17 kwietnia 2013

Polska Organizacja Wojskowa w pow. przasnyskim. Listopad 1918 r.

Jedną z organizacji, związanych z walką niepodległościową Polaków w czasie I wojny światowej, była Polska Organizacja Wojskowa (POW). Powstała w sierpniu 1914 r. w Warszawie w wyniku połączenia konspiracyjnego Związku Walki Czynnej i grup Armii Polskiej. Celem była walka z zaborcą. Szczególnie ciekawe wydaje się prześledzenie działalności POW w powiatach nadgranicznych w listopadzie 1918 r. Kiedy rozbrojono Niemców w Przasnyszu i okolicach? Jak przebiegały te wydarzenia? Zapraszam do lektury!




W położonym na północnym Mazowszu pow. przasnyskim POW powstała na początku 1916 r., choć materiały propagandowe organizacji trafiały w okolice Przasnysza już w 1915 r. (Waleszczak 1999). Zakładali ją emisariusze legionowi, m.in. por. Kazimierz Sokolnicki i por. Antoni Łada z Bartnik. Zostali skierowani tu przez władze centralne. Początkowo POW działała jawnie. Broni było pod dostatkiem i amunicji. W każdem domu i na każdem podwórku leżały w pokrzywach karabiny i amunicja. Każdy chłop chował broń i amunicję, a młodzi chłopcy po piętnastu latach życia to mieli i po pięć karabinów ręcznych, pochowane po różnych kryjówkach (Wilga). Na terenie gmin powstawały więc placówki i sekcje, w miastach plutony i kompanie POW. Należały do nich również kobiety i starsi mężczyźni jako członkowie popierający. W placówkach wyodrębniono sekcje bojowe (drużyny) z sekcyjnymi mężczyznami w młodszym wieku, znającymi się na rzemiośle wojskowym. Placówki POW zorganizowano w okręgi, które miały swoje kryptonimy, a żołnierze posługiwali się pseudonimami. Na czele placówki stał komendant i jego zastępca. Niestety z czasem okupant odebrał mieszkańcom broń. Żandarmy (…) Chodzili od mieszkania do mieszkania, od piwnicy do parsków, zbierając broń. Zebrali parę zardzewiałych karabinów, głosząc, że jak znajdą gdzie karabin, to duża kara będzie (Wilga). Gdy okupant niemiecki przekonał się że „młodzież polska nie da się użyć jako mięso armatnie, rozpoczęły się prześladowania, skutkiem czego organizacja stała się nielegalna i zaczęła działać w konspiracji” (Drwęcki 1994). Przejście do konspiracji spowodowane było fiaskiem deklaracji listopadowej i kryzysem przysięgowym („Głos Ziemi Przasnyskiej”).
Do walki z okupantem szykowała się również ludność cywilna. S. Wilga (1911–1994) z Jednorożca wspominał: Ludność naszej wiosky, starzy i młodzi, wiedzieli, że Polska z martwych powstanie. Zbieraly broń na polach i amunicję i chowaly po kątach, żeby oddać polskiem żołnierzom do własnych rąk. Mój Stryj nazywał się Walenty Wilga [i] był mocno cięty na Niemców. Zbierał karabiny, wynosił na ogrody i chował, gdzie mógł. Nareszcie w czerwcu ściął trawę na ogrodzie. Trawa uschła, zgrabił siano, a karabiny pochował pod stóg i zaciśniętemy pięściami oczekiwał wolnej Polsky. Także i wszyscy mieszkańcy naszej wiosky widzieli wolność, ale jeszcze zasłoniętą jakąś mgłą. (…) W naszej wiosce, choć każdy był głodny i obdarty, ale na Niemców zażarty. (…) Chłopi z niecierpliwością oczekiwali, kiedy przyjdzie czas przepędzić Niemców. Młodzi wiedzieli, że wkrótce nastąpi czas, żeby się z niemy rozprawić. Byli poinformowani przez peowiaków, [ale] trzymali to w tajemnicy.
Powiatem przasnyskim z ramienia władz centralnych opiekował się mjr Stefan Dąb-Biernacki. Jego zastępcą był kpt. Feliks Feldt z Ciechanowa (A. Drwęcki 1989, 1994). Wedle innych opracowań powiatem opiekował się płk Duglasiewicz (J. Dawid 1990; A. Drwęcki 1987).
Komendantem placówki POW w Przasnyszu był aptekarz Stanisław Palmowski. W kierownictwie znaleźli się por. Kazimierz Sokolnicki, por. Antoni Łada i dowódca plutonu przasnyskiego Bronisław Paweł Królicki „Chrobry”. Pluton przasnyski to trzy sekcje, do których należeli żołnierze z Przasnysza i okolicznych wiosek. Sekcyjnymi w Przasnyszu byli: sekcja I – Stanisław Królicki „Śmirus”, brat Bronisława; sekcja II – Aleksander Galewski; sekcja III – Kazimierz Szrejter ps. „Kasztan”.

W powiecie istniały sekcje: Baranowo (sekcyjny Franciszek Milewski), dwie w Bogatem (sekcyjni Sabin Wieczorek z Wielodroża i nauczyciel Zajączkowski), Bartniki (Bolesław Karolski), Czernice Borawe „Smolna” (Adam Wasiłek „Czarny” z Pawłowa Kościelnego), Chorzele (Jan Gizo, sierż. armii radzieckiej), Dzierzgowo (Andrzej Czaplicki ze wsi Brzozowo Małe), Golany (Feliks Żbikowski z Turowa), Janowo (Franciszek Majewski), Jednorożec (Dębski z Rycicy), Lipa (Aleksander Gwiazda). 

Rok 1918. Aleksander Gwiazda (1898–1945). Dowódca sekcji Polskiej Organizacji Wojskowej w Lipie, żołnierz Wojska Polskiego w stopniu kaprala, uczestnik Bitwy Warszawskiej 1920. Za czyny bojowe dwukrotnie mianowany do Krzyża Walecznych. Odznaczony Medalem Niepodległości (MP nr 77 z 1938 r.). W 1944 r. więzień obozu zagłady w Pomiechówku. Zmarł wskutek tortur. Zbiory Henryki Kaszczyj.

Przeglądu sekcji dokonywał w dniu 15 VII 1917 r. mjr S. Dąb-Biernacki, który przyjął przysięgę żołnierską peowiaków (Drwęcki 1994). Według innej wersji przysięgę miał przyjąć płk Duglasiewicz (J. Dawid 1990; A. Drwęcki 1987). Kapelanami i przywódcami duchowymi POW w Przasnyskiem byli: ks. Ignacy Dzierżanowski z Bogatego, ks. Bernard Pierzchalski z Przasnysza i ks. Orłowski z Gruduska. Do POW miał też należeć ks. Konstanty Lewandowski, od 1916 r. administrator nowopowstałej parafii w Jednorożcu (Drwęcki 1994).

Ks. Ignacy Dzierżanowski, proboszcz parafii Bogate. Źródło: Życie codzienne i tradycje patriotyczne Bogatego i okolic w XIX i na początku XX wieku, oprac. G. Wróblewska i in., Przasnysz [2017].

Ks. Konstanty Lewandowski, administrator parafii Jednorożec w latach 1916-1924. Źródło.

Liczebność POW w pow. przasnyskim, w zależności od źródeł, oceniano na 200–300 członków. Najliczniejsza była sekcja chorzelska (60 osób), janowska liczyła 40 żołnierzy, a przasnyska 29 osób. W Jednorożcu stan liczbowy wskazywał 8, a w Lipie 6 żołnierzy, sekcja z Czernic Borowych liczyła 8, z Bartnik 30, Dzierzgowa 2, Golan 13, Baranowa 3 peowiaków. W Bogatem w dwóch sekcjach bojowych zorganizowanych było ok. 50 żołnierzy (Drwęcki 1987, 1994, Waleszczak 1999). Peowiacy rekrutowali się ze środowisk rzemieślniczych, chłopskich i inteligenckich. W większości sympatyzowali z PSL „Wyzwoleniem” i PPS. Niewiele było wśród nich narodowców (Waleszczak 1999).

Stanisław Sekuna z Bogatego, peowiak. Źródło: Życie codzienne i tradycje patriotyczne Bogatego i okolic w XIX i na początku XX wieku, oprac. G. Wróblewska i in., Przasnysz [2017].

Bolesław Drwęcki, peowiak. Źródło: Życie codzienne i tradycje patriotyczne Bogatego i okolic w XIX i na początku XX wieku, oprac. G. Wróblewska i in., Przasnysz [2017].

Marceli Połomski, peowiak, następnie gajowy w Budziskach (gm. Jednorożec). Źródło: Z. Cierliński, Na północ od Przasnysz: Baranowo, Chorzele, Jednorożec, Przasnysz 1996.

Warto zaznaczyć, że w 1917 r. z inicjatywy peowiaków przy kościele w Bogatem usypano kopiec i wykonano tablicę pamiątkową z okazji setnej rocznicy śmierci Tadeusza Kościuszki.

Uroczystość odsłonięcia kopca Tadeusza Kościuszki w Bogatem, 15 X 1917 r. Z tyłu widoczny remontowany kościół. Zbiory Piotra Sekuny z Bogatego. Źródło: Przasnyskie w starej fotografii, red. G. Wróblewska, Przasnysz [2008].

Uroczystość odsłonięcia kopca Tadeusza Kościuszki w Bogatem, 15 X 1917 r. Z prawej ks. Ignacy Dzierżanowski z bratanicą Bronisławą. Zbiory Kazimierza Wendy z Bogatego.

W Chorzelach, gdzie placówkę w czerwcu 1917 r. założył aptekarz Edward Kwieciński, zastępcą komendanta mianowano Juliana Kossaka, miejscowego organistę, który był jednocześnie komendantem Straży Ogniowej i przewodniczącym miejscowego Koła Polskiej Macierzy Szkolnej. Prawie wszyscy członkowie chorzelskiego oddziału Straży Ogniowej byli peowiakami, stąd legalnie mogli się spotykać i odbywać ćwiczenia. „Koncentracje i ćwiczenia oddziałów odbywały się w lasach za stacją kolejową, którą prowadzili oficerowie z Warszawy: Ludwik Suda i Zygmunt Nowicki. Nad bezpieczeństwem żołnierzy czuwali leśnicy i gajowi. Strażacy z Przasnysza również prawie wszyscy należeli do POW. (…) Podobnie było w placówkach gminnych, gdzie strażacy jako żołnierze POW odgrywali znaczącą rolę” (Drwęcki 1994). Jak wspominał Aleksander Galewski Waza, członek POW z Przasnysza, Biorąc czynny udział w P.O.W. w ćwiczeniach dziennych, byliśmy zmuszeni odbywać takowe w porze nocnej, ponieważ Niemcy nie zezwolili nam ćwiczyć się w dzień (Muzeum Historyczne w Przasnyszu).



W 1918 r. siedziba POW mieściła się w jednej z cel w klasztorze pobernardyńskim w Przasnyszu, wykorzystywanym przez okupantów w charakterze magazynów aprowizacyjnych. Kościół w czasie działań wojennych został spalony. Możliwe, że magazynierem był Polak, peowiak, który udostępnił miejsca na spotkania, zbiórki czy szkolenia. Dla strzelców punkt zborny wyznaczono w remizie. Schowek z bronią i amunicją mieścił się na dzwonnicy kościoła, a także w domu naczelnika Straży Ogniowej, Grzegorza Galewskiego. 



Pod koniec wojny Niemcy zachowywali się niepewnie. Pośpiesznie wyjeżdżali, wywozili sprzęty i maszyny (J. Dawid 1990). W Jednorożcu Niemcy chodzili smutni ze spuszczonemy głowamy. Można było odczytać na jch twarzach, że coś jch niepokoi (Wilga). Wydarzenia listopadowe w Galicji, wybuch rewolucji w Niemczech, abdykacja Wilhelma II i w końcu wiadomości o wyjeździe gen. Hansa von Beselera z Warszawy zaalarmowały miejscowych peowiaków, ale także okupanta („Głos Ziemi Przasnyskiej”). Niemniej, wiedząc o działaniach POW, Niemcy ścigali jej członków. Np. Józef Roman „Kogut”, peowiak z Dzierzgowa, który przyłączył się do organizacji 25 VIII 1916 r., został zmuszony do wstąpienia do Wehrmachtu z dniem 1 XI 1918 r. z powodu prześladowania przez okupanta - grożono mu śmiercią (Muzeum Historyczne w Przasnyszu).


Józef Roman z Dzierzgowa, peowiak. Zbiory Muzeum Historycznego w Przasnyszu - kopia z Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie.


W dniu 9 XI 1918 r. od rana Niemcy szli przez (...) wieś [Jednorożec – przyp. M.W.K.], po dwóch, po czterech już rozbrojonych przez karabinów i przez pasów. Stryj widząc Niemców bezbronnych powiedział:
- Oni uciekają z Polsky! 
I sam chciał wyjść na drogę, żeby jch bić. Ojciec go zatrzymał i powiedział:
- Nie rusz jch, oni tak samo mają kobity i dzieci, a karabiny już oddali. Nie wolno jch ruszać! Niech idą do swoich domów.
Pomału Stryj się uspokoił. W Jednorożcu wszyscy się cieszyli, że Niemcy z Polsky uciekają, że Polska będzie sama w sobie. Zaczęli się pojawiać peowiacy. Niemcy, co prowadzili roboty, to 10 listopada w nocy wyjechali do Prus, [a] zostali żandarmy i złodzieje, co wywozili drzewo z Polsky. Kolejky całą noc woziły polskie drzewo do Prus (Wilga). W roku 1915 bowiem Niemcy zbudowali tu tor kolejowy i kilkanaście razy na dobę w rabunkowy sposób wywozili z lasów surowiec drzewny. Więcej o kolejce wąskotorowej w tym wpisie: KLIK.

Są niejasności, kiedy dokładnie rozbrojono Niemców w Przasnyszu oraz w powiecie. W monografii Przasnysza z 1927 r. podano datę 15 listopada (za: Waleszczak 1999), inni wskazywali na 11 listopada (Drwęcki 1994, Mamy już wolną Polskę…). Wydaje się, że samo rozbrojenie Niemców mogło nastąpić 11 i 12 listopada („Głos Ziemi Przasnyskiej”), a dopiero 15 listopada opuścili oni miasto (Waleszczak 1999). Cz. Białoszewski, wówczas 9-letni, ale znający omawiane wydarzenia od zaangażowane w nie brata Ryszarda, twierdził, że u nas miało to [rozbrajanie Niemców – przyp. M.W.K.] miejsce nieco później, aniżeli w Warszawie. Wiadomości docierały bowiem na prowincję znacznie wolniej, aniżeli dzieje się to obecnie. Podobnie pisano w „Głosie Ziemi Przasnyskiej”. Informacje o rozbrajaniu Niemców przyszły do nas przez Ciechanów za pośrednictwem tamtejszych kolejarzy. Stąd też ów pamiętny moment miał miejsce w Przasnyszu najprawdopodobniej 13 listopada (Toporki i niepodległość). 

Koncentracja peowiackich oddziałów zarządzona była na 10 listopada. Dowódcy POW powiadomili przez łączników pieszych i konnych żołnierzy POW w Przasnyszu i pobliskich wioskach o potrzebie zebrania się z bronią pomiędzy godz. 16–17 w klasztorze. Jednocześnie z Ciechanowa przesłano kurierem plany i rozkazy celem rozbrojenia Niemców. Ci, przeczuwając instynktownie niebezpieczeństwo, wysłali wieczorem specjalny pociąg celem wywiezienia niemieckich urzędniczek (Drwęcki 1994). By uniemożliwić okupantowi odwrót, dokonano sabotażu na linii mławskiej kolejki wąskotorowej. Peowiacy (…) zepsuli tor przy szosie ciechanowskiej i pociąg wykoleił się („Głos Ziemi Przasnyskiej”). Sytuacja miała mieć miejsce w pobliżu Obrębca (za: Waleszczak 1999).

Przasnysz, 1917 r. Członkowie POW w podziemiach klasztoru oo. Bernardynów: Jerzy Łapiński, Kazimierz Szczepański, Kazimierz Szrejter, Zygmunt Kijewski, Jan Wojciechowski, Antoni Jeliński. Zbiory Muzeum Historycznego w Przasnyszu.

Rozesłano rozkazy i zaczęto zbierać siły. Jak wspominał Eugeniusz Rybczyński (1901–1988) z Żarnowca (gm. Grudusk), 10 listopada 1918 roku przyjechał do nas dziadek Adam Wypych z Przasnysza i każdemu z nas dał list, w którym były zamieszczone informacje, gdzie mamy się zgłosić. Kolegów skierowano do Ostrowi-Komorowa, a mnie do Przasnysza pod komendę Józefa Wypycha, który miał swój oddział. Wiedzieliśmy, że 11 listopada będziemy rozbrajać Niemców (Mamy już wolną Polskę…). 



W klasztorze bernardyńskim 10 listopada w konspiracji zebrały się trzy sekcje przasnyskie, sekcja z Golan i Jednorożca, z Lipy i Bogatego. Sekcja z Bartnik w liczbie 26 żołnierzy, powiadomiona później, weszła do miasta wieczorem w szyku bojowym pod dowództwem sekcyjnego Bolesława Karolskiego. Sierżant podchorąży z Ciechanowa por. Kazimierz Sokolnicki, przysłany przez kpt. Felda, przywiózł rozkazy rozbrojenia Niemców. Poszczególnym sekcjom zostały przydzielone zadania. Żołnierze nie posiadający własnej broni otrzymali broń krótką lub karabiny. Resztę mieli zdobyć na Niemcach (Drwęcki 1994). 



W koszarach kwaterował garnizon niemiecki Landwehry w sile 240 (Białoszewski), 250 („Głos Ziemi Przasnyskiej”) lub nawet 800 żołnierzy (J. Dawid 1990, Drwęcki 1987, 1989, 1994) pod dowództwem kapitana. Byli to przeważnie starsi żołnierze, którzy przybyli u z frontu na odpoczynek. W czasie nieobecności oficerów, którzy udali się samochodami do Mławy po rozkazy, żołnierze utworzyli Radę Żołnierską (Świecki, Wybult).


Trzy sekcje przasnyskie w liczbie 48 żołnierzy miały rozbrajać Niemców w koszarach. Sekcja z Bogatego ubezpieczała koszary od strony wschodniej, sekcje z Jednorożca i Bartnik od strony północno-wschodniej, sekcja z Golan od strony południowej. Sekcja z Bartnik (26 osób), czekająca w szkole mieszczącej się w organistówce, spełniała funkcje sekcji odwodowej gotowej do dyspozycji por. A. Łady (Drwęcki 1994). 

Niejasna jest chronologia działań przasnyskich strażaków. Wiemy, że pod pretekstem próby ogniowej na ulicach miasta pojawiła się Straż Ogniowa. Każdy urzędnik niemiecki, czy też pojedynczy, który pojawił się na ulicy był momentalnie rozbrajany przez Straż Ogniową. Rozbrajanych puszczano wolno, aby sieli popłoch wśród swoich („Głos Ziemi Przasnyskiej”). Drwęcki umiejscawia te wydarzenia 10 listopada, powołując się na prasę z epoki, gazeta jednak działania strażaków relacjonuje z datą 11 listopada. Tak samo datował te wydarzenia Cz. Białoszewski, wedle którego strażacy mieli rozbrajać żołnierzy i urzędników niemieckich, a także obserwując teren wedle rozkazu: „rozejść się po mieście i pilnować – kto i co wynosi lub wywozi i dokąd?” (Toporki i niepodległość). Strażacy zaczęli gromadzić wydobywaną ze skrytek broń w domu naczelnika G. Galewskiego („Głos Ziemi Przasnyskiej”).

Inne grupy POW miały rozbrajać żandarmów i urzędników cywilnych w Przasnyszu i gminach oraz zajmować urzędy i lokale. Głównym zadaniem było zdobyć broń. Grupą żołnierzy, którzy mieli rozbrajać Niemców w koszarach, dowodzili: por. K. Sokolnicki, znający dobrze j. niemiecki (był Poznaniakiem) oraz B. Królicki, Sokolnicki z Sątrzaski i por. A. Łada (Drwęcki 1994).

Wraz z dowództwem POW do koszar przyszła I sekcja S. Królickiego w celu przeprowadzenia rozmów z dowódcą garnizonu niemieckiego. Do koszar udali się POW-iacy oraz strażacy z toporkami, bo nie mieli broni (Toporki i niepodległość). II sekcja A. Galewskiego umieszczona została na cmentarzu niemieckim (ewangelickim) przy ul. Makowskiej, a trzecia sekcja K. Szrejtra pod mostem przy ul. Błonie (ob. J. Piłsudskiego). Sekcje te miały czekać na rozkazy dowództwa. Łączność pomiędzy nimi utrzymywała drużyna starszych harcerzy, którzy działali w mieście od 1917 r. (Kaszubowski). Dowództwo POW i pierwsza sekcja weszli na teren koszar, wpuszczeni przez wartownika ok. 22:00 (Drwęcki 1994).

W sytuacji, gdy dowództwo POW ok. 23:00 otrzymało wiadomość, iż żołnierze z koszar zamierzają wyjść w miasto w celu obrony urzędników niemieckich, aktualne siły POW podzielono na trzy oddziały, rozdzielając precyzyjnie określone zadania. Oddział I miał rozbrajać Niemców w mieszkaniach i zajmować urzędy w mieście, II rozbroić wojsko i zająć koszary, a oddział III (głównie peowiacy) miał czuwać na drogach w celu rozbrajania okupanta na drogach i niedopuszczenia do miasta Niemców z innych miejscowości.

Ci ostatni otrzymali wiadomość o zbliżającym się od strony Makowa Mazowieckiego większym oddziale nierozbrojonego wojska niemieckiego. W rejonie Sierakowa urządzono zasadzkę, jednak uprzedzeni przez szpiegów, bocznemi drogami okrążyli Przasnysz ze wschodu i wydostawszy się na szosę Chorzelską przeszli do granicy.

Z kolei I oddział ok. 1 w nocy 12 listopada opanował Urząd Pocztowo-Telegraficzny. Telefony powierzono urzędnikowi znającemu język niemiecki, któremu zlecono zadanie dezinformowania Niemców i przechwytywania ważniejszych rozmów. Opanowano również wydział budowlany „Bamant”, wydział rekwizycji, monopol mięsny, gdzie zabrano 4 konie, zajęto wydział zbożowy, gdzie znaleziono 4 tys. marek w gotówce, 3 rowery, 2 konie i broń. 

Między godziną 2 a 3 w dniu 12 listopada rozbrajano Niemców w mieszkaniach przy ul. Ciechanowskiej. Bronili się oni tak zacięcie, że niektórzy Polacy odnieśli lekkie rany, choć strzały żandarmerji [z siedzibą w domu Rydygierowej przy ul. Ciechanowskiej – przyp. M.W.K.] były bezładne, przeważnie w górę, obliczone prawdopodobnie głównie na wywołanie detonacji wśród napadających. Peowiacy i strażacy odpowiedzieli salwą w stronę żandarmerii, po czym w ciągu dwóch godzin miasto wymarło: nie odezwał się ani jeden strzał, nie pojawił się ani jeden człowiek na ulicach („Głos Ziemi Przasnyskiej”).

Widok z rynku na ul. Ciechanowską w Przasnyszu (1918 r.). Pocztówka wydana przez Wydawnictwo J. Grousówny w Przasnyszu. Zb. Mirosław Krejpowicz. Źródło.

W międzyczasie II oddział zajmował się rozbrojeniem żołnierzy niemieckich w koszarach. Zastano oddział wojska niemieckiego uszykowany na placu koszarowym. Walczyć z naszym oddziałem nie mieli oni zamiaru, ale natomiast chcieli odejść do Prus z bronią w ręku. Oddział rozbrajających składał się z 40 Peowiaków i 20 postronnych („Głos Ziemi Przasnyskiej”). 



Nasi pozajmowali bramy i wyjścia do koszar i wysłali kilku swoich w celu pertraktacji; tymczasem rozbrajającym udało się rozbroić kilkunastu Niemców pojedynczych („Głos Ziemi Przasnyskiej”). 



Drwęcki dopowiedział, że żołnierze, którzy byli pod mostem, porządnie zmarzli tej nocy. Ok. godz. 22 przez most przechodził wracający z miasta niemiecki porucznik. Dowódca trzeciej sekcji K. Szrejter wyskoczył z ukrycia, rozbroił oficera i puścił wolno. Przybył jeden pistolet. Zmarznięci peowiacy, nie mogąc doczekać się rozkazów, poszli do koszar, rozbroili wartowników i obsadzili wartownię. Niemcy nie bronili się. Królicki postawił na warcie przy bramie głównej dwóch peowiaków: Stanisława Sieklickiego i Tadeusza Białoszewskiego. Rozbrojono niemieckie posterunki przy magazynach broni, amunicji i mundurowym. W tym czasie żołnierze niemieccy zaczęli wrzucać do studni skrzynki z amunicją, by nie pozwolić na przewagę wroga, mogącego zdobyć broń. Zostali oni jednak rozbrojeni i przekazani na wartownię. Peowiacy postawili swoje posterunki przy koszarach i elektrowni (Drwęcki 1994).


Kazimierz Szrejter z Przasnysza, peowiak. Zbiory Muzeum Historycznego w Przasnyszu - kopia z Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie.


Na teren koszar weszły sekcje z obstawy, a ok. godziny 2 w dniu 10 listopada część sekcji bartnickiej z por. A. Ładą. Wszyscy żołnierze zostali uzbrojeni i otrzymali dostateczną ilość amunicji. Ok. północy z 10 na 11 listopada żołnierze POW w zasadzie zajęli koszary (Drwęcki 1994).

Pertraktacje z Niemcami w koszarach trwały do 6 rano, jeden z delegatów naszych zgodził się na to, aby Niemcy z bronią w ręku udali się do granicy i tam broń złożyli, inny zaprotestował. W przekonaniu dowództwa garnizonu o konieczności złożenia broni w dużym stopniu pomogli Poznaniacy, których znaczna część służyła w tej jednostce. Zdecydowano się złożyć broń. W wyniku tej decyzji Polacy zdobyli na Niemcach ponad 500 karabinów, 15 tys. naboi karabinowych, 3 pudy piroksyliny itp. („Głos Ziemi Przasnyskiej”).

Kilka minut po 6:00 dowódca garnizonu niemieckiego rozkazał wyprowadzić żołnierzy na dziedziniec i złożyć broń. Żołnierze niemieccy ustawili się czwórkami po obu stronach dziedzińca. Dowódca poinformował żołnierzy o sytuacji. Zabrał głos również sierżant podchorąży, znający dobrze język niemiecki. Powiedział, że żołnierze zostaną potraktowani honorowo i odprowadzeni do granicy w Chorzelach. Różne były reakcje żołnierzy niemieckich. Starsi cieszyli się z możliwości powrotu do domu, młodsi rozpaczali z powodu upokorzenia. Żołnierze niemieccy zachowywali się biernie, oficerowie byli buńczuczni. Żołnierze POW przejęli karabiny niemieckie ustawione w kozłach. Na teren koszar weszła Milicja Ludowa pod dowództwem przasnyskiego stolarza, Marcelego Kiembrowskiego, w celu zabezpieczenia mienia poniemieckiego przed rabunkiem (Drwęcki 1994). Również powracający samochodami z Mławy oficerowie niemieccy zostali zatrzymani i rozbrojeni (Świecki, Wybult). 

Inaczej wydarzenia te wspominał Cz. Białoszewski: Rano (…) w hełmach z toporkami maszerujemy do koszar… Komendantem naszej grupy był Kępista, B. Królicki, starszy Palmowski, jakiś pan chorąży z Sątrzaski. Straż Pożarna (nasza grupa) około 70 ludzi, zatrzymaliśmy się przy bramie od środka. Niemcy nie powinni wyjść na szosę z bronią. Oficer niemiecki nie zgadza się na rozbrojenie – to jest ich broń. Odpowiadamy: „Z bronią nie pójdziecie”. Oficer na to: „Co mam zrobić? Ilu was jest?”. Odpowiadamy: „Na polu leżą tyraliery z bronią, jak wyjdziecie będą do was strzelać. Jak się rozbroicie to odprowadzimy was do Chorzel, to jest do starej granicy niemieckiej”. Żołnierze niemieccy zaczęli oddawać nam broń, karabiny, bagnety itp. [za: Waleszczak 1999). M. Bondarczukowi Białoszewski mówił tak: Oficerowie nie chcieli złożyć broni, ale rada żołnierska, która chyba została zawiązana, była zdania, że należy się poddać. Wyżsi stopniem, niechętnie, ale w końcu również i oni oddali uzbrojenie. Zapewne dotarły także tutaj jakieś meldunki z Warszawy o podpisanym porozumieniu, gdzie określono, że Polacy mają przejąć niemiecki oręż (Toporki i niepodległość). Informację o stosunku Niemców do rozbrojenia potwierdza relacja z 1919 r.: Żołnierze niemieccy zachowywali się biernie, natomiast oficerowie byli buńczuczni („Głos Ziemi Przasnyskiej”).

E. Rybczyński zaś tak pisał o rozbrojeniu Niemców w Przasnyszu: Pierwszym zadaniem było obezwładnienie wartowników przy magazynach broni. Każdy miał przygotowaną furażerkę i orzełka. Był również rozkaz, aby nie brać żadnych osobistych rzeczy tylko broń, pasy i hełmy. O godzinie 7:30 koszary były już opanowane przez POW. Pozostał tylko jeden komendant żandarmerii, nie było żadnego odważnego, kto by Kopikostkę (tak go nazywała ludność, bo za najmniejsze przewinienie kopał w kostkę aż „przestępca” upadł i zostawiał go tak na ulicy) rozbroił. Gdy Józef Wypych dowiedział się, że grasuje on po mieście, wpadł do piekarni, założył strój piekarza, ręce po łokcie ubrudził w rozczynie, złapał garniec i pod pretekstem, że idzie po sól do sklepu Ruszczyńskiego, wyszedł na ulicę. Znał się bardzo dobrze z Kopikostką i gdy go spotkał, maznął mu po oczach ciastem i ściągnął z konia. Peowiacy skrępowali mu ręce i nogi i wrzucili do piwnicy, gdzie przeleżał 48 godzin, a następnie przetransportowano go do Iłowa (Mamy już wolną Polskę…).

Według „Głosu Ziemi Przasnyskiej” zajęcie koszar nastąpiło w godzinach rannych 12 listopada. Drwęcki utrzymywali, iż stało się to 11 listopada. Krytyka materiału źródłowego powinna dać przywileje relacji wydrukowanej na łamach lokalnego tygodnika (minimalny odstęp od interesujących nas wydarzeń, konkretny i chronologicznie przejrzysty opis, możliwość opisu przez naocznego świadka) (Waleszczak 1999), co byłoby zgodne z opinią o opóźnieniu w docieraniu informacji na prowincję (Toporki i niepodległość). Jednak formułując taki wniosek, R. Waleszczak nie znał wydanych drukiem w 2015 r. wspomnień E. Rybczyńskiego, również datujących rozbrojenie Niemców w Przasnyszu na 11 listopada (Mamy już wolną Polskę…), co wzmacniałoby argumentację A. Drwęckiego. 

Z pierwszym brzaskiem dnia we wtorek, 12 listopada Niemcy zaczęli pojawiać się na ulicach miasta, udając zaspanych i jak gdyby nie wiedząc o nocnych przejściach. Można było się domyślić, iż nie zamierzali bronić się ani opuszczać miasta. Każdy pojawiający się na ulicy Niemiec był momentalnie rozbrajany („Głos Ziemi Przasnyskiej”).

Miedzy 7 i 8 rano 12 listopada I oddział zajął Urząd Powiatowy. Trudniej było rozbroić uzbrojoną grupę ok. 80 cywilów, którzy pod opieką 8 żandarmów zamknęli się w budynku. Pertraktacje prowadził nowo wybrany starosta przasnyski, właściciel majątku ziemskiego w Obrębcu, Stanisław Żurawski. Kiedy do budynku wpadło trzech żołnierzy POW z gromkim okrzykiem „oddać broń i nie ruszać się, bo kula w łeb”, wszyscy Niemcy, nie wyłączając żandarmów, momentalnie podnieśli ręce do góry i dali się bez żadnej przeszkody rozbroić. Ostatecznie łupem rozbrajających padły: automobil, 12 koni z siodłami i uprzężą, ok. 70 rewolwerów i tyleż karabinów. Chwilę potem zajęto „Krejskase” z niewielką sumą pieniędzy (ok. 12 tys. marek). Ogólnie żołnierze POW z I oddziału zdobyli: 69 koni, 2 samochody osobowe, 1 samochód ciężarowy, 97 karabinów, 120 rewolwerów, wiele bryczek, urządzeń biurowych i innych przedmiotów („Głos Ziemi Przasnyskiej”). Wedle innej relacji zdobytych karabinów miał być aż 597 (Drwęcki 1994), ale to zapewne literówka. Urzędy zabezpieczyła Milicja Ludowa (Drwęcki 1994).

Okres międzywojenny XX w. Ćwiczenia strażackie na terenie przasnyskich koszar. Źródło.

Rozbrojonych żołnierzy, żandarmów i pracowników cywilnych peowiacy zaprowadzili na rynek w Przasnyszu (Drwęcki 1987). Dołączyli do nich burmistrza niemieckiego oraz urzędników (J. Dawid 1990), a następnie odprowadzili 12 listopada do granicy z Chorzelami (23 km od Przasnysza). Po drodze dołączyli peowiacy z Krzynowłogi Małej, Krzynowłogi Wielkiej oraz Janowa, prowadząc rozbrojonych na swoim terenie Niemców. Polacy doszli z konwojowanymi tylko do Świniar. Dotarła bowiem do naszej eskorty wiadomość, że do Przasnysza zbliża się duża grupa żołnierzy niemieckich ze wschodu. Pozostawiono zatem Niemców na drodze i konwojenci wrócili do miasta. Tu okazało się jednak, że informacja o mającej nadejść kolumnie niemieckiej jest nieprawdziwa. Przasnysz był już zatem wolny (Toporki i niepodległość).



Podobnie działo się w innych miejscowościach powiatu. E. Rybczyński wspominał, że 11 XI 1918 r. Między godziną 10 a 11 jeden z robotników pracujących przy wycince lasu w nadleśnictwie Przejmy doniósł nam, że tamtejsza leśniczówka jest obsadzona przez trzydziestu żandarmów uzbrojonych w cztery karabiny maszynowe i pistolety. Obstawili leśniczówkę posterunkami, reszta spała po nocnej wyprawie pociągiem bez maszynisty. Ich pociąg załadowany był ryżem, mąką i szynkami. Robotnicy leśni, gdy go zobaczyli, rozkręcili tory i pociąg się wykoleił. Na wypad na leśniczówkę pojechało nas trzech pod dowództwem Józefa Wypycha. Konie zostawiliśmy na skraju lasu u miejscowej ludności. Była godzina trzynasta, gdy cicho zakradliśmy się we trzech od strony północnej, najbardziej zarośniętej. Byliśmy niespełna pięć metrów od leśniczówki i zaczęliśmy obserwację. Nie minęło dwadzieścia minut, gdy ze środka wychodzi dowódca i spokojnie idzie w naszą stronę. Wypych wyskoczył z pistoletem wymierzonym w Niemca, trzech żandarmów otworzyło ogień, ale Wypych rozkazał Niemcowi, żeby przestali strzelać, bo inaczej on zginie i dał im pięć minut do namysłu. Zaledwie skończył mówić a karabiny już leżały u jego stóp. Niemcy wychodzili pojedynczo na krzyżówki, gdzie przeprowadzaliśmy rewizję. Odtransportowaliśmy ich do koszar w Przasnyszu. O godzinie piętnastej byliśmy już na miejscu. Józef wiedząc o tym, jak jego siostra, a moja matka zamartwia się o mnie, kazał mi zaprząść konia i jechać do domu. Dał mi karabin i 120 naboi, bo po drodze może mi się przydać. Gdy dojechałem, u moich rodziców był sołtys Maciej Pijawka. Poinformowali mnie, że gdybym przyjechał pół godziny wcześniej, to miałbym okazję rozbroić Mejnera i odebrać mu pieniądze z podatków. Gdy zjadłem kolację, wziąłem karabin, wyszedłem na dwór i wystrzeliłem pięć razy w powietrze. Na ten odgłos zbiegli się wszyscy mieszkańcy wyrzucając mi, co ja robię, dopiero, co odjechał Mejner. Zacząłem się śmiać i opowiadać, że Niemcy w całej Polsce już są rozbrojeni, że mamy już wolną Polskę. W taki sposób zakończył się dla mnie dzień 11 listopada 1918 roku, który był dla mnie bardzo uroczysty (Mamy już wolną Polskę…).



Josef Neszer Adler z Chorzel tak wspominał ten czas: Któregoś dnia… po południu, zjawił się na rynku młody Polak i zapytał, gdzie mieści się komenda straży pożarnej. Zebrał wokół siebie Żydów i chrześcijan, i zawiadomił, że Niemcy przegrali wojnę. Polacy postanowili wziąć władzę w swoje ręce. Peowiacy oraz strażacy opanowali magazyn amunicji, prowiantu oraz mundurów. Dokonano bezkrwawego rozbrojenia Niemców stacjonujących w mieście. Strażacy stworzyli oddział milicji obywatelskiej. W akcji brali udział także członkowie żydowskiej organizacji młodzieżowej, którzy, obawiając się okresu przejściowego „między władzą a władzą”, stworzyli oddział lokalnej samoobrony (Waleszczak 1992). Miejscowa POW dokonała również wykolejenia niemieckiego pociągu w rejonie Raszujki (Waleszczak 1999).

Słowa chorzelskiego Żyda uzupełnia relacja Eugeniusza Rudzkiego (19051978), spisana w drugiej połowie lat siedemdziesiątych XX w. Wspominał: Jeszcze w 1918, 1917 roku należeliśmy do harcerzy. Natomiast to było chyba 11 listopada [1918], przyjechali do nas takich dwóch na koniach. Przylecieli do miasta z bronią, przynieśli wiadomość, że Niemcy skapitulowali ze wszystkiem. I u nas była straż pożarna, ona tam się sformowała, ale bez broni. I myśmy tam stali przed komendanturą niemiecką, i harcerze, i straż pożarna, żeby oni [Niemcy] się rozbroili. Niemcy jak dzwonili, telefonicznie gdzieś, to nigdzie się nie mogli dostać, bo już druty, linie telefoniczne były poprzecinane. Nigdzie się nie mogli dostać, ni do Niemiec, ni do Polski gdzieś dzwonić. To było tak do godziny 19-20. Myśmy wszyscy tam stali, było pełno ludzi. Wtenczas dopiero żandarmeria skapitulowała i [odebrano jej] broń. Jak oddała broń, więc [nasi] mieli pole do popisu. U nas był magazyn broni i żywności w Rembielinie, i tam za rzeką był cały magazyn, nawet rakietki świetlne. Jakieś pociągnął, to ona wystrzeliła i takie światło dawało. I dawaj to wszystko, jak toci zostali rozbrojeni, więc z tych magazynów [zabierać]… Niemców odprowadzili do granicy, ale już bez broni, tych z komendantury i z wojska, które tu trochę było. A to całą noc wywozili z tego magazynu w kierunku Przasnysza. Tam wozy i wszystko to [wywozili] w kierunku Przasnysza, bo wiedzieli, że od Różana, przez Maków i Chorzele, będzie szło wojsko niemieckie do Niemiec, do Prus Wschodnich (I wtedy zaczęła się Polska...).


Odznaka POW. Źródło.

Przez pow. przasnyski w listopadzie 1918 r. przeszło wielu żołnierzy niemieckich, którzy pojedynczo i grupkami zdążali ku granicy pruskiej. By nie zostać rozbrojonym, omijali miasta, idąc bocznymi drogami. Wielu żandarmów, żołnierzy niemieckich i cywili kierowało się z Pułtuska, Makowa Mazowieckiego, okolic Warszawy na Krasnosielc i przez Jednorożec do Chorzel. Na moście w Krasnosielcu stał posterunek POW i rozbrajał zarówno pojedynczych żołnierzy, jaki i małe grupki. Do Jednorożca szli oni już bez broni, licząc na to, że stamtąd będą mogli pojechać koleją przez Małowidz i Chorzele do Prus. Ale chłopi z Jednorożca rozkręcili szyny, co sprawiło, że Niemcy nie byli w stanie ewakuować się tą drogą. W dniu 11 XI 1918 r. z samego rana chłopi z Karolewa rozebrali parę przęseł toru i wykopali dół. Zatrzymali dwa parowozy z drzewem. Tak samo postąpił mój Ojciec i Stryj. Zebrał paru sąsiadów. (…) Stryj i Ojciec wyciągnęli karabiny z zawalonej piwnicy, wzięli amunicję, s[z]padle i klucze. Przeszli przez szosę, przez podwórze Berków i przez pole do toru za wiatrak. (…) Przy kolejce stojało paru chłopów, a Ojciec, Stryj i Berg szli przez pole. Doszli do toru, zaraz rozkręcili szyny wąskotorówky, odnieśli w pole i zaczęli kopać dół. Jeszcze nie przekopali rowu, [a] od Wygonek słychać było gwizd kolejky. Był to sygnał ostrzegawczy przed przejazdem. Naraz kolejka zbliżyła się do gościeńca, który prowadził od Jednorożca do Szli. Ciężko sapiąca kolejka ciągnęła za sobą dużo wagonów polskiego drzewa. Maszynista zobaczył na torze stojących chłopów i zaczął hamować parowóz. Chłopy strzelili do góry parę razy przed przekopem na jakieś sto pięćdziesiąt metrów. Kolejka stanęła i zaczęli z niej wychodzić Niemcy. Wyszło jch trzech. Dwóch Niemców szło prosto do chłopów, a jeden Niemiec z latarnią w ręku zaczął uciekać w pole. Stryj go dogonił, zabrał mu latarnię i dał mu parę kopniaków. Niemiec się przewrócił na ziemię, a Stryj wrócił do chłopów, wyzywając go od szwabów. Niemiec się podniósł i zaczął uciekać w pole, a dwóch Niemców przyszli do chłopów i nikt jch nie ruszył. Porozmawiali z nimy chłopy i kazali jem jść do Prus. Z radością chłopy się śmiely z uciekających Niemców. Stryj zaczął jem wytrząsać pięścią, a chłopy na postrach parę razy wystrzelili z karabinów. Niemcy wieli, aż się kurzyło za nimy. Nagle od Wygonek słychać było gwizd drugego parowozu. Chłopy się schowali i oczekiwali niepotrzebnych niemieckych gości. Był to sam parowóz przez drzewa. Niemcy uciekali do Prus [i] zobaczyli stojące wagony z drzewem. Cofnęli się z powrotem do boru, zostawili parowóz, a sami uciekli do Prus. Chłopy postojeli trochę na torze i z tryumfem zaczęli powracać do swoich domów (…). Chłopy schowali karabiny w pokrzywy, sami pomału udając się do drogy. Ja poleciałem na wyskoky, żeby powiedzieć mojej Matce, jak Ojciec i Stryj zatrzymali kolejkię i wygnali Niemców. Jeszcze nie skończyłem opowiadać, to zobaczyłem przez okno Stryja i Ojca, jak na drodze rozmawialy z Niemcamy. Poleciałem do nich, stanąłem przy nich, żeby usłyszeć, o czem oni rozmawiają. Jeden z Niemców powiedział po polsku:

- Jdziemy na fater land do Matki. Karabiny oddalim Polakom w Krasnosielcu. Teraz się będzieta sami rządzić, aż tyż będzieta mieli wolną Polskię.

Powiedzieli „Do widzenia” i poszli do Chorzel. (...) Ja dalej nie czekałem, poszedłem na drogę do dzieci. Drogą, od czasu do czasu, przechodzili Niemcy, po dwóch i po trzech, ale już byli rozbrojeni na moście w Krasnosielcu przez chłopów z Przytuł i z Krasnosielca. Szosą szli Niemcy, a po zastodolu wiejskie chłopaky z karabinami czekali, aby ich rozbroić (Wilga).



Wieczorem 11 listopada (Wilga) lub 12 listopada (Drwęcki 1994) przez Jednorożec przemaszerował znaczny oddział żandarmów, liczący ok. 3 tys. żołnierzy, wycofujący się ku pruskiej granicy. Oddziałem dowodził pułkownik. Żołnierze byli dobrze uzbrojeni, Wieźli karabiny maszynowe nastawione do strzału. Na czele oddziału szła orkiestra wojskowa. Jak relacjonował S. Wilga, Byli to żandarmy z Pułtuska, z Makowa, z tych okolic podwarszawskych. (…) Było jch około trzydziestu wozów. Nasze chłopcy ośmielili się jch zatrzymać, choć było paru peowiaków i z naszej wiosky paru chłopców licho uzbrojonych. Podeszli do Niemców i powiedzieli, żeby złożyli broń. Niemcy odpowiedzieli jem:

- Idźta do domu, bo my wam broni nie oddamy. 
Chłopaky dali się na spokój, choć jch za stodołamy było dużo na bosaka, nogy posiekane i karabin na snurku, ale [każdy] był gotowy rozbrajać Niemców. Peowiacy powiadomili Chorzele, że w kierunku Chorzel posuwa się oddział niemiecky, bo tam większa siła, to jch rozbroją. 
A my, dzieci, wszystko wypatrzylim, zobaczylim cały tabor Niemców [i] polecielim powiedzieć swojem Ojcom. (…) poszlim do szosy. Stryj już stojał, Niemcy siedzieli na wozach i machali czapkamy na pożegnanie. Drudzy mówili, że jadą do Matky. Niemcy przejechali przez wieś Jednorożec, zajechali do wiosky Ulatowa-Pogorzeli i tam się zakwaterowali na noc. We wieczór grała jem orkiestra (Wilga). 

Jednostkę niemiecką patrolował konny oddział peowiaków z Kurpiowszczyzny, który powiadomił dowództwo POW w Chorzelach o zbliżających się Niemcach, którzy w pow. makowskim starli się z grupą peowiaków. Dowództwo POW wydało polecenie wykonania okopów przed Orzycem, które przygotowali peowiacy i ludność cywilna Chorzel. Rano 12 (Wilga) lub 13 listopada (Drwęcki 1994) peowiacy zajęli stanowisko bojowe w okopach. Eugeniusz Rudzki wspominał: Później to my Polacy, harcerze, któren złapał karabin jak go miał, nawet takie małe chłopaki, po 10, po 12 lat, magazyn był, [to] złapali, podzielili się na części, poustawiali się tam nad rzeką, żeby nie puścić tych Niemców, żeby ich rozbroić. Cóż tam szło, wozów a wozów Niemcy mieli ze sobą, ale do kierunku, do Chorzel, jakieś półtora kilometra, otwierał się las… wieś Brzeski-Kołaki. I tu pole do popisu… tam nie było żadnych drzew tylko łąki… I jak któren wychylił się, to Polacy dawaj z karabinów…  (I wtedy zaczęła się Polska...).

Ok. 100 peowiaków na koniach wyjechało naprzeciwko Niemcom do wsi Przysowy (Drwęcki 1994). Zostali zawiadomieni o zbliżających się Niemcach przez umyślnego z Jednorożca (Waleszczak 1999). Później Niemcy wywiesili białą flagę, że się poddają. Jak zobaczył, że nas tyle jest… my chcieliśmy ich trzymać (I wtedy zaczęła się Polska...)Pertraktacje w sprawie rozbrojenia prowadził sierżant podchorąży z Ciechanowa. Początkowo rozmowy ze strony niemieckiej szły bardzo opornie. Podchorąży wytłumaczył Niemcom, że w Chorzelach stacjonuje wojsko polskie z Legionowa w liczbie ok. 10 tys. i jeśli nie złożą broni, może dojść do walki i niepotrzebnego rozlewu krwi. Zaznaczył, że garnizon przasnyski został rozbrojony i odprowadzony do granicy. Niemcy koniecznie chcieli przejść z bronią przez miasto i przyrzekali, że przed przekroczeniem granicy złożą broń. Dowódca niemiecki zaczął ustępować. Później Niemcy wywiesili białą flagę, że się poddają. Jak zobaczył, że nas tyle jest… my chcieliśmy ich trzymać. To pojechał ksiądz, polski, katolicki ksiądz, we dwóch i zobaczyli, co tam oni robią, ci Niemcy. Wozy ciągnęły się ze dwa kilometry może na szosie. I co wtenczas myśleć...? Oni – no żeby ich przepuścić. A czekaliśmy pomocy, tutej z Przasnysza, że przyjdzie polska pomoc, za nimi, za plecami ich tam ścigać. To było aż do godziny… jak od rana się zaczęło, to trzymało się do godziny 2-3 [po południu] (I wtedy zaczęła się Polska...)Pułkownik niemiecki zwrócił się do księdza z prośbą o wstawiennictwo. Powiedział, że jest katolikiem i dał oficerskie słowo honoru¸ że po przejściu przez miasto Niemcy złożą broń przed granicą. Na prośbę kapłana dowództwo POW, nie do końca zadowolone z obrotu sprawy, wyraziło zgodę na takie rozwiązanie, choć by byli złożyli broń Niemcy, żeby nie aptekarz [E. Kwieciński – przyp. M.W.K.]. Powiedział:
- Zgodziem się, bo tu na moście nie ma miejsca (Wilga).

Po latach Eugeniusz Rudzki mówił: Nareszcie zdecydowali się przepuścić ich, ale broń wszystkie zdać. Więc te wozy, w których mieli broń i amunicję, to zatrzymane zostały i skierowane nazad z powrotem w tamtą stronę, a te wozy, w których mieli swoje ubrania czy żywność, to puścilim ich i przejechali, przeszli przez miasto, Chorzele i do granicy, od Chorzel to jest 1800 metrów. Więc to było na wieczór, a te wozy skierowane były już w tę stronę do Drążdżewy i od Drążdżewy skierowane były na Przasnysz. Rano Polacy jeszcze wynajdują te rakietki, to wszystko (I wtedy zaczęła się Polska...)

Kiedy żołnierze niemieccy przeszli przez Chorzele i zauważyli, że nie ma tam wojska polskiego, a tylko ok. 400 peowiaków, przeszli granicę w szyku bojowym i nie pozwolili rozbroić się. Niemcom się udała ucieczka do Prus z bronią, a aptekarz się schował, bo się bojał, żeby go chłopy nie zabili (Wilga), czuł się bowiem odpowiedzialny za to, co się stało. Zdezorientowani peowiacy w odwecie rozbili pomnik Hindenburga na chorzelskim rynku, wystawiony prawdopodobnie wiosną 1915 r. Pisałam o nim tutaj: KLIK

Po kilku godzinach część wojska niemieckiego, dobrze uzbrojona, wróciła do Chorzel i zaatakowała miasto. Rudzki z Chorzel wspominał: Niemcy wrócili się z Opaleńca, czyli z Flammberga (...), wrócili się i dawaj strzelać. Każdy z karabinem, to z karabinem, kto uciekał, to uciekał za rzekę z tej strony. Nie spodziewali się, żeby Niemcy wrócili się nazad z powrotem. Za rzekę… no i za rzeką wtenczas dawaj strzelać. Ale Niemcy mieli już te pulomioty tak zwane, bo teraz to karabiny maszynowe (...). Zaczęli strzelać i opasali się nad rzeką, tu z tej drugiej strony rzeki, a Polacy z tamtej. Ale już Niemcy do rzeki doszli i dalej już poza ten… nie poszli i wrócili się z powrotem… (I wtedy zaczęła się Polska...)Odbito posterunek żandarmerii, wartownię i urzędy. Niemcy zabrali zdobyte przez Polaków kożuchy i przeszukali całe Chorzele pod kątem peowiaków. Ci zaś zajęli okopy przed Orzycem i kiedy Niemcy weszli na most, otworzyli zmasowany ogień. Rozpoczęła się walka. Niemcy byli na moście i w osłoniętym terenie. Po stronie niemieckiej byli zabici i ranni. Niemcy wycofali się z mostu. Po chwili ponownie zaatakowali.

W tym czasie dowódca II sekcji, A. Galewski z Przasnysza, który przejął wcześniej stację kolejową za Chorzelami, znajdował ze swoją sekcją w mieście na cmentarzu przy ul. Zarębskiej. Zauważył na cmentarzu kilka osób – żołnierzy niemieckich. Rozbroił ich, a kiedy zorientował się, że w mieście wybuchła strzelanina, pośpieszył z pomocą kolegom i zaatakował Niemców od tyłu. Ci zaczęli wycofywać się, zabierając na tabory licznych zabitych i rannych. Okupanci przeszli granicę. Wśród Polaków nie było ani rannych, ani zabitych. Z Przasnysza przybywali furmankami peowiacy, żeby obstawić granicę. 

Na patrol graniczny na odcinku Chorzele-Wasiły po dwóch dniach poszli peowiacy z Janowa: Majewski i Czaplicki. Niemcy, którzy cichaczem przeszli granicę, złapali ich, rozbroili i rozmundurowali. Zawstydzeni chłopcy przyszli do Chorzel w samej bieliźnie i zameldowali o tym wydarzeniu dowódcy plutonu przasnyskiego, Bronisławowi Królickiemu.

Bronisław Królicki z Przasnysza, peowiak. Zbiory Muzeum Historycznego w Przasnyszu - kopia z Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie.

Królicki wybrał 25 ochotników i kiedy Niemcy jedli kolację na strażnicy granicznej (tzw. kordon), zaatakował ich. Niemcy w popłochu pouciekali. Peowiacy zabrali furmankę z bronią, amunicją i umundurowaniem, trzy furmanki z artykułami żywnościowymi i wrócili do Chorzel.

Na drugi dzień Niemcy przysyłali do miasta delegację z propozycją, żeby dowództwo POW przybyło na kordon w celu prowadzenia rozmów. Wysłano delegację. Zostało podpisane dwustronne porozumienie, że od tej pory nie będzie żadnych incydentów.

Eugeniusz Rudzki z Chorzel tak zakończył swoją opowieść o listopadzie 1918 r.: No… i wtedy zaczęła się Polska. Bo były jakieś małe oddziałki Niemców jeszcze gdzieś, szły i szły do Prus Wschodnich, to je rozbroili, a ludzi puścili do domu, bo i Niemcy powiedzieli, że mają już dosyć wojny i oni chcą też do domu. To każdy Niemiec nawet małemu dzieciakowi, który ledwie zdążył karabin do ręki wziąć, to on mu założył ten karabin i pas mu założył, że ten chłopak ledwie dźwigał to wszystko. Tylu ludzi było, zaraz się zrobili… Tam jacyś peowiacy i inni tu przychodzili… Później stopniowo zaczęło się robić rząd polski. I już cywile, ci co byli… Nawet mój brat Stanisław też był jako peowiak. On w lesie pracował. To oni się w lesie ćwiczyli, w tym brzeskim lesie ćwiczyli się… to każdy z karabinem wiedział, jak obcować (I wtedy zaczęła się Polska...)

Na granicy nastąpił pokój, pozostawiono tam tylko posterunki. Peowiacy wrócili do Przasnysza i przejęli urzędy, biura, sklepy oraz magazyny poniemieckie w Chorzelach (Drwęcki 1994). Pierwszym burmistrzem Przasnysza w wolnej Polsce został Maciej Żmijewski. Józef Holnicki-Szulc objął stanowisko komendanta milicji, a następnie straży bezpieczeństwa, którą sformował. Zygmunt Rakowiecki z Leszna zajął się aprowizacją. Kazimierz Czarnowski z Rostkowa objął opiekę nad lasami, a majątkiem komunalnym powiatu zajął się Królicki (Świecki, Wybult).

W dniu 18 XI 1918 r. 320 peowiaków oraz ochotników z powiatu przy dźwiękach orkiestry strażackiej ruszyło z Przasnysza. Żegnani przez społeczeństwo przasnyskie, pomaszerowali do Ciechanowa, gdzie płk Michał Żymierski organizował 32 Pułk Piechoty. W jego skład wchodzili peowiacy z powiatów północnego Mazowsza. Dowódca pułku, który skierowano na Wołyń, został mjr Kordian Zamorski (Drwęcki 1994).

Żołnierze 32 pp w 1920 r., pierwszy z lewej Stanisław Kowalski z Bartnik, peowiak. Zbiory Muzeum Historycznego w Przasnyszu.

Działalność POW w pow. przasnyskim i udział w rozbrajaniu okupanta niemieckiego w listopadzie 1918 r. zostały docenione i upamiętnione w przestrzeni publicznej. Jesienią 2014 r. w Jednorożcu odsłonięto pomnik upamiętniający żołnierzy miejscowej sekcji POW w Jednorożcu. Do sekcji należeli: Franciszek Berg, Stanisław Kardaś, Dębski, ks. Konstanty Lewandowski, Władysław Mordwa, Jan Sobieraj, Józef Wilga, Stanisław Łukasiak, Władysław Frączak i Antoni Wilga. Pomnik ma formę posągu orła z piaskowca, ustawionego na dużym głazie. Umieszczono na nim tablice: największa zawiera listę nazwisk peowiaków, mniejsza poniżej to słowa św. Jana Pawła II, a obok przyczepiono symbol POW wraz z datą 1918. Pomnik to inicjatywa Związku Piłsudczyków RP Oddział Ziemi Przasnyskiej, zrealizowana przy pomocy Fundacji „Nam i Pokoleniom”. Autorem rzeźb jest Piotr Grabowski z Chorzel. 



Pomnik POW w Jednorożcu. Fot. MWKmoch, 29 III 2016 r.


Taki sam pomnik odsłonięto w Lipie w gm. Jednorożec, upamiętniając tamtejszy oddział POW w składzie: Aleksander Gwiazda, Julian Gwiazda, Ignacy Pokorski, Wacław Połomski, Aleksander Przybyłek, Wacław Szmytkowski.

Pomnik POW w Lipie. Fot. MWKmoch, 17 VII 2015 r.
Jesienią 2018 r., w stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę, w pow. przasnyskim pojawiły się kolejne upamiętnienia. Pomnik POW stanął w miejscu koszar wojskowych, gdzie rozbrojono Niemców. Od lat planowane są inne działania: nazwanie imieniem żołnierzy POW nowo projektowanej ulicy w Przasnyszu, oznakowanie mogił żołnierzy POW oraz umieszczenie przy drogach specjalnego znaku graficznego, który ma informować o istnieniu szlaku turystycznego „Śladami odzyskanej niepodległości”. Za inicjatywę odpowiedzialny jest Związek Piłsudczyków RP Oddział Ziemi Przasnyskiej.


Źródło.




Bibliografia:

I. Źródła:
Archiwalia:
Muzeum Historyczne w Przasnyszu:
Materiały dotyczące członków POW, przekazane przez Zbigniewa Kowalskiego, prezesa Związek Piłsudczyków RP Oddział Ziemi Przasnyskiej, pochodzące z Centralnego Archiwum Wojskowego w Warszawie.


Prasa:

Rozbrojenie Niemców w Przasnyszu, „Głos Ziemi Przasnyskiej”, 1 (1919), 3, s. 2–4.


Wspomnienia:
I wtedy zaczęła się Polska...„Reduta”, 6 (2018), 20–23, s. 7–8;
Mamy już wolną Polskę…, „Reduta”, 3 (2015), 10–11, s. 10–11;

II. Opracowania:
Dawid J., Przasnysz w latach XI 1918–XII 1939, Białystok 1990, praca magisterska w zbiorach Muzeum Historycznego w Przasnyszu;
Drwęcki A., Działalność Polskiej Organizacji Wojskowej w powiecie przasnyskim w latach 1916–1918, Przasnysz 1994;
Tenże, Odzyskanie niepodległości w 1918 r. w Przasnyszu i Chorzelach, [w:] Przasnysz w czterdziestolecie wyzwolenia 1945–1985, Warszawa-Przasnysz 1987, s. 12–17;
Waleszczak R., Chorzele. Zarys dziejów, Przasnysz 1992;
Tenże, Przasnysz i powiat przasnyski w latach 1866–1939. Zarys dziejów, Przasnysz 1999.


Do następnego!

2 komentarze: