim blogu. Czas więc nadrobić zaległości i zaprosić Was do podróży po Prusach Wschodnich oraz dawnym polsko-niemieckim pograniczu podczas II wojny światowej. Pretekstem do tej wędrówki jest powieść "Cyrograf" Jerzego Woźniaka. Znacie go już z powieści "Mazur", jaką recenzowałam 2 lata temu. Jak poradził sobie z kolejną książką?





To, że książka "Cyrograf" będzie dobrze napisana, wiedziałam od momentu, gdy tylko pojawiły się pierwsze informacje na jej temat. Jerzy Woźniak (ur. 1969 r.), choć literaturą zajmuje się amatorsko, pokazał "Mazurem", że jest w stanie stworzyć wartką akcję, pobudzające wyobraźnię opisy i bohaterów z krwi i kości. Myślę, że jego przykład dobitnie pokazuje, że studia historyczne kształcą wieloaspektowo - Jerzy Woźniak jest bowiem z wykształcenia pedagogiem i historykiem. Przez wiele lat pracował w Fundacji Polsko-Niemieckie pojednanie, więc temat stosunków tych dwóch narodów nie jest mu obcy. Widać to było w "Mazurze", pobrzmiewa to również w "Cyrografie". Również doświadczenia zawodowe tłumaczą zainteresowania pisarskie Autora, który, będąc kierownikiem archiwum wspomnianej fundacji, miał kontakt ze świadkami drugowojennej historii. Wiele czasu spędził na Mazurach, co zaowocowało spotkaniami z mieszkańcami i gromadzeniem relacji. Czy jednak "Cyrograf" dotrzymuje "Mazurowi" kroku?

Jerzy Woźniak. Źródło.

"Cyrograf" to powieść, której fabuła osnuta jest na wydarzeniach w południowej części Prus Wschodnich. Akcja dzieje się w 1942 r. i w przeciwieństwie do "Mazura" obejmuje tylko kilka dni oraz koncentruje się głównie w jednym miejscu - w Szczytnie (niem. Ortelsburgu). Dlaczego właśnie tam? Wybór tłumaczy nam Autor w wywiadzie dla "Tygodnika Szczytno"W powieści znajdziemy też odwołania do "Mazura", bowiem pojawiają się tu bohaterowie znani z poprzedniej książki Woźniaka oraz Mazurzy (Deutsche Masuren), nie-Polacy i nie-Niemcy. Jednak "Cyrograf" nie jest bezpośrednią kontynuacją wątków z "Mazura". Autor nie zdecydował się na wskrzeszenie Georga Podborskiego i dobrze, bo dzięki temu otrzymujemy realistyczną opowieść i poznajemy kolejny wymiar złożonej historii Prus Wschodnich przed 1945 r.

Głównym bohaterem jest Jörg Langhannig, oficer policji wodnej. Langhannig to postać złożona, skomplikowana. Za to bardzo cenię powieści Jerzego Woźniaka. Jego bohaterowie nie są jednowymiarowi, są jak puzzle, złożone z wielu elementów, w całości tworząc człowieka, mozaikę dobrych i złych cech, decyzji, które ich ukształtowały i ludzi, którzy spotkali na swojej drodze. Jörg jest przykładnym oficerem Wasserschutzpolitei, ma żonę i dwoje dzieci, mieszka w Ortelsburgu i z oddaniem wykonuje swoje obowiązki. Nie jest jednak Niemcem, którego obraz mamy w głowie: bezwzględnym i okrutnym nazistą, ślepo podporządkowanym destrukcyjnej ideologii narodowego socjalizmu wyznawcą i czcicielem Führera. Owszem, zgadza się z polityką władz niemieckich, ale tak naprawdę czyni to jedynie dla zabezpieczenia własnej rodziny, dla własnej wygody. Stał się jednym z nich, dokonał moralnego gwałtu na własnej duszy, wbił sobie gdzieś głęboko zadrę, ale trwał… - jak czytamy w książce. Wtedy, aby przetrwać, każdy podpisywał, dosłownie lub w przenośni, jakiś cyrograf. To dotyczyło zarówno tak zwanych zwykłych ludzi, jak i elity: lekarzy, urzędników, nauczycieli. To było zjawisko normalne w zbrodniczym systemie politycznym, przed którym nie było ucieczki – tak Autor tłumaczył tytuł swojej książki (źródło). Zaczerpnął go ze słów pisarza Umberto Eco: W paktach z diabłem piękne jest to, iż składa się na nich podpis, doskonale wiedząc z kim ma się do czynienia (źródło).

Na spotkaniu autorskim w Chorzelach 8 X 2017 r. Jerzy Woźniak mówił m.in. o inspiracji słowami Umberto Eco. Fot. MWKmoch.

Jednak przedstawione w powieści wydarzenia sprawiają, że Jörg zaczyna mieć wątpliwości, wracają myśli, jakich starał się pozbyć przez lata. Okazuje się, że w mieście dokonano straszliwej zbrodni, zaś w Heimatmuseum (obecnie Muzeum Mazurskie) ukryto tajemnicze skrzynie. Wartka akcja prowadzi nas przez poszczególnie dni od sierpnia do października 1942 r. Poznajemy zarówno wydarzenia bieżące, jak też retrospektywnie przenosimy się do chwil, które w przeszłości ukształtowały głównego bohatera. Z każdym rozdziałem zagłębiamy się coraz bardziej w makabryczną machinę nazistowskiego państwa i zastanawiamy się nad ludzką naturą, czasem pchającą do czynów niezrozumiałych. 

Czy Jörg rozwikła ortelsburską zagadkę? A może w grę wchodzi tu większa stawka, ogólnopruska lub nawet ogólnoniemiecka? Czy tytułowy cyrograf dotyczy jedynie przeszłości bohatera, kiedy starał się wpasować w system i odrzucić moralne rozterki, czy pojawia się też w jego życiu obecnie, w 1942 r.? Pytań jest wiele i powieść przynosi na nie odpowiedzi. Jednocześnie pragnę zaznaczyć, że zakończenie jest nieprzewidywalne - przynajmniej takim było dla mnie - i znów jak w "Mazurze" mam żal do Autora za to, co uczynił z głównym bohaterem. Ale to dobrze, inaczej powieść nie wzbudzałaby takich emocji, a historia byłaby zbyt... płaska.

Ogromnym atutem powieści jest osadzenie jej w konkretnej historycznej czasoprzestrzeni. Chociaż na okładce widnieje informacja, że jest to "powieść sensacyjna ze szczyptą historii", to nie można odmówić Autorowi świetnego warsztatu merytorycznego. Przede wszystkim mamy malowniczo przestawiony Ortelsburg, poznajemy jego najważniejsze budynki, instytucje i mieszkańców. Pojawiają się np. Szpital Powiatowy, dworzec kolejowy, wieża ratusza, dawne koszary Wehrmachtu, Hotel Kopkow czy też skład metalowy Willy Glassa. Pojawiają się też inne miejscowości, o których albo się wspomina (mój rodzinny Jednorożec oraz Olszewka w gm. Jednorożec - dziękuję za ten wątek!), albo przenosi się tam czasowo akcję opowieści (Allenstein - Olsztyn, Malga - Małga itp.). W życiu Jörga pojawiają się wątki północnomazowieckie - służył w Chorzelach (Chorzellen) i w Przasnyszu (Prasnitz) w czasie pierwszowojennej niemieckiej okupacji pow. przasnyskiego, zaś Franz Mauritz, wojenny burmistrz Chorzel, dla nas postać niejednoznaczna i nadal tajemnicza, to jego najlepszy przyjaciel.

Ponownie, jak w "Mazurze", mamy do czynienia z przypisami, które tłumaczą użyte w tekście głównym niemieckie nazwy stanowisk, urzędów czy miejscowości, przybliżają informacje na temat pojawiających się w powieści postaci i wydarzeń historycznych oraz użytą w dialogach gwarę mazurską. To wszystko uplastycznia opis i sprawia, że jesteśmy w stanie rzeczywiście poczuć klimat epoki. I nawet nieznajomość j. niemieckiego oraz trudności w wymówieniu niektórych słów podczas głośnej lektury nie są w stanie przeszkodzić w pozytywnym odbiorze powieści. Ta językowa trudność pozwala wyobrazić sobie rzeczywistość tamtych dni. Brakuje mi jednak mapy Prus Wschodnich oraz planu Szczytna, która pozwoliłaby lepiej umiejscowić i wyobrazić sobie opisywane miejsce. Z drugiej jednak strony jest to powieść, a nie książka naukowa, gdzie mapa byłaby ja najbardziej sensowna. Brak takiej mapy skłonić może do samodzielnych poszukiwań przedstawień kartograficznych oraz wzbudzić większe zainteresowanie opisywaną przez Woźniaka tematyką.

Na niebiesko zaznaczono prowincję Prusy Wschodnie wraz z włączoną bezpośrednio do niej Rejencją Ciechanowską. Ten właśnie teren jest miejscem akcji powieści "Cyrograf". Źródło.

Dzięki przypisom, dialogom oraz retrospekcjom dowiadujemy się dużo więcej niż mogłoby się wydawać z osadzenia akcji powieści w 1942 r. Mamy tu np. nawiązania do I wojny światowej -  w Ortelsburgu stacjonował bowiem Batalion im. Hrabiego Yorcka von Wartenburg – oddział wojskowy, który najpierw na krótko był skoszarowany w Ostródzie (w 1889 r.), a od 1890 r. na stałe w Szczytnie. Jörg Langhannig brał udział boju pod wsiami Łyna i Orłowo koło Nidzicy w sierpniu 1914 r., gdzie oddział złożony z 500 ludzi wsławił się bohaterską walką i zatrzymał całą rosyjską armię gen. A. Samsonowa. Mamy konkretne informacje na temat Polizeischule für West- und Ostpreußen in Sensburg – szkoły policyjnej w Mrągowie (Sensburgu), którą ukończył główny bohater, a która działała od początku lat 20. XX w.  Pojawiają się nawiązania do Theodora Innitzera, austriackiego duchownego, kardynała, arcybiskupa Wiednia, który chwalił publicznie nazizm i przekonywał wiernych, że ta ideologia broni chrześcijaństwa. Wreszcie mamy Sturmbannführera Hosta Kopkowa, który był jednym z najwyższych funkcjonariuszy Gestapo. Wszystko to tworzy skomplikowany i niezwykle interesujący obraz.

Odtworzenie (a nawet odkrycie nieznanych lub dotychczas niedostatecznie poznanych zagadnień) bogatej historii Ortelsburga i Prus Wschodnich, włączenie w opowieść wątków z pogranicza polsko-mazurskiego (polsko-niemieckiego, a w czasie wojny pogranicza Prus Wschodnich i Rejencji Ciechanowskiej, włączonej bezpośrednio do III Rzeszy), było możliwe dzięki szeroko prowadzonym poszukiwaniom, konsultacjom z lokalnymi historykami oraz kwerendzie m.in. w starej prasie, pocztówkach czy wreszcie, co nie mniej ważne, wywiadom z autochtonami. Autor podziękował im w zakończeniu. Uważam za ogromne wyróżnienie to, że Jerzy Woźniak umieścił także moje nazwisko na liście osób, którym jest wdzięczny. Nie mam absolutnie żadnych zasług w powstaniu "Cyrografu", ale cieszę się, że Autor dostrzegł moją życzliwość i zainteresowanie tematem. Dzięki takim inicjatywom, jak książki "Mazur" i "Cyrograf", jestem w stanie lepiej poznać historię terenów tak bliskich mojej małej ojczyźnie.



Choć wiele historii w "Cyrografie" to fikcja, osadzona jest ona w realiach okresu wojennego, umiejętnie odmalowanych. Służą temu również pocztówki, umieszczone między rozdziałami na kształt "Mazura", gdzie zastosowano podobne rozwiązanie. Każda z pocztówek opatrzona jest odpowiednim cytatem z powieści. Niemniej według mnie powinny się tu znaleźć podpisy informujące o tym, co przedstawia dane zdjęcie. Ja jestem w stanie to określić, bo śledzę stronę powieści na Facebooku (do czego Was serdecznie zachęcam: KLIK) i dodatkowo byłam na spotkaniu autorskim w Chorzelach  8 października br. Wówczas towarzyszący Autorowi Witold Olbryś z Mazurskiego Stowarzyszenia Regionalnego, prowadzący też na Facebooku wspaniałą stronę poświęconą historii pow. szczycieńskiego, której jest znawcą, opowiadał o poszczególnych zdjęciach, umieszczonych w "Cyrografie".

Witold Olbryś na spotkaniu w Chorzelach 8 X 2017 r. Fot. Towarzystwo Przyjaciół Chorzel. Źródło.

Jednak dla przypadkowego Czytelnika, który albo nie miał wcześniej styczności z "Mazurem", albo nie był na żadnym spotkaniu autorskim, zdjęcia te, opatrzone jedynie cytatami, nie zawsze powiedzą coś konkretnego. O ile np. zdjęcie wspomnianego szczycieńskiego batalionu jegrów jest opatrzone jednoznacznym cytatem, o tyle druga z poniżej prezentowanych fotografii tak jednoznaczna nie jest. Jednocześnie znów może być to zabieg rozbudzający wyobraźnię i skłaniający Czytelnika do samodzielnych poszukiwań.




Powieść czyta się miejscami z zapartym tchem, a wydarzenia w niej przestawione mają szansę na długo zapaść w pamięci Czytelnika. Na pochwałę zasługuje też techniczna strona książki. Nawiązuje pod tym względem do "Mazura" (papier, czcionka). Wydaniem książki Jerzego Woźniaka ponownie zajęła się Agencja Wydawnicza i Reklamowa "Akces" z Warszawy. Nowością - w porównaniu do pierwszej powieści Woźniaka - jest okładka w kształcie obwoluty, na której wewnętrznych skrzydełkach znajdziemy napis pochodzący z dzwonów na szczycie wieży ratuszowej w Szczytnie oraz fragmenty dwóch rozdziałów powieści. Dobrze spisał się korektor, Michał Wiśnicki z Towarzystwa Przyjaciół Chorzel. Znalazłam tylko jedną literówkę w podpisie jednego ze zdjęć. 

Autor umiejętnie odmalował rzeczywistość wojenną III Rzeszy na przykładzie Prus Wschodnich. Jednocześnie pokazał Czytelnikowi, że historia zatacza koło, a my, niestety, nie czerpiemy z jej bogatego źródła. Problem ten uwidaczniają nieliczne, ale bardzo wymowne nawiązania do współczesności, które uważny Czytelnik natychmiast wyłapie i zrozumie.

Warto na koniec napisać co nieco o intrygującej okładce powieści "Cyrograf". Autor tak tłumaczył się na Facebooku: Pierwszy pomysł, który zmierzał do tego aby nadać powieści tytuł "Psiajok" (w gwarze mazurskiej – kogut) ustąpił miejsca "Cyrografowi". Z wielu ważnych powodów, o których opowiem kiedy indziej. Grafika okładki nawiązuje do bardzo popularnego na Mazurach motywu Kłobuka. Według wierzeń ludowych Kłobuk był demonem, mogącym – jeśli się o niego odpowiednio dbało – przysporzyć jego właścicielowi sporego majątku, choć kosztem sąsiadów. Kłobuk prawie zawsze przybierał postać koguta. Wykorzystany na okładce wizerunek koguta zaczerpnięty został z winiety „Kurka Mazurskiego”, wychodzącego w Szczytnie w połowie XIX wieku, dwujęzycznego pisma, będącego organem miejscowego klubu konstytucyjnego (źródło). Na okładce powieści hitlerowski sztylet odcina głowę mazurskiemu kogutowi. Jak tłumaczył Jerzy Woźniak, Chodziło o przedstawienie losu Mazurów w czasie II wojny światowej, z których część z konieczności służyła w Wehrmachcie oraz tych, którzy walczyli m.in. w latach dwudziestych ubiegłego wieku o polskość tych ziem i czuli się Polakami do końca (źródło). Interesujące jest też, że okładkowy Kłobuk wiąże się z głównym bohaterem i jego pochodzeniem.


Jerzy Woźniak myśli o kolejnej powieści, chcąc stworzyć trylogię i osadzić akcję trzeciej części wokół wydarzeń w Szczytnie końca 1944 i początku 1945 r., czyli w czasie wkroczenia do miasta Rosjan. Do tego jednak czasu warto sięgnąć po "Cyrograf" oraz nadrobić "Mazur"-owe zaległości, jeśli takie macie. Książki Jerzego Woźniaka to interesująca lektura, która przy okazji uczy i uświadamia. Rozdziały są niedługie, co sprawia, że powieść można czytać wieczorami, po 1-2 rozdziały. Ale ostrzegam! Podobnie jak w przypadku "Mazura", gdy już zaczniesz czytać, nie będziesz mógł przerwać! Bardzo polecam!

Zapraszam na stronę internetową książki: KLIK. Polecam film, w którym Jerzy Woźniak opowiada o swoich książkach: KLIK.

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz