23 marca 2023

SYLWETKI. REGIONALISTKI (3): Małgorzata Bukiel i odkrywanie złożonej przeszłości Ziem Zachodnich i Północnych

W tym roku w ramach serii #marzecmiesiącemkobiet chcę opowiedzieć o badaczkach, które znam, które robią niesamowitą robotę w zakresie historii regionalnej. Uważam, że zasługują na to, by o nich i o ich badaniach dowiedziało się więcej osób. Moje gościnie dobrałam je tak, by każda reprezentowała inny region i inny temat. Zapraszam na serię artykułów o pracy regionalistek.

Bohaterka trzeciego odcinka to Małgorzata Bukiel, analityczka w Instytucie Zachodnim im. Zygmunta Wojciechowskiego w Poznaniu i doktorantka w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego. Spotkałyśmy się na Wydziale Humanistycznym Politechniki Koszalińskiej w dniach 15–17 marca. Sprowadziła nas tam ogólnopolska konferencja pod hasłem „Regionalizm w dobie przyspieszenia technologicznego, politycznego i społecznego”. Obie należałyśmy do jej komitetu organizacyjnego. Dzięki temu mogłyśmy się spotkać, choć gdy tylko się zobaczyłyśmy, miałam wrażenie, że znamy się od dawna. Tyle razy się widziałyśmy (na IG), tyle razy pisałyśmy (na IG), że nic dziwnego, że zaczęłyśmy rozmawiać jak gdyby to było jedno z kolejnych naszych spotkań. Od razu poczułam do Małgosi ogromną sympatię. Jechałam na konferencję nie tylko po to, by wygłosić referat, wziąć udział w debacie itp., ale też poznać ludzi, w tym szczególnie – na tym mi bardzo zależało – Małgosię! Działo się jednak tak wiele, że nawet nie zdążyłyśmy zrobić pamiątkowego zdjęcia. Na rozmowę w ramach serii REGIONALISTKI umówiłyśmy się online, bo w Koszalinie zabrakło czasu. Jestem z efektu bardzo zadowolona. Mam nadzieję, że znajdziecie tu wiele inspirujących myśli. Zapraszam!

Małgorzata Bukiel, 2020 r. Fot. P. Bukiel

Prezentację sylwetki Małgorzaty Bukiel i jej pracy zacznę od tego, jak na nią trafiłam. Dość przypadkowo znalazłam jej konto na Instagramie. Jakiś czas temu zaobserwowałam hasztag (bo można obserwować i konta, i hasztagi) #historiaregionalna. Jakież było moje zdziwienie, gdy oprócz postów, które sama wstawiłam i oznaczałam tym hasztagiem, wyświetliły mi się posty z zielonymi ramkami, jakieś takie ładne, wymuskane, pochodzące ewidentnie z innego konta… Okazało się, że to konto @historiaregionalna, które prowadzi Małgorzata. Zajrzałam i zaobserwowałam. Zauważyłam, że wiele treści dotyczy zachodu Polski. Byłam zaintrygowana, bo to dla mnie teren nieznany.
– Ruszyłam z blogiem w 2014 r. i myślę, że był to niewypał. Miało to być miejsce, gdzie będę prezentować regionalistów, będę informować o spotkaniach regionalnych itp. Teraz myślę, że brakowało mi jasnej koncepcji.

W 2021 r. historyczka reaktywowała blog, ale głównym kanałem komunikacji uczyniła Instagram. Na blogu co prawda nadal pojawiały się teksty, ale miały służyć bardziej zainteresowanym, gdyby ktoś szukał dodatkowych informacji. Główny cel był inny. Zmienił się też cel.
– Chciałam pokazywać przykłady miejsc i wsi z myślą, że wszędzie jest coś ciekawego. Przykład: muzeum, na miejscu którego był kiedyś posterunek policji, pomnik w moim parku, gdzie zawsze przechodzę, kamień na cmentarzu, który każdy codziennie mija. Skąd to się wzięło? Pragnęłam zachęcić ludzi do poszukiwań. Publikowałam też posty z użyciem zdjęć archiwalnych, by ludzie dowiedzieli się, że takie zdjęcia są dostępne, że można znaleźć, jak wyglądała dawniej Twoja miejscowość, że to jest na wyciągnięcie ręki.

Małgorzata wyznaczyła sobie kilka celów, jakie miały spełniać treści przez nią publikowane.
– Po pierwsze myśl, że jak się potkniesz o kamień, to się nim zainteresujesz, skąd się tu wziął, jaka jest jego historia. Nie trzeba przeczytać grubej książki, by się dowiedzieć o historii regionalnej. Próg wejścia jest niski. To, co musisz zrobić na starcie, nie wymaga tak wiele wysiłku, jak może się wydawać. Chodzi o wzbudzenie refleksji, że historia jest wokół nas.

Takie były i jej doświadczenia. Od tego się zaczęło. Małgorzata wspomina poniemiecki dom dziadka i babci i pytanie, które często zadawała albo babci, albo rodzicom: dlaczego nad kuchnią są płytki i na nich napisy po niemiecku eigenes herd ist goldes wert (przysłowie mówiące o tym, że własny dom jest cenniejszy niż złoto). Widziała to w wielu domach, ale dla wszystkich ich obecność wydawało się oczywista, więc nikt nie pytał o ich pochodzenie i napisy. To wzbudziło zainteresowanie, które Małgorzata miała w sobie od zawsze. Moja rozmówczyni uważa, że dużo zawdzięcza też nauczycielom historii, którzy stawiali nie tylko na wykuwanie dat, ale na procesy myślowe. Tak było w szkole podstawowej i gimnazjum. Przywołuje postać Jerzego Koźlarka, historyka, który proponował projekty o miejscowościach rodzinnych, opisy gminy, budynków… Małgorzacie bardzo się to podobało. Dzięki temu widziała, że historia jest wszędzie. Szczególnie zaciekawiła ją praca, dzięki której odkryła, że droga polna, która przebiega przez pobliską miejscowość, to środek dawnej wsi, że dawniej stał tu rząd domów. Wydawało jej się to nie do wyobrażenia, bo znała to miejsce od dziecka. Zrozumiała, jak wiele się zmieniło, choć to tak niedawna historia. Do takiej refleksji chciała zachęcić osoby obserwujące jej profil na Instagramie.
– Poza tym chciałam pokazać, że poszukiwania historii regionalnej to nie ciężka pełnoetatowa praca, można to zrobić nawet podczas spaceru. Chciałam też publikować cykl odpowiedzi na zapytania, prośby, robić tematyczne poradniki (np. korzystanie ze starych map, podpowiedzi, gdzie szukać starych zdjęć itp.).

Małgorzata nie ukrywa, że jedną z bliższych jej sercu akcji i celów profilu jest popularyzacja zainteresowania historią lokalną.
– Chciałabym, by jak najwięcej osób dołączyło do akcji #poznajswójregion. Robisz zdjęcie, opisujesz krótko historię, oznaczasz hasztagiem, a ja w pierwszą niedzielę miesiąca wybieram te posty i wrzucam na swój profil, dzieląc się historiami, które pochodzą z całego kraju, a które odkryły osoby obserwujące profil. Pokażmy, że jest nas dużo, że już to robimy, że nie trzeba wiele! I tu anegdota: gdy ruszałam z akcją, bardzo się stresowałam, że nikt nie weźmie w niej udziału. Nie miałam wtedy wielu obserwujących na Instagramie. Jako pierwszy udział w akcji wziął mój mąż, zupełnie samodzielnie, nie informując mnie o tym. Oznaczył post, wszystko opisał. Wszystko poprawnie, merytorycznie. Imponuje mi, że włożył wysiłek w to, by dołączyć do akcji i mnie wesprzeć, ale to też jest przykład, że jeśli chcesz, to możesz. Zajęcie się lokalnością nie jest trudne. Co więcej, mąż do dziś pamięta, co opisał w tym poście, bo sam to zrobił, sam odkrył. A gdy czegoś doświadczysz, to już z Tobą zostaje, już zapamiętasz.

Małgorzata nie zapomniała o pierwotnym pomyśle. Dotąd zaprezentowała kilka sylwetek regionalistów. Są to osoby, które już nie żyją, ale były ważne dla ruchu regionalnego. Skupiła się na historykach. Materiały z Instagrama rozbudowała do wpisów, które opublikowała na blogu. Chciała też opisywać, co dawniej uważano za „region” i jak rozumieć to pojęcie.

Jak to u wielu aktywnych na licznych polach osób bywa, Małgorzacie zabrakło czasu i przestrzeni, by zrealizować te plany. Poza tym zauważyła, że obserwujący proszą głównie o poradnikowe posty, podpowiedzi, jak szukać czegoś, gdzie znaleźć coś, co robić w archiwum, o co zapytać.
– Widocznie to jest dla ludzi ważniejsze niż moje plany i chyba pójdę w tę stronę.

Okazało się jednak, że dopiero ja zadałam Małgorzacie pytanie, którym rozpoczynałam każdą rozmowę z moimi gościniami, czyli… jak w Twoim życiu pojawiła się historia regionalna.
– W mojej rodzinie od zawsze byli ścisłowcy, to ja tylko jestem taką czarną owcą – śmieje się regionalistka. – Na historię jako kierunek studiów trafiłam przypadkowo. Myślałam, że będę dziennikarką, później prawniczką. Przez jakiś czas studiowałam filologię polską, mało co nie skończyłam kulturoznawstwa, ale historia była taką stałą w moim życiu. To jak wybrałam, tak studiowałam, a przy okazji dokładałam inne kierunki. Ale co ważne, każdy kierunek dawał mi dodatkowe narzędzi, np. wykłady i teksty, które poznałam na kulturoznawstwie, znacznie rozszerzyły moją historyczną perspektywę.

Na III roku studiów napisała swój pierwszy artykuł na temat wsi z gminy, z której pochodzi. Nosił tytuł Nowa Ameryka nad Wartą. Kolonizacja Łęgu Krzeszyckiego w okresie fryderycjańskim (II połowa XVIII wieku). Artykuł powstał na bazie referatu, który Małgosia wygłosiła na XIX Ogólnopolskim Zjeździe Historyków Studentów w 2011 r. Tym wystąpieniem Małgorzata wygrała konkurs na najlepszy referat. Jeden z profesorów zasugerował, by artykuł opublikować. Machina ruszyła.

Ceni to, że na studiach na wielu zajęciach należało pisać referaty, teksty popularnonaukowe i eseje. Często dostawała informację zwrotną, że pisze dobrze, interesująco. Dr hab. Radosław Skrycki, prof. US (wówczas jeszcze doktor) w 2010 r. r. zaproponował jej udział w spotkaniu autorskim z regionalistą Zbigniewem Czarnuchem z Witnicy. Regionalista mieszkał ok. 10–15 km od miejscowości Krzeszyce (gmina Krzeszyce, powiat sulęciński), z której pochodzi Małgosia. Na spotkaniu mówił o historii regionalnej szerzej, ale w narracji pojawiały się okolice Krzeszyc. Małgorzata poczuła się zainspirowana, zaczęła więc szukać, dowiadywać się więcej o swojej miejscowości. Niedługo później Czarnuch konsultował jej artykuł o Nowej Ameryce. I, co ciekawe, w 2022 r. spotkali się ponownie: Małgorzata przeprowadziła z nim wywiad, ponieważ regionalista prowadzi izbę pamięci, a takimi miejscami zajmuje się badaczka, o czym jeszcze opowiem. Okazało się, że ją pamiętał. Rozmawiali nawet w tym samym domu co kilkanaście lat temu!

Po wywiadzie z Heleną Kowalczuk, mieszkanką Krzeszyc od 1945 r., 2011 lub 2012 r. Zbiory Małgorzaty Bukiel

W 2014 r. Małgorzata Bukiel ukończyła studia historyczne na Uniwersytecie Szczecińskim. Kiedy studiowała, nie znała ludzi w swojej okolicy, którzy zajmowaliby się regionaliami. Dlatego, jak to określa, przykleiła się, do historyków na uczelni zajmujących się tematyką Nowej Marchii w Stowarzyszeniu Terra Incognita, m.in. do dr. Pawła Migdalskiego. Małgosiowe Krzeszyce też kiedyś należały do Nowej Marchii. Dzięki współpracy ze stowarzyszeniu zaczęła jeździć na objazdy naukowe. Jednocześnie w okresie wakacyjnym współpracowała z Gminną Biblioteką Publiczną w Krzeszycach. Dla Cyfrowego Archiwum Tradycji Lokalnej zabrała relacje mówione osób mieszkających w okolicy, a następnie jest zredagowała. Są do dziś dostępne w bibliotece, choć nie w formie nagrań. Można je również przeczytać w książce Z dziejów gminy Krzeszyce/Aus der Geschichte der Gemeinde Krzeszyce, polsko-niemieckiej publikacji z 2018 r. Tam też znajdziemy przedruk artykułu Małgorzaty o Nowej Ameryce. Zbiory dawnego CATL z krzeszyckiej biblioteki są dostępne na portalu zbioryspoleczne.pl.

Wykład Małgorzaty Bukiel na konferencji pod hasłem Z dziejów gminy Krzeszyce, 7 X 2018 r. Fot. Gminna Biblioteka Publiczna w Krzeszycach

Małgorzata Bukiel (druga z lewej) z grupą regionalistów i byłych mieszkańców Krzeszyc na konferencji pod hasłem Z dziejów gminy Krzeszyce, 7 X 2018 r. Fot. Gminna Biblioteka Publiczna w Krzeszycach

Małgorzatę najbardziej cieszą sytuację, w których wątki z dawnej historii, z przeszłości, łączą się z tym, co dzisiaj.
– Staram się przekonywać, że historia to nie jest tylko podręcznik, uczysz się i szukasz w książkach, że to coś zamkniętego, bo chodzi o rzeczy na wyciągnięcie ręki. Idziesz i dotykasz tego, co wokół Ciebie i to może być perełka, która skrywa w sobie tajemnicę. Tylko musimy to odkryć.

Na studiach Małgorzata skupiła się na zagadnieniu Nowej Marchii oraz Ziemiach Zachodnich i Północnych. Pierwszy artykuł naukowy, już z obudową naukową, przypisami, napisała na temat powojennych plakatów propagandowych. Tym też zajmowała się w licencjacie, koncentrując się na propagandzie Ziem Odzyskanych na Pomorzu Zachodnim w latach 1945–1948. Pracę pisała pod kierunkiem dr. hab. Eryka Krasuckiego, prof. US. Magisterka zaś to zagadnienie problemu Nowej Marchii w historiografii polskiej, a promotorem był prof. dr hab. Stefan Kwiatkowski. Na jej podstawie powstał artykuł pt. Problem Nowej Marchii w historiografii polskiej 1945–1970. Teraz Małgorzata pracuje nad doktoratem i zajmuje się dyskursem (dyskursami) o Ziemi Lubuskiej w polskim pisarstwie historycznym. Jej promotorem jest prof. dr hab. Jörg Hackmann.

Małgorzata zajmowała się też innymi projektami naukowymi, których, muszę przyznać, jej bardzo zazdroszczę. Wyobraźcie sobie taką sytuację: wykładowca wybiera miejscowość, jakiś teren, zbiera grupę ludzi i jedzie z nimi na badania terenowe. Zadaniem jest np. opisanie historii danej miejscowości, ewidencja niemieckiego cmentarza, a następnie przygotowanie publikacji.

Grupa odpowiedzialna za ewidencję niemieckiego cmentarza w ramach projektu „Krzymów”, 2012 r. Fot. Projekt Krzymów

Prace na niemieckim cmentarzu w ramach projektu „Krzymów”, 2012 r. Fot. Projekt Krzymów

Prace na niemieckim cmentarzu w ramach projektu „Krzymów”, 2012 r. Fot. Projekt Krzymów

Na promocji książki o miejscowości Krzymów, efekt projektu „Krzymów”, 2012 r. Fot. Projekt Krzymów

Małgorzata bardzo ceni sobie międzynarodowy projekt, który dał jej doświadczenia związane z wielowątkowym i wieloaspektowym spojrzeniem na historię regionu Morza Bałtyckiego. Skupiał się na multiperspektywiczności w nauczaniu historii.
– Tworzyliśmy zespoły, np. ja pracowałam z Anne Sørensen z Danii i zastanawiałyśmy się nad tym, czy rok 1945 to było wyzwolenie, jak o tym nauczać [tekst jest dostępny online – przyp. M.W.K.]. Trzeba było przygotować krótką narrację, teksty źródłowe, zdjęcia i przykłady, które pokazałyby perspektywę wszystkich krajów biorących udział w projekcie. Powstał swego rodzaju podręcznik [jest też strona www projektu – przyp. M.W.K.]. Najważniejszym wnioskiem z pracy nad projektem i myślą, którą chcieliśmy przekazać w publikacji jest to, że nie ma jednej historii. Wiele zależy od perspektywy. Projekt ten pozwolił mi zauważyć, że nieważne, jak duży jest dany region i jakie są jego granice, zawsze mamy tak wiele wątków i perspektyw, że nie ma czegoś takiego jak jedna historia regionu. Każda osoba, każda społeczność w danym regionie, może mieć inną historię, inaczej ją przedstawiać i to jest okej.

Dyskusja kończąca projekt o multiperspektywiczności w historii regionu państw Morza Bałtyckiego, Ryga, 2019 r. Fot. Paweł Migdalski

To podejście jest mi bardzo bliskie. Oczywiście wykluczamy materiały, które opierają się na nierzetelnych źródłach. Małgorzata podała przykład, który bardzo mnie poruszył.
– Weźmy ORMO w miejscowości X. Dla ludzi, którzy tam żyli, ważne było pilnowanie porządku, zażegnanie sytuacji, w której dwie grupy napędzają lokalną nienawiść. Nie interesowała ich polityka historyczna i to, czy osoby działające do ORMO popierają władzę, czy nie.

Historyczka bardzo ceni swojego promotora Hackmanna, który wciągnął ją do projektu.
– W ogóle to chciałam podkreślić, że to gdzie jestem, zawdzięczam dobrym ludziom, których spotkałam na swojej drodze. Trafiałam na fajnych ludzi, co ciekawe, głównie mężczyzn. Obracałam się w środowisku głównie męskim.

Chciałam ten wątek poruszyć nieco później, ale skoro Małgorzata go dotknęła, postanowiłam skupić się na nim teraz, bo interesował mnie równie mocno jak temat jej badań i ona sama.
– Zauważyłam, że w historii najnowszej Ziem Zachodnich i Północnych nie ma zbyt wielu badaczek. W Szczecinie historyczki zajmowały się głównie dydaktyką, naukami pomocniczymi historii i wcześniejszymi epokami (starożytnością, nowożytnością). I tyle. Kiedy przeniosłam się ze Szczecina do Poznania i zostałam zatrudniona w Instytucie Zachodnim [dalej: IZ – przyp. M.W.K.], a było to w 2018 r., zaczęłam mieć kontakt z większą liczbą historyczek. Coraz częściej też dostrzegam badaczki, z którymi mogę współpracować. Organizując konferencję, zapraszam kobiety, które zajmują się danym tematem. Zwracam uwagę np. na parytet podczas debat, choć jeszcze nie zawsze udaje się go zachować.

Mnie to też interesuje i nie mogłam sobie odmówić, by sprawdzić, czy na koszalińskiej konferencji regionalistycznej zachowano parytet. Statystyki wypadły nieźle: 100% kobiet prowadzących warsztaty, 46% prelegentek, 40% kobiet w debacie otwierającej konferencję, 50% moderatorek paneli konferencyjnych, ale tylko 25% kobiet w debacie o książce Region czy regiony? Ziemie Zachodnie i Północne 1945–1989 wydanej w 2022 r. przez Ośrodek „Pamięć i Przyszłość” we Wrocławiu (nie licząc prowadzącej, którą była moja rozmówczyni). Małgorzata jest autorką artykułów Ziemia Lubuska w ujęciu historyczno-geograficznym i Polityka historyczna na Ziemi Lubuskiej w latach 1945–1989 oraz współautorką artykułu Społeczeństwo i kultura na Ziemi Lubuskiej w latach 1945–1989 zamieszczonych w tej książce.

Gdy Małgorzata wspomniała, że prowadziła zajęcia na Uniwersytecie Szczecińskim na kierunku studia nad wojną i wojskowością i że było tam wiele studentek, że nie było widać dysproporcji pomiędzy studentkami a studentami, nie zdziwiło mnie to. Tak samo jak to, że na jej roku na studiach było więcej kobiet, więcej studentek niż studentów. Ale sytuacja zmienia się, gdy mówimy o kolejnych stopniach kariery naukowej. Moja rozmówczyni zauważyła, co i ja potwierdzam, że na uczelniach wciąż jest mało kobiet historyczek. Na akademii zostają głównie mężczyźni. Raport OPI „Nauka w Polsce 2022” wskazuje, że kobiety w świecie nauki w Polsce stanowią 45% personelu, a Polska jest piątym w UW krajem pod względem osób pracujących na stanowiskach badawczych. Jednak kobiety mierzą się ze szklanym sufitem. W najbardziej prestiżowych czasopismach teksty publikują głównie mężczyźni – 70 % i głównie pracownicy Polskiej Akademii Nauk. Im więcej punktów można dostać za tekst, tym więcej takich tekstów piszą mężczyźni. Tylko 27% osób z tytułem profesorskim w Polsce to kobiety, 42% osób z habilitacją to kobiety. Wśród osób z doktoratem 51% stanowią kobiety. Tytułem magisterskim lub magisterskim inżynierskim dysponuje 49% kobiet. Widać wzór, prawda? Im wyższy stopień naukowy, tym mniejszy odsetek kobiet go posiadających. Kobiety historyczki? Tak, jest ich sporo, ale częściej idą do szkoły uczyć niż zostają na uczelni i pracują naukowo.

Prof. Dariusz Jemielniak, wiceprezes PAN (a przy okazji wikipedysta, bo przecież wikiludzie są wszędzie!) powiedział w marcu 2023 r. „Dziennikowi. Gazecie Prawnej”: Skoro 70% autorów prac pojawiających się w najwyżej punktowanych pismach stanowią mężczyźni, a wśród osób z tytułem profesora w Polsce 27 proc. to kobiety, można postawić tezę, że kobiety profesorki publikują równie skutecznie jak mężczyźni, ale po prostu jest ich mniej. Warto przy tym pamiętać, że aktualne dysproporcje płci są efektem sytuacji społecznej kilkadziesiąt lat temu, kiedy kariera naukowa dla kobiet była znacznie trudniejsza i mniej kobiet ją realizowało. Efekty tego widać teraz i będą trwać przez kolejne dekady, choć można mieć nadzieję, że wobec licznych inicjatyw adresujących ten problem będzie się zmniejszać.

Małgorzata zauważyła, że teraz, pracując w Poznaniu, ma styczność z większą liczbą historyczek niż wcześniej, co jej się podoba.
– Nawet nie znając się z kimś osobiście, widzisz wzorce, co pokazuje możliwości. O, kobieta ma stopień naukowy, jest na konferencji, ma własne doktorantki. Wierzysz, że też tak możesz. Zresztą w Szczecinie też dużo się zmieniło w tym czasie, np. dyrektorką Instytutu Historycznego jest teraz kobieta, prof. Agnieszka Szudarek, która uczyła mnie neografii gotyckiej.

Niemniej szklany sufit nadal istnieje. Nie wystarczą chęci i kompetencje. Nie wystarczy wiara, że mogę, hasła o równości i dobre wzorce. Poza tym wiele siedzi w naszych głowach. Nadal kobiety wierzą, że muszą z siebie dawać więcej niż mężczyźni. Prawniczka Dagmara Adamiak, prezeska Fundacji RÓWNiE, powiedziała: Wskutek lat patriarchatu w grę wchodzi nie tylko niechęć do dzielenia się władzą przez mężczyzn, ale także podświadome mechanizmy, które sprawiają, że na swojego następcę szef często wybiera kogoś podobnego do siebie.

– Bycie kobietą w męskim środowisku historyków nie jest atutem. Szczególnie jeśli masz własne zdanie. Ja od zawsze miałam własne zdanie, przez co byłam postrzegana jako awanturnica, reagowałam na niestosowne komentarze albo próby obrażania. Miewałam z tego powodu kłopoty, ale nigdy nie przechodziłam nad nad tym do porządku dziennego. Niestety wówczas przykleja Ci się łatkę: to nie jest miła dziewczyna, to ta pyskata, awanturująca się. A gdy mężczyźni robią to samo i podnoszą głos w słusznej sprawie, to takiej negatywnej reakcji nie ma. To podwójne standardy, z którymi nadal mamy do czynienia. Nigdy nie byłam wojującą feministką, ale nie pozwalałam na traktowanie mnie jako gorszej – wspomina Małgorzata Bukiel.

W Poznaniu moja rozmówczyni pracuje w młodym zespole, choć są w nim też osoby starsze stażem i stopniem naukowym.
– Mam szczęście pracować z młodymi fajnymi mężczyznami, którzy stosują i pilnują stosowania feminatywów, norm zachowania. Są świadomi, wrażliwi. Czy to zmiana pokoleniowa? Możliwe.

Nie zawsze jednak i nie w każdym środowisku, w którym przyszło jej działać, spotkała się z egalitaryzmem i inkluzywnością. Seksizm i szowinizm w środowisku naukowym, ale też popularnonaukowym, mają się dobrze.
– Jeśli chodzi o moich przełożonych, to nigdy nie miałam do czynienia z seksistowskimi komentarzami, ale współpracuję z różnymi ludźmi i zdarzało się, także ze strony wykładowców, że pojawiały się niestosowne komentarze i nikt nie zwracał uwagi, bo to starszy profesor, on przecież tego nie zrozumie, już nic nie zmieni, to nic takiego… Pamiętam konferencję w okresie studenckim. Jedna z uczestniczek, nie historyczka, po prostu zainteresowana historią regionalną, zapytała po panelu, dlaczego nie ma tu żadnej kobiety, dlaczego się nie wypowiedziała jako ekspertka. Jeden z profesorów odpowiedział: Gdyby kobiety się znały na I wojnie, to by tutaj były.

Wtrącę tu, że w 2019 r. Komitet Ministrów Rady Europy przyjął międzynarodową definicję seksizmu. To „każde działanie, gest, wizualna reprezentację, wypowiedź ustna lub pisemna, praktyka lub postępowanie oparte na przekonaniu, że osoba lub grupa osób jest gorsza z powodu swojej płci, występujące w sferze publicznej lub prywatnej, online i offline”. Podkreślono, że seksizm jest pokłosiem „objawiania się historycznie nierównych relacji władzy między kobietami i mężczyznami, które prowadzi do dyskryminacji i uniemożliwia pełny rozwój kobiet w społeczeństwie”. I tu warto, bym podkreśliła, że seksizm może dotyczyć też mężczyzn, ale o wiele częściej dotyczy kobiet. Tak jak mojej rozmówczyni. I przywołane wyżej sytuacje to seksizm.

Tok naszej rozmowy doprowadził mnie do zadania sobie pytania, którym podzieliłam się też z Małgorzatą, czy perspektywa kobiet na dane historyczne zagadnienie jest inna, może być inna.
– Nie wiem, czy to wynika z płci. Nie potrafię tego stwierdzić, każda osoba może mieć inną perspektywę. Na pewno kobiety dużo mniej pewnie prezentują swoje zdanie, gdy są w panelach. Rzadko kobieta wyrywa się do odpowiedzi. Dużo zależy od tego, czy dany badacz/badaczka jest otwarty/otwarta na inne perspektywy. Moje doświadczenie jest takie: kobiety częściej są w stanie dopuścić do siebie inną perspektywę. Lubię dyskutować z ludźmi, jeśli możemy rozmawiać i nie musimy się przekonywać, możemy mieć to, co mamy, wyjść z debaty z własnymi przekonaniami. Mężczyźni częściej przychodzą z konkretnym przekonaniem i niekoniecznie je zmieniają.

Małgorzata zwróciła też uwagę na inny aspekt, z którym się utożsamiam, na szczęście coraz mniej. Bardzo często ma syndrom oszustki (ang. impostor syndrome). Generalnie częściej towarzyszy on kobietom niż mężczyznom. To poczucie, że nie masz nic wartościowego do zaoferowania, to brak wiary we własne siły i osiągnięcia. Że za chwilę wyda się, że wcale tyle nie umiesz, nie potrafisz, że nie zapracowałaś na to, co masz. Że nie zasługujesz na to, by być tu, gdzie jesteś. U Małgorzaty takie poczucie pojawia się przy wystąpieniach publicznych.
– Patrzę na salę na początku spotkania i albo wiem, że pójdzie dobrze, będzie super, bo jest fajna przestrzeń, jestem przygotowana, ludzie są przyjaźnie nastawieni, wiem, że docenią spotkanie, albo… Patrzysz i widzisz, że ktoś ma minę, po której widać, co myśli: kobieta, taka młoda, nie ma doktoratu, co ona tu robi itp. I zaczyna się jąkanie, robię się czerwona. Czuję niesmak i mam pretensje do siebie. Byłam dobrze przygotowana, ale… czemu nie zrobiłaś, czemu nie powiedziałaś… Miewam paraliż. Bardzo dużo zależy od publiczności. Lubię, gdy jest responsywna.

Badaczka zauważyła też, że przedstawienie się samodzielnie, opowiedzenie głośno o swoich kompetencjach, minimalizuje syndrom oszustki.
– Zaczynam mówić, że mam takie doświadczenie, że napisałam projekt europejski na miliony, który został z sukcesem zrealizowany i myślę sobie: przecież ja wiem, co robię, jestem kompetentna. Dam radę. Taka opowieść na głos sprawia, że wiara w siebie powraca.

Dawniej Małgorzata przejmowała się tym, czy jest wystarczająco dobra. Teraz buduje swoją pewność siebie. Czuje, wie, że robi swoje, robi dobrze i na swoich zasadach. Komuś się to może nie podobać, więc jest otwarta na krytykę, ale konstruktywną.
– Nie chcę jednak podważania kompetencji. Na to się nie zgadzam.

Małgorzata Bukiel jako prowadząca warsztaty podczas ogólnopolskiej konferencji pod hasłem „Regionalizm w dobie przyspieszenia technologicznego, politycznego i społecznego”, Archiwum Państwowe w Koszalinie, 19 III 2023 r. Fot. Krzysztof Wasilewski

Gdy Małgorzata Bukiel zaczynała pracę w Poznaniu, to od razu została „Małgosią z Instytutu Zachodniego”. Powiązała to z wiekiem, ale w sumie jak się zastanowić to….
– Oczywiście jest to w pewnym sensie wyraz sympatii w kontaktach personalnych, ale kiedy w dyskusji występujesz jako pani Małgosia, a obok Ciebie siedzi pan Wojciech, a nie pan Wojtek, to chyba coś jest nie tak.
Wiek i brak stopnia to też czasem problem.
– O, taka sobie młoda, nie ma stopnia naukowego – a to jest wyznacznik w środowisku naukowym. A przecież są ludzie, którzy napisali książki, fantastyczni pasjonaci i pasjonatki, robią świetną robotę, ale nie na uczelni. W kręgach akademickich to jest istotne, by mieć stopień naukowy, ale jego brak wcale nie oznacza, że nie jest się kompetentnym historykiem czy historyczką – zauważa.

Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że zdrabnianie imion kobiet w oficjalnych kontaktach zawodowych to przykład dyskryminacji płciowej. Podobnie jak przywołane wyżej podważanie kompetencji badaczki tylko ze względu na płeć czy wiek.

Moja gościni zwróciła uwagę na temat, który wybrzmiał w debacie otwierającej konferencję w Koszalinie. Chodzi o konflikt regionaliści versus akademicy.
– Widać to na uczelniach. Pracując w IZ, pilnuję, by nie oceniać człowieka przez pryzmat tego, czy ma przed nazwiskiem dr, czy nie ma. Przecież często regionaliści mają większą wiedzę niż ktoś, kto ma doktorat albo i habilitację. Raz w roku organizujemy konferencję regionalną. Co roku jest inny temat przewodni (np. rola muzeów w kształtowaniu tożsamości ludzi z Ziem Zachodnich i Północnych, rola prasy, rola nowych mediów). To jest czas, gdy zapraszamy osoby działające w środowisku akademickim, ale i te, które działają w praktyce. Niejako zmuszamy ludzi, by wchodzili w interakcje. Współpraca to klucz [w 2014 r. Małgorzata napisała tekst pod podobnym hasłem: Przyszłość historii regionalnej to współpraca, sprawozdanie z Kongresu Towarzystw Regionalnych i Lokalnych „Regionalizm w epoce globalizacji” w ramach XIX Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich – przyp. M.W.K.]. To jedna z fajniejszych rzeczy, które robimy na tym polu w IZ. Pojawiają się ludzie ze wszystkich regionów. Konferencje odbywają się głównie w Poznaniu. Mieliśmy jedną wyjazdową. Może w przyszłym roku będzie podobnie.

Czas powiedzieć, czym jest wspomniany Instytut Zachodni, co to za instytucja, czym się zajmuje.
– IZ w Poznaniu to placówka niemcoznawcza. Podlega pod Kancelarię Premiera, pracuje na potrzeby kancelarii, posłów, sejmu, senatu. Przygotowuje ekspertyzy. IZ to obecnie think-tank. Zajmuje się stosunkami polsko-niemieckimi, tematyką UE, wojną i okupacją. Nie najważniejszym, ale nadal istotnym tematem jest obecna od początku istnienia placówki tematyka Ziem Zachodnich i Północnych – wyjaśnia historyczka.

IZ to najstarsza instytucja w Polsce zajmująca się Ziemiami Odzyskanymi. Wywodzi się z konspiracyjnej organizacji „Ojczyzna”, która miała powiązania z Delegaturą Rządu na Kraj. Powstała w grudniu 1944 r. W lutym 1945 r. ludzie ci ujawnili się przed rządem lubelskim i zaczęli działać oficjalnie.
– W pierwszych latach to nie była działalność stricte naukowa, ale też nie propagandowa albo polityczna. Założyciel placówki i jego zespół kierowali się w działaniach „polską racją stanu”, ale rozumianą różnie. Uważano, że trzeba te ziemie zagospodarować, opisać, stąd tyle publikacji. Niektóre pierwsze prace są mocno kontrowersyjne, ale dorobek Instytutu w badaniach Ziem Zachodnich i Północnych jest nie do przecenienia – uwrażliwia analityczka.

Niemniej Małgorzata wspomina monumentalne dzieło: opisanie wszystkich regionów Ziem Odzyskanych. IZ wydał wiele książek różnych autorów i autorek. Na podkreślenie zasługuje działalność terenowa i dokumentacyjna: objazdy, fotografowanie stanu zastanego zabytków, zniszczeń powojennych, a potem prezentacja tego w książkach. Były to efekty wypraw naukowych na tereny Dolnego Śląska, Pomorza Zachodniego, Ziemi Lubuskiej oraz Warmii i Mazur, kompleksowe opracowania, które opisywały historię, środowisko naturalne, kulturę itd. Niemniej były pisane w duchu epoki”, co należy mieć na uwadze.

W zbiorach IZ znajduje się też Archiwum Ziem Zachodnich i Północnych. W latach pięćdziesiątych–siedemdziesiątych XX w. ogłaszano konkursy na pamiętniki mieszkańców i mieszkanek Ziem Odzyskanych. Przechowuje je instytut. Małgorzata Bukiel kieruje zespołem ZZiP i odpowiada za archiwum, w którym można otrzymać dostęp do zdjęć i pamiętników. Odpowiada też za współpracę IZ w ramach Sieci Ziem Zachodnich i Północnych. Zajmuje się ustalaniem programu badawczego, planowaniem działalności publicystycznej itp.

Noc Muzeów w Instytucie Zachodnim, Małgorzata Bukiel prezentuje zbiory z Archiwum Ziem Zachodnich i Północnych, 2022 r. Fot. Instytut Zachodni

Na koszalińskiej konferencji historyczka opowiadała o jednej z izb regionalnych, objętej patronatem IZ. Jest bowiem koordynatorką regionalną w projekcie „Ocalone Dziedzictwa. Regionalne Izby Pamięci Ziem Zachodnich i Północnych”. To część Sieci Ziem Zachodnich i Północnych. Projekt zaplanowano na 5 lat, ruszył w zeszłym roku.

Zadaniem Małgorzaty jest m.in. zdiagnozować, ile jest izb na Ziemi Lubuskiej, za którą odpowiada, kto je prowadzi, gdzie się znajdują. Sukcesywnie objeżdża izby. Wraz z zespołem sprawdza, w jakim stanie są zbiory, komu podlegają, jaka jest sytuacja prawna izb. Na Ziemi Lubuskiej jest ich ponad 80. Niektóre izby są objęte patronatem IZ i Centrum Historii „Zajezdnia” we Wrocławiu, która prowadzi projekt. Co daje taki patronat?
– Udzielamy porad, doradzamy, np. konsultujemy treści tablic na wystawy w izbach, wyłapujemy błędy historyczne, pilnujemy spójności. Wspomagamy korektę i redakcję tekstów na wystawy lub do publikacji. W ramach projektu finansujemy materiały do zabezpieczania zbiorów, powstanie wystawy, działania edukacyjne itp.

Podpisanie porozumienia o patronacie nad Izbą Pamięci Narodowej w Dąbrówce Wielkopolskiej, 2022 r. Zbiory Małgorzaty Bukiel

Historyczka ceni ludzi prowadzących izby regionalne. Nierzadko mają ogromną wiedzę o regionie, choć może brakować im informacji o szerszych kontekstach. Tu pojawia się IZ. Ludzie tu pracujący wskazują, że dana rzecz ze zbiorów izby wpisuje się w historię Polski. Pracownice i pracownicy IZ wspierają też osoby prowadzące izby, kontaktując je z innymi ludźmi, którzy mogą pomóc, instytucjami naukowymi, placówkami badawczymi itp.

Izby są przeróżne, dotyczą np. patrona albo patronki szkoły. Są izby pamięci, izby regionalne, sale tradycji. Powstają też nowe placówki.
– Wczoraj dostałam informację, że na Ziemi Lubuskiej pojawiły się 2 nowe izby. Powstają przy stowarzyszeniach, które zaczynają działalność. Wiemy też, że niektóre izby się zamykają, bo np. ludzie je prowadzący odchodzą. Dlatego prowadzimy ciągły monitoring i na bieżąco weryfikujemy naszą bazę takich placówek.

Skoro mowa o działalności mojej rozmówczyni na Ziemi Lubuskiej, to pytanie podstawowe, czy taki region w ogóle istnieje. W średniowieczu powstało biskupstwo lubuskie, które erygował Bolesław Krzywousty w XII w., o czym więcej tutaj: KLIK. W 1944 r. pojawiła się koncepcja wydzielenia nowego regionu między Pomorzem a Śląskiem. Gdy powstał IZ, wymyślono nazwę Ziemia Lubuska [Małgorzata napisała artykuł o roli Instytutu Zachodniego w konstruowaniu i dekonstruowaniu Ziemi Lubuskiej jako nowego regionu 1945–1948 – przyp. M.W.K.]. Ale średniowieczna ziemia lubuska nie ma prawie nic wspólnego z tą dzisiejszą.
– Zazębiają się tylko 2 powiaty. Dzisiejsza Ziemia Lubuska to skrawki, zlepki innych historycznych krain. Jak to badać? Czy badać Śląsk po Zieloną Górę, osobno Pomorze i osobno Nową Marchię?

Skoro Małgorzata zajmuje się historią hasła Ziemia Lubuska, nie mogłam jej nie zapytać o to, co ona sama uważa na temat sensowności tego określenia i tego, czy region ten istnieje.
– W takich granicach jak dziś, w granicach województwa lubuskiego, istnieje region Ziemi Lubuskiej. Można tak stwierdzić, bo mamy za sobą 80 lat narracji. Poza tym ludzie wierzą, że żyją na Ziemi Lubuskiej. Ważna jest bowiem świadomość i samookreślanie się ludzi.

Pierwsze wystąpienie Małgorzaty Bukiel w Instytucie Zachodnim poświęcone Ziemi Lubuskiej, 30 I 2019 r. Zbiory Małgorzaty Bukiel

W naszej rozmowie prawie od początku rozwijało się pojęcie Ziemie Zachodnie i Północne. Zastanawiało mnie, od jak dawna funkcjonuje, dlaczego używa się tego, a nie bardziej jednak znanych, oswojonych, choć, jak wiemy, propagandowych Ziem Odzyskanych.
– W gronie historyków i historyczek nie istnieje konsensus. Ziemie Odzyskane to pojęcie, które pojawiło się w końcu wojny. Powstało Ministerstwo Ziem Odzyskanych itp. Po okresie pionierskim, w którym forsowano hasło Ziemie Odzyskane, stopniowo odchodzono od tego pojęcia i zastępowano je sformułowaniem Ziemie Zachodnie i Północne. W roku 1948 władza uznała, że tereny te już są tak zintegrowane z macierzą, że można zlikwidować ministerstwo i nie forsować nomenklatury, umacniającej poczucie tymczasowości. Wprowadzono więc pojęcie Ziemie Zachodnie i Północne, które też umocniło pojawienie się Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich (1957). Niemniej nazwa Ziemie Odzyskane nadal funkcjonowała i funkcjonuje w odbiorze społecznym.

W dyskursie naukowym pojawiają się wątpliwości, które narosły po 1989 r. W latach 1994–1995 dyskusja była dość intensywna. Zastanawiano się, czy jest co badać, czy określenie Ziemie Odzyskane dalej funkcjonuje. Zakwestionowano je, zwracając uwagę na propagandowe znaczenie i funkcję pojęcia. Uważa się, że nie należy go używać w nauce.
– Niby nie można, ale np. niektórzy uznają, że dla okresu 1945–1949 można, bo funkcjonowało ministerstwo z tą nazwą… Jest jeszcze kwestia tego, jak zapisać: tzw. Ziemie Odzyskane, „Ziemie Odzyskane”? Obojętnie czego nie zrobisz, nie dystansujesz się od pojęcia, i tak go używasz – opowiada Małgorzata. Mniej problemu jest chyba ze sformułowaniem Ziemie Zachodnie i Północne, ale też nie wszyscy się zgadzają, że jest ono wolne od wad.

W roku 2017, w dyskusji Sieć Ziem Północnych i Zachodnich, pojawiły się też głosy, że regiony Ziem Odzyskanych niczym się nie różnią od innych obszarów w Polsce.
– Tyle czasu minęło. Pomorze Zachodnie to po prostu Pomorze Zachodnie, a nie część Ziem Północnych i Zachodnich. Tak samo Dolny Śląsk to region jak każdy inny, np. Kielecczyzna. Inna sprawa, że pojęcie Kielecczyzna też wzbudza wątpliwości.
– A Mazowsze? – zapytałam. – Jest przecież różnica między granicami historycznymi a współczesnymi administracyjnymi.

Małgorzata przyznała mi rację. Zwróciła też uwagę, że dyskusja o użyteczności pojęcia w celu określania przestrzeni jest potrzebna, choć sama jest w mały stopniu przywiązana do określeń. Posługuje się określeniem Ziemie Zachodnie i Północne. Zdarza się jej użyć określenia Ziemie Odzyskane z zastrzeżeniem, że jest to pojęcie wadliwe na wielu płaszczyznach, niemniej operacyjnie jest bardzo wygodne.
– Pojawiła się też propozycja, by mówić „ziemie przyłączone do Polski po II wojnie światowej”, ale przecież pod tym pojęciem mogą się kryć również powojenne korekty granicy wschodniej. To też nie pasuje idealnie.

Okazuje się, że te wyzwania mają konkretne przełożenie na publicystykę.
– Zawsze jak coś na ten temat piszesz, to musisz określić, co masz na myśli, jak używasz pojęć, że masz świadomość ich złożoności. Musisz wyjaśnić, dlaczego używasz cudzysłowu, dlaczego piszesz coś wielkimi lub małymi literami. Czy traktować określenie Ziemie Odzyskane jako nazwę własną.

Byłam zaskoczona, bo wydawało mi się, że w badaniu Ziem Zachodnich i Północnych największym wyzwaniem jest badanie tego, co poniemieckie, historycznie i etnicznie inne.
– Badanie niemieckości nie jest trudne. Mamy do tego narzędzia. Z kolei sam stosunek do przeszłości to jest jest inny temat i to jest wyzwanie, ale samo to, jaki ludzie mają stosunek do tej przeszłości, to trochę nie jest nasz (badaczy) problem. My możemy badać, opisywać to z perspektywy badacza i badaczki. To z perspektywy człowieka tu mieszkającego aktualne wciąż są problemy: tymczasowość, nieuregulowany status własności ziemi i nieruchomości, ludność autochtoniczna, dziedzictwo poniemieckie. Więc trochę jest różnica, czy chodzi o wyzwania badawcze, czy wyzwania związane z podejściem do przeszłości mieszkańców obszaru postmigracyjnego.

Zresztą dopowiem, że także IZ zainicjował badania na temat stosunku mieszkańców i mieszkanek do poniemieckiego dziedzictwa. Ich efekty są opublikowane w dwóch obszernych tomach pod red. prof. Zbigniewa Mazura: Wokół niemieckiego dziedzictwa kulturowego na Ziemiach Zachodnich i Północnych (1997) i Wspólne dziedzictwo? Ze studiów nad stosunkiem do spuścizny kulturowej na Ziemiach Zachodnich i Północnych (2000).

To przekierowało moją uwagę na rozmowę, którą przeprowadziłyśmy z Małgorzatą jednego z wieczorów po obradach konferencyjnych. Rozważałyśmy kwestię tego, czy możesz jako historyk, historyczka wejść w społeczność i narzucać jej swoją perspektywę, nawet jeśli masz dobre intencje, chcesz coś zmienić na lepsze. Obie uznałyśmy, że to perspektywa kolonialna: badacz/badaczka przyjeżdża z zewnątrz i zachowuje się jak misjonarzem lub misjonarka: ja Wam pokażę, jak to jest, jak być powinno, ja Was nauczę…
– Moją rolą jako koordynatorki izb regionalnych jest wspieranie ludzi w tym, co robią. Odkąd pracuję z takim nastawieniem, widzę, że przynosi to lepsze efekty. Ludzie często wiedzą, co chcą zrobić, ale może im brakować narzędzi albo wiedzy. Pomysłów mają mnóstwo. Czasem wystarczy tylko inspiracja, dobre słowo, bycie obok. Pytam: co mogę zrobić, by Wam pomóc? I pracujemy razem, ale ja jestem obok, jako wspierająca, nie jako pokazująca drogę, którą wszyscy mają podążyć, bo oni dużo lepiej wiedzą co dla nich jest ważne.

Małgorzata Bukiel podczas ogólnopolskiej konferencji pod hasłem „Regionalizm w dobie przyspieszenia technologicznego, politycznego i społecznego”, Archiwum Państwowe w Koszalinie, 16 III 2023 r. Fot. Maria Weronika Kmoch

Ważnym tematem, który chciałam poruszyć w serii REGIONALISTKI, jest kwestia wyzwań, z którymi spotykają się moje rozmówczynie w pracy badawczej, regionalnej. Czego dotyczą i jak sobie z nimi radzi Małgorzata?
– Bycie kobietą to jest wyzwanie w dzisiejszych czasach, choć coraz rzadziej płeć jest trudnością, wyzwaniem, problemem. Takie „tradycyjne podejście” wobec kobiet, a mam na myśli zachowania seksistowskie, umniejszanie, deprecjonowanie itp., zdarza się coraz rzadziej. Poza tym zauważyłam, że kobiety zaczynają być dla siebie miłe, wspierające. Już nie jest tak, że musisz ogładzić, odrzeć się z kobiecości, by dopasować się do męskiego świata. Przecież jesteśmy pełnoprawną częścią społeczeństwa! Cieszę się, że jest nas więcej, że dostrzegamy się, przestałyśmy konkurować i wspieramy się.

Kiedy tego słuchałam, nie mogłam zatrzymać dla siebie refleksji, która przyszła do mnie już przy pierwszej rozmowie. Jeszcze kilka lat temu nie byłabym w stanie zrobić serii wpisów o innych naukowczyniach, badaczkach, regionalistkach. Postrzegałam je jako zagrożenie, bałam się, że okaże się, że nie jestem tak zdolna, nie mam tylu umiejętności, wiedzy, co one, że okaże się, że nie jestem w stanie ludziom zapewnić tyle wiedzy i wartościowych treści, co ktoś inny. Dziś przede wszystkim cieszy mnie to, że na łamach tego bloga mogę Wam przedstawić niesamowite badaczki, które mam przyjemność znać i które dzięki wywiadom w serii REGIONALISTKI lepiej poznaję. Wróćmy jednak do mojej gościni.
– Jeśli pytasz mnie, czy być młodą badaczką jest trudniej niż młodym badaczem, to nie wiem. Być młodym badaczem to też jest w dzisiejszych czasach wyzwanie. Choć uważam, że badaczkom jest inaczej trudno niż badaczom. Myślę, że wiele zależy od tego, kogo spotkasz i co z tym zrobisz, jak to wykorzystasz. Czy w sytuacji trudnej, gdy jesteś w pozycji ofiary, zostaniesz w niej, czy podejmiesz działanie. Czy będziesz proaktywna? Są też oczekiwania i stereotypy w związku z wiekiem. Młoda, więc głupia. Nie ma stopnia naukowego, więc nie ma co do powiedzenia.

Muszę przyznać, że ta część naszej rozmowy była dla mnie bardzo inspirująca. Małgosia zwróciła uwagę na wiele ogromnie ważnych wątków. Jest jedyną moją rozmówczynią, która ma doświadczenie macierzyństwa w tym właśnie momencie, w którym rozmawiamy.
– Na pewno badaczkom jest trudniej w temacie macierzyństwa i rodzicielstwa. Kompetencje automatycznie spadają, gdy jesteś w ciąży. Trzeba to uwzględnić w planach, przewidzieć, ile czasu Cię nie będzie, co się wtedy będzie działo np. z projektem, którym się zajmujesz. Zajście w ciążę i urlop macierzyński to wyrwa, pauza w działalności naukowej.

Historyczka zwraca uwagę, że sytuacja zaczyna się zmieniać, bo mężczyźni chodzą już na urlopy rodzicielskie, ale…
– Jako kobieta dłużej odbudowujesz swoją pozycję po powrocie do pracy. Teraz przecież jesteś matką, masz inne priorytety. O różnicach w traktowaniu kobiet i mężczyzn w tym temacie świadczą przykłady takie jak mojego kolegi: poinformował, że idzie na urlop tacierzyński już po urodzeniu dziecka. A gdy kobieta jest w ciąży, to na merytorycznych spotkaniach jest pytana o ciążę, o sprawy osobiste. To przecież nie miejsce, nie czas, nie temat spotkania! Nie jest brane pod uwagę, że możesz tego nie chcieć. Nie słyszałam, by mężczyźni dostawali takie pytania. Ja krótko po powrocie do pracy słyszałam je cały czas. W tym obszarze zmiana jest niewielka. Kobietom jest nadal trudniej. Nawet teraz, gdy przyjechałam na konferencję do Koszalina, to pytano mnie, kto został z dzidziusiem [Małgosia ma półtorarocznego syna – przyp. M.W.K.]. Na pytanie, kto się zajmuje się moim dzieckiem, gdy mnie nie ma, odpowiadam, że ono teraz zajmuje się swoimi sprawami… Mojego męża nikt nigdy nie zapytał, kto jest z jego dzieckiem, choć też zdarza mu się wyjeżdżać służbowo na kilka dni.

Moment powrotu do pracy po urodzeniu dziecka to też duży stres dla młodej matki. Decyzję mogą poprzedzać miesiące przygotowań, przemyśleń, planowania, szukania rozwiązań, by pogodzić ambicje naukowe i rodzinne.
– Wracasz po urlopie. Wiadomo, różny może być Twój stan. Ale długo zastanawiasz się, czy to, że chcesz wrócić do pracy znaczy, że jesteś złą matką. Jak to wszystko pogodzę? Jeśli sprawę przepracujesz, masz wsparcie partnera, masz opiekę dla dziecka, świadomość siebie, podjęłaś już decyzję o powrocie, nie masz żadnych problemów psychicznych, to świetnie. Ale wracasz i co? Od razu pytania, czy nie za szybko, a co z dzidziusiem…

Małgorzata jest bardzo aktywną naukowczynią. Pojawiła się w serii REGIONALISTKI, bo wiedziałam, że będzie miała wiele do powiedzenia i będą to mądre przemyślenia. Rozmowa z nią była ogromną przyjemnością. Nie spodziewałam się jednak, że na koniec mnie zaskoczy.
– Zastanawiam się, że może rozszerzę serię postów na Instagramie o współczesnych regionalistów, by pokazać, co robią, czym się zajmują. I muszę przyznać, że w zeszłym roku, gdy ogłosiłaś akcję #marzecmiesiącemkobiet, to zauważyłam, że pisałam tylko o mężczyznach. Początkowo w ogóle nie pomyślałam o kobietach, by przedstawić je jako regionalistki. I dzięki Tobie Ewa Maleczyńska pojawiła się u mnie na profilu.

A dzięki temu, że po raz kolejny robię serię #marzecmiesiącemkobiet, mieliście możliwość poznać Małgorzatę Bukiel: niezwykle kompetentną, uśmiechniętą, mądrą i wrażliwą historyczkę ze zmysłem detektywistycznym, którą, choć widziałam pierwszy raz w życiu tydzień temu, mam wrażenie, że znam od dawna. Cieszę się, że historia regionalna nas połączyła i że zgodziła się zaprosić mnie – i Ciebie – do swojego świata.

Screen z rozmowy z Małgorzatą Bukiel, 21 III 2023 r.

Małgorzata Bukiel ukończyła studia historyczne i podyplomowe w zakresie public relations i komunikacji społecznej. Jest autorką kilkunastu artykułów naukowych i popularnonaukowych oraz współredaktorką pracy zbiorowej Ziemie Zachodnie i Północne 1945–2020. Nowe konteksty, Poznań 2020. Jej teksty można znaleźć na portalu Academia.edu i ResearchGate. Jest współkuratorką wystawy Odzyskane – Zagospodarowane – Zdemitologizowane. Miejsca i ludzie Ziem Zachodnich i Północnych 1945–2020 przygotowanej przez Instytut Zachodni w Poznaniu we współpracy z Ośrodkiem „Pamięć i Przyszłość” w ramach Sieci Ziem Zachodnich i Północnych – Muzeum w wielu miejscach (2021). Brała udział w wielu konferencjach naukowych, głosiła wykłady, prowadziła warsztaty. Jest członkinią Stowarzyszenia Akademia Kulice. Pracowała w Międzynarodowym Ośrodku Badań Interdyscyplinarnych Uniwersytetu Szczecińskiego w Kulicach. W grudniu 2018 r. została stypendystką Instytutu Zachodniego w Poznaniu, a następnie jego pracownicą.


Bibliografia

I. Źródła
Historia regionalna. O mnie (dostęp 22 III 2023 r.);
Rozmowa z Małgorzatą Bukiel, 17 III 2023 r. oraz 21 III 2023 r.;
Materiały tekstowe i zdjęcia udostępnione przez Małgorzatę Bukiel.

II. Opracowania
Małgorzata Bukiel (dostęp 22 III 2023 r.);
Mgr Małgorzata Bukiel (dostęp 22 III 2023 r.);
Zdjęcia (dostęp 22 III 2023 r.).


Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz