4 lutego 2018

MAŁA OJCZYZNA: Małżeństwo i wesele w Jednorożcu i okolicach (Kurpie Zielone) do 1939 r.


Kultura kurpiowska w Jednorożcu i okolicach (pow. przasnyski) zawsze była żywa pomimo peryferyjnego położenia tej miejscowości w Puszczy Zielonej. Okresy jej ożywienia przeplatały się niestety, ze względu na różne czynniki, z okresami zastoju. Wedle źródeł kultura kurpiowska żywa była tu przed I wojną światową i w okresie międzywojennym. 

Artykuł ma na celu prezentację obrzędów weselnych w Jednorożcu przed II wojną światową. Pozwoli to na uwidocznienie związków miejscowych zwyczajów z regionem kurpiowskim oraz wskazanie na specyfikę i odrębności od schematu kurpiowskiego wesela, znanego ze wzorców z centralnej części regionu. Poza tym artykuł ubogacają obserwacje na temat małżeństwa na Kurpiach, poczynione przez ówczesnych obserwatorów życia mieszkańców Jednorożca i całego regionu. Niestety niewiele jest relacji sprzed I wojny światowej, w których wypowiadaliby się mieszkańcy. W okresie międzywojennym jest nieco lepiej, ale nadal materiał ogranicza się do kilku relacji.




Jak pisał na początku XX w. Dominik Staszewski[1], Kurpie tworzą stadła wszyscy bez wyjątku. Nie ma między nimi kawalerów w wieku odpowiednim do żeniaczki, a i stare panny są bardzo wielką rzadkością, chyba jakie ułomne a biedne. Również wdowy do najpóźniejszej starości zawierają wciąż nowe związki małżeńskie, bardzo często kilka krotnie. (…) powszechna ta dążność do tworzenia stadeł z ogólnie społecznych względów jest wielce dodatnia gdyż tylko życie w rodzinie najwięcej może się przyczynić do rozwoju społeczeństwa[2]. Niemniej małżeństwa zawierano Pośpiesznie i jedynie dla korzyści[3]. Żeniono się w młodym wieku: mężczyźni nawet po ukończeniu 18 lat, kobiety – 16[4]. 

Przede wszystkim zanim doszło do ślubu, należało znaleźć odpowiedniego kandydata. Oczywiście na małżeństwo musieli zgodzić się rodzice młodych, dla których często ważniejszy był interes niż uczucia. Ożenek nie był sprawą łatwą także z innych powodów. Jak wspominała Anna Urlich, Często małżeństwo nie dochodziło do skutku dlatego tylko, że panna młoda nie miała odpowiedniej ilości pierzyn czy inwentarza[5]. Posag bowiem był sprawą niesamowicie ważną: zdarzało się czasami że nie dochodziło do porozumienia z powodu jednej owcy. Nic tu nie pomogło, że młodzi się kochali[6]. 

Co więcej, w Jednorożcu, zrośniętym przez wieki z jedną aglomerację z pobliską wsią Stegna, dochodziły do głosu miejscowe antagonizmy: Nie daj Boże, żeby Stegniarz wybrał się w zaloty do Jednorożanki, cały do domu nie wrócił. Nie posyłano też swatów w tzw. „rajby” na Stegna. Stegniarze nazywali Jednorożaków Kurpiami, za co oni bardzo się obrażali. Matka moja Marianna Łukasiak, z domu Deptułówna, opowiadała nieraz, że właśnie najczęstszym powodem tych bójek było przezwisko Kurp, oraz próba nawiązania kontaktów z dziewczynami z Jednorożca. A przecież Jednorożec leży w Zielonej Puszczy Kurpiowskiej w najbardziej na zachód wysuniętej jej części. To Jednorożaki za miano Kurpia obrażali się śmiertelnie. Dla nich Kurpie to byli ludzie zza rzeki Orzyc, których nazywali „tlajami”, uważali ich za naród ciemny, zacofany, a siebie za bardziej oświeconych, lepiej znających świat. Jako dziecko pojąć nie mogłam, dlaczego ta jedna z pozoru wieś dzieli się na dwie i to tak nie lubiące się wzajemnie. W pewnym sensie tajemnicę tę wyjaśnił mi mój dziadek ze strony matki [Paweł Deptuła – przyp. M.W.K.], który miał jej za złe, że wbrew jego woli (co było wydarzeniem ogromnym jak na owe czasy) jako córka bogatego Jednorożaka [Deptuła był w tym czasie najbogatszym mieszkańcem Jednorożca, na początku XX w. posiadał 80 morgów ziemi[7], po komasacji, zakończonej w 1928 r., jego majątek wynosił ok. 30 ha[8] – przyp. M.W.K.] wyszła za mąż za Kurpia zza Orzyca [Władysław Łukasiak pochodził z Bud Rządowych, ślub wzięli w 1924 r.[9] – przyp. M.W.K.] i na dodatek zamieszkała na Stegnach[10]. Dziadek opowiadał, że Jednorożec był wsią królewską. Chłopi nie odrabiali pańszczyzny[11], byli wolnymi chłopami królewskimi. Natomiast Stegna była wsią pańszczyźnianą, należącą (…) do majątków hrabiów Krasińskich. Jej mieszkańcy byli na łasce panów, odrabiali pańszczyznę, stąd też Jednorożaki uważali się za lepszą warstwę społeczeństwa. Nie pozwalali swoim córkom, czy siostrom wychodzić za mąż za Stegniarzy, którzy w ich mniemaniu byli niżej od nich w hierarchii społecznej[12].

Rodzina Deptułów z Jednorożca. Siedzą: Aniela i Franciszek Paweł, stoją od lewej ich dzieci: Józef, Cecylia (Wilga) i Marianna (Łukasiak), pozostałe dzieci nieobecne na fotografii, 1921 r. Zbiory Anny Urlich. Źródło: Źródła do dziejów Ziemi Jednorożeckiej, red. Wojciech Łukaszewski, t. 2, Jednorożec 2012.



Na temat motywów wczesnej żeniaczki wśród Kurpiów gorzko pisał D. Staszewski. Wedle jego obserwacji Kurp nie szukał w małżeństwie towarzyszki życia lub pomocy w gospodarstwie, ale pieniędzy na „spłatkę” z osady. Dlatego też jedni szukają stu, inni dwustu rubli, itp., odpowiednio do tego ile potrzebują na spłaty, nie pytając w ogóle o moralność, pracowitość, wiek czy urodę dziewczyny. W ogóle nie szukają nie szukają kobiety, tylko „dobrego ojca”. Nieraz kurp odchodzi od ołtarza od najurodziwszej i najcnotliwszej dziewczyny i zaręcza się ze szpetną, lub wątpliwej moralności, byleby tylko miała „dobrego ojca”, któryby mu rublów dał więcej, ba, nawet krowę lub wieprzka postąpił. Toż samo i kobiety. Te znowuż nie dobrego ojca, , ale „dobrego miejsca” szukają, to jest dobrej osady, małej gromady w izbie, jak np. mniej licznego rodzeństwa, braku „ojców” lub „dziadków” dożywotników itp., dogodnych dla siebie warunków, ale o pana młodego i przyszłego męża najmniej się troszczą[13]. I tu Staszewski przywołuje interesujący przykład pary, na której weselu niedawno się bawił. Czy odbyło się w Jednorożcu przed 1903 r., kiedy wydano Moralność i umoralnienie Kurpiów? Bardzo możliwe. A historia jest następująca: po zapowiedziach małżeństwa w adwencie i karnawale – trzykrotnych, za każdym razem z innym kawalerem – pewna dziewczyna w zapusty wyszła za mąż za czwartego mężczyznę. Blizki krewny panny młodej opowiadał mi – pisał Staszewski – i wychwalał świetne jej zamężcie, jak to ona dobrze za mąż wychodzi. – „No, a pan młody? Pokażcie mi pana młodego, bo nie byłem na ślubie”. – „Ej, kiedy pana młodego to co prawda ja nigdy nie widział, ale co dobre miejsce, to dobre, bo to i ojciec tylko bodaj jeden w chałupie i rodzeństwa nijakiego, a osada – całe pół gruntu” opowiadał zachwycony wujas. Tymczasem okazało się, że owa świetna partja – to cherlawe i młode, zaledwie 18-letnie chłopię, które zaszyło się gdzieś w kącie na własnem weselu, tak, że go nawet znaleźć długo nie można było, a dziewczyna, jak łania, ani nawet dbała o to, gdzie się on znajduje[14]. Takie przypadki potwierdzają słowa A. Urlich: Bywało też że znalazł się kawaler, który wysyłał rajków do panny już „zatargowanej” i jeśli był bogaty lub stawiał mniejsze wymagania – rozbijał poprzednie zaręczyny[15]. 



Jak dalej wyglądało umawianie małżeństwa? A. Urlich pisała: Do domu, w którym była panna na wydaniu – wysyłał kawaler specjalnych posłów zwanych rajkami. Rajkami byli wujowie bądź sąsiedzi. Każdy kawaler wybierał ich sobie sam. Do domu panny wybierał się najpierw jeden rajek w tak zwane posły z zapytaniem czy reprezentowany przez niego kawaler może przyjść do panny w rajby, czy ta panna chce z nim porozmawiać [to tzw. wypyty[16] lub swacha[17] – przyp. M.W.K.]. Jeśli uzyskał zgodę dziewczyny, za parę dni, przeważnie w czwartek do domu panny udawał się kawaler w towarzystwie dwóch rajków. Młodzi siedzieli w jednym kącie izby, gruchając ze sobą, a w drugim kącie Rajkowie z rodzicami ustalali wysokość posagu. Wyglądało to jak dobijanie targu. Rajkowie wcześniej byli poinformowani przez kawalera i jego rodziców czego mają żądać w posagu. Jeśli rodzice panny nie mogli lub nie chcieli sprostać stawianym żądaniom – nie dochodziło do zaręczyn i rozchodzili się bez gniewu. Jeśli natomiast dogadano się w sprawach posagu wtedy Rajkowie stawiali na stół wódkę, a gospodarze zakąskę, siadano razem do stołu i panna była już „zatargowana” i inni kawalerowie nie wysyłali do niej posłów[18]. 



Zmówiny za pomocą rajków (rajbów, rajów) odbywały się w czwartki lub soboty. Targ okraszano na koniec kieliszkiem alkoholu[19]. Następnie dawano na zapowiedzi w kościele, najczęściej w soboty[20]. „Przed południem tego dnia, którego mają dać na zapowiedź, przyjeżdża młody z rodzicami, drużbami i muzykantami do domu panny młodej i po wspólnym dobrym obiedzie, starzy zostają w domu, a młodzi z drużbami i druhnami jadą do proboszcza. Ksiądz, wypytawszy się młodych o pacierz, o zasady wiary, przyjmuje na zapowiedź i młodzi wracają do domu. Po drodze śpiewają różne pieśni zalotne, jakie pamięci mają. Zaznaczyć należy, że w każdej parafii inne pieśni śpiewają[21]”. Po ogłoszeniu pierwszej zapowiedzi urządzano zaręczyny mniej lub więcej huczne[22]. 

Dodatkowo, jeśli pan młody pochodził ze wsi oddalonej od ojcowizny panny młodej, rodzice panny młodej wraz z córką jechali na tzw. opatry, czyli oględziny majątku i domu, a także rodziny pana młodego[23]. 

Po pierwszej zapowiedzi jechano do rejenta, dokonywano zapisów gruntu i posagu panny młodej[24]. Posag na Kurpiach zwano wyrzandą[25]. D. Staszewski zanotował historie, jakie znał ze swej praktyki sądowniczej, związane z podziałem majątku przy zawieraniu małżeństwa. Jako że żeniono się w młodym wieku, to zawsze przy młodych zostawali rodzice; jednocześnie z pobraniem posagu, ojce odpisują się młodym od gruntu i zostawiają sobie tylko dożywocie, nieraz nawet i niewspomniane w „rejestrze”, co się wprawdzie rzadko zdarza, natomiast dość często określone niewyraźnie. Nowa więc dziedziczka od razu uważa ojców mężowskich za ciężar na osadzie i odpowiednio ich traktuje. Zdarza się poradzie, że i rodzone dzieci drą się z rodzicami, o najmniejszą drobnostkę, najczęściej jednakże (…) waśń wszczynają „snyszki”, tj. synowe. Najtrudniejsza była – wedle sędziego pokoju – sytuacja rodziców, których syn emigruje za granicę, z pozostała w domu synowa odmawia im wszystkiego, byle czym ich zbywa, a nawet tłucze się po sądach[26]. 

Trudną sytuację rodzin kurpiowskich opisał Piotr Kaczyński z Dylewa (gm. Kadzidło)[27] w 1901 r.: W domu nieraz na 15, 20 lub 30 morgach pozostaje dwoje staruszków, co gorsza, często z dwojgiem lub czworgiem małych dzieci; można więc sobie wyobrazić, ile się oni napracują i jaki skutek tej ich pracy. Wyglądają kilku rubli od syna lub córki to na podatek, to na chleb lub kasę, to na robotnika, i tak przez całe lato. We wrześniu wreszcie lub w listopadzie schodzą się synowie i córki do pracy ojcowskiej. Ale jaki ich powrót? Boże odwróć! Kieszenie najczęściej mają puste, ale niejeden obsypany jest grzechami, jak nędzarz wszami. I używa przez zimę ośmioro lub dziesięcioro tego, co dwoje staruszków pracą swą przysposobiło. Niejeden nie doczeka owego zarobku zagranicą, albo nie dojdzie do domu i ginie marnie jak zwierz, nie jak człowiek[28].

Wnętrze chaty w Jednorożcu w 1914 r. Fot. Aleksander Maciesza. Zbiory Towarzystwa Naukowego Płockiego.

Związek małżeński w kościele zawierano dopiero po zapisie u urzędnika państwowego. Zanim jednak do tego doszło, tydzień wcześniej panna wybierała swoją najlepszą koleżanką na starszą druhnę, z którą razem zapraszała na swoje wesele młodzież i starszych ze swojej rodziny[29]. Wedle A. Chętnika wybór druhny odbywał się wieczorem w przeddzień wesela, po poczęstunku dla młodych kobiet, wydanym przez pannę młodą. Etnograf zapisał też przemowę drużby, który w imieniu panny młodej zapraszał na wesele znajomych i rodzinę: 
Niech będzie Jezus Chrystus pochwalony 
Przychodzimy tu z prośbą i niosąc ukłony 
Od państwa młodych [nazwisko], żebyście państwo niewymowni byli 
Ten akt weselny przyozdobili itp. 

Ponadto, w dzień wesela rano panna młoda ponawiała zaproszenie. W niektórych miejscowościach na Kurpiach zaprosiny odbywały się trzy razy[30]. 

Na podstawie wspomnień A. Urlich z międzywojennego Jednorożca wiemy, że do pana młodego należało załatwienie orkiestry, zaopatrzenie w alkohol, reszta należała do rodziców panny młodej. Pan młody kupował też obrączki, suknię ślubną i welon dla panny młodej. Ona zaś kupowała mu koszulę i muszkę. 

W dniu ślubu starszy drużba ze starszą druhną zwozili do domu weselnego zaproszonych gości wozem pięknie ustrojonym zaprzężonym w parę karych koni, ustrojonych w białe kokardy. Każdą partię przywiezionych gości witała w progu marszem orkiestra, której goście dawali pewne kwoty pieniężne. Nazywało się to marszowym. Następnie goście przechodzili do izb zastawionych stołami i zasiadali do biesiady[31]. A. Chętnik dopowiedział, że przybyli goście częstowali się najpierw kawą z pszennym plackiem[32], ewentualnie piwem[33]. 

W międzyczasie przybywał wraz z muzykantami, rodziną i swoimi gośćmi pan młody. Wprowadzano ich do izby, gdzie zasiadano do poczęstunku, następnie tańczono[34]. Zanim jednak się to stało, należało dostać się do domu. Przy bramie następowało prześpiewywanie się gości o pannę młodą, której rodzina i znajomi nie chcą tak łatwo oddać. Dopiero, gdy goście złożyli okup w postaci antałka piwa kozicowego, brama się otwierała i następowało witanie oraz zabawa przy poczęstunku[35], poprzedzone dobijaniem się drużbów i pana młodego do drzwi chaty, zamkniętych przez druhny[36].  

W innej izbie druhny ubierały pannę młodą. Jak zapisał w latach 20. XX w. A. Chętnik, strojem weselnym był odświętny strój kurpiowski. Przed I wojną światową w Jednorożcu kobiety nosiły białe koszule, na nich gorsety zwane wystkami, zawiązywane na tasiemkę (raczej panny, choć i mężatki) lub kaftany zwane jakami (mężatki). Długą spódnicę z licznymi fałdami z tyłu (w okolicach Jednorożca było ich nawet 22, więcej niż w innym częściach Kurpiowszczyzny[37]) nakrywano białym fartuchem, zazwyczaj z falbaną na dole. Jednorożanki na nogach nosiły trzewiki, zasłonięte przez fałdy spódnic, a na szyi kilka sznurów cienkich koralików. Czasem pod szyją zauważyć można było broszkę, łańcuszek z krzyżykiem lub medalik zawieszony na sznurze koralików[38]. Włosy splatano w dwa warkocze, związane razem kokardą z kolorowych tasiemek. Jak zapisał w okresie międzywojennym A. Chętnik, obecnie, szczególnie bliżej miast, panny młode ubierają się po miejsku, a na głowy kładą welony[39]. We wspomnieniach A. Urlich, dotyczących głównie lat 30. XX w., pojawia się informacja o welonie z wianuszkiem, można się domyślać, że niektóre panny młode występowały w dniu ślubu nie w stroju regionalnym, a w białej sukni. Potwierdzają to również zdjęcia z epoki. W tym dziesięcioleciu bowiem, w przeciwieństwie do poprzedniej dekady, wedle wspomnień nauczycielki z międzywojennego Jednorożca, wieś szarzała. Młodzi zarzucali stare stroje, coraz mniej kultywowano dawne zwyczaje, wesela odbywały się jak współcześnie. Stare formy dialektu miejscowego ustępowały językowi literackiemu. Szkoła ratowała relikty dialektu i obyczajów, ale te ustępowały pod naporem współczesności[40]. 


Jedyna ślubna fotografia z okresu międzywojennego, związana z gm. Jednorożec, jaką posiadam. Fotografia ślubna Stanisława Łukasiaka (ur. 1909 r. w Budach Rządowych, parafia Jednorożec) i Stefanii Pukas (ur. 1912 r. w Kalinowie, parafia Krasnosielc). Ślub wzięli w Krasnosielcu w 1932 r., zamieszkali w Jednorożcu. Zbiory Stanisławy Łukasiak z Jednorożca.



Jednocześnie należy zaznaczyć, że w międzywojennym Jednorożcu, ale raczej w latach 20. XX w., Kobiety nosiły spódnice wełniane, pasiaste, sute, tkane na własnych krosnach. Fartuchy i koszule białe, haftowane. Chustki na głowę wiązały do tyłu, ale z czoła ku tyłowi, z szeroką fałdą przylegającą do skroni, coś jak korona. Wysokich „czółek”, jak w myszynieckim (…) nie noszono[41]. Ostatnia uwaga jest o tyle ciekawa, że podobnie sugeruje materiał fotograficzny A. Macieszy, prezesa Towarzystwa Naukowego Płockiego w latach 1907–1945, który w 1914 r. odwiedził wieś Jednorożec w celu przeprowadzenia badań antropologicznych. Warto podkreślić cechy szczególne nakryć głowy Kurpianek z pow. przasnyskiego. Przed I wojną światową były to wianki. Funkcję tę w Jednorożcu pełniła korona ze sztucznych kwiatów i sychu [suszu – przyp. M.W.K.][42]. Zaś w pobliskim Baranowie korona wykonywana była dawniej z piór, osadzonych na jałowcowej, wiklinowej, a później drucianej obrączce, do której przytwierdzano pióra leśnych ptaków. Moda ta zanikła po 1900 r. Kiedy brakowało naturalnych piór, używano sztucznych wykonanych ze złotych nitek i szychu. Korona kończyła się pękiem wstążek, zwisających z tyłu[43]. Na podstawie zdjęć A. Macieszy, wykonanych w Jednorożcu latem 1914 r., przechowywanych w Towarzystwie Naukowym Płockim, można sądzić, że jednorożeckie Kurpianki nie nosiły czółek ze wstęgami – charakterystycznego nakrycia głowy panien. Z kolei rysunki A. Chętnika w jego atlasie strojów ludowych, przedstawiające czółko „dawne, przasnyskie sprzed 1915 r. wg okazu ze zbiorów Muzeum w Płocku” (co pokrywa się z omawianymi eksponatami z Jednorożca z 1914 r.), przekazują jego wzór[44]. Wiemy też, że A. Maciesza był w Jednorożcu z żoną, która przyjechała na Kurpie, by zbierać rośliny do planowanego zielnika Mazowsza Płockiego. Po powrocie do Płocka przekazała Muzeum Mazowieckiemu w Płocku pozyskane od mieszkańców Jednorożca eksponaty, m.in. stroje kurpiowskie oraz sprzęty gospodarskie[45]. Niestety do tej pory nie udało się zlokalizować niektórych elementów stroju eksponatów przywiezionych z Jednorożca, datowanych na okres przed Wielką Wojną, jak np. wspomnianego czółka. Może jednak to „przasnyskie czółko” pochodziło z innych gmin kurpiowskich pow. przasnyskiego, np. z gminy Zaręby? W Baranowie, jak zaznaczono wyżej, czółek nie noszono.


Opalaczka, ur. w 1874 r. w Jednorożcu, w 1914 r. mieszkanka Jednorożca, która uczestniczyła w badaniach antropologicznych, przeprowadzonych w Jednorożcu w okresie 25 VI - 8 VII 1914 r. przez A. Macieszę. Obok wnuk? Fot. A. Maciesza. Zbiory Towarzystwa Naukowego Płockiego.



W czasie ubierania panny młodej druhny zaczynały śpiewać: 

„Grycaki grają, koniki stoją 
Ej, wyrządzaj się, 
Nadobna Marysiu 
Nie rozmyślaj się” 
A ona wstawała i odpowiedziała: 
„Nie wyrządzę się. 
Mam ci ja tatusia. 
Zastawię się” 

Druhny powtarzały swoją zwrotkę, wymieniając kolejno matkę, braci, siostrę. W ten sposób żegnała się panna młoda z rodziną[46]. Pytano też, „Cy juześ ubrana Marysiu kochana do kościoła ślubować”[47]. 

We wspomnieniach z międzywojennego Jednorożca nie pojawia się wątek rozplecin, ważnego elementu obrzędu weselnego. Ten bowiem, wedle literatury, nie pojawiał się poza parafią Baranowo[48]. Warto jednak nakreślić ten moment symbolicznego rozstania z panieństwem, wyłączenia panny młodej z grupy niezamężnych i przyjęcia do grona gospodyń ze względu na bliskość Baranowa – dawniej z Jednorożcem należały tak samo do pow. przasnyskiego, a położone w gm. Jednorożec Parciaki w latach 1778–1909 były częścią parafii Baranowo[49]. 

Obrzęd łączy się z rozpleceniem jej warkoczy. Kurpianki nosiły dwa warkocze spięte na końcu wstążką[50]. Kiedy nadchodził moment rozplecin, sadzano pannę młodą na pieńku lub ulu kłodowym, ewentualnie na stołku lub dzieży do zagniatania ciasta, odwróconej dnem do góry. Ta ostatnia miała ważne znaczenie symboliczne. Jak pisał ks. W. Sierkowski, Dzieża w gospodarstwie ma te utajoną w sobie moc, że chleb w niej rośnie, rozmnaża się i żywi cały dom. Panna młoda, siadając na niej, wchodzi niejako w te wszystkie prawa. Odtąd ona będzie gospodynią, karmicielką, matką, do niej będzie należało, aby w domu chleba nigdy nie zabrakło[51]. Wszyscy śpiewają przy tem pieśni pobudzające pannę młodą do płaczu. Warkocz rozplata najpierw brat rodzony lub najbliższy krewny przy śpiewie: 
Zakukała kukaweńka na sęku 
Zapłakała Kasiuleńka na sęku, 
Oj, kukajże, kukaweńko, a głośniej, 
Oj płacz-że, ty Kasiuleńko żałośniej. 
Lata żołna, szuka ula, 
A na nim siedzi Kasiula. 

Płacz panny młodej jest dobrą wróżbą na przyszłe życie nowożeńców. To też druhny śpiewają dalej: 
Zielona ruta, jałowiec, 
Lepszy kawaler niż wdowiec, 
Zielona ruta, modry kwiat, 
Już ci, Kasieńko, trzeba w świat. 

Po rozplecinach następuje zabawa taneczna kawał w noc[52]. 

Następnego dnia przed zaślubinami, według relacji A. Chętnika, drużbowie dobierali sobie druhny, co wedle relacji A. Urlich następowało w dalszej części jednorożeckiej uroczystości, krótszej i nieco uboższej w obrzędy. Później starszy gospodarz wyprowadzał pannę młodą na środek izby i mówił o małżeństwie. Przemowę co i rusz przerywały „wiwaty”, grane przez muzyków. Orator tak kończył wystąpienie: 
Dziękuję wam kochane rodzice za wychowanie wasze i za wszystkie trudy, podjęte około tej panny i proszę was o błogosławieństwo rodzicielskie. Proszę o wiwat (grają). 
Dziękuję wam krewni, sąsiedzi i przyjaciele, żeście nie żałowali swoich krokówka odwiedzenie tego domu, czyli aktu weselnego. Proszę o wiwat. 
Dziękuję wam kochane kawalery za usługę około tej panny w dniu dzisiejszym. Proszę o wiwat. 
Dziękuję wam kochane siostry, oraz towarzyszki, z któremi przez tak długi czas skryte i potajemne te sekrety ukrywała, już od dziś przestaje i opuszcza towarzystwo z wami lecz postępuje za przodkami swojemu – wstępuję w stan święty małżeński, co daj Boże – amen[53]. 

Jeśli uroczystości były krótsze, jak wynika ze wspomnień A. Urlich, Następnie ustawiano na środku izby stół nakryty białym obrusem, stawiano na stole pasyjkę, talerz z wodą święconą i kropidło. Przed stołem na chodniku klękali młodzi, a rodzice błogosławili ich i kropili wodą święconą. Muzykanci grali w tym czasie pieśni kościelne, najczęściej „Serdeczna Matko” lub „Kto się w opiekę”. 

Po tym wyruszano do ślubu. Jeśli do kościoła było blisko, udawano się pieszo. Tworzył się korowód, na czele którego kroczyła para młodych; za nimi starszy drużba ze starszą druhną i dalej młodzież parami. Pary dobierały się w ten sposób: kawalerowie stali gromadą, a panny podchodziły każda do upatrzonego chłopca, przypinała mu białą kokardkę i kawaler ten stawał się jej drużbą na czas wesela[54]. A. Chętnik zanotował, że jedynie główna druhna przypinała drużbom kokardy. Dawniej natomiast druhna wręczała panu młodemu rózgę weselną, czyli gałązkę jałowcową, zrobioną wstążkami, jako symbol wiecznej młodości. 

Wesele trwało czasami i trzy dni. Na terenie Puszczy Zielonej najczęściej żeniono się we wtorki, rzadko w niedziele[55], tak, aby zakończyć świętowanie przed piątkiem. 

Ze ślubem wiązały się różne wierzenia, jak np. to, że jeśli pan młody prześcignie pannę młodą w drodze do kościoła albo nastąpi na jej suknię lub welon podczas uroczystości, wówczas będzie miał przewagę nad żoną w przyszłym pożyciu. Jeśli panna młoda miała zostać w domu męża, to nazywano to przebywaniem na ojczyźnie[56] (ewentualnie mówiło się, że wymanili ją na stronę[57]), jeśli młodzi po ślubie zamieszkali w domu panny młodej, to mówiono, że pan młody ożenił się do niej[58] lub że ożenił się do „dziedziczki”[59]. Młodzi do kościoła jechali bowiem oddzielnie: „panna młoda na pierwszym wozie ze starszym drużbą, a na drugiej furmance pan młody w asyście starszej druhny”[60]. Do ślubu jechano furmankami, w bogatszych rodzinach nowożeńcy jechali do kościoła bryczką[61].

Rysunek na podstawie zdjęcia z 1914 r., przedstawiający kościół w Jednorożcu, zbudowany w 1862 r., spalony w 1915 r. Fot. A. Maciesza.
Najpierw załatwiano formalności – młodzi udawali się z proboszczem spisać akt ślubu, a pozostali udają się do kościoła[62]. Po udzieleniu sakramentu małżeństwa „Młodzi obchodzą główny ołtarz, modlą się do Matki Bożej Niepokalanej, dziewczyna żegna się z ołtarzykiem, który wcześniej nosiła w procesji. (…) Przy śpiewie: 
Wysła z kościółecka 
już nie panieneczka” 
młodzi opuszczają świątynię. Państwo młodzi już razem, na pierwszym wozie, udają się do domu weselnego[63].


Kościół w Jednorożcu w latach 20. XX w. Zbiory Jarosława Gryca.

Po powrocie z kościoła rodzice witali młodych na progu domu chlebem i solą. Zadawano pannie młodej takie pytanie: „Co chcesz, chleb czy młodego?” A ona odpowiadała: „I chleb, i młodego, żeby robił na niego” i teraz zaczynało się główne przyjęcie[64]. 



Goszczono się w obszernej izbie, zwanej gospodą. Przy stołach zasiadano wedle określonej kolejności. Młodzież tańczyła do północy, kiedy spożywano obiad. Jak wynika z ustaleń A. Chętnika, w okolicach Myszyńca i Jednorożca ok. 1870 r. jadano na weselach kapustę z wieprzowiną do chleba razowego, kaszę ze słoniną jaglaną lub gryczaną, do piwa zaś jałowcowego na przegryzkę kołacze z mąki gryczanej. Pożywienie zmieniało się zależnie od zamożności gospodarzy, ale też ewoluowało z czasem[65]. 



Młodzież śpiewała wówczas, wedle notatek A. Chętnika: 

Już mi się sprzykrzyło w kawalerskim gronie, 
Trzeba-by pomyśleć podobno o żonie, 
Boć mi bieda dokuczyła i rozumu nauczyła… itd. 

Albo o pasternaku: 
Słodki pasternak, nak, nak, nak, nak 
Jak i gruby, tak i cienki, 
Obrały go panienki. 

Przy piwie śpiewy nie milkną ani na chwilę, a jeśli kobiety zaprzestaną, mężczyźni śpiewają: 
Czemu baby nie śpiewacie,
Czy drewniane gęby macie?... 

Porządku przy stołach pilnuje starszy drużba, który niekiedy śpiewa: 
Prosili mię na wesele 
Za starszego wróżbę, 
Kazali mi w piecu palić 
I zamiatać izbę

Kiedy już solidnie pojedzono i potańczono, nadchodził czas na oczepiny. Dawniej, wedle opisu A. Chętnika, ciągnęły się przez kilka godzin[66]. Jak wspominała A. Urlich, Ustawiano (…) w izbie stoły w jednym rzędzie pod ścianami i zaczynało się sadzanie za stół. W obrzędzie tym brała udział tylko młodzież. Starszy i młodszy drużbowie brali kolejne druhny i przez stół sadzali na ławach po uważaniu. W rogu izby siedziała czepiarka, która była zamężna gospodyni, ubrana w czepiec, za nią wzdłuż drugiej ściany siedziały za stołem gospodynie. Kiedy już wszystkie panny posadzono za stołem, wtedy starsza druhna prowadziła za rękę pannę młodą, aby ją posadzić obok czepiarki. Druhny w tym czasie śpiewały: 
„Świeci się, świeci się na niebie gwiazdeczka 
Prowadź starsza druhno młodą do czepeczka. 
Prowadzi, prowadzi i tak sobie radzi, 
bo ją przy czepiarce w kąciku posadzi”. 

Sadzała pannę młodą przy czepiarce, która usiłowała zdjąć pannie młodej z głowy welon z wianuszkiem. Panna młoda nie pozwalała go sobie zdjąć, broniła się. Przy tej szamotaninie druhny śpiewały: 
„Przypatrzcie się ludzie za stołem siedzący 
Jaki to żal ciężki 
Wianka zdejmujący. 
Wianku mój ruciany 
Wianku lawendowy 
Musisz się usunąć 
Czepeczkowi z głowy”. 

A potem inną melodię: 
„A mówiłeś wianuszeczku, 
Że nie ma nad ciebie 
A patrzajże, czepiareczka 
Siedzi wedle ciebie 
Wianuszku z pączykiem 
Będziesz komornikiem 
Czepek gospodarzem.” 

Wtedy śpiewać zaczynały gospodynie: 
„Nie uważaj Marysieczku na te młode lata 
A patrzano gospodynie 
Używają świata. 
Dobrze z sobą żyją 
Co dzień kawę piją 
Będziesz i ty piła. 
Nie uważaj Marysieczku 
Na te młode lata, a patrzejno 
Gospodynie używają świata 
Kożuszek oblecze 
Chodaki obuje 
Do żniwa wędruje”[67]. 

Wedle relacji A. Chętnika, śpiewano też takie piosenki: 
Mój wianeczku lawendowy, 
Nie odchodźże z mojej głowy, 
Spadł wianuszek i skruszył się, 
A pan młody pocieszył się. 
albo: 
O mój ty wianuszku, o mój lawendowy, 
Ustępuj, ustępuj, cze puszkowi z głowy[68]. 

W tym czasie czepiarce udało się zdjąć wianek. Czepiec nakładała pannie młodej zazwyczaj matka chrzestna, przyczem wszyscy klaszczą w dłonie, kobiety wołają „nasza!”, a mężczyźni „wiwat!”[69]. Poza tym w każdej wsi na Kurpiach była jedna lub dwie kobiety, które pełniły funkcję czepiarki – była to trudna rola, bowiem taka osoba musiała nie tylko kierować całym obrzędem, ale też znać wszystkie miejscowe piosenki weselne na pamięć[70]. 

Maria Wardakowa, międzywojenna nauczycielka z Jednorożca, zapisała, że gospodyni Teofila Kardaś, u której mieszkała na stancji, śpiewała takie piosenki weselne, związane z obrzędem oczepin: Jedna z nich, śpiewana przez Pannę Młodą brzmiała: (zachowując fonetykę typową dla Kurpi): 
Kulnę ja swój zianek lawendowy, 
Kulnę ja go do Ciebzie, 
Córuś moja córuś ukochana, 
Nie chce źanka, ni Ciebźe. 

I w zwrotce ostatniej skierowanej już nie do rodziców, ni do braci, lecz do Miłego 
Hanuś moja, Hanuś ukochana, 
Wezmę źanek i ciebie![71]. 

Wianek czepiarka kładła na przygotowany wcześniej talerz, obwiązany chustką[72]. Obok stał drugi talerz, na który kładziono pieniądze. Teraz zaczynało się zbieranie na czepek[73]. D. Staszewski uważał, że zwyczaj ten jest na Kurpiach szczególnie pielęgnowany, jest uświęcony zwyczajem i odbywa się z zachowaniem wszelkich obrzędów zwyczajowych, jak nigdzie w innych okolicach kraju[74]. Jak wyglądał? A. Urlich zapisała: Ludzie kolejno podchodzili do stołu, a druhny każdemu śpiewały jakąś przyśpiewkę, którą komponowały na poczekaniu. I tak np. starszemu drużbie śpiewały: 
„Daj że i ty starszy drużba, 
bo to dzisiaj twoja służba. 
Daj że, daj że na garnuszek, 
Bo jej stłucze bąbel uszek”. 

Ojcu mojemu [Władysławowi Łukasiakowi – przyp. M.W.K.] tak zaś śpiewano: 
„A u Deptułów wiszą firanki 
A ten Łukasiak chodzi do Mańki [Marianny Deptułówny – przyp. M.W.K.]” 

Wujom moim zaś śpiewano: 
„A Deptulaki ładne chłopaki 
Idą do stołu jak górę ptaki 
Bo górą ptaki to idą krugiem 
A Deptulaki jeden za drugiem. 
Oj idą, idą po jednej desce 
Dali sto złotych, dodadzą jeszcze”. 

Śpiewanie to trwało tak długo ilu było gości dających na czepek. Przy tym śpiewaniu druhny trzymały się za ręce i w takt melodii skakały za stołem[75].

Rodzina Łukasiaków ze Stegny. Stoi Władysław Łukasiak, siedzi jego żona Marianna z d. Deptuła, obok syn Michał, trzymający na rękach kota, po drugiej stronie syn Lucjan, obok córka Anna (po mężu Urlich). Nie wiem, kim jest mężczyzna obok. Ganek domu Łukasiaków, stojącego na środku wsi, obok krzyża z 1930 r., wyrzeźbił samodzielnie gospodarz. Zdjęcie z lat 30. XX w. Zbiory Joanny Wilgi z Jednorożca.

A. Chętnik zanotował takie piosenki: 
Pójdźcie do nas, panie raju, 
Bo was tutaj dobrze znają, 
Ona wam koszulę prała, 
Bo się srebra spodziewała. 

albo: (stając przed sołtysem) 
A nasz pan sołtys to mądrej głowy, 
Położy na talerz pięciorublowy. 
Jak kto mało da, śpiewają zgryźliwie: 
Czyście kościół zamiatali, 
Zeście groszów nazbierali[76]. 

D. Staszewski zaznaczył, że Kurpie byli powściągliwi w dawaniu datek na czepek: Na najbiedniejszem weselu wyrobników w innych okolicach kraju zbierają na czepek znacznie więcej, niż na najbogatszem weselu gospodarskiem na Puszczy, na którem nawet najbliżsi krewni państwa młodych, rzucają zaledwie po parę lub kilka groszy gotówką na tacę, wreszcie składają sery niewielkie lub czepeczki odpowiedniej wartości. Jednocześnie twierdził, że przesadna rozrzutność w dawaniu datków na czepiec panny młodej jest naganna, w Puszczy Kurpiowskiej z kolei krańcowo przeciwny objaw pochodzi nietylko z wrodzonej kurpiom twardej oszczędności i biedy, ale po troszę i z ich małej uczynności dla bliźnich. Zamiast podarować krewnym datki, Kurpianki wolały kupić dla siebie stroje, a Kurpie – antałek alkoholu[77]. 

Jak wspominała A. Urlich, Po zakończeniu oczepin zaczynało się gonienie druhen przez drużbów. Na środku izby stawiano stół. Do stołu podchodził drużba i kładł na nim czapkę. Następnie zamawiał u orkiestry swoją ulubioną melodię lub taniec. Teraz podchodziła do stołu druhna i nakrywała czapkę chusteczką do nosa. Nie była to zwykła chusteczka, lecz specjalnie na tę okazję pięknie wyszywana w rogach i obszyta koronką lub złotymi frędzelkami. Mówiło się wtedy, że była galonem obszyta. Każda panna starała się, aby jej chusteczka była najładniejsza. Gdy orkiestra zaczynała grać, druhna uciekała, a drużba gonił ją dookoła stołu. Jeśli która panna była sprytna, to i dość długo nie dawała schwytać. 

Po gonitwach na środek izby wychodziła czepiarka z panną młodą i razem z druhnami tworzyły koło, brały się za ręce i śpiewały. Potem czepiarka oddawała pannę młodą mężowi. Ona się mu wyrywała, uciekała do sąsiedniej izby i zamykała się. Wtedy pan młody i weselnicy śpiewali: 
„Otwórzże mi otwórz 
Kochaneczko pierwsza 
Jak mi nie otworzysz 
Jak mi nie otworzysz 
Otworzy mi insza 
Słodkie jabłuszka, orzechy, 
Nie mam z kochania pociechy”[78]. 

Była też taka przyśpiewka, którą zanotował A. Chętnik: 
„Żebyś ty chmielu na tyczki nie lazł” itd., poczem urządzają jarmark. Wyprowadzają każdą pannę na środek, zjawiają się kupcy-żydzi i targują towar, wychwalając zalety lub wady panny. Na ostatku wyprowadzają pannę młodą, którą wykupuje od handlarzy pan młody

Zabawa przeciągała się do rana. Następnie wszyscy udawali się na spoczynek do paru izb, gdzie nasłano słomy. Po przespaniu się goście, głównie młodzi, zbierali się u panny młodej, muzyka gra wszystkim z kolei „dzień dobry”, każda para tańczy, dając muzykantom datek pieniężny[79]. 

Tego dnia po południu, na koniec wesela, jeśli panna młoda miała zamieszkać w domu męża, następowały przenosiny. Jak zanotował A. Chętnik, Przy wyjezdnym muzyka gra stosownego marsza, a druhny śpiewają „wsiadanego”: 
„- Oj siadaj, siadaj, Maryś, kochanie, 
Nic nie pomoże twoje płakanie, 
Nic płakanie nie pomoże 
Kiedy konie stoją w wozie, 
Pojedziemy wraz! 
- Oj, nie będę ja jeszcze wsiadała, 
Bom panu ojcu nie dziękowała, 
Dziękuję ci panie ojcze, 
Że bywali ze mną goście, 
Teraz nie będą. 
- Oj siadaj, siadaj itd., następuje rzewne w piosnce podziękowanie matce, braciom, siostrom, ścianom, stołom, ławom, ogródkowi, drużkom i ścieżkom znajomym od dzieciństwa[80]. 

Jak wspominała A. Urlich, W przenosinach brali udział wszyscy weselnicy. Każdy brał coś z rzeczy przeznaczonych na posag i niósł na nowe mieszkanie. Często jednak zdarzało się że weselnicy, mając nieźle w czubach, zbierali wszystko, co popadło pod rękę i nieśli z młodymi na zagospodarowanie. Dom rodziców zostawał nieraz całkowicie ogołocony z naczyń, sprzętów i inwentarza. Dopiero po jakimś czasie młodzi zwracali rodzicom ich dobytek. 

Dalszy ciąg wesela odbywał się w domu młodych. Nazywało się to poprawinami. Już po weselu orkiestra chodziła po wsi i grała uczestnikom wesela pod ich domami na dzień dobry. Gospodarz, któremu na dzień dobry zagrano, zapraszał na poczęstunek. W ten sposób, ślub we wsi był okazją do wielodniowej zabawy[81]. 

Chętnik tak zakończył opis zwyczajów weselnych Kurpiów: Wojny ostatnie [m.in. I wojna światowa – przyp. M.W.K.] zmieniły zwyczaje weselne, zmusiły też ludzi do oszczędności. Wesel takich, jak dawniej, nie wiele już spotykamy[82]. Jak widać, w międzywojennym Jednorożcu przetrwały zwyczaje związane z kurpiowskim weselem, ale nie wszystkie jego elementy, zanotowane przez etnografa z Nowogrodu znajdują odbicie we wspomnieniach z zachodniej części regionu kurpiowskiego. 

Warto poczynić też kilka uwag generalnie na temat małżeństwa u Kurpiów. Przed I wojną światową D. Staszewski zanotował poza tym, że Kurpie odznaczali się rozwiązłością płciową oraz swobodnie traktowali małżeństwo: Rzadko które stadło dochowuje sobie wzajemnie wiary małżeńskiej; najczęściej łączą się z cudzymi mężami i cudzemi żonami, dziś tu jutro gdzieindziej, robią to otwarcie i bez żadnej tajemnicy. Zdarza się również, że skojarzone dla wspólnego interesu małżeństwo, każde w swojej stronie powraca do swej przedślubnej sympatii, lub zawiązuje nową i utrzymuje stałe poboczne stosunki z wielką krzywdą dla prawej rodziny[83]. Rozluźnienie związków małżeńskich następowało także w wyniku emigracji zarobkowej, najczęściej do USA. Pozostawione w kraju żony, zwane „amerykantkami”, dochodzą wprost do wyuzdanej rozpusty. Prawie nie znam wyjątku pod tym względem: nawet starsze, po trzynaściorgu dzieciach, kobiety szaleją narówni z młodymi. Z kolei mężczyźni na emigracji, choć przysyłają regularnie pieniądze rodzinie, trwonią je też na prostytutki, a nawet powtórnie wychodzą za mąż za granicą, nawet kilkukrotnie[84]. Staszewski pisał też o bardziej radykalnych przykładach: kradzieży żon pomiędzy Kurpiami, zabranych z kraju w emigracyjną tułaczkę za wielką wodą albo ucieczkach „amerykantek” z kraju z innym mężczyzną do Ameryki za pieniądze przysłane przez męża, który po powrocie na ojcowiznę zastaje znajdowane gospodarstwo i osierocone dzieci[85]. 

Kończąc rozważania na temat zwyczajów weselnych i małżeństwa w dawnym Jednorożcu, należy poczynić kilka uwag na temat dzietności i śmiertelności w omawianym okresie. Pod koniec XIX w. śmiertelność w gm. Jednorożec wynosiła 4,1% populacji rocznie. Była spowodowana głównie brakiem wyspecjalizowanej pomocy, późnym informowaniem o pojawieniu się chorób, nieprzestrzeganiem zasad sanitarnych, ale także epidemiami, np. cholery. Bieda, niedożywienie i ciężka praca od dzieciństwa niekorzystnie oddziaływały na puszczaków. I chociaż to właśnie w Jednorożcu powstała jedna z pierwszych w powiecie przasnyskim lecznic, a później również apteka[86], miejscowe kobiety żaliły się na opiekę zdrowotną. Wedle listu Kurpianki z Jednorożca z 1901 r., Pan doktór robi swoje, p. felczer też się zwija, tylko z panią akuszerką dotąd jakoś źle idzie. A u nas właśnie taka pani najpotrzebniejsza. – Bo choć chłop zachoruje, to często wyzdrowieje, często i umrze bez doktora i felczera. A jak baba zlegnie, to jakoś nijako zostawić ją bez pomocy, toć i matki żal, i nowej duszyczki [dziecka – przyp. M.W.K.] szkoda. To też posługujemy się jak dawniej naszemi brudnemi i niechlujnemi babisiami. Trzy lata temu przez cały rok była przy naszem szpitalu akuszerka, stara zła baba z dwiema córkami i kilkoma pieskami, która więcej dbała o swoje pieski, jak o chore. Prawie przez cały długi rok nie było wcale akuszerki. Teraz przysłali nam dobrą akuszerkę [prawdopodobnie Rosjanka Aleksandra Tomilina[87] – przyp. M.W.K.]: czysta, ładnie mówi i zna się dobrze na tem, jakby najdelikatniej i najlepiej pomódz chorej kobiecie. Lecz i ta piękna pani ma jedną wadę: woli wielkie pani, jak nas biedne kurpianki. Nie chcę przez to powiedzieć, aby wielkie panie nie miały korzystać z naszej dobrej akuszerki. I po naszej stronie jest dużo winy; my jesteśmy nieśmiałe, często nie dajemy znać o chorobie i pomocy takiej pani[88]. 

Trudy życia na wsi, brak opieki lekarskiej i inne czynniki sprawiały, że wiele kobiet umierało przy porodzie lub w połogu. W XIX w. bardzo często gospodarze wiejscy przeżywali śmierć małżonki dwa, a nawet trzy razy. Ilu z nich reagowało na to wydarzenie, jak przywołany wyżej P. Kaczyński z Dylewa? Możliwe, że niewielu. Kurp w 1907 r., po śmierci 36-letniej żony Marianny, pisał: Ten chyba nie odczuje mojego ciężaru, kto małżonkę ma za siódme lub ósme bydlę w oborze. Często się to zdarza, zwłaszcza na wsi, lecz chyba nie u czytelników Gazety Świątecznej. Ale ja, nieszczęśliwy, nie mam czem już dziś nagrodzić swojej wiernej przyjaciółki i prawdziwego Anioła mego domu, chyba prosząc przyjaciół o serdeczne westchnienie za duszę ś. p. ukochanej mojej Marianny[89].

Rok 1934. Rodzina Lesińskich z Jednorożca: Leokadia z d. Berk (1898–1938) siedzi z ojcem Wojciechem Berkiem (1865–1943). Z tyłu od lewej: Stanisław Lesiński (ur. 1926 r.), Kazimierz (u. 1918) i Marian (1922–1956). Obok Leokadii, trzymającej na kolanach Henryka (1932–2016), stoi Genowefa Lesińska Roman (1928–1949) i Jadwiga Lesińska Krajewska (ur. 1925 r.). Zbiory rodziny Lesińskich z USA.

Jak wynika z zaprezentowanego materiału, zwyczaje weselne i małżeństwo w Jednorożcu przed II wojną światową zbieżne były z tradycjami obserwowanymi w innych częściach dawnej Puszczy Zielonej. Niektóre elementy uroczystości weselnych zaniechano, co nadało miejscowym uroczystościom własnego charakteru.


PRZYPISY:
[1] Dominik Staszewski (1861–1926), wielokrotnie cytowany w artykule, pochodził z Płocka, studiował prawo na UW. W latach 1895–1907 był sędzią pokoju w Jednorożcu. Miał tu przydzieloną działkę ziemi, na której wypróbowywał nowe sposoby gospodarowania. Wyniki swej pracy przekazywał mieszkańcom w celu podniesienia poziomu kultury rolnej na tych terenach. W swojej pracy Moralność i umoralnienie Kurpiów. Studium obyczajowe (Odbitka z „Ech Płockich i łomżyńskich”), Płock 1903 nie zaznaczył, że jego obserwacje dotyczą mieszkańców Jednorożca, ale można przypuszczać, że opierał się na znajomości zwyczajów mieszkańców wsi, w której spędził 12 lat. Choć nazwa „Jednorożec” pada w tekście tylko trzy razy, można przypuszczać, że większość obserwacji autor poczynił właśnie w tej miejscowości i jej okolicach. W publikacji przedstawił poglądy na temat tego, jak specyficzne warunki życia miały wpływ na rozwój społeczny, gospodarczy i kulturalny Kurpiów. Od 1907 r. aż do śmierci był rejentem w Płocku. Był członkiem Zarządu Towarzystwa Naukowego Płockiego, a także inicjatorem wznowienia działalności tej organizacji. Angażował się również w działalność innych płockich organizacji. Swoje artykuły zamieszczał m. in. na łamach czasopism: „Echa Płockie i Łomżyńskie”, „Głos Płocki”, „Kurier Płocki”, „Gazeta Ludowa”. Dominik_Staszewski (dostęp 28 I 2018 r.); E. Kuciński, 12 lat w Jednorożcu, „Głos Gminy Jednorożec”, 5 (2010), 3 (8), s. 13. Szerzej na temat sądów i sędziów pokoju zob. Sędzia pokoju (dostęp 28 I 2018 r.). 
[2] D. Staszewski, Moralność i umoralnienie Kurpiów…, s. 12–13. 
[3] Tamże, s. 16. 
[4] A. Białczak, Dzieje Baranowa oraz ziem nad Płodownicą i Omulwią. Mała Kurpiowska Ojczyzna, Baranowo-Ostrołęka 2005, s. 313. 
[5] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele, „Idący w… Przyszłość. Powiat przasnyski”, 4 (2005), 3, s. 23. 
[6] Tamże. 
[7] T. Wojno, Wycieczka na Kurpie, „Czytelnia dla Wszystkich”, 1 (1904), 32, s. 504. 
[8] M. Deptuła, Jednorożec. Powrót do przeszłości, Żywiec 2017, s. 16. 
[9] Metryka ślubu Marianny Deptuły z Władysławem Łukasiakiem w Jednorożcu 20 VIII 1924 r., 14/1924. 
[10] Powinno być: w Stegnie, jednak ze względu na to, że jednorożaki uważali Stegnę za wieś gorszą, podległą, używali sformułowania, które sugerowało, że to część Jednorożca (tak jak mówi się „na Ukrainie”, części I RP). Sformułowania „na Stegnach” używa się do dziś. 
[11] Nie do końca jest to prawdą. Wedle lustracji dóbr królewskich z 1789 r. gospodarze z Jednorożca, posiadający przywileje królewskie i jurysdykcję bartną, opłacaią zagonowe podług Kontraktu z Dworem uczynionego y do tego dni 249 Pieszych, tudziesz Podwod w podroż 61 za powinność dażą według szacunku Kommissyi Powiatowey dzien Pieszy a 15. dzien ciągły a 1 rachuiąc wynosi ta powinność do rożnych Folwarków używana Prowentu rocznego 490.g 15. Zagonowego od Gospodarzy tey Wsi 690. Z propinacyi Karczemney wedle złożonych Regestrow 800. z Indagncyi pokazało się iż za łowienie Ryb na Orzycu y Ieziorku przy Iednorozcu Krolewsczyznie podług Kontraktu przychodzi do Dworu corocznie Summa ktora się rachuie 300. Prowentu z tey Wsi wynosi 2,280.g 15. AGAD, ASK, dz. XLVI, sygn. 165, mf 2585, k. 93–94. 
[12] A. Urlich, Wspomnienia stegieńskiej Kurpianki, „Idący w… Przyszłość. Powiat przasnyski”, 3 (2004), 9, s. 18–19. 
[13] D. Staszewski, Moralność i umoralnienie Kurpiów…, s. 13–14. 
[14] Tamże, s. 14. 
[15] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 23. 
[16] W. Skierkowski, Wesele na Kurpiach, Płock 1933, s. 16. 
[17] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 313. 
[18] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 23–25. 
[19] A. Chętnik, Kurpie, Kraków 1924, s. 94. 
[20] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 313. 
[21] Tamże, s. 313–314. 
[22] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 23. 
[23] A. Chętnik, Kurpie…, s. 94. 
[24] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 23. 
[25] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 313. 
[26] D. Staszewski, Moralność i umoralnienie Kurpiów…, s. 17–18. 
[27] P. Kaczyński „Urodził się w 1871 r., zmarł w 1928 r., pochodził ze znanej rodziny, zamieszkałej w Dylewie od XVII wieku. Po ukończeniu szkoły powszechnej kształcił się właściwie przez całe życie, czytając liczne książki i czasopisma. Zorganizował m.in. kółko rolnicze w Dylewie. W 1905 r. aresztowany w związku z aktywnością polityczną (był działaczem ruchu ludowego)”. Ł. Gut, Żałoba po kurpiowsku: https://kurpie-historia-trwanie.blogspot.com/2016/10/zaoba-po-kurpiowsku.html (dostęp 28 I 2018 r.). 
[28] P. Kaczyński, Z Puszczy Kurpiowskiej, w gubernji łomżyńskiej, „Gazeta Świąteczna”, 21 (1901), 1069, s. 2. 
[29] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 23. 
[30] A. Chętnik, Kurpie…, s. 95. 
[31] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 23. 
[32] A. Chętnik, Kurpie…, s. 95. 
[33] Tenże, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936, s. 95. 
[34] Tenże, Kurpie…, s. 95. 
[36] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 314. 
[37] A. Chętnik, Strój kurpiowski Puszczy Zielonej, Warszawa 1961, s. 15. 
[38] M.W. Kmoch, Fotografie z miejscowości Jednorożec (1914 r.) autorstwa dr. Aleksandra Macieszy jako bezcenne źródło do badań historii regionalnej, [w:] Fotografia w czasie, czas w fotografii, red. M.A. Długosz, M. Suchodolska, Lublin 2016, s. 87. 
[39] A. Chętnik, Kurpie…, s. 96. 
[40] Archiwum Muzeum Historycznego w Przasnyszu [dalej: AMHP], M. Wardakowa, Wspomnienia z lat 1927–1939 dotyczące pracy w Jednorożcu – w szkole i w środowisku, Kraków 1979, mps, sygn. Mźr 118, s. 3. 
[41] Tamże, s. 2–3. 
[42] Wizyta biskupia w Jednorożcu, „Mazur”, 1 (1906), 15, s. 172. 
[43] A. Chętnik, Strój kurpiowski…, s. 7, 45. 
[44] Tak jak w regionie wykonane było ono jako prostokąt z zaokrąglonymi rogami (w przasnyskiem tylko górny róg) z małym dziobkiem u przodu, oklejony czarnym aksamitem (masiustem), a od spodu lnianą podszewką. U końców tarczy zwisają tasiemki do zawiązywania czółka wokół głowy. Jego dekorację stanowiły tasiemki, koraliki, cekiny i pozłotko. Sprowadzano je w latach 1900–1914 r. z fabryk łódzkich. Z lewej strony przytwierdzano pęk kwiatów, tzw. wianek. Rysunek ten świadczyłby o tym, że na terenie zachodniej Kurpiowszczyzny, głównie w Jednorożcu i okolicach, Kurpianki nosiły i korony, i czółka. Te drugie jednak musiałby być czymś bardzo rzadkim, skoro istnieje tylko to jedno źródło potwierdzające ich istnienie na omawianym terenie, a wszystkie inne relacje zgodnie podkreślają, że w przasnyskim nie noszono tego typu nakryć głowy. Por. tamże, s. 46. 
[45] M.W. Kmoch, Wieś Jednorożec w pow. przasnyskim w świetle zbiorów Muzeum Mazowieckiego w Płocku, „Nasze Korzenie”, 2018, 12. 
[46] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 24. 
[48] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 318. 
[49] Tamże, s. 85; W. Łukaszewski, Rys historyczny parafii w Parciakach, „Kurpie”, 2008, 2, s. 26. 
[50] A. Chętnik, Strój kurpiowski…, s. 31, 43–44. 
[51] W. Skierkowski, Wesele na Kurpiach…, s. 16. 
[52] A. Chętnik, Kurpie…, s. 96–97. 
[53] Tamże, s. 97–98. 
[54] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 24. 
[55] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 314. 
[56] A. Chętnik, Kurpie…, s. 98. 
[57] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 313. 
[58] A. Chętnik, Kurpie…, s. 98. 
[59] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 313. 
[61] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 318. 
[62] Tamże, s. 320. 
[64] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 24. 
[65] A. Chętnik, Pożywienie Kurpiów…, s. 95–96. 
[66] Tenże, Kurpie…, s. 98–99. 
[67] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 24–25. 
[68] A. Chętnik, Kurpie…, s. 99–100. 
[69] Tamże, s. 100. 
[70] A. Białczak, Dzieje Baranowa…, s. 314. 
[71] AMHP, M. Wardakowa, Wspomnienia z lat 1927–1939…, s. 3. 
[72] A. Chętnik, Kurpie…, s. 100. 
[73] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 25. 
[74] D. Staszewski, Moralność i umoralnienie Kurpiów…, s. 23. 
[75] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 25. 
[76] A. Chętnik, Kurpie…, s. 100. 
[77] D. Staszewski, Moralność i umoralnienie Kurpiów…, s. 23–24. 
[78] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 25. 
[79] A. Chętnik, Kurpie…, s. 100–101. 
[80] Tamże, s. 101–102. 
[81] A. Urlich, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele…, s. 25. 
[82] A. Chętnik, Kurpie…, s. 102. 
[83] D. Staszewski, Moralność i umoralnienie Kurpiów…, s. 14–15. 
[84] Tamże, s. 15. 
[85] Tamże, s. 16. 
[86] R. Waleszczak, Jednorożec w powiecie przasnyskim na przełomie XIX i XX wieku, „Rocznik Mazowiecki”, 16 (2004), s. 52–53. 
[87] Tamże, 52. 
[88] Kurpianka, Jednorożec (pow. przasnyski), „Echa Płockie i Łomżyńskie”, 94 (1901), 378, s. 2. 
[89] P. Kaczyński, Smutne wspomnienie, „Gazeta Świąteczna”, 26 (1907), 1375, s. 6. 


Bibliografia:
Źródła archiwalne
Archiwum Główne Akt Dawnych
ASK, dz. XLVI, sygn. 165, mf 2585.

Archiwum Muzeum Historycznego w Przasnyszu
Wardakowa M., Wspomnienia z lat 1927–1939 dotyczące pracy w Jednorożcu – w szkole i w środowisku, Kraków 1979, mps, sygn. Mźr 118;

Źródła drukowane:
Skierkowski W., Wesele na Kurpiach, Płock 1933;
Staszewski D., Moralność i umoralnienie Kurpiów. Studium obyczajowe (Odbitka z „Ech Płockich i łomżyńskich”), Płock 1903.

Prasa:
Kaczyński P., Smutne wspomnienie, „Gazeta Świąteczna”, 26 (1907), 1375, s. 6;
Tenże, Z Puszczy Kurpiowskiej, w gubernji łomżyńskiej, „Gazeta Świąteczna”, 21 (1901), 1069, s. 2;
Kurpianka, Jednorożec (pow. przasnyski), „Echa Płockie i Łomżyńskie”, 94 (1901), 378, s. 2;
Wizyta biskupia w Jednorożcu, „Mazur”, 1 (1906), 15, s. 172;
Wojno T., Wycieczka na Kurpie, „Czytelnia dla Wszystkich”, 1 (1904), 32, s. 504.

Wspomnienia drukowane:
Deptuła M., Jednorożec. Powrót do przeszłości, Żywiec 2017;
Urlich A., Wspomnienia stegieńskiej Kurpianki, „Idący w… Przyszłość. Powiat przasnyski”, 3 (2004), 9, s. 18–19;
Taż, Z pamiętnika stegneńskiej Kurpianki. Wesele, tamże, 4 (2005), 3, s. 23–25.

Opracowania:
Białczak A., Dzieje Baranowa oraz ziem nad Płodownicą i Omulwią. Mała Kurpiowska Ojczyzna, Baranowo-Ostrołęka 2005;
Chętnik A., Kurpie, Kraków 1924;
Tenże, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936;
Tenże, Strój kurpiowski Puszczy Zielonej, Warszawa 1961;
Dominik Staszewski (dostęp 28 I 2018 r.); 
Gut Ł., Żałoba po kurpiowsku: https://kurpie-historia-trwanie.blogspot.com/2016/10/zaoba-po-kurpiowsku.html (dostęp 28 I 2018 r.);
Kmoch M.W., Fotografie z miejscowości Jednorożec (1914 r.) autorstwa dr. Aleksandra Macieszy jako bezcenne źródło do badań historii regionalnej, [w:] Fotografia w czasie, czas w fotografii, red. M.A. Długosz, M. Suchodolska, Lublin 2016, s. 75–101;
Taż, Wieś Jednorożec w pow. przasnyskim w świetle zbiorów Muzeum Mazowieckiego w Płocku, „Nasze Korzenie”, 2018, 12;
Kuciński E., 12 lat w Jednorożcu, „Głos Gminy Jednorożec”, 5 (2010), 3 (8), s. 13;
Łukaszewski W., Rys historyczny parafii w Parciakach, „Kurpie”, 2008, 2, s. 26–28;
Waleszczak R., Jednorożec w powiecie przasnyskim na przełomie XIX i XX wieku, „Rocznik Mazowiecki”, 16 (2004), s. 45–61.

Post będzie uzupełniany.

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz