15 marca 2023

SYLWETKI. REGIONALISTKI (1): Agnieszka Słupianek-Winkowska i szukanie herstorycznych śladów na ziemi pleszewskiej

W tegorocznej marcowej odsłonie serii SYLWETKI przedstawię Ci znane mi historyczki, etnografki i kulturoznawczynie, które podejmują w swoich działaniach tematy regionalne. Dobrałam je tak, by każda pochodziła z innego regionu i reprezentowała nieco inny temat badań. Zapraszam na serię wpisów i wywiadów o pracy regionalistki, o badaniach, które prowadzą moje bohaterki, o trudnościach, z jakimi się spotykają w pracy badawczej, i niezwykłych historiach, które dają im wiele satysfakcji. W tym roku w ramach serii #marzecmiesiącemkobiet chcę więcej opowiedzieć o badaczkach, które robią niesamowitą robotę, a bywają niedoceniane, niezauważane. Nierzadko jak tematy, które podejmują.

Agnieszka Słupianek-Winkowska to bohaterka pierwszego odcinka serii. Nie pamiętam już, jak się poznałyśmy. Na pewno internetowo, bo na żywo spotkałyśmy się dopiero dziś. Obie jesteśmy prelegentkami na ogólnopolskiej konferencji pod hasłem Regionalizm w dobie przyspieszenia technologicznego, politycznego i społecznego na Wydziale Humanistycznym Politechniki Koszalińskiej. To, że odbywa się w marcu, było jednym z przyczynków, by opowiedzieć Wam w tym miesiącu o regionalistkach, które znam, które działają w różnych częściach Polski i robią wspaniałą robotę.

Pisze o sobie tak:
Agnieszka Słupianek-Winkowska
córka Julity
wnuczka Zofii i Bronisławy
prawnuczka Weroniki, Joanny, Józefy i Rozalii
żona Mateusza i mama Kornela
Wielkopolanka (brzezianka, kajewianka, gołuchowianka, pleszewianka, kaliszanka)
historyczka i „raczkująca herstoryczka”
odkrywczyni i badaczka źródeł historycznych/herstorycznych
nauczycielka/korepetytorka/edukatorka
doktorantka
miłośniczka literatury/czytelniczka i pisarka
optymistka
roztańczona marzycielka z głową pełną inspiracji i otwartym sercem…


Agnieszka jest absolwentką studiów na kierunku ochrona dóbr kultury na UAM w Poznaniu (filia w Kaliszu). Gdy opowiadała o tym, jak wyglądały te studia, byłam bardzo podekscytowana. Sama bym chciała tak studiować! Wyobraźcie sobie połączenie historii z regionalizmem, dużo zajęć w terenie, naukę w praktyce, jak prowadzić badania terenowe i wywiady. Były zajęcia z turystyki kulturowej i historii sztuki, a do tego dużo fakultetów o historii Kalisza i okolic.
– To były dobre lata [zaczęła studia w 2008–2009 r. – przyp. M.W.K.]. Mieliśmy fajne praktyki, dużo wyjazdów w okolicy. Ten kierunek otworzył mi oczy na regionalizm. Pokochałam poznawać historię naszych okolic. Wtedy bardziej zainteresowałam się ziemią pleszewską.

A że ciągnęło ją w stronę historii, to rok później zaczęła drugi kierunek. Studia dały jej narzędzia i nauczyły warsztatu pracy historyczki.
– To było wyznaczenie drogi, początek przygody – dodaje.

Agnieszka zajmuje się obszarem obecnego powiatu pleszewskiego. Dawniej, w XIX i na początku XX w., powiat ten istniał, ale inne były jego granice. Obszar był podzielony między dwa zabory, a naturalną granicą była rzeka Prosna. Większość dzisiejszego powiatu pleszewskiego leżała w zaborze pruskim, a współczesne gminy Chocz i Gizałki – w rosyjskim. Gminy dawnego zaboru rosyjskiego są słabiej opisane, co mnie zdziwiło. Może dlatego, że tematem zajmowali się dotąd historycy i historyczki skupiający się na zaborze pruskim, brakowało więc całościowego spojrzenia. Agnieszka pochodzi z dawnej części pruskiej, ale i dla samej siebie, i dla innych stara się patrzeć kompleksowo.
 

Historią wschodniej części powiatu pleszewskiego zajmowała się dotąd m.in. Zdzisława Flisińska, emerytowana nauczycielka, która publikowała m.in. w „Roczniku Pleszewskim”. Jan Woldański pisał o Choczu (monografia wsi, historia OSP). W gminie Gizałki natomiast wydano jedynie foldery informacyjne. Nie powstały jeszcze opracowania o poszczególnych wsiach i parafiach, a, co ciekawe, są to tereny osadnictwa olęderskiego. O „stronie pruskiej” napisano dużo więcej. W regionie działają też instytucje i organizacje społeczne. Jest Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy, Gołuchowskie Centrum Kultury „Zamek” w Gołuchowie, Muzeum Regionalne w Pleszewie i Pleszewskie Towarzystwo Kulturalne. Jest też Muzeum Zamek w Gołuchowie – Oddział Muzeum Narodowego w Poznaniu.

Zrzut ekranu z naszej rozmowy 9 III 2023 r., widoczne granice powiatu pleszewskiego.

A co zrobiła już Agnieszka? Powiem krótko: dużo. Ale po kolei.

Na studiach magisterskich postanowiła zebrać informacje o rodzinnej miejscowości Brzezie położonej 5–6 km od Pleszewa. Wieś liczy niecałe 700 osób i jest jedną z najmniejszych parafii w diecezji kaliskiej. Agnieszka miała dobry kontakt z proboszczem parafii ks. Markiem Kulawinkiem, który, jak wskazuje badaczka, miał duszę historyka.

– Któregoś razu powiedział: u mnie na plebanii to jest tyle ksiąg starych, ja nie mam na to czasu, przydałoby się żeby ktoś to spisał, przeanalizował. Przecież parafia Brzezie związana jest z bitwą pod Grunwaldem. On zapalił we mnie tę iskierkę – wspomina Agnieszka.

Promotor pracy magisterskiej prof. Michał Jarnecki zgodził się na propozycję tematu. Historyczka zabrała się więc do pracy. Przeprowadziła 34 wywiady z najstarszymi osobami we wsi, z osobami w średnim wieku, z pochodzącymi stąd, a już mieszkającymi poza Brzeziem. Przeprowadziła wiele kwerend archiwalnym (Gniezno, Poznań, Kalisz).

Praca uzyskała bardzo dobre recenzje. Promotor podpowiedział, że warto byłoby ją wydać, a Agnieszka uznała, że opracowanie będzie wartościowsze w całości, bez rozbijania na artykuły. To w ogóle był dla Agnieszki dobry czas: przyjęła oświadczyny ukochanego, otworzyła Centrum Korepetycji i szykowała książkę do druku. W 2014 r. Pleszewskie Towarzystwo Kulturalne i Muzeum Regionalne w Pleszewie wydało Dzieje miejscowości Brzezie w świetle źródeł (ISBN 978-83-929488-8-9). To całościowa monografia tej wsi. Pierwsze wydanie sfinansował Urząd Miasta i Gminy Pleszew. Ponieważ nakład szybko się wyczerpany, w 2018 r. Agnieszka wraz z mężem sfinansowała drugie wydanie.


Agnieszkę poznałam jako herstoryczkę, czyli badaczkę historii kobiet. Interesowało mnie, kiedy w jej pracy pojawił się wątek kobiet. Kiedy zbierała materiały o Brzeziu, nie była jakoś wyjątkowo zainteresowana kobietami, ale, jak wspomina, próbowała ich szukać już od podstawówki. Była wówczas zafascynowana królem Jadwigą – patronką szkoły, do której chodziła.
– Cieszyłam się. W końcu kobieta! – wspomina z uśmiechem.

W 2015 r., kiedy po ślubie przeprowadziła się do Kajewa, 5 km od rodzinnej wsi, zamieszkała niedaleko parku w Gołuchowie. W kolejnym roku zaczęła zbierać materiały o Kajewie. Prężnie działający tam samorząd wraz z Gołuchowskim Centrum Kultury „Zamek” wydaje książki o poszczególnych wsiach. Prawie każda wieś w gminie Gołuchów ma swoją monografię, choć często o tych mniejszych pisano przy okazji większych (np. Tursko i okolice). W trakcie opracowywania jest Kościelna Wieś. Opracowanie szykuje Monika Sobczak-Waliś. Zostanie więc tylko Gołuchów i Przekupów. W 2021 r. samorząd gminy Gołuchów oraz Gołuchowskie Centrum Kultury „Zamek” w Gołuchowie wydało książkę Agnieszki pt. Kajew, Cieśle, Wszołów szlakiem dziejów (ISBN 978-83-939643-4-5). To szczegółowa charakterystyka trzech miejscowości zlokalizowanych w gminie Gołuchów.


Dla historyczki ważna jest możliwość działania w organizacjach pozarządowych, w których czuć, że Twoje działania są wspierane. Agnieszka należy do prężnie działającego Kaliskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk oraz Pleszewskiego Towarzystwa Kulturalnego. Od kilku miesięcy działa również w sekcji herstorycznej Klubu Kobiet Ławka nr 4 w PleszewieCeni sobie osoby, z którymi może wymieniać się poglądami, polecajkami książek itp. Taką siostrzaną duszą jest dla niej Patrycja Walerowicz-Wojtkowiak, dyrektorka Gołuchowskiego Centrum Kultury „Zamek” w Gołuchowie.


Od połowy 2019 r. Agnieszka wróciła do pracy naukowej po urodzeniu dziecka. Zbiegło się to z herstoryczny boomem w Polsce. Dla Agnieszki duże znaczenie miały warsztaty „Odmalowane” prowadzone przez Fundację im. Julii Woykowskiej z Poznania. Wówczas pojawił się pomysł, by zająć się kobietami ziemi pleszewskiej. Ważnym momentem był też udział w spotkaniu o aktywności kobiet powiatu kaliskiego w międzywojniu. Wykład Żanety Marszałek-Trzebińskiej, która mówiła o kobietach mieszkających na wsi w Kaliskiem (tu można przeczytać artykuł na ten temat: KLIK), zachęcił Agnieszkę do zagłębienia się w herstorie.

Agnieszka odezwała się do profesora, u którego napisała pracę magisterską. Zaakceptował temat, który Agnieszka zaproponowała na doktorat: herstoria ziemi pleszewskiej. Na jakimś etapie prac trzeba będzie zawęzić temat np. do aktywności społecznej kobiet, ale teraz Agnieszka zbiera wszystko. W tym czasie zbierała już materiały do pracy doktorskiej. Herstoria lokalna ją zafascynowała.

Zaczęła szukać śladów aktywności kobiet w swojej miejscowości. Robiła archiwalne kwerendy i badania terenowe.
– Lubię kontakt z drugim człowiekiem, więc zawsze przeprowadzam wiele rozmów. Czasem ludzi trzeba odpowiednio podejść. Nierzadko mają w domach skarby. Nie wszystko znajdziesz w archiwach. Bywa, że stare kroniki, listy i dokumenty ludzie mają w domach. To jest uzupełnienie kwerend archiwalnych. Ja sobie nie wyobrażam, opisując miejscowość, nie uwzględnić tego, co znajduje i ludzi. Minusem jest oczywiście to, że pamięć jest zawodna, mamy różne wersje wydarzeń, szczególnie u osób starszych.

Miałam podobne doświadczenia co Agnieszka, więc mogłam utożsamić się z jej opowieścią. Jako mieszkanka miała łatwiej, ludzie w okolicy ją znają, starsi znają jej rodziców.
– Zdarzało się, że do starszych osób chodziłam z mamą. Trochę sobie pogadali, a ja potem swoje wyciągnęłam i to było fajne.
W Kajewie na pierwsze wywiady chodziła z mężem, bo to jego rodzinna wieś. Potem wystarczało, że się przedstawiała. Wśród ludzi rozeszła się informacja, że jest taka badaczka.

Dla Agnieszki ważna jest precyzja. Ma zacięcie detektywistyczne. To ważne w pracy historyczki.
– Mam takie zboczenie: bardzo lubię wiedzieć, kto jest na zdjęciach. U mnie to nie jest tylko miejscowość i data, ale staram się, żeby te osoby na zdjęciu miały imię i nazwisko. To buduje tożsamość. Na przykład ktoś może kupić książkę tylko dlatego, że w podpisie zdjęcia jest wymieniony jego pradziadek.

Stowarzyszenie Młodych Polek w Gołuchowie, początek lat 30. XX w. Zbiory Romana Bednarka. Udostępniła Agnieszka Słupianek-Winkowska

Gdy rozpoczęła prowadzenie badań, okazało się, że kobiety są poukrywane, mało o nich informacji w publikacjach drukowanych, nie są szczegółowo opisane oprócz bardziej znanych postaci, które pojawiają się w książkach. Tak było np. z Marią Ludwiką z Krasińskich Czartoryską, która była współwłaścicielką Gołuchowa. Opisałam ją na blogu: KLIK, bo, choć znana, nie miała dotąd całościowej biografii. Czuję, że Maria Ludwika połączyła mnie z Agnieszką! W regionie, którym zajmuje się badaczka, pamięta się też o innych kobietach z wyższych sfer. Ośrodek Kultury w Żegocinie pielęgnuje pamięć o Teofili Chłapowskiej z Woronieckich, która m.in. założyła pierwsze w Wielkopolsce Koło Ziemianek. Z pewnością o arystokratkach i ziemiankach i tak łatwiej znaleźć informacje niż o włościankach. Jak pisała pleszewianka Irena Kuczyńska, historyczce nie chodzi (...) tylko o panie znane takie jak Izabella z Czartoryskich Działyńska z Gołuchowa (...), Agnieszka Baranowska z Marszewa, Alfreda z Mierzyckich-Pruska, właścicielka Czermina, Dora Mukułowska, malarka z Kowalewa, ale też o mniej znane jak Jadwiga Kierska – aktorka amatorka, Albina Samulska – wydawczyni pocztówek pleszewskich na początku XX wieku, prof. Janina Klatt – nauczycielka liceum pleszewskiego – to jej imię  nosi nagroda dla najlepszego absolwenta szkoły w dziedzinie nauk ścisłych (...). Na pewno miejsce w książce znajdzie się też dla organizacji kobiecych, w tym Młodych Polek czy kółek włościanek.

Na początku badań, gdy nasza bohaterka trafiała w opracowaniach historycznych na nazwisko kobiety związanej z regionem, to najczęściej informacje były bardzo skąpe. I rozrzucone w wielu materiałach. Często kobiety wymieniano obok mężczyzn jako ich pomocnice przy różnych inicjatywach, czasem po prostu czyjeś żony itp. Dla niej było za mało, miała niedosyt wiedzy.

Zaskoczeniem było odnalezienie tekstu przedwojennego artykułu ks. Kazimierza Niesiołowskiego, który opisał sylwetki sławnych pleszewian. Wśród nich były trzy kobiety. I co najbardziej intrygujące, kapłan stwierdził, że ma świadomość, że opracowanie jest niepełne właśnie dlatego, że brakuje tu kobiet. Warto dodać, że to przy kościele wiele kobiet miało możliwość działać społecznie. Wiele z nich angażowało się np. w Stowarzyszenie Młodych Polek. Często to właśnie organizacje religijne lub religijno-społeczne były platformą, gdzie poza domem mogły się realizować. Ich działalność była niezwykle ważna, a do dziś jest niedoceniana. Agnieszka podaje przykład powstania wielkopolskiego: to, że było zwycięskie, to nie tylko zasługa walczących z bronią, ale i efekt wieloletniego zaangażowania społecznego kobiet, rozbudzania patriotyzmu, np. przez sokolanki, czyli członkinie Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Wiele pleszewianek współpracowało ze wspomnianym księdzem, ale nie odnotował ich nazwisk. To był kolejny impuls dla Agnieszki, by skupić się na historii ziemi pleszewskiej. Zaskoczyła ją świadomość kapłana o braku reprezentacji kobiet w tekstach pamiątkowych.

Wystawa Stowarzyszenia Młodych Polek w Dobrzycy, 1932 r. Zbiory Kazimierza Balcera. Udostępniła Agnieszka Słupianek-Winkowska

Agnieszka bardzo ceni prelekcje i spotkania na żywo, ponieważ pozwalają jej nawiązać kontakt z ludźmi, którzy jeszcze nie słyszeli o jej badaniach. Prelekcje rozbudzają też ciekawość i zwracają uwagę mieszkańców i mieszkanek na herstorie, chociażby rodzinne. Ważne jest zbudowanie zaufania, by odbiorcy i odbiorczynie wiedzieli, że Agnieszka jest miejscowa, nie wzięła się nie wiadomo skąd, można jej zaufać i powierzyć jej opowieści oraz zdjęcia dokumenty i inne pamiątki.
 



Gdy zapytałam Agnieszkę o to, które działania uważa za szczególnie cenne, to oprócz prelekcji wskazała też pracę źródłową.
– Kocham pracę ze źródłami. Na przykład ostatnio badałam akta miasta Pleszewa i czytałam protokoły z sesji rady miasta z okresu międzywojennego. Wertowanie kartka po kartce tych dokumentów pozwoliło na odkrycie kobiety, która była członkinią rady miejskiej, a jej nazwiska dotąd nie znano. Regionaliści i regionalistki wiedzieli o Annie Suchockiej (warto dodać, że to babcia polskiej premierki Hanny Suchockiej) i Marii Radomskiej z Bociańskich.

Na 34 osoby w radzie miejskiej Pleszewa były 3 kobiety. To dużo, bo jeśli porównam to na przykład z Radą Gminy Jednorożec w okresie międzywojennym, to tam w żadnej z kadencji nie było żadnej kobiety. 

Agnieszce udało się ustalić, że trzecią radną była ziemianka z małego dworku w Czerminku. I choć o Zofii Plecińskiej ma szczątkowe informacje, to postać ta na tyle ją zafascynowała, że konsekwentnie szuka wszelkich możliwych śladów po kobiecie. Jestem w stanie wyobrazić sobie radość badaczki, kiedy na jednej z kart znalazła nieznane dotąd nazwisko. Takie perełki, często znajdywane po godzinach wertowania dokumentów, cieszą najbardziej. Czasem Agnieszka znajdzie trzy zdania o danej kobiecie, czasem udaje się natrafić na pół strony artykułu. Historyczka uważa, że to nadal za mało i dlatego nie ustaje w poszukiwaniach. Słowa Agnieszki przywołała na swoim blogu Irena Kuczyńska: Trzeba je [kobiety ziemi pleszewskiej – przyp. M.W.K.] odnaleźć i wydobyć z cienia.

Ceni wizyty w archiwach. Przeprowadziła już kwerendy w archiwach państwowych. Przed nią archiwum archidiecezjalne w Gnieźnie, ale to zostawiła sobie na koniec ze względu na różnego rodzaju trudności, jakie występują w archiwach kościelnych, m.in. to, że nie można od ręki dostać dokumentów, a ich zamówienie to dość kosztowna inwestycja. Poza tym przeprowadziła kwerendy w Muzeum Ziemiaństwa w Dobrzycy i Muzeum Regionalnym w Pleszewie. Jest też w kontakcie z Muzeum Zamek w Gołuchowie.

Co w najbliższym czasie? Agnieszka chce zakończyć przeglądanie akt miasta Pleszewa. Zacznie też wywiady terenowe w miejscowości Gizałki, do której jeszcze nie dotarła, a z której pochodzi kilka chętnych do rozmowy osób. Kiedy piszę ten tekst, pojawiło się już zaproszenie na wykład Agnieszki w Gołuchowie. Ten obszar ma już nieźle opracowany, ale pewnie pojawią się jeszcze jakieś informacje.
 

– Gdyby nie badania terenowe, gdyby nie rozmowy z ludźmi, na pewno nie znalazłabym tylu informacji, opierając się jedynie na źródłach pisanych.

Wyzwaniem jest też pogodzenie badań z pracą zawodowa, ale że badaczka jest szefową sama dla siebie, ma więcej swobody. Pracuje jako korepetytorka. Sama sobie organizuje czas.
 

Agnieszka koncentruje się w swoich badaniach na drugiej połowie XIX wieku i okresie międzywojennym do wybuchu II wojny światowej.
– Nie mówię że nigdy nie wejdę w II wojnę światową, ale nie teraz. Myślę, że ten okres zasługuje na osobne badania, tym bardziej, że żyją jeszcze świadkowie i świadkinie tamtych wydarzeń, a rodziny opowiadają o tym okresie.

Poza tym, i tu się z Agnieszką mocno utożsamiam, nie przepada za latami 1939–1945. Ja mam podobnie, chociaż jak coś „wpadnie”, a mnie zaciekawi, to zajmuje się także okresem II wojny światowej. Agnieszka pamięta, że już w szkole miała takie nastawienie, że wszystko to, co wydarzyło się przed II wojną światową, jest ciekawsze, a kiedy przychodziło do nauki o tym okresie, to czuła, że po prostu musi przez to przebrnąć. Wolała jednak zajmować się innymi epokami.

Interesował mnie odbiór badań Agnieszki wśród osób ze środowiska naukowego i popularnonaukowego i ten, jak twierdzi, jest pozytywny.
– Bardzo dużo osób mówi: jaki to fascynujący temat, jak na to wpadłaś? Jeden ze starszych lokalnych historyków obiecał sobie, że musi dożyć momentu, kiedy wydam pracę, bo tak bardzo chcę ją przeczytać.

Po wywiadzie z poetką Marią Korzeniewską z Pleszewa (ur. 1936 r.), sierpień 2022 r. Udostępniła Agnieszka Słupianek-Winkowska

Jeśli chodzi o „zwykłych” mieszkańców i mieszkanki powiatu, raczej ją podziwiają i chętnie biorą udział w badaniach. Dla wielu osób to jest nowe, zaskakujące, fascynujące, choć są i tacy którzy nie rozumieją jej zainteresowania herstorią.
– Czuję, że ludzie raczej mnie lubią. Nie miałam niemiłych incydentów. Czasem ktoś od razu nie chciał wpuścić mnie do domu, więc się umawialiśmy na inny dzień.

Większość wywiadów Agnieszka przeprowadziła z kobietami, często starszymi, i jak się okazuje, bardzo chętnie opowiadają swoje historie. Wspominają doświadczenia matek i babek. Agnieszka ma poczucie, że z kobietami rozmawia się jej łatwiej, chociaż ja miewałam odmienne doświadczenia. Zauważyłam, że od kobiet trudniej jest wyciągnąć opowieści, bo twierdzą, że nie zrobiły nic ważnego, przełomowego, cennego i dlaczego miałyby opowiadać o swoim zwykłym życiu. Cieszę się, że u Agnieszki jest inaczej, i kobiety, z którymi rozmawia, chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami.

Po wywiadzie Marianną Mrowińską, lipiec 2022 r. Informatorka zmarła jesienią 2022 r. Udostępniła Agnieszka Słupianek-Winkowska

Nie oznacza to jednak, że Agnieszka zawsze spotyka się z pozytywną reakcją. Zdarzyło się, że ze strony pracujących w regionalnej instytucji mężczyzn doświadczyła niechęci i  niezrozumienia. Na szczęście później jedna z młodszych pracownic tej instytucji wsparła Agnieszkę w poszukiwaniach. Dzięki temu udało się znaleźć sporo informacji.

Miała też nieprzyjemną sytuację z jednym z lokalnych przedsiębiorców, który lekceważył jej prośby o podanie informacji potrzebnych do książki.
Ja nie wiem, kim pani jest, musiałaby pani napisać maila, jakieś pismo. Więc pismo od wójta poszło. Czas mija, człowiek nie odzywa się, terminy ścigają, więc zadzwoniłam do niego. Rozmawiasz z człowiekiem i czujesz, że to nie są Twoje wibracje, rozmowa wręcz wykańcza Cię psychicznie. Mówił: no tak, wysłała pani, uwiarygodniła się pani, ale ja nie mam czasu spotkać się i udzielać informacji. Napisałam więc w książce, że właściciel odmówił udzielenia informacji. Czułam, że byłam mało znaczącą postacią dla tego człowieka, nie byłam kimś ważnym, by się ze mną kontaktować. Myślę, że nie chodziło o to, że jestem kobietą. Chyba nigdy nic nie słyszał o moich badaniach, ale nie tak rozmawia się z człowiekiem – wspomina Agnieszka.

Ciekawa sytuacja nastąpiła po kontakcie z gminnym związkiem kółek i organizacji rolniczych. Nie prowadzono tu kronik koła gospodyń wiejskich, a to było zawsze połączone z kółkiem rolniczym. Dlatego Agnieszka zwróciła się z prośbą o udostępnienie dokumentów z KGW z trzech wsi, o protokoły spotkań itp.
– Umówiliśmy się na spotkanie. Pan przyjechał i daje mi… pięknym pismem streszczone protokoły. Mówię, że fajnie, że mi pan informacji udziela, że się tak napracował. Odpuściłam dochodzenie do źródeł, bo w odpisach były informacje, których szukałam. Ale zirytował mnie bardzo takimi słowami: no nie wiem co się tym kobietom porobiło, że to stowarzyszenia zakładają, bo zawsze było tak, że kobiety były przy mężczyznach, powstały dzięki kółku rolniczemu. Zdenerwowałam się, ale nie podjęłam konfrontacji. Myślę, że wtedy nie byłam gotowa. Teraz byłaby w stanie o tym porozmawiać.

Agnieszka ma świadomość tego, co jej przeszkadza w pracy naukowej, ale też umie zrobić pożytek ze swoich mocnych stron.
– Gubi mnie to, że to jestem bardzo ugodową osobą. Raczej jestem taka, że się godzę niż popadam w konflikty. Konflikt z kimś by mnie męczył. Wciąż uczę się asertywności, odpowiadać, nie wpadając w agresję, ale zarysowując swoje stanowisko, tłumaczyć, że ochraniam dziedzictwo kobiet.

Prelekcja podczas premiery książki o Kajewie, 10 IV 2022 r. Fot. Monika Ratajczyk

Agnieszka pamięta też zmianę postrzegania jej przez otoczenie.
– Pochodzę z małej miejscowości. Gdy byłam studentką i przeglądałam księgi w archiwach w Gnieźnie, to patrzono na mnie z zaskoczeniem, może politowaniem: o co jej chodzi, czego ona tu szuka. Kiedy zaczęłam opisywać dzieje rodzinnej miejscowości, ludzie nie podchodzili do mnie serio, o, jakaś sobie tu coś pisze. Po latach w tym samym archiwum, w którym kiedyś jako studentka przeglądałam księgi, spotkałam parę, która przeglądała księgi metrykalne. Przyszła pani z obsługi i mówi im: proszę o ciszę, to jest pani naukowiec i ona musi mieć ciszę – wspomina z uśmiechem Agnieszka. – Na początku drogi musiałam się wykazać. Wiesz, jak na lokalnym rynku wydawniczym pojawia się ktoś nowy, to trzeba zdobyć zaufanie, pozytywne recenzje. Gdy książka o Brzeziu była promowana w Pleszewie, to coraz więcej osób zaczęło się dowiadywać o mnie i moich badaniach. Po wydaniu książki ludzie mogli mnie poznać i zobaczyć, że to, co robię, jest dobre, wartościowe. Szybko to docenili – dodaje.

Rozmawiając z Agnieszką, zwróciłam uwagę, że konsekwentnie używa feminatywów. W odpowiedzi na pytanie, od kiedy zwraca uwagę na język, wspomniała spotkanie z badaczką, której przy pierwszym spotkaniu przedstawiła się jako „historyk”. Ta poprawiła ją: nie, jesteś historyczką. To spotkanie – z kim, to się dowiecie niebawem, bo ta osoba będzie jedną z bohaterek cyklu o regionalistkach – zrobiło na Agnieszce duże wrażenie. Wróciła i zaczęła się zastanawiać nad językiem. Czuła nawet wstyd, że dotąd nie określała się feminatywami. Gdzie mogła, pozmieniała opisy i zaktualizowała notki biograficzne. Zauważyła też, że te kobiety, które zaczęły się interesować herstorią, a publikują w „Zeszytach Kaliskich”, podpisują się feminatywami (badaczka, historyczka sztuki itp.). W innych przypadkach redakcja zostawia formę, jaką podała autorka. Do 2018/2019 r. wszędzie podawano tylko formy męskie: magister, doktor, historyk sztuki, historyk. Przypomina, że feminatywy to nie nowość.
– W przedwojennych protokołach rady gminy Pleszew Anna Suchocka podpisywała się jako sekretarka samorządu. W innych źródłach też znalazłam formy żeńskie. Nieprzekonanym polecam wystąpienie Maciej Makselona. Warto je zobaczyć!

Teksty Agnieszki znajdziecie nie tylko we wspomnianych „Zeszytach Kaliskich”, ale i „Roczniku Pleszewskim”.


Zapytałam Agnieszkę o herstorie, które wyjątkowo ją zaciekawiły, zaskoczyły, wciągnęły. Podała przykład Franciszki Nowak z Michałowiczów.
– Nic o niej nie wiem. Była łączniczką, sanitariuszką? Mam jej zdjęcie w mundurze powstańczym wielkopolskim. Umieściliśmy je na wystawie jako symbol kobiet w powstaniu. Nie ma pewności o jej zaangażowaniu ani jego formie. Wiem o zaangażowaniu braci w powstanie wielkopolskie, są wspomnienia, krzyże powstańcze na ich grobach, ale nie wierzę, że to był dla niej obcy temat. Pewnie jakoś została zaangażowana. To dość świeża sprawa, bo materiał dostałam niedawno – opowiada badaczka.

Prelekcję na temat kobiet w powstaniu wielkopolskim, którą Agnieszka wygłosiła na otwarciu wystawy prac Jakuba Multana „Powstańcy Wielkopolscy”, gdzie umieszczono portret tajemniczej Franciszki, znajdziecie tutaj: KLIK.
 

Inna intrygująca postać to Antonina Czarnecka (18851967), córka Józefa Czarneckiego i Stanisławy z Lipskich. Prowadziła tajne nauczanie, działalność kulturalną i religijną w okresie zaborowym. W 1916 r. była współzałożycielką Towarzystwa Muzealnego w Poznaniu, które gromadziło i popularyzowało „pamiątki ojczyste”. W czasie powstania wielkopolskiego (1918) była pielęgniarką. W 1919 r. została tłumaczką Komisji Międzysojuszniczej w Poznaniu. W czasie wielkopolskiej insurekcji była członkinią Rady Ludowej w Dobrzycy. W czasie wojny polsko-bolszewickiej (1920) udzielała pomocy medycznej. Włączyła się w akcję werbunkową ochotników wysyłanych do Lwowa. Była współzałożycielką grupy Matek Chrzestnych 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich (służył w nim jej młodszy brat Stefan). Założyła bibliotekę pułku w Bydgoszczy. Współpracowała także z 11 Pułkiem Ułanów Legionowych w Ciechanowie. Jeszcze wcześniej, w czasie I wojny światowej, pomagała uwięzionym w Szczypiornie legionistom. W międzywojniu działała w Żeńskim Związku Strzeleckim (była prezeską Oddziału Bojanowo-Trzebosz). Wraz z wiejskimi dziewczętami działała na rzecz wychowania fizycznego. Prowadziła kursy podstawowe, instruktorskie, pielęgniarskie, pogadanki i odczyty. Była prezeską Związku Pracy Obywatelskiej Kobiet w Bojanowie. Obie organizacje były związane z sanacją i obozem Józefa Piłsudskiego. W rodzinnych majątkach ziemskich Czarnecka prowadziła działalność oświatową wśród dziewcząt i kobiet wiejskich. Uważała, że kobieta i mężczyzna powinni być równi. Została odznaczona belgijskim Orderem Leopolda wieloma medalami pamiątkowymi i dyplomami. Została pochowana na Cmentarzu Rakowieckim. Zmarła bowiem w Krakowie.

Kurs szycia i haftu na maszynie Singer, Szymanowice 1930 r. Zbiory Jagody Kościuszko. Udostępniła Agnieszka Słupianek-Winkowska

Agnieszka popularyzuje pleszewską herstorię na swoim profilu na Facebooku. Warto do niej zaglądać. Mam nadzieję, że stworzy regionalny profil, bo fajnie byłoby śledzić wszystko w jednym miejscu.




Agnieszka Słupianek-Winkowska zbiera materiały na temat historii kobiet Ziemi Pleszewskiej w XIX w. i w okresie II RP do wybuchu II wojny światowej. Chodzi o ziemie znajdujące się obecnie w granicach powiatu pleszewskiego w Wielkopolsce. Historyczka prowadzi badania terenowe na obszarze gmin: Pleszew, Dobrzyca, Chocz,  Czermin, Gizałki, Gołuchów. Wszystkie osoby chcące podzielić się wiedzą, wspomnieniami, informacjami, a także fotografiami i pamiątkami rodzinnymi, proszone są o kontakt: agnisia.slupianek@wp.pl, tel. 505830188.



Bibliografia
I. Źródła
Rozmowa online z Agnieszką Słupianek-Winkowską, 9 III 2023 r.;
Materiały tekstowe i zdjęcia udostępnione przez Agnieszką Słupianek-Winkowską.

II. Opracowania

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz