7 lutego 2021

SYLWETKI. Alfons Kühn (1878–1944)

W 2016 r. Piotr Kaszubowski w "Tygodniku Przasnyskim" pisał: W powiecie przasnyskim urodziło się kilku parlamentarzystów II Rzeczpospolitej. Przeważnie nie osiągali wybitnych pozycji w życiu politycznym kraju. Z jednym wszakże wyjątkiem. Dziś opowiem o tym wyjątku. Co więcej, jest to kolejny wpis związany w jakiś sposób z historią leśnictwa na terenie gminy Jednorożec i powiatu przasnyskiego. Dzisiejszy bohater... A, sami się przekonajcie. Zapraszam!




Ponieważ ta opowieść byłaby niepełna, gdyby tylko napisać o tym, co można znaleźć w biogramach naszego bohatera, w dostępnej online prasie, bo przecież potrzeba nam nieco normalności, atmosfery domowej, informacji na temat życia codziennego, charakteru człowieka, o którym opowiem, nie mogło się obyć bez cytatów. Wszystkie poniższe pochodzą ze wspomnień Ireny Kalpas z Dobińskich (19152012). Przed wojną dużo czasu spędzała u wujostwa na Filtrowej 27. Ten adres będzie ważny dla poniższej opowieści. Często cytuję obszerne fragmenty jej wspomnień, ponieważ tylko oryginalne mogą oddać atmosferę czasów, o których mowa.


POCHODZENIE
Alfons Walenty Kühn (czyt. Kin), bo o nim mowa, urodził się 14 II 1879 r. w Przejmach w powiecie przasnyskim jako syn Edmunda Leopolda Marcina (1839–1904) i Zofii Józefy z Erlickich (1843–1924). Wzięli ślub 29 X 1867 r. we Włostowicach (dziś Puławy). Edmund był wówczas 27-letnim podleśnym leśnictwa Kozienice. Zofia Erlicka w chwili ślubu miała 24 lata, urodziła się w Warszawie, ale mieszkała przy rodzicach  ojciec Feliks (ok. 18141883) był sekretarzem Instytutu Politechnicznego i Rolniczo-Leśnego w Puławach.

Akt małżeństwa rodziców Alfonsa. Źródło.

Nasz bohater przyszedł więc na świat w rodzinie z obu stron, i ojca, i matki, związanej z leśnictwem. Co więcej, ojciec Alfonsa był powstańcem styczniowym. Trafił do Puław właśnie po 1863 r., czyżby niejako na zesłanie? Jego młodszy o 6 lat brat Gustaw Franciszek (1845–1913), świadek na ślubie, aptekarz z Warszawy (wówczas chyba jeszcze na studiach farmaceutycznych; w 1868 r. otworzył aptekę w Płocku), a później ojciec Kazimierza Jana Kühna, też walczył w powstaniu. Siedział nawet za to w Cytadeli Warszawskiej. Czy z bratem? Możliwe. Ciekawe jest też, że w akcie ślubu Edmunda jako ojciec podany jest Paweł (a przynajmniej tak jest w indeksach), a w akcie ślubu Gustawa – Karol. Gdy się jednak dobrze przyjrzeć, widać, że w akcie ślubu Edmunda imię ojca jest zapisane niewyraźnie, może przeprawiane, i brzmi: Karol. Edmund odwdzięczył się i świadkował bratu w 1874 r. Pracował wówczas w leśnictwie Jastrzębia w guberni radomskiej jako podleśniczy. Wydaje się, że pierwszym z rodziny Kühnów, osiadłych na Mazowszu, był Karol Kühn. Przybył tu zapewne jako urzędnik, może właśnie bezpośrednio do Nasielska. Już notki biograficzne Gustawa Kühna podają, że była to rodzina o tradycjach patriotycznych. Niestety akta metrykalne z Nasielska, które mogłyby nieco naświetlić historię rodziny (z konkretnych lat, nie że wszystkie), nie zachowały się. Dopowiem jeszcze, że Gustaw Kühn został pochowany na cmentarzu ewangelickim w w Płocku, a jego brat Edmund na rzymskokatolickich Powązkach w Warszawie.

Poświęćmy chwilę samej rodzinie Kühnów. Skupiam się na linii męskiej, bo zaciekawiło mnie nazwisko. Dziadek naszego bohatera, ojciec Edmunda i Gustawa, Karol Wilhelm August, jako katolik z Nasielskakasjer ekonomiczny magistratu miejskiego, wziął w 1836 r. ślub z Teofilą Barbarą Jaskłowską. Rodzicami Karola był nauczyciel Johann Christian i Ana Zofia Henryka (występuje pod różnymi imionami) z Wetzelów (Weclów) Kühnowie z Warszawy, w momencie ślubu syna już nieżyjący. Karol urodził się w Warszawie w 1809 r. Zmarł po 1845 r., a przed 1867 r. Jego dziadek ze strony matki – Wilhelm Wecel – był nauczycielem. Kühnowie byli ewangelikami.

W 1879 r., kiedy urodził się Alfons Kühn, bohater tego wpisu, jego ojciec Edmund Kühn był starszym nadleśniczym lasów rządowych w Przejmach. Prawdopodobnie zastąpił na tym stanowisku Jana Chrzanowskiego, którego znam z historii o kapliczce niedaleko leśniczówki. Pisałam o niej tutaj: KLIK.

Akt chrztu Alfonsa Kühna. Źródło.

STUDIA I POCZĄTKI DZIAŁALNOŚCI
W 1896 r. Alfons Kühn ukończył szkołę realną w Warszawie. Potem uczył się w Szkole Inżynierskiej im. H. Wawelberga i S. Rotwanda. Był tam współorganizatorem strajku, który wybuchł w 1896–1897 r. z powodu wprowadzenia rosyjskich przepisów. Następnie wyjechał za granicę i studiował na Wydziale Elektrotechnicznym Politechniki w Darmstadt, który ukończył w 1902 r. 

A. Kühn na studiach. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Jeszcze będąc w szkole, należał do szkolnych tajnych organizacji niepodległościowych. W Darmstadt działał w polskich organizacjach: był członkiem stowarzyszenia „Polska Czytelnia Akademicka”, od listopada 1898 r. członkiem Związku Zagranicznego Socjalistów Polskich (pseud. Lasocki; także Sierakowski) i od 1900 r. prezesem sekcji darmsztadzkiej tej organizacji. Utrzymywał ścisły kontakt z centralą PPS w Londynie (był łącznikiem między Anglią a ziemiami polskimi), tworząc koła wśród polskich studentów i polskich robotników przebywających na emigracji w okolicach Mannheim. Przewoził do Polski nielegalne wydawnictwa niepodległościowe.

Po powrocie do kraju w 1903 r. Alfons Kühn nadal działał w PPS (pseud. Wiesław), przejawiając bardzo żywą działalność na polu uświadamiania narodowego robotników, jak sam pisał po latach; pracował jednocześnie w sekcji inteligencji P.S.S. Podjął pracę w magistracie miasta Warszawy w wydziale budownictwa. Wkrótce objął stanowisko naczelnika wydziału. W 1905 r. był członkiem Centralnego Komitetu Strajkowego kolejarzy. W 1907 r. znalazł się w grupie projektantów elektrowni w Bydgoszczy. W tym też roku wystąpił z PPS. W 1904 r. stracił ojca.

Źródło: "Kurjer Warszawski", 84 (1904), 166, s. 6.

Już w odniesieniu do okresu międzywojennego siostrzenica jego żony, Irena, wspominała: Wuj (...) miał zacięcie pepeesiaka, szalenie szanował Walerego Sławka, który zresztą był kilka razy na Filtrowej. Z robotnikami zawsze żył dobrze. 

WOJNA... I WOJNA RAZ JESZCZE
Podczas I wojny światowej należał do Stronnictwa Narodowo-Radykalnego, a następnie do Zjednoczenia Stronnictw Demokratycznych. W 1915 r., kiedy Rosjanie wycofywali się z Warszawy przed Niemcami, został komisarzem Straży Obywatelskiej w Warszawie

W 1920 r. zgłosił się na ochotnika do wojsk łączności, ale nie został do nich powołany. Podczas wojny polsko-bolszewickiej był komisarzem transportowym Rady Obrony Stolicy. 

A. Kühn w latach trzydziestych XX w. Źródło: Wojskowe Biuro Historyczne  Centralne Archiwum Wojskowe, Kuhns Alfons KN 06_06_1931.

INŻYNIER DYREKTOR
W latach 1918–1928 Alfons Kühn był dyrektorem Warszawskich Tramwajów. Zajezdnia i dyrekcja mieściły się właśnie przy Młynarskiej na Woli. Kühn przyczynił się znacznie do rozbudowy sieci i taboru tramwajowego. Zyskał opinię zdolnego organizatora i człowieka silnej ręki. W 1924 r. w prasie pisano o nim jako o dyrektorze ds. administracji w magistracie miasta Warszawa. Objął stanowisko 1 lutego. Osiem dni później zmarła matka naszego bohatera.

Źródło: "Kurjer Warszawski", 104 (1924), 40, wyd. wieczorne, s. 7.

Potem został ministrem komunikacji, a krótko jednocześnie ministrem robót publicznych. Jesienią 1932 r. powrócił na stanowisko dyrektora tramwajów i pracował w tym charakterze do końca roku 1933. Na Woli była pierwsza warszawska zajezdnia elektryczna, z niej wyjechał pierwszy elektryczny tramwaj Warszawy. A w okolicach ulicy Karolkowej ciągnął się szereg warsztatów tramwajowych i mieściła się warszawska elektrownia tramwajowa. W pięknym, dużym gabinecie (...) [Kühna – przyp. M.W.K.] na Młynarskiej stał imponujący stół, na którym królował śliczny, olbrzymi model tramwaju: czerwono-żółty, z syrenkę i z kręcącym korbą motorniczym w środku
Notatka prasowa po powołaniu A. Kühna na ministra. Źrodło: "Prąd", 1932, 237, s. 1.

Już po [II] wojnie [światowej  przyp. M.W.K.] gosposia Kühnów, której mąż był motorniczym, dużo o tym opowiadała Irenie. Mówiła na przykład: "Pan Kühn to był taki, że jak wychodził z Młynarskiej, to wszystkim rękę podawał. Bardzo go szanowali".

Na początku 1934 r. Alfons Kühn został przewodniczącym zarządu komisarycznego Elektrowni Warszawskiej na Powiślu. W 1936 r. miasto przejęło elektrownię wraz z elektryczną siecią rozdzielczą. Alfons Kühn został jej dyrektorem naczelnym. W tym czasie znacznie rozbudował i usprawnił organizacyjnie elektrownię. 

Poświęcenie kamienia węgielnego pod budowę budynku administracyjnego Elektrowni Miejskiej w Warszawie, październik 1937 r. Uczestnicy uroczystości zebrani na dziedzińcu elektrowni na Powiślu. Widoczni m.in. dyr. Alfons Kühn (przemawia) oraz prezydent m. st. Warszawy Stefan Starzyński (siódmy z lewej).

Przekazanie Elektrowni Polowej dla Wojska Polskiego przez pracowników elektrowni w obecności prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego i dyrektora Alfonsa Kühna, 5 IX 1938 r. Źródło.

MINISTER, POSEŁ
W 1928 r. Alfons Kühn został powołany na ministra komunikacji. Funkcję pełnił 4 lata kolejno w rządach Kazimierza Bartla (czwartym), Kazimierza Świtalskiego, Kazimierza Bartla (piątym), Walerego Sławka (pierwszym), Józefa Piłsudskiego (drugim), Walerego Sławka (drugim) i Aleksandra Prystora. 

Zaprzysiężenie gabinetu premiera Kazimierza Bartla, 28 VI 1928 r. Prezydent RP Ignacy Mościcki wśród członków gabinetu. Widoczni od lewej: minister komunikacji Alfons Kühn.

Zaprzysiężenie gabinetu premiera Kazimierza Bartla, 29 XIIX 1929 r. Prezydent RP Ignacy Mościcki wśród członków gabinetu. Szósty od lewej minister komunikacji Alfons Kühn.

Zaprzysiężenie gabinetu premiera Walerego Sławka, 29 III 1930 r. Prezydent RP Ignacy Mościcki wśród członków gabinetu, po jego prawej Józef Piłsudski, po lewej Walery Sławek; stoi drugi od lewej minister komunikacji Alfons Kühn.

Zaprzysiężenie gabinetu premiera Walerego Sławka w Salonie Kolumnowym na Zamku Królewskim w Warszawie, 5 XII 1930 r. Prezydent RP Ignacy Mościcki wśrod członków gabinetu. Siedzi od lewej siódmy minister komunikacji Alfons Kühn.


Zaprzysiężenie gabinetu premiera Aleksandra Prystora, 27 V 1931 r. Siedzą od lewej: minister spraw wojskowych, marszałek Józef Piłsudski, prezydent RP Ignacy Mościcki, premier Aleksander Prystor. Stoi pierwszy od prawej minister komunikacji Alfons Kühn.

Jako minister komunikacji przyczynił się do budowy kilku odcinków tworzonej magistrali węglowej Śląsk-Gdynia, która była niezwykle ważna dla zwiększenia eksportu polskiego węgla i obrotów nowego portu w Gdyni. Wówczas usprawniono przewozy towarowe, zmodernizowano tabor i sieć szlaków kolejowych. Jego sekretarzem był Gustaw Rożałowski. W podróżach dyplomatycznych towarzyszyła mu żona Julia i czasem jej siostrzenica Irena.

Otwarcie północnego odcinka magistrali kolejowej, listopad 1930 r. Minister komunikacji Alfons Kühn przecina wstęgę.

Oficjalna wizyta premiera RP Kazimierza Bartla w Wolnym Mieście Gdańsku, 27–28 II 1929 r. Premier Kazimierz Bartel (siedzi w środku), minister komunikacji Alfons Kühn (siedzi pierwszy z lewej) w Biurze Komisarza Generalnego RP.

Alfons Kühn, minister komunikacji podczas przeglądania planów budowy lokomotywy, Warszawa, listopad 1931 r.

Nasz bohater brał udział w spotkaniach i balach w Belwederze, co wynikało z jego ministerialnych obowiązków. Towarzyszyła mu żona, a raz, w okresie gwiazdkowym 1930 r., także piętnastoletnia siostrzenica Irena. Tak wspominała to wyjątkowe dla niej doświadczenie: Marszałkowa Aleksandra Piłsudska wydawała przyjęcie, na które zaproszone zostały także żony i dzieci dygnitarzy. Irena była tak podniecona i stremowana, że prawie nic nie pamięta z samych wnętrz. Pamięta tylko, że razem z innymi dziećmi została przedstawiona przemiłej Pani Marszałkowej i że w pewnym momencie wuj podprowadził ją na próg jakiegoś salonu i szepnął: "Zobacz, tam siedzi Marszałek": Spojrzała: siedział w fotelu otoczony gośćmi. Wuj wszedł, Irena z ciocią cofnęły się. Ten wieczór pamięta jak przez mgłę, ale wtedy to było dla niej wielkie wydarzenie (...). [Wuj  przyp. M.WK.] wygląda wspaniale, jak na portrecie: wysoki, we fraku, przepasany wstęgą orderu. Ciocia przy nim drobniutka, krucha, śliczna. (...) Wtedy to wszystko było normalne. Dziś wydaje się zaczarowanym światem. 

Dożynki w Spale, wrzesień 1928 r. Prezydent RP Ignacy Mościcki na stopniach pałacu przyjmuje pochód dożynkowy. Widoczny minister komunikacji Alfons Kühn (w drugim rzędzie za prezydentem, pierwszy z lewej).

Obchody Święta Niepodległości w Warszawie, 11 XI 1930 r. Prezydent Ignacy Mościcki przechodzi przed pocztami sztandarowymi oddziałów kolejarzy na dziedzińcu Zamku Królewskiego. Za Prezydentem drugi od lewej minister komunikacji Alfons Kühn.

W okresie sprawowania funkcji ministerialnych Alfons Kühn bywał na Mazowszu, choć nie znalazłam wielu informacji na ten temat. 

Źródło: "Kurjer Warszawski", 109 (1929), 181, wyd. poranne, s. 3.

Źródło:"Express Mazowiecki", 2 (1931), 162 (185), s. 2.

Źródło: "Kolejowe Przysposobienie Wojskowe", 9 (1937), 16 (113), s. 8.

DZIAŁACZ SPOŁECZNY
Był wybitnym działaczem gospodarczym i społecznym o szerokich horyzontach. Trafnie potrafił przewidywać bieg wydarzeń. 

Działał bardzo aktywnie na polu zawodowym i społecznym. Był: 
  • w 1909 r. uczestnikiem prac komisji rozpatrującej kwestie zakresu samorządu, prawa wyborczego i postanowienia na temat języka samorządu;
  • w latach 1907–1914 członkiem Zarządu Koła Elektrotechników przy Stowarzyszeniu Techników w Warszawie założonym w miejsce dawnego Towarzystwa Popierania Przemysłu i Handlu;
Otwarcie lokalu Stowarzyszenia Elektryków Polskich w Warszawie, 3 IV 1935 r. Widoczny m.in. dyrektor naczelny Elektrowni Warszawskiej Alfons Kühn (w trzecim rzędzie 5. z lewej).
  • uczestnikiem VI Zjazdu Techników Polskich w 1912 r. w Krakowie jako wiceprezes obrad II sesji Zjazdu Elektrotechników;
  • w 1912 r. wybrany do Komisji Elektryfikacyjnej do udzielania informacji o budowie i eksploatacji elektrowni samorządowych; komisja ta w roku 1916 opracowała statystykę elektrowni na ziemiach polskich i zaczęła zbierać materiały dotyczące przyszłej elektryfikacji Polski;
  • w roku 1914 uczestnikiem prac Komisji Słownictwa;
  • w roku 1915 członkiem grupy przygotowującej – dla przyszłych władz Niepodległej Polski – materiały o przemyśle elektrotechnicznym na ziemiach polskich oraz wykaz elektrotechników Polaków;
  • w 1917 r. inicjatorem i przewodniczącym komitetu organizacyjnego Nadzwyczajnego Zjazdu Techników Polskich w Warszawie; po jego odczycie na temat elektryfikacji kraju uchwalono utworzenie Krajowego Urzędu Elektryfikacyjnego;
  • w 1919 r. uczestnikiem Założycielskiego Zjazdu SEP jako delegat Magistratu m. Warszawy; został członkiem Komisji Rewizyjnej Koła Warszawskiego;
  • prezesem Stowarzyszenia Elektryków Polskich (1933–1934, 1935–1936) oraz pierwszym wiceprezesem w kadencjach 1934–1935 i 1936–1937;
  • prezesem Zarządu Głównego PCK;
Prezydium Polskiego Czerwonego Krzyża na audiencji u prezydenta RP Ignacego Mościckiego na Zamku Królewskim w Warszawie, 14 VI 1935 r. Alfons Kühn trzeci z prawej.
  • prezesem Związku Polskich Zrzeszeń Technicznych, Związku Przedsiębiorstw Komunikacyjnych, Zarządu Związków Przedsiębiorstw Tramwajowych i Kolei Dojazdowych w Polsce (od 1927 r. Związku Przedsiębiorstw Komunalnych), które już w 1923 r. rozważało sprawę budowy metra w Warszawie;
  • członkiem zarządu Międzynarodowego Związku Tramwajów i Kolei Dojazdowych w Brukseli, Rady Głównej Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej (LOPP) i wielu innych;
Wrzesień 1934 r., prezes Rady Głównej Ligi Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej Alfons Kühn wręcza odznaki honorowe zwycięzcom Międzynarodowych Zawodów Samolotów Turystycznych (Challenge 1934).
Komitet Budowy Pomnika Lotnika na audiencji u prezydenta RP Ignacego Mościckiego w zwiazku z wręczeniem prezydentowi księgi pamiątkowej ku czci poległych lotników, 3 X 1933 r. Pierwszy z prawej Alfons Kühn.
  • zaangażowany w powstawanie Muzeum Kolejnictwa, otoczył Muzeum wyjątkową opieką. Wydał odezwę do „kolejowców” o składanie do Muzeum prywatnych pamiątek z dziedziny historii kolejnictwa, jak też przeszukanie bibliotek, archiwów itd.;
  • prezesem Fundacji im. Jakuba hr. Potockiego po 1934 r., kiedy powstała;
  • od 1930 r. członkiem Towarzystwa Miłośników Miasta Ogrodu Podkowa Leśna i jego pierwszym prezesem.
Protokół pierwszego zebrania TMMOPL. Źródło.

PUBLICYSTA, NAUKOWIEC, CZŁOWIEK DOCENIANY
W roku 1915 współtworzył Politechnikę Warszawską. W latach 1917–1925 prowadził wykłady na temat przedsiębiorstw komunalnych w Wyższej Szkole Handlowej (późniejszej Szkole Głównej Handlowej), a w latach 1927–1939 w zakresie przedsiębiorstw użyteczności publicznej. 

Opublikował liczne artykuły na łamach „Przeglądu Technicznego” (w dodatku „Elektrotechnika” po roku 1911), w „Przeglądzie Elektrotechnicznym”, m.in. o zdobyczach polskiego przemysłu elektrotechnicznego, o dziejach elektrowni warszawskiej i inne. Publikował również w czasopismach: „Światło i Siła” i „Samorząd Miejski”, napisał rozdział w książce Technika w gospodarce miejskiej (1918). Wydał kilka broszur, np. O indukcyjnych miernikach elektryczności (1905, wspólnie z L. Fatersonem), Przemysł elektrotechniczny i elektryfikacja ziem polskich (1915) oraz Elektrownie publiczne i oświetlenie ulic (1916), Elektrownia miejska w Warszawie. Dzieje, stan obecny i zamierzenia na przyszłość (1939). Opublikował pracę Rola przedsiębiorstw w samorządzie Warszawy (1934), był redaktorem i współautorem pracy zbiorowej pt. W sprawie elektryfikacji Polski (1919). Napisał sprawozdania z XX Kongresu Międzynarodowego w sprawach tramwajów, kolei dojazdowych i komunikacji autobusowej (Barcelona, 10-16 X 1926 r.) oraz XXIV Kongresu Związku Międzynarodowego Tramwajów, Kolei Znaczenia Miejscowego i Publicznych Przewozów Autobusowych (Berlin i Monachium, 1934 r.).

Międzynarodowa Wystawa Komunikacji i Turystyki w Poznaniu, 16 VII 1930 r. Delegacja rumuńska na stoisku Rumunii w towarzystwie przedstawicieli RP i organizatorów wystawy. Widoczni m.in. minister komunikacji RP Alfons Kühn (w pierwszym rzędzie w środku).

Za swoje zasługi został odznaczony: 
Ćwiczenia Kolejowego Przysposobienia Wojskowego w Skokach, 21 XI 1931 r. Minister Alfons Kühn (pierwszy z prawej) i inni przechodzą przed frontem kompanii honorowej na peronie.

ŻYCIE RODZINNE I PRYWATNE
Alfons Kühn i Julia Sommer poznali się w warszawskim ratuszu, gdzie oboje pracowali. Ślub wzięli 8 XII 1922 r. w Wilnie; szalenie w sobie zakochani – świata nie widzieli poza sobą

Kühnowie ok. 1930 r. w Zakopanem. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Małżeństwo było bezdzietne, dlatego tak bardzo upodobali sobie siostrzenicę Julii. Mówili na nią Ala. Kochali ją, jak nie wiem co. (...) mądrej miłości rodziców oraz właśnie wujostwu zawdzięcza to, że nie została źle wychowana

Alfons i Julia Kühnowie z siostrzenią Ireną Dobińską w Wilanowie, 1927 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Nasz bohater był właścicielem posesji przy ul. Filtrowej 27 w Warszawie (numer hipoteki 7472). Tu wybudował dom, gdzie zamieszkał z żoną. Wcześniej mieszkali przy Filtrowej 51, a jeszcze wcześniej – w Podkowie Leśnej. 

Ul. Filtrowa (zaznaczony dom nr 51) ok. 1935 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

W ogrodzie przy Filtowej 51, gdzie mieszkali Kühnowie zanim przeprowadzili się na Filtrową 27, ok. 1925 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Filtrowa 51 dziś. Zapewne przed wojną pod nr 51 stał budynek dziś noszący numer 55. Fot. M.W. Kmoch, 14 II 2021 r.

Kühnowie żyli bez zbytku, ale w dobrobycie. Na parterze między niebieskim salonem a pokojem jadalnym były szklane drzwi. Mebele były ciemnomahoniowe, dywan szafirowo-niebieski. Dom na Filtrowej był (...) skarbnicą wiedzy z "wielkiego świata". Wujostwo bardzo często wyjeżdżali za granicę, a z podróży przywozili piękne albumy, czasopisma.

Filtrowa 27 w czerwcu 2018 r., Google Street View.

Ogród na Filtrowej 27 (garaż i róże), 1935 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Julia Kühnowa uczestniczyła wraz z mężem w życiu publicznym, brała udział w podróżach dyplomatycznych; była wspaniałą towarzyszką wuja. Wspierała go w życiu reprezentacyjnym. Umiejętnie, ale i z radością brała udział w koniecznych, oficjalnych imprezach, których wuj tak nie lubił. Takie też odniosłam wrażenie, kiedy patrzyłam na zdjęcia; nasz bohater rzadko patrzy w obiektyw, ucieka wzrokiem, wydaje się zmieszany. Irena Kalpas mówiła o nim: Wuj – bardzo skromny, spokojny. 

Alfons i Julia Kühnowie rodzicami chrzestnymi sztandaru Kolejowego Przysposobienia Wojskowego w Warszawie, marzec 1930 r. Źródło: "Express Poranny", 9 (1930), 76, s. 3.

Powitanie ministra komunikacji Alfonsa Kühna przed bramą triumfalną w Wieliczce, 21 VI 1930 r. Obok ministra, po jego prawej stronie, żona Julia.

Uczestnicy otwarcia wystawy zbiorowej artystów malarzy Jana, Adama i Tadeusza Styków w Klubie Urzędników Państwowych w Warszawie, wrzesień 1930 r. Stoją od lewej: minister komunikacji Alfons Kühn, trzecia jego żona, Julia.

Powrót ministra komunikacji Polski Alfonsa Kühna z Francji, 25 IV 1932 r. Minister komunikacji Polski Alfons Kuhn (w środku z laską i w okularach) w otoczeniu witających go po powrocie z Paryża wyższych urzędników Ministerstwa Komunikacji na peronie Dworca Głównego w Warszawie. Z kwiatami Julia Kühnowa.

Ciocia Julia – dama szalenie elegancka. Dbała o piękne urządzenie wnętrza domu, pilnowała, żeby kucharka i pokojówka zawsze prezentowały się w białych czepeczkach. Irena przyjeżdżała na ferie i wakacje z Poznania, gdzie mieszkała z rodzicami Tadeuszem i Emilią Ireną z Sommerów Dobińskimi, bardzo często zresztą samochodem, bo ciotka szalenie lubiła przyjeżdżać do Poznania, więc nieraz wuj pozwalał i przyjeżdżała po Irenę samochodem. W Warszawie Irena nie musiała nosić szkolnego mundurka, więc ciocia oprowadzała ją po sklepach, chciała, żeby była ładnie ubrana. Czasem przy śniadaniu wuj proponował cioci, że przyśle jej samochód. Jeździły więc wtedy po Warszawie i szalały po sklepach. Najpierw wpadały na Bielańską, gdzie wzdłuż ulicy jeden przy drugim stały najelegantsze, drogie, żydowskie sklepy. Mniej więcej na wysokości banku mieścił się AGB znany w całej Warszawie, ekskluzywny, żydowski sklep z jedwabiami. Kiedy tam wchodziły, od razu "leciały" rulony jedwabiów. Pamięta  stała, a ciocia tylko: to! to! I jeszcze tamto! I fruwały te rulony wokół nich. Zupełnie jak w kinie. Później jechały do Hersego  najelegantszego sklepu w Warszawie, na skwerku róg Marszałkowskiej i placu Dąbrowskiego, z wejściem (przy którym witał portier) od Marszałkowskiej. Świetna firma, gotowe ubrania. Ciocia u Hersego się nie ubierała, ale bywała tam dość często. Duże zakupy robiła natomiast w salonie obuwniczym Leszczyńskiego na Nowym Świecie, obok Foksal. To był jej ulubiony sklep. 0, tam to już ciocię znali. Biegali wokół niej, podając buciki do przymiarki, a Irena się przyglądała. Ciotka bardzo dbała o pantofelki, miała ich całą masę. 

Alfons i Julia Kühnowie z siostrzenicą Ireną Dobińską, 1933 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Julia świetnie sobie radziła jako organizatorka spotkań towarzyskich. W 1932 r., kiedy siostrzenica była w ósmej klasie i przyjechała na święta Bożego Narodzenia na Filtrową 27, Kühnowa wyprawiła jej kinderbal. Jak ciotka coś postanowiła, to tak stać się musiało. Na zabawie dla młodzieży rodzice grali w brydża na parterze; ciotka promieniała, wuj pilnował muzyki. Później Kühnowa umiejętnie działała, by siostrzenica zobaczyła się z wojskowym, który tak bardzo jej się spodobał podczas kinderbalu, co zakończyło się ślubem 22 II 1936 r. 

Tylko z wujem [Irena Dobińska  przyp. M.W.K.] chodziła do cyrku. Wuj cyrk uwielbiał, a ciocia nie cierpiała, wybrała się tam najwyżej raz. Czekał więc, "aż Alusia z Poznania przyjedzie" i witał słowami: "No, nareszcie będę miał z kim iść do Staniewskich". (...) mieścił się na samym końcu ulicy Ordynackiej i znany był w Warszawie ze świetnych programów i bardzo wysokiego poziomu. Wuj zawsze kupował bilety w dobrym miejscu. Chyba się lepiej bawił niż Irena, bo tak, szczerze mówiąc, ona też nie bardzo za cyrkiem przepadała, nie lubiła zwłaszcza występów lwów i tygrysów. 

Alfons Kühn w salonie domu na Filtrowej 27, 1929 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

ZNÓW WOJNA!
Choć rozpoczęły się już ciężkie bombardowania Warszawy, na Filtrowej wciąż działał telefon i radio. Opuszczający Warszawę znajomi wuja nieustannie wydzwaniali: "Panie ministrze, są możliwości, są samochody, przyślemy, trzeba wyjeżdżać!". Pośród ogólnego, wciąż wzrastającego zdenerwowania, zwłaszcza szalejącej już niemal ciotki, wuj odpowiadał ze spokojem: "Nigdzie nie wyjadę. Zostaję w Warszawie, jestem odpowiedzialny za elektrownię. Pozostaję w ciągłym kontakcie z prezydentem Starzyńskim". Faktycznie, codziennie rano, po nocnych bombardowaniach, przy akompaniamencie odgłosów artylerii, przed Filtrową 27 zajeżdżał samochód z elektrowni i wuj żegnany przez wszystkich znakiem krzyża jechał na Powiśle, do elektrowni.

Im bliżej połowy września, tym bombardowania stawały się silniejsze. Coraz więcej czasu mieszkańcy Filtrowej spędzali w piwnicy. Na zewnątrz domu mieszkańcy prawie już nie wychodzili, chyba że po sąsiedzku, nie dalej. (...) Kiedyś obok domu coś dziwnie rąbnęło. Wychodzą po bombardowaniu z piwnicy, patrzą, a tu pod schodami przy wejściu leży bomba, bombka taka nieduża, niewybuch. Później, już po kapitulacji, przyjechali Niemcy i tę swoją bombę zabrali

Około połowy września bombardowania stały się zbyt silne, by po wuja mógł przyjeżdżać samochód, a on chciał być przecież możliwe blisko elektrowni. Ciotka nie brała pod uwagę chwilowego nawet rozstania z mężem ani w ogóle z nikim z rodziny. To była jej obsesja: nie rozdzielać się, wszyscy muszą trzymać się razem. Zapadła decyzja tymczasowego opuszczenia domu. Wuj zdecydował, że wyjedzie cała rodzina, choć wtedy jeszcze Filtrowej nie groziło żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo, Kolonia Staszica nie była bombardowana. Ola i Gienia [pokojówka i gospodyni – przyp. M.W.K.] nie chciały opuszczać domu, Smyk [pies – przyp. M.W.K.] naturalnie też został. 

Kiedy tylko wyjechali, od razu znaleźli się w samym środku piekła. Wszystko wokół się paliło. Samochód nie był w stanie przebić się na Powiśle, dojechali tylko na Bracką (...). Noc spędzili na krzesłach w pokoju pełnym ludzi. (...) 

Na Brackiej przeżyli niedzielę, 17 września, jeden z najcięższych dni oblężonej Warszawy. Ktoś przybiegł na Bracką, krzycząc: "Wieża Zamku się pali, wieża Zamku się pali!". Tego dnia Niemcy zbombardowali elektrownię, Zamek Królewski, katedrę św. Jana, sejm, Starówkę. Po kilku dniach, gdzieś tak ok. dwudziestego września (...), jakimś cudem przyjechał po nich samochód z elektrowni, widocznie ktoś dał znać, gdzie wuj jest. Zapakowali się szybko do samochodu, który ulicami Kopernika, Tamka zaczął zjeżdżać w dół na Wybrzeże. Wjechali w Ordynacką. Domy po obu stronach ulicy płonęły, jechali jak w kanionie ognia, samochód nie miał nawet włączonego motoru. (...) Dobrnęli w końcu do elektrowni. Tam  jak w raju. W wygodnym schronie dotrwali do 28 września  dnia kapitulacji Warszawy. (...) Po kilku dniach wszyscy wrócili na Filtrową. Tam zastali wszystko w najlepszym porządku. Najlepiej było nie ruszać się stamtąd.

Źródło: "Kurjer Warszawski", 119 (1939), 271, s. 2.

Przy Filtrowej 27 zamieszkali razem: Kühnowie, Dobińscy i Irena Kalpas, której mąż Ryszard, kapitan Wojska Polskiego, wyruszył na front. Przed Bożym Narodzeniem 1939 r. dowiedziała się z listu, że żyje i jest w niewoli w Rosji. Przeczuwała, że nie wróci. Tymczasem trzeba było przystosować się do życia w nowej rzeczywistości, bo ani Dobińscy, ani Kalpasowa nie mieli pieniędzy lub czegoś na sprzedaż. Wszystko zostało zniszczone w eksplozji transportu ze Starogardu Gdańskiego do Warszawy albo rozgrabione w mieszkaniu w Nowym Dworze Mazowieckim, gdzie Kalpasowie spędzili 4 szczęśliwe lata małżeństwa. Można było zwolnić pokojówkę i kucharkę, ale tego nie zrobiono. Zostały na miejscu niemal jak członkinie rodziny.

Początkowo wszystko finansował Alfons Kühn. Z czasem Irena zaczęła sprzedawać wełnę i pasmanterię, jej ojciec wyrabiał substytut cukru, który później córka sprzedawała, aż wreszcie wuj kupił mały warsztat tkacki – tkanie stało się w okupowanej Warszawie modnym sposobem zarobkowania. Irena poszła z mamą na kurs tkacki, a w pięknym ciocinym salonie od strony ogrodu stanął warsztacik. Wcześniej oczywiście troskliwe oko ciotki zadbało o zabezpieczenie szafirowoperłowego dywanu i przykrycie niebiesko-szafirowych siedzeń na mahoniowych fotelikach, żeby przypadkiem się nie zakurzyły. Można było przystąpić do pracy. Ciocia miała wspaniały zmysł estetyczny, z wielkim wyczuciem projektowała wzorzyste i kolorowe szaliki, a Irena z mamą tkały je pod oknem z widokiem na ogród, w którym tak pięknie kwitły róże i wesoło biegał Smyk. Później Irena starała się te wąskie i szerokie, długie i krótkie szaliki spieniężyć. A ojciec w piwnicy produkował swoją dulcynę. Jakoś szło... 

Alfons Kühn w tym czasie przystąpił do usuwania zniszczeń w elektrowni, jednak okupantowi zależało jedynie na zapewnieniu zasilania energią niemieckich instytucji i przedsiębiorstw kosztem ograniczenia dostawy lub całkowitego wyłączenia polskich placówek i ludności. Władze niemieckie przysłały nawet do pomocy specjalistów z firmy Siemens, ale zostali wcieleni do Wehrmachtu. Elektrownia została ponownie uruchomiona 4 października 1939 r.

Alfons Kühn w czasie okupacji. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Julia Kühn pozostała w swojej roli  pani domu dbającej o ład, piękne kwiaty, eleganckie urządzenie domu. To był jej sposób na odseparowanie się od wojennej rzeczywistości. Do przesady oszczędnie gospodarowała żywnością (bo przecież nie wiadomo, co będzie dalej!), ale mowy nie mogło być o tym, żeby Gienia nie starła kurzów. Dom świecił się tak jak przed wojną. Ciocia żyła życiem przedwojennym i to był jej straszny dramat  zupełnie nie potrafiła przystosować się do warunków panujących wokół niej. 

Wuj codziennie wyjeżdżał do elektrowni, której nadal był dyrektorem. W listopadzie elektrownię zwrócono Zarządowi Miejskiemu, ale rozdzielcą prądu został Niemiec. Często pod dachem Filtrowej padało nazwisko przedwojennego dyrektora finansowego, który jako Niemiec pozostał na stanowisku. Utrudniał pracę polskiemu kierownictwu, a do wuja był wrogo nastawiony. Budził obawę, zwłaszcza cioci. Z rozmów, z tego, co wuj opowiadał, z jego zdenerwowania można było domyślić się, że najbardziej bolało go to, że zawsze uważał tego dyrektora za porządnego człowieka i miał do niego pełne zaufanie. 

Na początku 1940 r. Tadeusz Dobiński zaczął pracować w Gazowni Warszawskiej, a Irena, oczywiście dzięki pomocy wuja, w Zeopie  Zakładzie Elektrycznym Okręgu Podstołecznego, obsługującym oświetlenie prawobrzeżnej części Warszawy. Ta praca dawała dobre, konkretne papiery. (...) Na placu Napoleona, w Prudentialu, najwyższym wówczas budynku Warszawy, mieściło się jej pierwsze w życiu biuro. Pracowała w nim do 30 lipca 1944 roku

Kiedy wieczorem wuj, ojciec i Irena wracali po pracy, wszyscy domownicy spotykali się na wspólnej obiadokolacji w pokoju stołowym i każdy opowiadał o swoim dniu. Czasami Irena lub ojciec przynosili jakąś "gazetkę" [prasę konspiracyjną – przyp. M.W.K.]. Pochłaniało się, pożerało się jej treść w mgnieniu oka. Trzeba było tylko uważać, żeby pisemka nie zobaczyła ciotka, bo bardzo się wtedy denerwowała: "Po co wy to przynosicie!?". Wuj także prosiło ostrożność ze względu na swoją sytuację w elektrowni. Stale go obserwowano, wciąż naciskano, żeby podpisał volkslistę. Nie opowiadał o tych sprawach, żeby utrzymać w domu względny spokój, ale musiał być pod wielką presją. Dużo później, już po wojnie, Bronia, dawna niania Ireny (...), zwierzyła się jej, że był taki moment, że Niemcy wezwali go na Szucha. To musiało być już w czterdziestym trzecim (...). O tym wezwaniu wuj nikomu nie powiedział, nawet Irenie. Polecił tylko iść ze sobą niani i pokazał jej, gdzie wchodzi. Gdyby nie wyszedł, miała zawiadomić rodzinę na Filtrowej. Na szczęście wypuścili go. 

O zmroku na parterze domu przy Filtrowej 27 zamykało się białe, drewniane okiennice ze sztabami. Cały dom wypełniała przytulna cisza, jakby nic się nie działo, od ogródka szedł zapach kwiatów, w którym jak przed wojną kwitła masa róż, a Smyk wesoło biegał. Stojący przy wejściu do kuchni jasny, drewniany zegar tykał sobie jakby nigdy nic, jakby nie było wojny. (...) niczego z wyposażenia się nie ruszało, piękne dywany, meble  wszystko zostało po staremu. Ale straszna atmosfera przenikała z zewnątrz wraz z wiadomościami. Wszyscy mieli nerwy cały czas napięte, nieustannie byli rozdrażnieni, byle pretekst powodował spięcia. 

Kühn umiejętnie zatrudniał w elektrowni członków ruchu oporu. Konsekwentnie kontynuował rozbudowę elektrowni według planów przygotowanych w 1936 r. Jednak na polecenie Niemców w marcu 1942 został zwolniony z elektrowni i przeszedł na emeryturę. Od przełomu 1941 i 1942 r. poważnie chorował na rozedmę płuc. Dokuczała mu już wcześniej, ale kiedy wyjechał z ciotką do Zakopanego czy do innego uzdrowiska to mu przechodziło. Na chorobę nałożyły się już niemal nie do zniesienia stosunki w elektrowni. Po zwolnieniu na Filtrowej zaczęło pojawiać się mnóstwo panów, których wuj przyjmował w pokoiku na parterze. Bardzo często przychodził przemiły, szalenie przez wuja lubiany i szanowany inż. Stanisław Skibniewski, który zajął jego stanowisko w elektrowni. Już później okazało się, że inż. Skibniewski "Cubryna" stał na czele komórki AK w elektrowni, która długo i bohatersko walczyła w Powstaniu Warszawskim

Alfons Kühn (siedzi pierwszy z lewej) z żoną Julią (stoi nad nim) i przyjaciółmi z rodu Karnkowskich w majątku Paski w powiecie sochaczewskim, okres II wojny światowej. Źródło: Historia rodu Karnkowskich, t. 2: Miejscowości związane z historią rodu, cz. 1, oprac. K. Karnkowski, Baden 2012.

Stan naszego bohatera pogorszył się w 1943 r. Oddychał z wielkim trudem, rzadko wychodził z domu, częściej leżał w łóżku. Funkcję jego łącznika ze światem pełniła siostrzenica żony. Kiedy tylko przychodziła z pracy do domu, już od drzwi wejściowych słyszała, jak woła ją z pokoju na piętrze. Nawet nie przebierała się, tylko od razu pędziła do gabinetu wuja, siadała na rogu łóżka i szczegółowo zdawała relację z tego, co dzieje się na mieście, co mówią ludzie, co słychać nowego. Podczas tego "zdawania relacji" nikt nie miał prawa wstępu do gabinetu, żeby, broń Boże, nie przeszkodzić. "Tylko Alusia dokładnie mi powie..." 

W końcu 1943 r. nie mógł już wychodzić z łóżka, dusił się. Musiał korzystać z butli z tlenem, a o te, jak o wiele nawet mniej luksusowych rzeczy, w Warszawie było trudno. Potrzebna była też pomoc pielęgniarki. 

W połowie stycznia 1944 roku stało się jasne, że wuj umiera. Nigdy nie był specjalnie religijny (uważał, że do Pana Boga trafi i bez księży), niemniej Irena postanowiła pojechać po dawnego znajomego wujostwa, ks. Zygmunta Kozubskiego, rektora kościoła św. Anny. Poprosiła go do wuja. Chwilę musiała poczekać i pojechali z Krakowskiego Przedmieścia na Filtrową. Przez okupacyjną Warszawę jechała dorożka w któ-rej ksiądz Kozubski wiózł Pana Jezusa, a Irena siedziała obok, niesłychanie wzruszona sytuacją. 

Alfons Kühn zmarł 27 I 1944 r. Do końca był świadomy. Odszedł we własnym łóżku. Trumnę z ciałem ustawiono pośrodku salonu na rozłożonym tym razem szafirowo-perłowym dywanie, otaczały ją świece i kwiaty. Później ksiądz Kozubski odprowadził wuja, na Powązki, do rodzinnego grobu Kühnów. Dużo, naprawdę dużo ludzi przyszło na pogrzeb. 

Nagrobek Kühnów na Powązkach. Źródło.

Śmierć wuja oznaczała zagładę świata cioci Julii i tak już strzaskanego przez okupację. Zupełnie nie potrafiła sobie poradzić. Była jak piękna, delikatna róża wyjęta spod klosza. Nic do niej nie docierało. Nie mogła zrozumieć, że jest wyrwana z życia, że wuja nie ma. Kompletnie zagubiona, nikomu nie dowierzała, wciąż uważała, że wszyscy wokół wszystko źle robią, źle radzą. 

Nadeszło lato 1944 roku. Siedzieli kiedyś wszyscy w jadalnym, gdy nagle z kuchni dobiegły krzyki Gieni i Oli: "Proszę pani! Proszę pani! Pani przyjdzie!". Pobiegli wszyscy zobaczyć, co się stało. Ujrzeli pokojówkę i kucharkę nagle oniemiałe, wskazujące na ulicę. Popatrzyli przez okno na Filtrową i ujrzeli biegnących pod drzewami chłopców z biało-czerwonymi opaskami na ramionach. Był pierwszy sierpnia, wybuchło powstanie. Tak rozpoczął się kolejny akt tragedii ciotki: "Boże, co teraz będzie?! Przyjdą Niemcy i wszystkich zamordują!': Miotała się straszliwie, nie mogąc sobie zupełnie poradzić z rzeczywistością. Wymyśliła, że wszystkie rzeczy trzeba pochować w piwnicy, częściowo nawet tam się przenieść. Nie było przecież dokąd uciekać. Rozpoczęło się znoszenie paczek, walizek, matka Ireny dostała przy tym przepukliny. Zapchali całą piwnicę. Wszystko gotowe do wyniesienia. Nic, tylko przebierać i brać. Kiedy ojciec chciał wyjść, aby zorientować się w sytuacji, ciotka z płaczem chwytała go za rękaw: "Nie, nie możesz wyjść, nie zostawiaj nas, ty tu jesteś jedynym mężczyzną!".

W dniu 11 VIII 1944 r. Julia Kühn wraz z siostrą, szwagrem i siostrzenicą została aresztowana. Wieczorem, pędzeni wraz z rzeką ludzką Wawelską i Grójecką znaleźli się na Zieleniaku. Nastała koszmarna noc, którą ojciec właściwie całą przesiedział na ciotce i Irenie, starając się je ukryć. Niemcy i Ukraińcy wyprawiali tam straszliwe rzeczy. Rankiem tłum ludzi pognany został do obozu przejściowego w Pruszkowie. Kto tylko mógł, próbował dogadywać się z Niemcami. Pieniądze i kosztowności pomagały czasem zmienić los, trafić do tego, a nie innego pociągu. Tyle że oni nic nie mieli. Jedynie ciotka mogła zabrać z domu jakieś kosztowności, ale ciągle powtarzała roztrzęsiona, że niczego nie wzięła. 

Julia Kühn na Filtrowej 51, 1925 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Rano Niemcy załadowali wszystkich do pociągów. Rodzina została rozdzielona – Dobiński trafił do obozu karnego dla mężczyzn w Oranienburgu koło Berlina, kobiety wywieziono do obozu karnego w Ravensbrück 141. Kiedy przyjechały do Ravensbrück, było już tam dużo więźniarek z Warszawy. Dowiedziały się, że przyjechała pani ministrowa Kühnowa, ciotka była przecież znana w przedwojennej Warszawie. Starsze więźniarki chciały jej pomóc. Ciocia nie była w stanie przetrzymać wielogodzinnego stania na apelach  w październiku noce były już bardzo zimne  i właściwie przez cały czas była półprzytomna. Starsze więźniarki wyciągnęły ciotkę z bloku, w którym była razem z Ireną i jej mamą. Załatwiły jej przeniesienie na blok tzw. strickerinek. Zebrane tam, przeważnie starsze, chore kobiety miały specjalne różowe kartki, nie musiały stać na nie kończących się apelach. Irena z mamą poszły na Industriehof  część obozu, gdzie szyło się mundury. 

Kühnowa została zamordowana w komorze gazowej w styczniu 1945 r. Przed śmiercią raz rozmawiała z siostrzenicą. Ministrowa była bardzo schorowana, choć jeszcze zdążyła przypomnieć, że testament jest schowany w biurze u Baniewicza w Warszawie (dom na Filtrowej 27 był przepisany na Irenę Kalpas). 

Irena Dobińska na Filtrowej 27, 1935 r. Źródło: I. Kalpas, M. Ludwicki, F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Wszystkie więźniarki z strickerinek zagazowano. Jak wspominała siostrzenica ministrowej, jedyna pociecha w tym, że była półprzytomna, nie wiedziała, co się wokół dzieje. Tak wygasła gałąź Kühnów i skończyła się historia ministra z Przejm i jego żony.

ZAKOŃCZENIE
Irena Kalpas wraz z matką wyszły z obozu i przez Westfalię wróciły do Warszawy. Sprawy spadkowe o dom na Ochocie były zbyt skomplikowane, bo biuro wyleciało w powietrze, sejfu nie odnaleziono, a widok zniszczonego domu przyprawiał o dreszcze, bo przypominał o straconym życiu. Choć w kolejnych latach Irena musiała ukrywać to, że mąż zginął w Katyniu, opiekować się schorowaną matką i pracować nie w humanistyce, którą kochała, odcinając się od przedwojennego życia, to jednak na 10 lat przed śmiercią wróciła na Filtrową 27. W rezultacie powstała książka, dzięki której tak wiele można powiedzieć o Alfonsie Kühnie. To oraz inne materiały, które odnalazłam, wymienione w bibliografii, pomogły stworzyć opowieść o tym niezwykłym człowieku.

W domu naszego bohatera jest dziś Ośrodek Akademicki prowadzony przez Opus Dei. Miejsce odwiedziłam w 142. rocznicę urodzin Alfonsa Kühna.

Fot. M.W. Kmoch, 14 II 2021 r.

Fot. M.W. Kmoch, 14 II 2021 r.

Alfons Kühn mnie absolutnie zafascynował. Jestem poruszona jego osobą, jego życiem. Poszukiwanie informacji na jego temat sprawiło mi ogromną przyjemność. Chociaż tak mogę go upamiętnić, bo oprócz hasła na Wikipedii, biogramu w "Polskim Słowniku Biograficznym" i na stronie Stowarzyszenia Elektryków Polskichnotki na stronie sejm-wielki.pl próżno szukać, by ziemia, na której się urodził, go doceniła. W Przejmach nie ma informacji na jego temat (tabliczka? wzmianka na tablicy z historią miejsca), w maszynopisie monografii Nadleśnictwa Przasnysz nie ma wzmianki o ojcu nadleśniczym i wybitnym synu, w lokalnych monografiach się nie pojawia. Dlatego w bibliografii nie znajdziecie niczego wydanego w Jednorożcu (a Zapiski Ziemi Jednorożeckiej, publikacja z 2011 r., prezentowała portrety wsi i ich historie, także Przejm), tak samo nie pisał o nim w monografii Przasnysza i powiatu przasnyskiego w latach 1866–1939 Radosław Waleszczak. Zresztą, choć są na naszym przasnyskim podwórku wikipedyści, to hasło o bohaterze dzisiejszego wpisu napisał w 2008 r. warszawiak. Mamy tylko jeden krótki artykuł w lokalnej prasie w 2016 r., wspomniany na wstępie. Na szczęście jest też biogram autorstwa Alfreda Borkowskiego w drugim tomie Przasnyskich portretów (Przasnysz 2008) oraz w pozycji Wpisani w historię. Słownik biograficzny województwa ostrołęckiego autorstwa Elżbiety Zielińskiej (Ostrołęka 1990). Tylko czy oprócz regionalistów ktokolwiek inny zna te pozycje, ktokolwiek poznał Alfonsa Kühna z ich kart?

Czy w ogóle wiedziano, skąd pochodził nasz bohater? Oczywiście. Już przed wojną był bohaterem opracowania biograficznego, gdzie podano jego miejsce urodzenia. Gdy został ministrem, w gazetach pisano, że urodził się w Przejmach (jak często bywa, przekręcając nazwę miejscowości...)..

Źródło: "Kurjer Poranny", 52 (1928), 178, s. 1.

Czy Alfons Kühn kiedykolwiek wrócił do Przejm, do Przasnysza? Trudno powiedzieć. Nie uczestniczył z prezydentem Ignacym Mościckim w objeździe po województwie warszawskim w maju i czerwcu 1930 r. (więcej na ten temat: tekst nr 1 i tekst nr 2), a to byłaby idealna okazja. Na pewno jednak pamiętał o swoich rodzinnych stronach. W 1917 r., na łamach "Przeglądu Technicznego", pisał: Wyobraźmy sobie, że cud zamienił Polskę w kraj urządzony na modłę zachodnioeuropejską, lub amerykańską. Mamy więc do dyspozycyi w każdej miejscowości energię elektryczną, która umożliwia najskromniejszemu rzemieślnikowi zastosować silnik elektryczny i kilkakrotnie powiększyć wytwórczość jego pracy; mamy wielki przemysł, stosujący urządzenia elektryczne i konkurujący skutecznie z zagranicą; ulice miast i miasteczek są oświetlone, przez co zyskaliśmy bezpieczeństwo i wygodę; mamy oświetlenie pałaców, domów i chat wieśniaczych, przez co ulepszyły się hygienicznie warunki naszego życia domowego i zmniejszyliśmy liczbę pożarów, wypadków z ogniem i t.p.; miasta, miasteczka i wsie połączone są siecią kolei i tramwajów elektrycznych, mamy połączenie telefoniczne wszystkich mieszkań całej Polski. (...) oto zapragnęliśmy, by cud stał się rzeczywistością, by obywatel Lublina, Przasnysza, Kozienic, Małej Wólki korzystał z dobrodziejstw obywatela Warszawy, by stał się mu blizki, rozmawiał z braćmi z Warszawy, Lwowa, Poznania i WilnaNie znalazłam późniejszych tekstów, w których pisałby o Przejmach czy Przasnyszu. 

Oczywiście pielęgnował pamięć rodziców. Zapewne wraz z matką wystawił pomnik na Powązkach – pierwszym w nim pochowanym był Edmund Kühn, nadleśniczy z Przejm. Jako minister i urzędnik pracujący w Warszawie Alfons Kühn często spotykał się z kard. Aleksandrem Kakowskim, który urodził się w tej samej parafii (1862 r., Dębiny, parafia Święte Miejsce). W czasie I wojny światowej, kiedy nasz bohater działał w Zjednoczeniu Stronnictw Demokratycznych, musiał poznać pochodzącego z niedalekich Rycic w gminie Chorzele Mieczysława Dębskiego, który był aktywny w ugrupowaniu. W swojej ministerialno-poselskiej karierze Alfons Kühn minął się z Leopoldem Bieńkowskim z Przasnysza, który był posłem w latach 1922–1927, ale to nie oznacza, że się nie znali. W latach 1928–1930, kiedy Alfons Kühn był posłem, Bieńkowski pracował jako instruktor Szkoły Rolniczej w Berezie Kartuskiej.

A Płock, z którym związani byli przodkowie bohatera tego artykułu? W publikacji Płocczanie znani i nieznani znalazł się biogram Alfonsa Kühna, co prawda krótki, ale ze stwierdzeniem: "Zachowywał bardzo żywe związki z Płockiem, z którym łączyły go więzy rodzinne". Niewiele jeszcze o nich wiem, bo prasa płocka nie jest zdigitalizowana.


Ten wpis jest pierwszym krokiem w misji, jaką sobie stawiam: docenić i upamiętnić Alfonsa Kühna w powiecie przasnyskim. Możesz pomóc, udostępniając ten post w mediach społecznościowych, komentując go, wysyłając znajomym. Dziękuję!



Bibliografia
Źródła
A. Źródła archiwalne
Akta metrykalne parafii Nasielsk;
Archiwum Państwowe w Płocku, Akta miasta Płocka 18081950 [1952], sygn. 19501; 
Wojskowe Biuro Historyczne  Centralne Archiwum Wojskowe, Kuhns Alfons KN 06_06_1931.


C. Źródła wydane

D. Wspomnienia wydane
Kalpas I., Ludwicki M., F 27. Czy tu jeszcze rosną róże?, Nowy Sącz 2007.

Opracowania
Papierowski A.J., Papierowski K.J., Przyczynek do genezy Towarzystwa Kredytowego m. Płocka i jego działalność w latach 18691904, "Notatki Płockie", 48 (2003), 2 (195), s. 1726;
Who’s Who in Central and East-Europe 1933/34, ed. S. Taylor, Zurich 1935;


Dziękuję Markowi Białobrzeskiemu, Krzysztofowi Kłodawskiemu i Marcinowi Ludwickiemu za pomoc.


Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz