
![]() |
Źródło. |
Jak
czytamy w polskiej Wikipedii: „Urodziła się w rodzinie zamożnego fabrykanta.
Ukończyła ekonomię na uniwersytecie w Sheffield i podjęła pracę
w Londynie jako sekretarka w kancelarii prawnej. Tam zainteresowała
się też lotnictwem i w 1929 uzyskała licencję pilota w
londyńskim aeroklubie (London Aeroplane Club). Ponadto jako
pierwsza kobieta uzyskała kwalifikacje mechanika lotniczego. Sławę przyniósł
jej lot z Wielkiej Brytanii do Australii w 1930, którego
podjęła się jako pierwsza kobieta. Wystartowała 5 maja 1930 z Croydon, a
ukończyła rajd 24 maja, lądując w Darwin po przebyciu
11 000 mil. Mimo że nie pobiła 15-dniowego rekordu tej trasy, witano
ją jak gwiazdę, otrzymała też za ten lot nagrodę Harmon Trophy. Jej samolot De
Havilland Gipsy Moth, o znakach G-AAAH i nazwie własnej „Jason”, znajduje się
obecnie w Muzeum Nauki w Londynie. W lipcu 1931 pobiła rekord przelotu na
trasie z Anglii do Japonii, lecąc samolotem De Havilland Puss
Moth z drugim pilotem Jackiem Humphreysem. W lipcu 1932 ustanowiła
rekord samotnego przelotu z Angli do Kapsztadu w Południowej
Afryce, także na DH Puss Moth. W maju 1936 ponownie pobiła ten rekord
samolotem Percival Gull. W 1932 poślubiła słynnego brytyjskiego lotnika Jima
Mollisona, który oświadczył się jej po 8 godzinach od spotkania, w czasie
wspólnego lotu. Z Mollisonem wykonała w 1933 przelot bez międzylądowania z
Pendine Sands w południowej Walii do USA samolotem De
Havilland Dragon Rapide. Lot zakończył się rozbiciem samolotu z braku paliwa
w Bridgeport w stanie Connecticut. W następnym roku Johnson i
Mollison przelecieli bez międzylądowania w rekordowym czasie do Indii samolotem De Havilland DH.88 Comet (…)”[2].
![]() |
Źródło. |
Poniższy
artykuł ma na celu korektę ustaleń na temat wyjątkowego wydarzenia w Amelinie i
Krasnosielcu w 1931 r., ich systematyzację oraz prezentację nieznanego dotąd
źródła. Poza tym artykuł uzupełniają obszerne fragmenty prasowe, dotyczące
późniejszej międzynarodowej afery, związanej z niepochlebnym dla gminy
Krasnosielc opisem traktowania angielskiej lotniczki. Dostarczają one również
informacji na temat jej pobytu w Amelinie i Krasnosielcu w 1931 r. Dodatkowo
artykuł opatrzony został niepublikowanymi dotąd zdjęciami z Amelina,
Krasnosielca i Warszawy, związanymi z pobytem Amy Johnson w Polsce[3].
![]() |
Amy Johnson przed startem z Londynu 1 I 1931 r. Źródło. |
Z początkiem 1931 r. Amy Johnson zdecydowała się na lot z Londynu przez Berlin i Moskwę do Pekinu. Miała przelecieć nad Syberią. Decyzję o locie zimą dziewiętnastoletnia wówczas lotniczka tłumaczyła chęcią podjęcia ryzyka i przeżycia przygody. Chciała być pierwszą osobą, która zaliczyła taki lot. Mówiła, że znudziła się jej rola sekretarki, a rzeczywiście wcześniej pracowała na takim stanowisku w angielskim Hull. Przygotowywała się przez kilka miesięcy. W wyniku trudnych warunków pogodowych zabłądziła i awaryjnie lądowała w miejscowości Amelin koło Krasnosielca. Stamtąd przewieziono ją do Warszawy, a do Londynu wróciła przez Moskwę. Przerwała lot, ale z niego nie zrezygnowała. Wróciła na trasę w lipcu 1931 r. i ukończyła lot z sukcesem[4].
Fragment pamiętnika krasnosielskiego proboszcza, dotyczący omawianego wydarzenia, nie pozostawia wątpliwości co do daty lądowania Brytyjki: Dnia 4-go stycznia 1931 roku [w niedzielę – przyp. M.W.K.] Amy Johnson zabłądziła wśród mgły w przestworzach i koło godz. 3-ej po południu krążyła nad Bagienicami, Niesułowem i Amelinem. Nie wiedziała, gdzie się znajduje i z tego powodu lądowała o 150 kroków od Amelina na ugorach, spowitych w grubą pokrywę śnieżną. Przy lądowaniu samolot stanął na głowie w głębokiej bruździe, przyczep złamało się śmigło i prawa cześć podwozia, tak zwana stójka, została uszkodzona[5]. Gdyby awiatorka wylądowała w Amelinie 6 stycznia, w święto Trzech Króli, jak to dotychczas często pisano[6], relacja o wydarzeniu nie mogłaby się ukazać w polskiej i zagranicznej prasie dzień wcześniej, 5 stycznia, a tak właśnie było[7]. Rok 1931 jako moment lądowania Johnson w Amelinie jest pewny, przeciwnie do opinii o możliwym roku 1932 albo 1933[8]. Do tej pory poprawna data wydarzenia została podana jedynie w „Tygodniku Ostrołęckim”[9], w późniejszych wydaniach pojawiły się błędy powtarzane i przedrukowywane, przenoszące datę lądowania angielskiej awiatorki w Amelinie na dzień lub dwa dni później.
Fragment pamiętnika krasnosielskiego proboszcza, dotyczący omawianego wydarzenia, nie pozostawia wątpliwości co do daty lądowania Brytyjki: Dnia 4-go stycznia 1931 roku [w niedzielę – przyp. M.W.K.] Amy Johnson zabłądziła wśród mgły w przestworzach i koło godz. 3-ej po południu krążyła nad Bagienicami, Niesułowem i Amelinem. Nie wiedziała, gdzie się znajduje i z tego powodu lądowała o 150 kroków od Amelina na ugorach, spowitych w grubą pokrywę śnieżną. Przy lądowaniu samolot stanął na głowie w głębokiej bruździe, przyczep złamało się śmigło i prawa cześć podwozia, tak zwana stójka, została uszkodzona[5]. Gdyby awiatorka wylądowała w Amelinie 6 stycznia, w święto Trzech Króli, jak to dotychczas często pisano[6], relacja o wydarzeniu nie mogłaby się ukazać w polskiej i zagranicznej prasie dzień wcześniej, 5 stycznia, a tak właśnie było[7]. Rok 1931 jako moment lądowania Johnson w Amelinie jest pewny, przeciwnie do opinii o możliwym roku 1932 albo 1933[8]. Do tej pory poprawna data wydarzenia została podana jedynie w „Tygodniku Ostrołęckim”[9], w późniejszych wydaniach pojawiły się błędy powtarzane i przedrukowywane, przenoszące datę lądowania angielskiej awiatorki w Amelinie na dzień lub dwa dni później.
Gdy
Amy Johnson ok. 16:00[10]
wylądowała na polskiej ziemi (anglojęzyczne gazety lokalizowały te lądowanie w
Amelinie, w Amelinie koło Krasnosielca, koło Ciechanowa czy wreszcie koło
Pułtuska), musiała być bardzo zmęczona, bowiem ciężkie warunki atmosferyczne, wiatr, gęsta mgła, niski pułap
utrudniały orientację na terytorium polskiem. Już przed Poznaniem silny boczny
wiatr zmusił lotniczkę do okrążenia Poznania od północy. Okolice Bydgoszczy i
Torunia obfitują w jeziora. To też,
gdy młoda lotniczka znalazła się nad zamarzniętą, pokrytą krami Wisłą – wzięła
ją za jezioro i zamiast skierować się wgórę rzeki – poleciała dalej na wschód.
Po paru godzinach lotu zrozumiała, że zbłądziła. (…) Zziębnięte, skostniałe ręce działały mniej sprawnie niż zwykle. Śnieg
przykrywał bruzdy, utrudniając orjentację. Zamiast skierować apar at
wzdłuż bruzd – p. Johnson wzięła kierunek poprzeczny. Podwozie nie wytrzymało podskoków na nierównościach terenu. Aparat
„skapotował”, łamiąc śmigło i uszkadzając skrzydło. Pilotka wyszła z opresji
bez szwanku[11].
Henryk Sikora, ówczesny sekretarz gminy Krasnosielc, w swoim pamiętniku zapisał
też, że w gęstej mgle Johnson zaczepiła o konary topoli i złamała śmigło. Miała
szczęście, że niedawno spadło dużo śniegu, bo upadła niegroźnie w biały puch.
Jednak bała się, że wylądowała na gdzieś w Rosji, bowiem planowała przelecieć z
Londynu do Tokio w Japonii[12].
Wyruszyła w Nowy Rok[13].
Gdy niespodziewanie wylądowała w Amelinie, (…) udała się do wsi i pierwszemu napotkanemu człowiekowi dawała 5 funtów
angielskich, aby pilnował samolotu. - Takich blasków nie chcę, 5 złotych wezmę
– odpowiedział wieśniak. Wysłany na posterunek posłaniec konny doniósł, że
jakaś pani lądowała, przyszła do wsi i po jakiemuś bełkoce, a bełkoce –
zapisał ks. Z. Serejko[14].
Jak cytował „Tygodnik Ostrołęcki”, W mgnieniu oka [na miejscu lądowania – przyp. M.W.K.] zebrał się tłum wieśniaków, którzy od dłuższego czasu słyszeli warkot
samolotu i widzieli, jak krążył opodal[15]. Samolot
zaciągnięto na podwórze Kaczmarczyka, w pobliżu którego wylądował. Wedle innej
wypowiedzi mieszkańców Amelina awionetka wylądowała na pastwisku między posesją
Gadomskich a Wdowińskich. Lotniczkę poczęstowano posiłkiem[16].
![]() |
Gapie
przy samolocie DH.60G Gipsy Moth (G-ABDV) należącym do lotniczki Amy Johnson. Narodowe Archiwum Cyfrowe [dalej: NAC],
sygn. 1-S-1215-3.
|
![]() |
Amy Johnson ogląda uszkodzone
podwozie swojego samolotu DH.60G Gipsy Moth
(GABDV). NAC, sygn. 1-S-1215-1.
|
Następnie
sołtys wsi Amelin Piotr Ambroziak odesłał Angielkę do Krasnosielca, powiadamiając Jana Brzezickiego, komendanta posterunku Policji Państwowej w Krasnosielcu: Do Posterunku Policji w Krasnosielcu. Odsyłam podwodą kobietę, która na samolocie dzisiaj wieczorem spadła na podwórze jednego gospodarza w Amelinie. Przy samolocie postawiłem wartę, a tę kobietę proszę zbadać. Na posterunek przyprowadzono też H. Sikorę,
sekretarza gminy Krasnosielc. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy do jego
mieszkania wszedł Brzezicki i przerwał urzędnikowi lekturę gazety, informującej
o starcie z Londynu Amy Johnson, mówiąc, że ta sama lotniczka siedzi na
posterunku w Krasnosielcu! Gdy Sikora zobaczył pannę Johnson, miała na sobie
skórzaną kurtkę, na głowie pilotkę i była wyraźnie zdenerwowana. Dlatego po
przeczytaniu notatki sekretarz gminy Krasnosielc szybko posłał po wójta
Stanisława Gosia i Łazickiego, którzy znali angielski. Do tej pory bowiem
rozmowa odbywała się na migi. Ucieszyła się, że jest w Polsce, a nie gdzieś na
Syberii, i to tylko około 100 km od Warszawy. Planowała tam bowiem jeden z przystanków przeznaczonych na odpoczynek[17].
W
stolicy oczekiwano jej przed południem 4 stycznia, a na lotniku mokotowskim,
gdzie miała się stawić, oczekiwał jej „nie tylko cały warszawski świat
lotniczy, ale i wiele innych osób, chcących zobaczyć przylot słynnej lotniczki.
Honorowa eskadra Aeroklubu Warszawskiego, w składzie 4 maszyn, wystartowała na
spotkanie Miss Amy w kierunku Poznania (…), jednak po godzinie wróciła na lotnisko,
nie spotkawszy lotniczki. Depesza z Berlina mówiła o starcie stamtąd godzinie
10 minut 30, więc gdy zaczął zapadać zmrok, a o lotniczce nie było nic słychać,
zaczęto się niepokoić”[18].
A Miss Amy siedziała wówczas na posterunku policji w Krasnosielcu. Około 20:00
połączono się telefonicznie z ambasadą brytyjską w Warszawie i wyjaśniono
sytuację lotniczki, a następnie zaprowadzono pannę Johnson na plebanię[19].
Była
godzina 19:00. Po wieczerzy ksiądz wikary
odszedł do siebie, organista jeszcze był, gdy wszedł posterunkowy i zwrócił się
z prośbą o udzielenie gościny angielskiej lotniczce, której samolot zarył się w
głębokiej pokrywie śnieżnej. Wkrótce nadszedł p. Goś, zastępca wójta, z tą samą
prośbą. Ks. Serejko z chęcią się zgodził. Za chwilę przed gankiem ukazała się Amy Johnson w towarzystwie p.
Gosia, który nauczył się angielskiego w czasie pobytu w Ameryce. Lotniczkę i p.
Gosia zaprosiłem do mieszkania. Ubrana była w skórzaną odzież, po męsku.
Zauważyłem, że nakrycia głowy nie nosi. [W prasie angielskiej w dniu startu
panny Johnson z Londynu pisano, że miała na sobie zielony skórzany kostium
lotniczy oraz spadochron. Dodatkowo gdy wsiadała do samolotu, miała w ręce
paczkę herbatników, czekoladę i herbatę. Jedynie 24 osoby obserwowały jej odlot,
a sama Amy zdawała się nie spieszyć[20]
– przyp. M.W.K.] Widać, że bardzo
zmęczona i trzęsie się od zimna. Poprosiłem do stołu. Wzięła do ust kieliszek
wódki, potem wina, z apetytem jadła wędlinę. Pieczonego kurczęcia jeść nie
chciała. P. Goś bawił lotniczkę rozmową i pośredniczył w rozmowie; prosiłem,
aby jadła i czuła się, jak u siebie w domu. Po kolacji, wstając od stołu,
przeżegnała się. Lotniczka z radością spoglądała na palącą się w czasie kolacji
choinkę, śmiała się serdecznie, gdy służebna zmieniała świeczki i zapalała
sztuczne ognie. W rozmowie z p. Gosiem wypowiedziała się, że ma siostrę, mówiła
o ojcu, który jest rybakiem.
Przy kolacji wszedł do stołowego pokoju naczelnik
miajscowej poczty i ofiarował swoje usługi na wypadek, gdyby lotniczka chciała
rozmówić się z poselstwem w Warszawie. Ale telefon policji, skierowany do
aeroklubu, zrobił swoje; o wypadku poinformowano władze i prasę. Tymczasem
przygotowano łóżko w gościnnym pokoju – i lotniczka o godzinie 11 udała się na
spoczynek.
Jak
pisał ks. Serejko, Dnia 5 stycznia o g. 5
r. zjechali do Krasnosielca przedstawiciele prasy: p. Baliński, red. „Ekspressu
Porannego” p. Leon Jaromski, fotograf; p.p. Bejkinowie z „Krj. Ilustr.” p.
Dulewicz fotograf[21].
Nie jest więc prawdą, że to „Miejscowy fotograf uwiecznił panią Johnson przy
kolacji i lampce szampana w salonie księdza przy świątecznej choince w
towarzystwie proboszcza i dwu pań”[22].
Zdjęcia, jakie pozostały po tej wizycie, zostały wykonane nie pierwszego wieczoru,
a następnego dnia, kiedy na plebanii zjawili się przedstawiciele prasy.
![]() |
Plebania w Krasnosielcu w okresie międzywojennym, NAC, sygn. 1-U-3103. |
Dalszy przebieg wypadków dokładnie opisał krasnosielski proboszcz: Najpierw rozpytywali kościelnego, Mazurka, który jednak o niczem nie wiedział i powiedział, że nikogo obcego na plebanji nie ma. Gdy się udali do służby plebańskiej, Józia powiedział, że Pani jest… nocuje. Uspokoili się i wróci lido samochodu; tam przeczekali do 6 ½ rano. W tej porze powtórnie przyszli do plebanji. Właśnie skończyłem pacierze i wchodzę do stołowego pokoju, gdzie zastaję całe towarzystwo przy śniadaniu. Na chwilę wszyscy powstają. Przedstawiają się i przepraszają, że się tak rozgospodarowali.
O 7-ej poszedłem do kościoła. – Ludzi mało. Chłopcy od służenia poszli do Szudina oglądać samolot – i służył organista.
Około 8-ej jestem już w plebanji. Z rozmowy dowiaduje się, że około 9 a przyjechać attache wojskowy angielski. Tymczasem przyjechali: pan Starosta i pan Komisarz Powiatowy z Makowa, którego wyczekiwał posterunkowy Brzeziński. Ponieważ padał śnieg z deszczem, jeden i drugi zmokli od stóp do głów.
Fotografowie niecierpliwią się, czekając na okazję sfotografowania lotniczki. Amy Johnson śpi… ósma… po 8-ej… nie daje znaku życia. Posyłam do pokoju służebnę Stefę z zegarkiem w ręku, aby pokazała na nim, że już po 8-ej. Napróżno! Wtedy zapukała p. Bejtlinowa i weszła do sypialni i zastała lotniczkę siedzącą na łóżko, jeszcze nie ubraną. Sądziła, że ksiądz ma gości i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. P. Bejtlinowa wytłumaczyła, że to miejscowe władze i przedstawiciele prasy zjechali. – Lotniczka wstała i wkrótce do nas wyszła. Zaprosiłem do śniadania: piła kawę i jadła szynkę.
Po śniadaniu sfotografowano lotniczkę i mnie przy świetle magnezjowem w pokoju i przed plebanją, lotniczkę samą przed plebanią i lotniczkę zapalającą choinkę w plebanji.
O 7-ej poszedłem do kościoła. – Ludzi mało. Chłopcy od służenia poszli do Szudina oglądać samolot – i służył organista.
Około 8-ej jestem już w plebanji. Z rozmowy dowiaduje się, że około 9 a przyjechać attache wojskowy angielski. Tymczasem przyjechali: pan Starosta i pan Komisarz Powiatowy z Makowa, którego wyczekiwał posterunkowy Brzeziński. Ponieważ padał śnieg z deszczem, jeden i drugi zmokli od stóp do głów.
Fotografowie niecierpliwią się, czekając na okazję sfotografowania lotniczki. Amy Johnson śpi… ósma… po 8-ej… nie daje znaku życia. Posyłam do pokoju służebnę Stefę z zegarkiem w ręku, aby pokazała na nim, że już po 8-ej. Napróżno! Wtedy zapukała p. Bejtlinowa i weszła do sypialni i zastała lotniczkę siedzącą na łóżko, jeszcze nie ubraną. Sądziła, że ksiądz ma gości i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. P. Bejtlinowa wytłumaczyła, że to miejscowe władze i przedstawiciele prasy zjechali. – Lotniczka wstała i wkrótce do nas wyszła. Zaprosiłem do śniadania: piła kawę i jadła szynkę.
Po śniadaniu sfotografowano lotniczkę i mnie przy świetle magnezjowem w pokoju i przed plebanją, lotniczkę samą przed plebanią i lotniczkę zapalającą choinkę w plebanji.
![]() |
Amy Johnson przy choince na plebanii w Krasnosielcu, NAC, sygn. 1-S-1215-4. |
![]() |
Amy Johnson na plebani parafii pw. św. Jana Kantego w
Krasnosielcu, w towarzystwie ks. proboszcza Zygmunta Serejki, NAC, sygn. 1-S-1215-6.
|
![]() |
Ksiądz proboszcz Zygmunt Serejko i
Amy Johnson przed plebanią w
Krasnosielcu, NAC, sygn. 1-S-1215-5.
|
Gdy się już fotografowanie miało ku końcowi,
Strefa podała nam telefonogram, zawiadamiający o przyjeździe nowych gości z Warszawy.
Czekamy a gości precz niema. Ogólne zniecierpliwienie i projekt jazdy na
spotkanie. Uspokajam, skoro wyjechali, przyjadą. A spotkanie w drodze jest
wątpliwe, gdyż trzy drogi prowadzą z Pułtuska do Krasnosielca.
Poradziłem telefonować. Zajął się tem p.
Komisarz policji i w tym celu udał się na posterunek. Około 10 ej zjechało
auto, z którego wysiedli oczekiwani goście: p. pułkownik Morston attaché i p.
Henryk Rzewuski, korespondent „Daily Mail”.
Fotografowie usiłowali zdjąć aparat
lotniczki, ale, ponieważ zarył się w pokrywie śnieżnej, nie mogli. – Uważając
swą misję za skończoną, odjechali do Warszawy. Przed 11-ą zaszły moje konie,
zaprzężone do powozu, by zawieść Amy Johnson z gośćmi do Amelina. Gdy przed gankiem
siadali do powozu, patrzę, że siadają na jednoosobowem siedzeniu jeden i drugi
mężczyzna i wśród nich zajęła miejsce lotniczka. Troje
Anglików zmieściło się na takiem siedzeniu, które normalnie i wygodnie jedną osobę
mieściło. Pan Komisarz pojechał wozem.
Po 12-ej znów samochód z Warszawy i nowi
goście; p.p. Mateolu i pani Chrzanowska, korespondentka prasy amerykańskiej – i
jeszcze jeden pan. Proszą, bym opowiedział, jak było? Zaczynam, ale i kończę,
gdyż goście z Amelina wrócili.
W kuchni mrówcza praca znalezionej z
trudnością ćwiartce cielęciny. Obiad jednak już był gotów, więc proszę gości do
stołu. Panie poszły myć ręce. Do obiadu usiadło 11 osób w takim porządku: na
pierwszem miejscu lotniczka, potem pani Maleolu, pani Chrzanowska, p. Komisarz,
pan Maleolu, pułkownik Martin, p. Dullaru, p. N. z „Ekspressu”, pan Feliks
Rzewuski, ks. Szurliński i ja. Jadłospis: 1) wędliny i wódka, 2) sztuka mięsa z
chrzanem, 3) rosół a makaronem, 4) pieczeń cielęca z kartoflami, 5) czarna kawa
i likierem i 6) wino.
W stosownej chwili podczas obiadu wzniosłem
toast na cześć lotniczki. W przemówieniu zaznaczyłem, że mam u siebie bardzo
rzadkiego gościa, Amy Johnson, chlubę lotnictwa angielskiego. Niech jej sprzyja
zdrowie, powodzenie, aby szczęśliwie dopięła zamierzonego celu! Gdy
przemówienie powtórzono lotniczce, prosiła o wyrażenie mi swej największej
wdzięczności.
Pułkownik Martin i p.p. Maleolu także
dziękowali. Pan Komisarz czuł się bardzo zadowolony, dziękował, mówił, że zna
Płońskie strony, bo tam w Nierakli ma kuzynów, p.p. Abramowiczów. Gdy zebrani
goście pytali o moje nazwisko, rozdałem im wizytówki i wzajemnie takowe otrzymałem.
Goście angielscy i przedstawiciele prasy prosili, abym ich odwiedził w Warszawie.
Po obiedzie znowu fotografowanie w plebanji.
Przyrzekli mi odbitki fotograficzne. Rozmowa potoczyła się na temat startowania
w Amelinie, które okazało się tam niemożliwe. Samolot sprowadzono do
Krasnosielca. Odradzano podjęcie dalszego lotu w zamierzonym kierunku. Na
Syberji śnieg bowiem bardzo głęboki: i na nartach i na kołach jazda niemożliwa,
saniami dość ciężko, mrozy wielkie, ludność w znacznej części po zbójecku
nastrojona[23].
Amy Johnson odjechała więc do Warszawy w towarzystwie attache wojskowym
angielskim, starostą makowskim Tadeuszem Kowalskim i komendantem policji z Krasnosielca. Wyjazd nastąpił ok. godz. 15:00[24].
Do
rozwiązania pozostała sprawa samolotu. O świcie 5 stycznia „na trasę poszły
pługi do odśnieżania i gromady ludzi z łopatami. Pomimo śnieżnych zasp rano
dotarł do Krasnosielca pojazd gąsienicowy z polskim pilotem, sławnym
Stanisławem Karpińskim i mechanikami. Sikora razem z nimi udał się do Amelina.
Niewielki samolocik z napisem Baby leżał w śnieżnej zaspie na podwórku
wiejskiej zagrody. Niedaleko stały wielkie drzewa z połamanymi górnymi gałęziami.
Mechanicy wyciągnęli samolot z zaspy i sprawnie zabrali się do roboty. Później
z pomocą ludzi ze wsi na zagonie pola urządzili pas startowy. Po południu pilot
Karpiński wystartował na samolociku i ku wielkiemu przerażeniu mieszkańców wykonał
nad wsią kilka karkołomnych akrobacji i odleciał w kierunku Warszawy żegnany
przez kobiety znakiem krzyża. Powiadają, że jeden z mieszkańców Krasnosielca,
zafascynowany samolotem uczepił się go w momencie startu. Na chwilę uniósł się
w powietrze po czym wylądował w zaspie. Wśród miejscowych zyskał przydomek
Samolocik, który odziedziczyli po nim także wnukowie”[25].
Samolotem zaopiekowały się Polskie Linie Lotnicze LOT. To one zapewniły naprawę
uszkodzeń maszyny[26].
![]() |
Mechanicy Polskich Linii
Lotniczych „LOT” dokonują ostatniego sprawdzenia samolotu DH.60G Gipsy Moth (GABDV) przed
wylotem Amy Johnson do Londynu, NAC, sygn. 1-S-1216-10.
|
![]() |
Mechanicy Polskich
Linii Lotniczych „LOT” udzielający pomocy technicznej przy starcie samolotu
DH.60G Gipsy Moth (G-ABDV) lotniczki Amy Johnson, NAC,
sygn. 1-S-1216-8.
|
![]() |
Amy Johnson w samolocie DH.60G
Gipsy Moth (G-ABDV) na lotnisku mokotowskim w Warszawie. NAC, sygn. 1-S-1216-7.
|
![]() |
Start samolotu DH.60G Gipsy Moth (G-ABDV) lotniczki Amy Johnson do próbnego lotu, NAC, sygn. 1-S-1216-9.
|
Po
przybyciu do stolicy Polski „6 stycznia Miss Johnson rozmawiała z warszawskimi
dziennikarzami, opowiadając, jak to mgła i śnieżyca zmusiły ją do lądowania
„gdzie się dało”, że widoczność byłą bardzo zła, więc trzymała się kursu według
busoli, przy czym została zniesiona na północ, że w Polsce jej się bardzo
podoba i że dalszy jej lot zależy od stanu maszyny oraz pogody. Żegnając się
powiedziała, że bardzo się cieszy, że iż dzięki przypadkowi mogła poznać nasz
kraj i że została w Polsce tak serdecznie przyjęta. (…)”
![]() |
Amy
Johnson podczas spotkania z dziennikarzami w salach ambasady angielskiej w
Warszawie, NAC, sygn. 1-S-1216-3.
|
![]() |
Amy
Johnson w siedzibie Polskiego Radia w Warszawie wygłasza krótkie przemówienie
o swym locie z Londynu do Warszawy, NAC, sygn. 1-S-1216-2.
|
![]() |
Amy
Johnson podczas wizyty w Aeroklubie
RP przegląda egzemplarz „Światowida”, NAC, sygn. 1-S-1216-1.
|
![]() |
Źródło: „Echo”, 1931, 7, s. 2. |
![]() |
Jedna z relacji o lądowaniu Amy
Johnson w Amelinie, opublikowanych w prasie anglojęzycznej. Źródło: Amy Johnson, Flying to China, Is
Forced Down, „The Burlington Free Press”, 1931, 4, s. 1.
|
Niestety próba powrotu do Anglii zakończona została po zapoznaniu się z niekorzystnym komunikatem meteorologicznym. „(...) 9 stycznia lotniczka wyjechała koleją do Moskwy, aby omówić z radzieckimi kolegami sprawę dalszego lotu do Japonii, który następnie kontynuowała i szczęśliwie zakończyła”[27].
![]() |
Amy Johnson przed odlotem wpisuje godzinę lotu do
księgi raportów, NAC, sygn. 1-S-1216-6.
|
![]() |
Amy
Johnson na lotnisku mokotowskim w drodze do swej awionetki przed powrotem do
Londynu, NAC, sygn. 1-S-1216-5.
|
![]() |
Amy
Johnson w towarzystwie ambasadora brytyjskiego Williama Erskine i jego rodziny przed
lotniskiem. NAC, sygn. 1-S-1216-4.
|
![]() |
Amy Johnson po wylądowaniu w Tokio w 1931 r. Źródło. |
To
nie był koniec perypetii związanych z niespodziewaną wizytą słynnej lotniczki w
gminie Krasnosielc. Po pierwsze Amelin i Krasnosielc licznie odwiedzali
dziennikarze i reporterzy, zaś polska i zagraniczna prasa rozpisywała się o
wypadku. Jak podkreśliła K. Olzacka, powołując się na wspomnienia H. Sikory,
„Swoją wdzięczność za pomoc wyraził także brytyjski Aeroklub, którego Amy była
członkiem. Do Krasnosielca nadszedł list z podziękowaniami i nagroda w
wysokości 40 funtów szterlingów, co na owe czasy stanowiło całkiem pokaźną
kwotę. Sprawą podziału nagrody zajął się zarząd gminy w porozumieniu ze
starostą Kowalskim. Na zebraniu gromady wsi Amelin uradzono, że za część pieniędzy
postawiona zostanie figurka obok miejsca lądowania, a pozostała część
rozdzielona zostanie pomiędzy mieszkańców. Sekretarz Sikora zaproponował, by
oprócz figurki kupić trochę książek do czytania i założyć wiejską bibliotekę. Z
pozostałych pieniędzy wynagrodzić gospodarza, któremu samolot uszkodził drzewa
w podwórzu i tego, który dowiózł lotniczkę do Krasnosielca. Resztę nagrody postanowiono
przeznaczyć na poczęstunek dla gospodarzy Amelina. Uchwała gromady zyskał
akceptację starosty. Zakupiono książki i postawiono (…) kamienny obelisk z żelaznym krzyżem. Na obelisku wyryto napis: W podzięce Opatrzności za szczęśliwe lądowanie Amy Johnson figurę tę postawiła wieś Amelin. Dzisiaj po napisie nie ma tu śladu”[28].
Sprawa
zakończyłaby się pozytywnie, z wieczną chlubą dla gminy Krasnosielc za
uratowanie dotkniętej katastrofą słynnej lotniczki, gdyby nie szokujący wywiad
z 1933 r. Można wręcz powiedzieć, że wybuchła
międzynarodowa afera, bowiem w „Sunday Dispath” Amy Johnson-Mollison, już
mężatka, niepochlebnie wspominała awaryjne lądowanie w Amelinie.
![]() |
Amy Johnson z mężem James Mollisonem w 1936 r. Źródło. |
Dziennikarz
zapytał ją o lotnicze przygody. Fragment artykułu, dotyczący epizodu
amelińsko-krasnosielskiego, brzmiał następująco:
NIEBEZPIECZNE CHWILE W LESIE”. PRZYMUSOWE ŁADOWANIE. Daleko bardziej zastraszającemi były zdarzenia, wynikłe z mego przymusowego lądowania w Polsce podczas mojego przelotu do Rosji. W posępnem pustkowiu doznałam groźby, której nigdy przedtem ani potem nie doświadczałam. Był to j e dyny wypadek w mojem życiu, gdy bałam się człowieka.
Przeleciawszy ponad górami Harcu, starałam się dotrzeć do Wisły. Podemną roztaczała się kraina gęstych lasów i pól śniegiem pokrytych, które zacierały granice. Długo leciałam ponad lasami wytężając oczy i szukając rzeki, lecz nie mogłam jej spostrzec. W międzyczasie krótki dzień zimowy się skończył i byłam zagubioną gdzieś w Polsce.
Podczas zgęszczającego się mroku zauważyłam polanę w lesie i postanowiłam na niej lądować. Gleba pod śniegiem była bardzo nierówna i moja maszyna się wywróciła. Poczułam się jak w bajce Grimma. Dookoła mnie był wielki las i czekałam. spodziewając się pojawienia tradycyjnego smolarza.
Ktoś zjawił się rzeczywiście. Kilkunastu chłopów wybiegło z nędznych domków, które wydawały mi się szałasami w lesie. Sami mężczyźni, żaden z nich nie umiał po angielsku oprócz jednego, który n a uczył się kilku zdań w Ameryce.
OCALENIE.
NIEBEZPIECZNE CHWILE W LESIE”. PRZYMUSOWE ŁADOWANIE. Daleko bardziej zastraszającemi były zdarzenia, wynikłe z mego przymusowego lądowania w Polsce podczas mojego przelotu do Rosji. W posępnem pustkowiu doznałam groźby, której nigdy przedtem ani potem nie doświadczałam. Był to j e dyny wypadek w mojem życiu, gdy bałam się człowieka.
Przeleciawszy ponad górami Harcu, starałam się dotrzeć do Wisły. Podemną roztaczała się kraina gęstych lasów i pól śniegiem pokrytych, które zacierały granice. Długo leciałam ponad lasami wytężając oczy i szukając rzeki, lecz nie mogłam jej spostrzec. W międzyczasie krótki dzień zimowy się skończył i byłam zagubioną gdzieś w Polsce.
Podczas zgęszczającego się mroku zauważyłam polanę w lesie i postanowiłam na niej lądować. Gleba pod śniegiem była bardzo nierówna i moja maszyna się wywróciła. Poczułam się jak w bajce Grimma. Dookoła mnie był wielki las i czekałam. spodziewając się pojawienia tradycyjnego smolarza.
Ktoś zjawił się rzeczywiście. Kilkunastu chłopów wybiegło z nędznych domków, które wydawały mi się szałasami w lesie. Sami mężczyźni, żaden z nich nie umiał po angielsku oprócz jednego, który n a uczył się kilku zdań w Ameryce.
OCALENIE.
Domyśliłam się, że znajduję się na odludziu, bez
kolei, telefonu, telegrafu lub jakiegokolwiek szybkiego środka komunikacji ze
światem. Polak-amerykanin, największy
z gromady, był brudnym,
brodatym, złowrogo wyglądającym mężczyzną,
spozierającym na mnie chciwymi
oczyma. Gestykulował w grożący sposób i powtarzał słowo „pieniędzy”.
Miałam przy sobie 50 funtów szterlingów w złocie i da łam mu złotą monetę. Jakbym teraz jeszcze widziała zaiskrzone jego oczy, gdy chwycił pieniądz. Przemówił parę słów do innych, którzy podnieśli moją maszynę. Niebawem zjawiły się sanki zaprzężone w konie, aby odwieźć mnie do najbliższego miasta. Wsiadłam do sanek i ruszyliśmy. Na krańcu lasu stała samotna chata.
Właśnie, gdyśmy koło niej przejeżdżali, groźny brutal, który żądał pieniędzy, wyskoczył z sanek, zatrzymał woźnicę i ciągnąc mnie za ramię próbował ściągnąć mnie z sanek do chaty.
Życie moje częstokrotnie wisiało na włosku, lecz nigdy ani przedtem, ani potem nie poczułam takiego przerażenia, jak w chwili, gdy walczyłam z tem bydlęciem na tych polach śniegiem pokrytych, daleko od wszelkiej pomocy.
Zdołałam mu się wyrwać i aby go przejednać ofiarowałam mu papierosa. Podczas, gdy go zapalał dałam drugą sztukę złota woźnicy, nagląc go zapamiętale do pośpiechu.
Wziął pieniądz, pognał konie batem i z brzękiem dzwonków popędziliśmy naprzód, pozostawiając brutala krzyczącego i klnącego w ciemnościach.
Gdy po trzech godzinach jazdy przybyliśmy do najbliższego miasta, mającego nazwę niemożliwą do wymówienia, byłam skostniałą od zimna, bo miałam na obie jedyną moją zieloną kurtkę lotniczą bez futra.
Gdy nareszcie udało mi się zatelefonować do Brytyjskie j Ambasady w Warszawie — odległej o sto pjęćdziesiąt mil angielskich — dowiedziałam się, że Wisła jest całkiem zamarznięta. To było przyczyną, że jej nie dostrzegłam[29].
Czasopismo lotnicze „Skrzydlata Polska” z dowcipem zareagowało na rewelacje angielskiej awiatorki. Redaktorzy opublikowali następujący tekst: Pani Amy Johnson-Mollison zrobiła krajowi naszemu nieoczekiwaną reklamę. W wywiadzie dziennikarskim, na pytanie, jakie najmocniejsze przeżycie w jej karjerze lotniczej zaliczyć należy do najgroźniejszych, oświadczyła, że podczas przymusowego, pamiętnego lądowania w Polsce, w zeszłym roku, stała się przedmiotem agresywności męskiej wprosi zagrażającej cnocie dzielnej lotniczki. Aeroklub Rzeczypospolitej posiada dostateczne dane, że fakt taki nie miał miejsca. My, jak jeden mąż, zastrzec się musimy przeciwko tego rodzaju sławie, czynionej męskiej połowie naszego narodu; fama taka albowiem spowodować może masowy nalot podstarzałych i co brzydszych lotniczek z całego świata, czego sobie absolutnie, mimo znanej gościnności, nie życzymy[30].
A oto protest, protest, jaki w związku z tym artykułem złożył Aeroklub Rzeczpospolitej Polskiej klubowi angielskiemu. Warto dopowiedzieć, że odpis listu Aeroklubu RP przesłany został w języku angielskim do ambasady angielskiej w Warszawie, naszej ambasady w Londynie i redakcji „Sunday Dispatch“, w języku francuskim do Sekretarza Generalnego F. A . I., w języku polskim do gazet polskich, tóre opublikowały artykuł p. Mollison w całości lub częściowo („Dziennik Bydg.“, ,,Express Poranny”, „II. K. C.“, „Gazeta Polska”).
Do Pana Starosty
Miałam przy sobie 50 funtów szterlingów w złocie i da łam mu złotą monetę. Jakbym teraz jeszcze widziała zaiskrzone jego oczy, gdy chwycił pieniądz. Przemówił parę słów do innych, którzy podnieśli moją maszynę. Niebawem zjawiły się sanki zaprzężone w konie, aby odwieźć mnie do najbliższego miasta. Wsiadłam do sanek i ruszyliśmy. Na krańcu lasu stała samotna chata.
Właśnie, gdyśmy koło niej przejeżdżali, groźny brutal, który żądał pieniędzy, wyskoczył z sanek, zatrzymał woźnicę i ciągnąc mnie za ramię próbował ściągnąć mnie z sanek do chaty.
Życie moje częstokrotnie wisiało na włosku, lecz nigdy ani przedtem, ani potem nie poczułam takiego przerażenia, jak w chwili, gdy walczyłam z tem bydlęciem na tych polach śniegiem pokrytych, daleko od wszelkiej pomocy.
Zdołałam mu się wyrwać i aby go przejednać ofiarowałam mu papierosa. Podczas, gdy go zapalał dałam drugą sztukę złota woźnicy, nagląc go zapamiętale do pośpiechu.
Wziął pieniądz, pognał konie batem i z brzękiem dzwonków popędziliśmy naprzód, pozostawiając brutala krzyczącego i klnącego w ciemnościach.
Gdy po trzech godzinach jazdy przybyliśmy do najbliższego miasta, mającego nazwę niemożliwą do wymówienia, byłam skostniałą od zimna, bo miałam na obie jedyną moją zieloną kurtkę lotniczą bez futra.
Gdy nareszcie udało mi się zatelefonować do Brytyjskie j Ambasady w Warszawie — odległej o sto pjęćdziesiąt mil angielskich — dowiedziałam się, że Wisła jest całkiem zamarznięta. To było przyczyną, że jej nie dostrzegłam[29].
Czasopismo lotnicze „Skrzydlata Polska” z dowcipem zareagowało na rewelacje angielskiej awiatorki. Redaktorzy opublikowali następujący tekst: Pani Amy Johnson-Mollison zrobiła krajowi naszemu nieoczekiwaną reklamę. W wywiadzie dziennikarskim, na pytanie, jakie najmocniejsze przeżycie w jej karjerze lotniczej zaliczyć należy do najgroźniejszych, oświadczyła, że podczas przymusowego, pamiętnego lądowania w Polsce, w zeszłym roku, stała się przedmiotem agresywności męskiej wprosi zagrażającej cnocie dzielnej lotniczki. Aeroklub Rzeczypospolitej posiada dostateczne dane, że fakt taki nie miał miejsca. My, jak jeden mąż, zastrzec się musimy przeciwko tego rodzaju sławie, czynionej męskiej połowie naszego narodu; fama taka albowiem spowodować może masowy nalot podstarzałych i co brzydszych lotniczek z całego świata, czego sobie absolutnie, mimo znanej gościnności, nie życzymy[30].
A oto protest, protest, jaki w związku z tym artykułem złożył Aeroklub Rzeczpospolitej Polskiej klubowi angielskiemu. Warto dopowiedzieć, że odpis listu Aeroklubu RP przesłany został w języku angielskim do ambasady angielskiej w Warszawie, naszej ambasady w Londynie i redakcji „Sunday Dispatch“, w języku francuskim do Sekretarza Generalnego F. A . I., w języku polskim do gazet polskich, tóre opublikowały artykuł p. Mollison w całości lub częściowo („Dziennik Bydg.“, ,,Express Poranny”, „II. K. C.“, „Gazeta Polska”).
Do Pana Starosty
w Makowie
woj. warszawskie
Odpis.
British Military Attache
Odpis.
British Military Attache
Warsaw
d. 20.1.1931 r.
Szanowny Panie.
P. Amy Johnson poleciła mi przesłać Sz. Panu zł. 200 z prośbą, aby Pan zechciał łaskawie rozdać tę sumę pomiędzy osoby, które tak uprzejmie dopomogły jej, kiedy wy lądowała w Amelinie.
Szanowny Panie.
P. Amy Johnson poleciła mi przesłać Sz. Panu zł. 200 z prośbą, aby Pan zechciał łaskawie rozdać tę sumę pomiędzy osoby, które tak uprzejmie dopomogły jej, kiedy wy lądowała w Amelinie.
O ile Sz. Pan uważa za stosowne, p. Johnson
proponuje, aby powożący wozu i bryczki, którzy przewozili ją z Amelina do
Krasnosielca (trzykrotnie) otrzymali zł. 60 — aby nauczycielka szkoły w
Amelinie otrzymała część sumy i aby policjanci, którzy pilnowali samolotu
otrzymali 100 zł.
Jednakże p. Johnson pozostawia całkowicie do
Pańskiego uznania rozdanie pieniędzy pomiędzy osoby, które jej tak uprzejmie
dopomogły.
Z poważaniem
Z poważaniem
(— ) K. J.
Martin
Podpułkownik Szt. Gen.
Attache Wojskowy Angielski.
Odpis.
Odpis.
THE ROYAL
AERO-CLUB OF THE
UNITED-KINGDOM
LONDON
Panowie !
Dnia 22.1 b. r. ukazał się w tygodniku angielskim
„Sunday Dispatch” artykuł pióra p. Amy Mollison (Johnson) p. t. „My worst
adventure Perilons hour in a forest”. — Część tego artykułu, którą załączamy w
odpisie, poświęcona jest przymusowemu lądowaniu lotniczki w Polsce w styczniu
1931 r.
Lotniczka w tej części artykułu twierdzi, że została
napadnięta, że byłą narażona na poważne niebezpieczeństwo i że tylko dzięki
szczęśliwemu zbiegowi okoliczności zdołała wyjść cało z tej opresji.
Na podstawie szczegółowo przeprowadzonego przez
organa policyjne śledztwa, w czasie którego przesłuchano wszystkie prawie
osoby, z któremi zetknęła się p. Amy Mollison we wsi Amelinie i w Krasnosielcu,
mamy zaszczyt podać do wiadomości Panów, że informacje zawarte w tym artykule,
nie odpowiadają prawdzie.
A mianowicie:
1) Jedną z pierwszych osób, z którą zetknęła się p.
Amy Mollison na kilka min u t po wylądowaniu, była nauczycielka szkoły w
Amelinie. Twierdzenie więc, że byli sami mężczyźni, nie odpowiada prawdzie. O
nauczycielce tej wspomina również list p. attache wojskowego Ambasady
Angielskiej w Warszawie z dn. 20 stycznia 1931 r. adresowany do p. Starosty w
Makowie. Odpis tego listu załączamy.
2) Miejsce, w którem nastąpiło lądowanie, jak to
wynika z załączonego wycinka mapy, bynajmniej nie jest otoczone lasami.
3) Jedynym po angielsku mówiącym człowiekiem, z
którym we wsi Amelin zetknęła się p. Amy Mollison, był p. Ambroziak, sołtys,
osoba ciesząca się jak najlepszą opinją. P. Ambroziak nie nosi i nie nosił
nigdy brody. Ofiarowanie p. Ambroziakowi dobrowolnie przez p. Mollison
pieniądze dla wystawionego przy samolocie wartownika, tenże nie przyjął. Fakt
ten potwierdza wyżej wspomniana nauczycielka, obecna przy tej rozmowie.
4) Całą drogę z Amelina do Krasnosielca lotniczka
odbyła jedynie w towarzystwie woźnicy, wybranego przez wyżej wspomnianą
nauczycielkę, bez zatrzymywania się i bez jakichkolwiek incydentów po drodze.
5) Drogę odbyła p. Mollison wozem, a nie saniami, i
trwała ona niecałe 1% godziny, a nie 3 godziny. Te napozór drobne szczegóły, j
a k również
szczegóły podane w punktach poprzednich, są
specjalnie charakterystycznemi dowodami na to, że pamięć lotniczki, bądź pod
wpływem zdenerwowania po niefortunnem lądowaniu, bądź też pod wpływem licznych
późniejszych lotów i upływie czasu, silnie zawodzi.
6) P. Amy
Mollison o opisanym wspomnianym artykule rzekomem zajściu nie zakomunikowała
ani przedstawicielowi policji, z którym zetknęła się po przyjeździe do
Krasnosielca, ani przedstawicielom władz lotniczych, ani nas ze mu Klubowi po
przybyciu do Warszawy. O ile nam wiadomo, o zajściu tem nie zakomunikowała
również w Ambasadzie Angielskiej w Warszawie.
7) P. Amy Mollison za pośrednictwem ówczesnego
attache wojsk. p. płk. Martin‘a (obecnie przebywa w Anglji) przekazała p.
staroście w Makowie, do którego to starostwa należy wieś Amelin, sumę 200 zł.
przeznaczoną dla rozdania „pomiędzy osoby, które tak uprzejmie dopomogły jej
kiedy wylądowała w Amelinie“ . Odpis te go listu załączamy.
Tyle stron a faktyczna. Sprawa ta ma jednak i stronę
moralną.
1) P. Amy Mollison w czasie siwej bytności w Polsce,
była gościem lotnictwa polskiego. Koszty związane z naprawą samolotu, uszkodzonego
przy lądowaniu dość znacznie, sprowadzeniem samolotu do Warszawy, przez pilota
polskiego, pomocą przy drugiem przymusowem lądowaniu w drodze powrotne j, były
pokryte z funduszów lotnictwa polskiego.
2) Całe społeczeństwo polskie z sferami lotniczemi
na czele, w sposób nadzwyczaj serdeczny przyjęło lotniczkę, o czem najlepiej
świadczą bardzo liczne i przychylne wzmianki w całej prasie polskiej. O tem
serdecznem przyjęciu najwymowniej świadczy np. fakt, że urzędnik pocztowy w
Krasnosielcu, z własnej inicjatywy, mimo, że Urząd pocztowy w tej miejscowości
czynny jest tylko do godz. 18-ej, umożliwił w godzinach wieczornych dwukrotnie
telefoniczne skomunikowanie się lotniczki z Ambasadą Angielską w Warszawie.
3) O bezinteresowności ludności wsi Amelin najlepiej
mówi uchwała Rady Gminnej, która to Rada przekazane jej 200 zł. nie rozdzieliła
między poszczególne osoby, a natomiast za 150 zł. ustawiła na miejscu
przymusowego lądowania krzyż, a 50 zł. przeznaczyła na bibljotekę.
4) Ambasada Angielska w Warszawie wystosowała
pisemne podziękowanie do władz państwowych polskich i sfer lotniczych, za
serdeczne przyjęcie i zaopiekowanie się lotniczką, a ś. p. ks. Sereiko, z
którego gościny korzystała p. Mollison w Krasnosielcu, był specjalnie
podejmowany przez J. E. Ambasadora Ersltine‘a.
5) P. Amy Mollison za pośrednictwem Ambasady,
również wystosowała szereg pisemnych podziękowań, m. in. do prezesa Ligi Obrony
Powietrzne j i Przeciwgazowej, dyrektora Polskich Linij Lotniczych „Lot",
Aeroklubu Warszawskiego i t. p. Ojciec p. Mollison z okazji pisania listu o
charakterze handlowym, skierowanym do jednej z firm polskich, specjalnie
zaznaczył o serdecznem przyjęciu, jakiego p. Mollison doznała w Polsce.
Na podstawie powyższych danych mamy zaszczyt
stwierdzić, że wiadomości, podane w artykule p. Amy Mollison nie zgodne są z
prawdą, przyczem uderza to, że ze swemi rewelacjami p. Amy Mollison występuje
po upływie zgórą dwóch lat.
Musimy przytem podkreślić, że podanie do wiadomości
publicznej przez p. Mollison z jej pobytu w Polsce tylko jednego epizodu i to
nieprawdziwego, a przemilczenie tej wielkiej serdeczności i życzliwości, z jaką
się na każdym kroku spotykała, jest zdaniem naszem świadomem wprowadzeniem w
błąd opinji publicznej angielskiej, będąc równocześnie czynem wysoce
nielojalnym wobec kraju, z którego gościny korzystała.
Dążąc do utrzymania jak najlepszych i serdecznych
stosunków, istniejących dotąd między lotnikami sportowymi naszych dwóch krajów
i naszemi Klubami, musimy się w imieniu polskiego lotnictwa sportowego na tej
drodze jak najbardziej stanowczo zastrzec przeciwko rozsiewaniu tak
tendencyjnych, a nasz kra j wysoce krzywdzących wiadomości, tem bardziej, że
pochodzą one ze strony lotniczki o sławie światowej.
Zechcą Panowie przyjąć zapewnienie naszego
prawdziwego szacunku.
AEROKLUB R. P.
(—•) Kwieciński.
(—) Filipowicz.
Uwaga: 1) Do oryginału skierowanego do Aeroklubu
Angielskiego załączona była mapka, oznaczająca miejsce lądowania i drogę z
Amelina do Krasnosielca.
2) Miejsca podkreślone w artykule p. Mollison były w
oryginale wydrukowane tłustym drukiem[31].
![]() |
Źródło. |
Należy na koniec zauważyć, że „(…) Sławna lotniczka już 31 marca 1933 r. przysłała do Aeroklubu RP list z wyjaśnieniami, że artykułu przed wydrukowaniem nie czytała [ruszyła bowiem tuż po udzieleniu wywiadu na rajd do Południowej Afryki – przyp. M.W.K.], a reporter samowolnie zmienił zasadniczą treść wywiadu, pomijając istotne fakty, a wprowadzając drastyczne momenty, aby nadać wypadkom cechy sensacyjne. W liście tym Amy Johnson-Mollison pisała, że pamięta dokładnie, że mówiła reportowi o życzliwości doznanej w Polsce, o staraniach władz miejscowych celem naprawienia samolotu i zabezpieczenia go do czasu transportu, o nadzwyczajnej gościnności jakiej doznała w Krasnosielcu od miejscowego księdza; szczególny nacisk położyła na odwagę polskiego lotnika [pilot LOT-u Zbigniew Wyszkierski – przyp. M.W.K.], który sam, z własnej woli, podjął się pilotowania jej maszyny do Warszawy, chociaż dokonano w niej tylko prowizorycznych napraw. Niestety to wszystko jak widać nie stanowiło atrakcji dla pisma i szczegóły te zostały pominięte, zaś błahe incydenty przejaskrawione do niepoznania. W zakończeniu listu lotniczka napisała: Mam jak najszczęśliwsze wspomnienia z mojego pobytu w Polsce i czuję jedynie wdzięczność za uprzejmość i wspaniałomyślną gościnność, okazane mi przez każdego z kim się zetknęłam. Listy dziękczynne, które napisałam natychmiast po moim przymusowym lądowaniu, są najlepszym wyrazem moich prawdziwych uczuć, a nie dalece przeinaczone sprawozdanie gazetowe. Czuję się bardzo zmartwiona tym nieszczęśliwym wydarzeniem, gdyż moje wspomnienia z Polski zaliczam do najprzyjemniejszych w życiu i nigdy nie zapomnę serdecznej gościnności, jaką mnie otoczono, ani kurtuazji i wspaniałomyślności licznych przyjaciół, jakich znalazłam w Polsce, a których mam nadzieję jeszcze kiedyś zobaczyć. Szczerze oddana A. Mollison[32].
Sytuacja miała poważniejsze konsekwencje, bowiem Aeroklub Jego Królewskiej Mości w Londynie przysłał list powiadamiający, że Amy Johnson-Milison za kłamstwa, oczerniające imię Polaków, została karnie wykluczona z klubu. Mieszkańcy Amelina otrzymali list z przeprosinami od angielskiego Aeroklubu[33].
Angielska lotniczka nie zobaczyła już znajomych z Amelina i Krasnosielca, a sytuacja odbiła się nieprzyjemnych echem. Wywiad z „Sunday Dispatch” sprawił, że nawet współcześnie o Amy pisze się jako o tej „niewdzięcznej”[34]. Czy rzeczywiście jest to opinia zasłużona? Skończyła wystarczająco smutno, bowiem „Podczas II wojny światowej wstąpiła do kobiecej jednostki transportowej Air Transport Auxiliary, dostarczającej samoloty z fabryk do jednostek RAF. Piątego stycznia 1941 roku, pilotując samolot Airspeed Oxford na lotnisko Kidlington koło Oksfordu, zaginęła. Okoliczności jej śmierci nie są do końca jasne. Ciała Amy Johnson nigdy nie odnaleziono”[35]. Krzyż upamiętniający jej lądowanie w Amelinie w 1931 r. stoi jednak do dziś.
Sytuacja miała poważniejsze konsekwencje, bowiem Aeroklub Jego Królewskiej Mości w Londynie przysłał list powiadamiający, że Amy Johnson-Milison za kłamstwa, oczerniające imię Polaków, została karnie wykluczona z klubu. Mieszkańcy Amelina otrzymali list z przeprosinami od angielskiego Aeroklubu[33].
Angielska lotniczka nie zobaczyła już znajomych z Amelina i Krasnosielca, a sytuacja odbiła się nieprzyjemnych echem. Wywiad z „Sunday Dispatch” sprawił, że nawet współcześnie o Amy pisze się jako o tej „niewdzięcznej”[34]. Czy rzeczywiście jest to opinia zasłużona? Skończyła wystarczająco smutno, bowiem „Podczas II wojny światowej wstąpiła do kobiecej jednostki transportowej Air Transport Auxiliary, dostarczającej samoloty z fabryk do jednostek RAF. Piątego stycznia 1941 roku, pilotując samolot Airspeed Oxford na lotnisko Kidlington koło Oksfordu, zaginęła. Okoliczności jej śmierci nie są do końca jasne. Ciała Amy Johnson nigdy nie odnaleziono”[35]. Krzyż upamiętniający jej lądowanie w Amelinie w 1931 r. stoi jednak do dziś.
![]() |
Pomnik Amy Johnson w Herne Bay w Anglii. Źródło. |
PRZYPISY:
[1] „Doodle to zabawne, zaskakujące, czasem spontaniczne zmiany nakładane na logo Google, które mają podkreślać wagę dni wolnych, rocznic oraz zasług słynnych artystów, pionierów i naukowców”. Pomysł narodził się w 1988 roku. Amy Johnson. Kim była ta Brytyjka? [GOOGLE DAŁO DOODLE - 1.07.2017] (dostęp 14 X 2017 r.).
[3] Dotąd w prasie (archiwalnej i współczesnej) pojawiło się zdjęcie A. Johnson i ks. Z. Serejki, por. Ran, „Panna z obłoków”. Przerwany pod Amelinem lot miss Johnson, „Tygodnik Ilustrowany”, 1931, 2, s. 5; T. Bielawski, Panna z obłoków, „Wieści znad Orzyca”, 2011, 2 (47), s. 6. Ta sama fotografia, uzupełniona o zdjęcie mieszkańców Amelina przy awionetce, stanowiła ilustrację do artykułu M. Kaczyńskiej, J. Badeckiego, Panienka z obłoków, „Tygodnik Ostrołęcki”, 1983, 10, s. 16–17. Pozostałe fotografie przechowywane są w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego.
[4] "Illustrowany Kurier Codzienny", 22 (1931), 8, s. 6-7.
[4] "Illustrowany Kurier Codzienny", 22 (1931), 8, s. 6-7.
[5] Amy Johnson Mollison w Amelinie. Z pamiętnika ś.p. ks. kanonika Zygmunta Serejki, „Hasło Katolickie”, 1933, 34, s. 405.
[6] T. Bielawski, Panna z obłoków..., s. 6; K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie (dostęp 16 X 2017 r.).
[7] Por. np. Nieustraszona lotniczka angielska na polskiej ziemi, „Gazeta Gdańska”, 1931, 4, s. 8; Trzygodzinny lot w gęstej mgle. Co opowiada miss Johnson w swych przygodach, „Słowo Polskie”, 1931, 7, s. 2.
[8] K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie….
[9] Z archiwum TO: Czarna niewdzięczność angielskiej lotniczki (dostęp 14 X 2017 r.); M. Kaczyńska, J. Badecki, Panienka z obłoków…, s. 16.
[10] Sławna lotniczka angielska w Polsce, „Pielgrzym”, 1931, 4, s. 3.
[11] Ran, „Panna z obłoków”. Przerwany pod Amelinem lot miss Johnson..., s. 5.
[12] K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie….
[13] E. Jungowski, Sławni lotnicy w Warszawie, „Stolica”, 1967, 48, s. 12–13.
[14] Amy Johnson Mollison w Amelinie..., s. 405.
[15] Cyt. za: Z archiwum TO: Czarna niewdzięczność angielskiej lotniczki....
[16] M. Kaczyńska, J. Badecki, Panienka z obłoków…, s. 16.
[17] „Panna z obłoków”. Przerwany pod Amelinem lot miss Johnson…, s. 5.
[18] E. Jungowski, Sławni lotnicy w Warszawie…, s. 12–13.
[19] K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie….
[20] „The Argus”, 1931, 26 329, s. 5.
[21] Amy Johnson Mollison w Amelinie..., s. 405.
[22] K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie….
[23] Amy Johnson Mollison w Amelinie. Z pamiętnika ś.p. ks. kanonika Zygmunta Serejki, „Hasło Katolickie”, 1933, 35, s. 416.
[24] Nieustraszona lotniczka angielska na polskiej ziemi…, s. 8.
[25] K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie….
[26] E. Jungowski, Sławni lotnicy w Warszawie…, s. 12.
[27] Tamże, s. 12–13.
[28] K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie….
[29] Świadome kłamstwa lotniczki angielskiej, „Skrzydlata Polska”, 1933, 4, s. 25–26.
[30] Reklama pani Mollison – Kronika lubelska, „Skrzydlata Polska”, 1933, 2 (933), s. 32.
[31] Świadome kłamstwa lotniczki angielskiej..., s. 25–26.
[32] Cyt. za: E. Jungowski, Sławni lotnicy w Warszawie…, s. 13.
[33] K. Olzacka, Lądowanie w Amelinie….
[34] Por. Z archiwum TO: Czarna niewdzięczność angielskiej lotniczki….
Tekst ukazał się pierwotnie w "Krasnosielckim Zeszycie Historycznym" i jest dostępny tutaj: KLIK. Wersja powyższa została uzupełniona i poprawiona w maju 2020 r.
Do następnego!
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza