19 marca 2023

SYLWETKI. REGIONALISTKI (2): Natalia Lenda tropiąca trudne historie z okresu II wojny światowej

W tym roku w ramach serii #marzecmiesiącemkobiet chcę więcej opowiedzieć o badaczkach, które robią niesamowitą robotę, a bywają niedoceniane, niezauważane. Nierzadko jak tematy, które podejmują. Przedstawię Ci znane mi kobiety, które podejmują w swoich działaniach tematy regionalne. Dobrałam je tak, by każda reprezentowała inny region i inny temat. Zapraszam na serię wpisów i wywiadów o pracy regionalistki, o badaniach, które prowadzą moje bohaterki, o trudnościach, z jakimi się spotykają w pracy naukowej.

Bohaterką drugiego odcinka jest Natalia Lenda. Nasze drogi przecięły się po raz pierwszy w 2021 r., kiedy wspólny znajomy zaproponował, by w „Krasnosielckim Zeszycie Historycznym” publikować teksty studentów i studentek historii na Uniwersytecie Warszawskim. Podrzucił m.in. tekst Natalii. Była to jej praca roczna nt. obrazu Moskwy w pismach ulotnych z czasów pierwszego bezkrólewia. Jestem redaktorką czasopisma, więc czytałam pracę Natalii jeszcze przed publikacją. W lipcu 2022 r. połączył nas projekt „Wikipedia na Kurpiowszczyźnie”, w który historyczka włączyła się, pisząc hasła i dodając zdjęcia w Wikimedia Commons. Wreszcie spotkałyśmy się na Wydziale Humanistycznym Politechniki Koszalińskiej w dniach 16–17 marca. Przyjechałyśmy na ogólnopolską konferencję pod hasłem „Regionalizm w dobie przyspieszenia technologicznego, politycznego i społecznego”. Wykorzystałyśmy to spotkanie, by porozmawiać. Oto efekt naszej współpracy.

Natalia Lenda. Fot. Natalia Lenda, maj 2022 r.

Natalia Lenda uczyła się w Gimnazjum nr 1 przy ul. Hallera w Ostrołęce, a potem w II Liceum Ogólnokształcącym im. C.K. Norwida w tym mieście. Brała udział we wszystkich konkursach historycznych. Podobała jej się rywalizacja i możliwość wygranej.
– Zawsze mówię, że urodziłam się w Ostrołęce, ale nie jestem z tego miasta.

Gdy zaczynałyśmy rozmowę, Natalia przedstawiła się jako historyczka, regionalistka i Kurpianka. Pochodzi z Antoni, podostrołęckiej wsi, do której sprowadzili się jej rodzice. Tam też mieszka. Tata pochodzi z Nowej Wsi Zarębskiej w gminie Chorzele, a korzenie ma w Bandysiach w gminie Czarnia. Mama urodziła się i mieszkała w Czerwińskich w gminie Baranowo.
– Na konferencji można było usłyszeć, że człowiek nie ma jednej tożsamości, ma ich wiele. Tożsamość lokalna jest dla mnie ważna. Wiele czasu spędziłam w rodzinnych wsiach mamy i taty. Związałam się z obiema i po latach doceniłam piękno Puszczy Kurpiowskiej. Męczą mnie widoki miejskiej betonozy. W mieście spędzam minimum czasu. Źle się tu czuję.

Puszcza Kurpiowska jest dla niej ważna nie tylko z powodu pochodzenia, ale też badawczo. Zajmuje się historią II wojny światowej w ujęciu regionalnym ze szczególnym uwzględnieniem powiatów ostrołęckiego, ostrowskiego i wysokomazowieckiego. W centrum jej zainteresowań znajdują się zbrodnie popełniane na ludności cywilnej przez okupantów niemieckich. Zajmuje się m.in. pacyfikacją wsi Bandysie 3 X 1944 r.
– Puszcza daje mieszkańcom Bandyś względne poczucie bezpieczeństwa, a gdy zostają zgromadzeni na otwartym polu u wrót Puszczy Kurpiowskiej (co było oczywistym błędem sprawców, że nie zebrali ich do żadnego budynku, odcinając tym samym drogę ucieczki), to ta puszcza da im wolność, jeśli zdołają w którymś momencie do niej uciec. Mieszkańcy Bandyś mieli w tym aspekcie władzę nad sprawcami, bo to oni od dziecka znali te lasy. Od takiej historii zaczyna się moja praca magisterska.

Pola otoczone lasami Puszczy Kurpiowskiej, gdzie o poranku 3 X 1944 r. zgromadzono mieszkańców wioski Bandysie. Fot. Natalia Lenda, maj 2020 r.

Natalia jest studentką V roku studiów historycznych na Wydziale Historycznym UW. Magisterkę przygotowuje pod kierunkiem dr. hab. Piotra Macieja Majewskiego prof. UW. Praca dotyczy historii regionalnej wpisanej w szerszy kontekst II wojny światowej. Jednak dawniej Natalia nie była z historią lokalną za pan brat. Wybrała studia na tym kierunku, zainspirowana lekcjami z nauczycielem Janem Mironczukiem.
– Nie miałam żadnych wątpliwości, byłam maksymalnie nakręcona i wiedziałam, że chcę iść na historię. Przez rok studiowałam polonistykę, bo nie dostałam się od razu na historię. Wymarzyłam sobie, że to musi być UW, no wiadomo! Próbowałam, aż się dostałam.

Pracę licencjacką napisała pod kierunkiem dr. hab. Marcina Zaremby. Zajęła się społecznością żydowską w powiecie ostrołęckim w okresie międzywojennym. Przypomina, że przed wojną Żydzi stanowili 1/3 mieszkańców Ostrołęki, a jedynym świadectwem ich obecności w mieście jest pomnik.
– Niewiele mówi o nich samych, nie ma tam nawet informacji, że został wzniesiony w miejscu, gdzie przed wojną stał kirkut. Pozostałości cmentarza rozebrano już po wojnie.

Pomnik wzniesiony ku pamięci Żydów ostrołęckich w miejscu dawnego kirkutu na ul. Poznańskiej w Ostrołęce. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Podczas pracy nad licencjatem najbardziej ciekawiło Natalię to, co zawarła w ostatnim rozdziale, czyli czas tuż przed wojną i kres istnienia społeczności żydowskiej. Natalia zaciera ręce i ma błysk w oku, kiedy o tym mówi. Byłam zaskoczona takim zachowaniem.
– No bo II wojna i zbrodnie! To był temat, który mnie kręcił. Najpierw była historia jako kierunek studiów, potem pojawiło się zainteresowanie zbrodniami. Choć początkowo chciałam się zajmować powstaniem warszawskim. – badaczka załamuje ręce. – Pamiętamy II wojnę światową przez pryzmat dużych ośrodków, w tym Warszawy. Przecież jest najważniejsza, kogo obchodzą małe wsie?! Ja też tak myślałam. Teraz bawi mnie to moje dawne podejście.

Jak więc w życiu Natalii pojawiła się historia regionalna? Przed laty słyszała dość enigmatyczną opowieść o przodkach ze strony taty. Postanowiła rozwikłać rodzinną legendę dotyczącą śmierci pradziadka i ucieczki dziadka. Jakaś pacyfikacja, Bandysie, wojna… Nie wiedziała za dużo. Tata spotkał się z dalekim kuzynem, który wiedział nieco więcej, m.in. o tym, że wspólny przodek, pradziadek Natalii, zginął w obozie koncentracyjnym w Stutthofie. Natalia nie wiedziała, co zrobić z tą informacją, ale natrafiła na stronę straty.pl i tam, po wpisaniu nazwiska „Lenda”, odnalazła Stanisława Lendę z Bandyś. Internetowe poszukiwania doprowadziły ją do stron lokalnych mediów informacji o pacyfikacji wsi Bandysie. Ubolewa nad tym, że w publikacjach dotyczących powiatu ostrołęckiego albo Kurpi Zielonych widziała co najwyżej 1–2 zdania na ten temat.

W bazie Arolsen Archives można znaleźć dokumenty mieszkańców Bandyś, którzy trafili do Stutthof. Tu warto szukać dokumentacji związanej z wydarzeniami II wojny światowej, jeśli tropimy ślady naszych przodków i przodkiń. Natalia precyzuje:
– Imiona, nazwiska i nazwy miejscowości mogą zawierać literówki bądź też być bardziej przekręcone. To jednak nie przesądza, że to nie osoba, której szukamy.

W latach 2009–2011 Instytut Pamięci Narodowej w Gdańsku prowadził śledztwo na temat pacyfikacji wsi Bandysie. Rok wcześniej o zajęcie się tym tematem poprosili mieszkańcy i mieszkanki Bandyś. Natalia uzyskała od dr. hab. Jana Mironczuka prof. WSTS z Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego, swego dawnego nauczyciela historii, rekomendację uwiarygadniającą ją jako badaczkę. Dzięki temu uzyskała dostęp do dokumentacji śledztwa.

Fragment Komunikatu Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku o umorzeniu śledztwa o sygnaturze S 77/09/Zn. Źródło (dostęp 19 III 2023 r.).

Czy badając wydarzenia, w których brały udział osoby z naszej rodziny, jesteśmy w stanie zachować obiektywizm? Zapytałam Natalię o jej podejście: czy nastawia się na poszukiwanie śladów historii rodziny, czy w czasie pracy nad historią Bandyś włączył się jej zmysł historyczki i patrzy na zdarzenia z bardziej naukowego punktu widzenia. A może łączy oba podejścia?
– To się łączy, wzajemnie uzupełnia, a czasami stwarza problem. Najpierw chciałam się dowiedzieć, jak to się stało, że dziadek przeżył, i jak zginął pradziadek. Potem wciągnęła mnie historia ludności Bandyś. Zafascynowało mnie, że społeczność wsi jest ciekawą grupą badawczą: sami z siebie zamknięci, raczej nie podzielą się wspomnieniami, musi być jakiś bodziec. Często nie są świadomi, że to, co przeżyli, jest ważne, że to kogoś interesuje. Kiedyś pokazałam mojemu dziadkowi dokument dotyczący jego wsi, a on popatrzył zdziwiony i mówi: Nasza wieś? To kogoś to interesowało? Ktokolwiek to spisywał?

Natalia zwraca też uwagę na wyzwania, jakie wynikają z tematu, którym się zajmuje. Niebezpieczeństwo widzi w zbytnim empatyzowaniu z ofiarami, przyjmowaniu ich perspektywy. Podkreśla, że należy również uwzględniać perspektywę oprawców. Zdystansowanie się bywa jednak trudne, a emocje biorą górę.
– Urodziłam się w 1997 r., a mogłoby mnie nigdy nie być przez wydarzenia, które miały miejsce w czasie II wojny światowej. Gdy czyta się relacje świadków wydarzeń, to są przesycone emocjami. Jak zaczniesz to wszystko chłonąć, to można wręcz dostać ataku paniki. Momentami trzeba to zostawić, ochłonąć. Jakkolwiek by to źle nie brzmiało, należy patrzeć na to, co czytamy, jak na materiał badawczy, by nie zwariować i by nie zawężać pola widzenia.

Białostocki IPN, gdzie najczęściej rozpoczynają się badania Natalii. Fot. Natalia Lenda, sierpień 2022 r.

Zapytałam Natalię o rolę, jaką pełni w tej opowieści: czy jest bardziej badaczką, czy poszukiwaczką rodzinnych historii, czy edukatorką.
– Nie czuję się edukatorką lokalnych społeczności, ale sądzę, że mając warsztat naukowy, mogę zweryfikować ich wspomnienia, zinterpretować fakty, ustalić okoliczności wydarzeń z przeszłości. Nie patrzę z góry na bohaterów wydarzeń, choć nieraz to widzę w pracach historycznych, takie nastawienie, że to byli ludzie ze wsi i nic nie rozumieli. Nieprawda, bo niejednokrotnie wyciągali prawidłowe wnioski na podstawie własnych obserwacji i wybierali to, co uważali za najlepsze dla siebie. Przykładowo to, że nie warto uciekać z Krasowa-Częstek [gmina Nowe Piekuty, powiat wysokomazowiecki, województwo podlaskie – przyp. M.W.K.] mimo ostrzeżenia ks. Józefa Kaczyńskiego o możliwym odwecie Niemców, bo inaczej nie będą mieli dokąd wrócić. Nie czuję się lepsza i mądrzejsza od bohaterów moich wydarzeń, nie chcę ich pouczać. Jestem taką samą wiejską dziewczyną jak oni, ale z odrobiną kierunkowego wykształcenia, dzięki czemu mogę prowadzić badania i podzielić się z nimi wynikami poszukiwań.

Natalia identyfikuje się jako historyczka, choć przyznaje, że ten feminatyw jest dla niej nowością. Nie pamięta, od kiedy go używa.
– Zawsze słyszałam, że mogę być historykiem, ale że historyczką, to nie pomyślałam! Wydaje mi się, że teraz to już naturalne, nikt nie krytykuje użycia tego feminatywu.

Podkreśla, że gdyby nie relacje mieszkańców i mieszkanek Bandyś spisane ponad 10 lat temu i ich inicjatywa, by podjąć śledztwo, nie wiedziałaby o wydarzeniu, które dotknęło jej przodków, nie mogłaby zrekonstruować jego przebiegu. Czerpie więc z tego, czym podzieliła się społeczność wsi. Impulsem do działań kurpiowskiej społeczności, jak podejrzewa Natalia, było uświadomienie sobie, że pokolenie, które widziało na własne oczy tragedię w Bandysiach, które stoi na straży pamięci o przeszłości, już wymiera. Wraz z nimi może przepaść wiedza o przeszłości wsi. Badaczka wskazuje na przykład – jak to nazwałam w czasie naszej rozmowy – bandyskiej odysei jednego z mieszkańców.
– W 2009 r. zmarł Franciszek Stachelski, który był wywieziony z Bandysiakami, potem przewieziony do Myszyńca, następnie do obozu w Działdowie. Przeżył. Przewieziony do Stutthofu, przeżył jego ewakuację. Trafił do Danii, przebywał tam kilka miesięcy na hospitalizacji, by wreszcie wrócić do Bandyś. Mijały lata, a ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę, że jego dni i innych świadków wydarzeń dobiegają końca i trzeba coś zrobić, jeśli chcemy, by pamięć przetrwała i może by ktoś z zewnątrz się tym zainteresował. Na przykład ja!

Pomnik poświęcony ofiarom pacyfikacji wsi Bandysie. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Do tej pory Natalia opublikowała 3 artykuły w „Zeszytach Naukowych Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego”, do czego zachęcił ją Jan Mironczuk. W tomie 34 z 2020 r. ukazał się tekst Pacyfikacja wsi Bandysie (3 października 1944 r.). Rok później Natalia opisała Egzekucje w Ostrołęce w czasie II wojny światowej. Informacje na temat artykułów podchwyciły lokalne media, np. portal moja-ostroleka.pl, na którym poinformowano o artykule nt. pacyfikacji Bandyś. Fragment artykułu przedrukowano na portalu teraz.ostroleka.pl. Wspominała o nim także redakcja portalu eostroleka.pl. O egzekucjach w Ostrołęce informowano na terazostroleka.pl.

W 2022 r. w „Zeszytach Naukowych Ostrołęckiego Towarzystwa Naukowego” Natalia opublikowała tekst pt. Pociąg dowiózł ich na miejsce egzekucji: rozstrzelanie 53 mężczyzn w Pasiekach (5 VI 1943). O artykule informowały portale eostroleka.pl i moja-ostroleka.pl.
– W Ostrowi Mazowieckiej zabito landrata i na fali represji zamordowano, według informacji z pomnika, 53 mężczyznach z Pasiek. Zasmuciło mnie to, bo po zagłębieniu się w sprawę mordu okazało się, że zginęły przypadkowe osoby, głównie chłopcy i młodzi mężczyźni. Wybrali się w podróż z Warszawy i okolic na tereny północnego Dystryktu Warszawskiego GG (do gminy Goworowo), by kupić tańszą żywność i w ten sposób wesprzeć swoje rodziny. Zostali złapani i wystrzelani. Były minimum 3 takie egzekucje. W artykule przytaczam wiele poruszających relacji rodzin ofiar.

Fragment pomnika w Pasiekach. Źródło (dostęp 19 III 2023 r.).

Jaki jest odzew na teksty Natalii?
– Jest mi bardzo miło, jeśli spotkam się z jakąkolwiek pozytywną reakcją. Staram się współpracować z mediami lokalnymi, by informowały o moich badaniach. Publikuję artykuły popularnonaukowe napisane przystępnym językiem. Może ktoś przeglądający portal informacyjny o Ostrołęce i powiecie ostrołęckim obok wiadomości o wypadkach czy lokalnej polityce natrafi na tekst o pacyfikacji Bandyś i dowie się czegoś więcej. Jest mi przykro, gdy moje teksty wywołują mowę nienawiści, co dzieje się nagminnie, a w ogóle nie o to chodzi.

Tego się nie spodziewałam. Okazuje się jednak, że teksty o pacyfikacji Bandyś i innych wsi powodują nie tylko smutek, współczucie ofiarom i złość na sprawców, ale i generalizację: to są straszni Niemcy, wszyscy Niemcy są winni.
– Bardzo często pojawiają się obraźliwe komentarze, a czasem odwołania do polityki. To jest dobijające. Po co to robię, skoro efekt jest całkowicie przeciwny niż zamierzałam?

To nie sprawia jednak, że historyczka się poddaje. Robi swoje. Rozmawiając o trudnościach, na jakie Natalia natrafia w pracy badawczej, zastanawiałam się nad postrzeganiem jej przez pryzmat płci. Czy praca badaczki naukowej jest trudniejsza niż praca badacza?
– Myślę, że moje trudności nie wynikają ani z wieku, ani z płci, a z tematu. To mnie zainspirowało do przygotowania referatu pt. Po co o tym mówić? Trauma zbiorowa na przykładzie pacyfikacji wsi Bandysie. Wygłosiłam go 5 III 2023 r. na ogólnopolskiej konferencji pod hasłem Katastrofa, tragedia, trauma organizowanej przez Katedrę Porównawczych Studiów Cywilizacji Uniwersytetu Jagiellońskiego, Ośrodek Ficta Facta oraz Instytut Językoznawstwa i Literaturoznawstwa Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach. Czasem ludzie patrzą na mnie ze zdziwieniem, jakie tematy poruszam. Choć zdarzyło się też, że ktoś zwrócił uwagę, że to nietypowa tematyka dla historyczki. Spoglądając na społeczność Wydziału Historii UW, zauważysz, że jest mniej studentek. Ciekawe, czy dlatego, że się nie interesują historią, czy z powodu komentarzy, które przywołujesz.

Opowiedziałam bowiem Natalii o tym, że wielokrotnie dostawałam wiadomości z tekstem typu kobiety nieczęsto interesują się historią. Zapewne nie byłam jedyna.

Natalia spotkała się z podobnymi komentarzami, jak wskazuje, w różnych środowiskach i sytuacjach. Dodaje również:
– To nie jest tak, że ja nie zdaję sobie sprawy, że stała się tragedia, ludzki dramat. Wiem, że potrzeba pewnej delikatności, uważności. Nie chodzi o to, by robić z takiego tematu tanią sensację, tanią rozrywkę. Chciałam, żeby to wybrzmiało: nie jestem bez serca. Na pytania i zdziwienie, jak można się tym zajmować, odpowiadam: można tak jak każdym innym tematem.

Pomnik w Bandysiach. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Tablica z nazwiskami ofiar na pomniku w Bandysiach. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Tablica z nazwiskami ofiar na pomniku w Bandysiach. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Natalia przygotowuje pracę magisterską pod tytułem „Wsie spalić aż do gołej ziemi... Studium porównawcze pacyfikacji wsi Bandysie i Krasowo-Częstki”. Natalia zdecydowała się na ujęcie porównawcze pacyfikacji wsi Bandysie i Krasowo-Częstki.
– Wówczas wszystko jest bardziej jasne i klarowne, zwłaszcza gdy brakuje dokumentacji niemieckiej, jak w Bandysiach, i minęło tyle lat od opisywanych wydarzeń.

Historyczka opiera się na dokumentacji śledztwa ws. Bandyś z lat 2009–2011, czyli na… 11 tomach w objętości ponad 2000 stron. Są jeszcze ankiety Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce [dalej: GKBZHwP – przyp. M.W.K.], ale problemem są np. przekręcone nazwiska. Jest za to 119 protokołów zeznań, dzięki czemu, jak podkreśla historyczka, można zweryfikować, która wersja jest bliższa stanowi faktycznemu. Bardzo pomocne są wspomnienia Kazimierza Stefanowicza, który nakreśla tło pacyfikacji wsi, jej przyczynę, czyli współpracę mieszkańców wsi z lokalnym oddziałem partyzanckim, podaje nazwiska ludzi z ruchu oporu. Pokazuje też inny obraz kontaktów ludności cywilnej z ruchem oporu niż mamy w pamięci zbiorowej.
– Przykładowo Stefanowicz opisuje sytuację, kiedy przyszedł do człowieka, przystawił mu do głowy pistolet i grozi: musisz mnie zaprowadzić tu i tu. Oczywiście we wspomnieniach zaznacza, że by nie strzelił, ale skąd człowiek ma wiedzieć, co się wydarzy. Z perspektywy historyczki wiemy, że to forma autokreacji. Nie udało się za to pozyskać relacji osób ze strony niemieckiej.

Jednym z ciekawszych źródeł są dokumenty ewidencyjne z obozów w Działdowie i Stutthoffie.
– Nie miałabym nigdy szansy spotkać mojego pradziadka, gdyby nie te wykazy. Paradoksem tragedii jest to, że mogę dokładnie zwizualizować, jak wyglądał. Urodził się w 1898 r. Jest opis: niebieskie oczy, kształt uszu, nosa… Jest to opis w momencie przyjęcia do opisu do obozu Stutthof. To znalezisko to jakieś pocieszenie…

Jeden z dokumentów Stanisława Lendy z obozu w Stutthof. Źródło (dostęp 19 III 2023 r.).

W przypadku wsi Krasowo-Częstki jest zachowana dokumentacja śledztwa nt. pacyfikacji wsi wykonana 20 lat po tragedii. Śledztwo prowadzono w latach 1966–1974. Ogrom dokumentacji to zeznania naocznych świadków wydarzeń! Są zeznania niektórych niemieckich świadków pacyfikacji wioski. Jeśli zeznania były włączane w dokumentację, to tłumaczono je na język polski. Natalia podkreśla, że mogą się zdarzyć błędy.
– Trzeba sprawdzić tłumaczenia, bo osoby je robiące mogły nie znać historii. Dlatego uczę się języka niemieckiego. Wcześniej używałam zdjęć dokumentów wgranych do tłumacza Google i tak sprawdzałam poprawność tekstu. Można zauważyć to w książce Pamięć niezasypana w popiołach, gdzie przedrukowano niektóre dokumenty.

Doprecyzuję, że książkę napisały nauczycielki i mieszkanki gminy Nowe Piekuty: Marzena Olędzka, Katarzyna Mantur i Dorota Niemyjska. Urząd Gminy Nowe Piekuty wydał książkę z okazji 70 rocznicy pacyfikacji wsi Krajewo-Częstki. Jest dostępna u wydawcy. Książkę można też znaleźć w bibliotekach, np. BUW w Warszawie.

Krajewo-Częstki ma też wyjątkowe źródło do poznania pacyfikacji wsi, jakim nie mogą pochwalić się Bandysie.
– Mam film dokumentalny zrobiony na zlecenie Telewizji Polskiej. Nie jest ogólnodostępny, musiałam zapłacić za dostęp. Trudniej się dystansować, gdy widzisz emocje, zapłakane oczy ludzi, którzy wypowiadają się w filmie. Ktoś Ci opowiada o ostatnim pożegnaniu z ojcem, matką, o tym, co widział na własne oczy. To trudne. Emocje wzbudza też relacja ks. Józefa Kaczyńskiego pt. Jak nie udało się uratować mieszkańców rodzinnej wsi, którą można przeczytać w „Biuletynie IPN”, 2005, 12, s. 96–102.

Mimo tych trudności Natalia stara się zachować podejście badawcze, by zbyt emocjonalnym podejściem nie zaciemnić sobie obrazu sytuacji i nie stracić na czujności.
– Nie mogę się litować nad biednymi ludźmi, którzy zostali zamordowani, bo wówczas nie dostrzegę, że Niemcy nie mogli sobie poradzić z lokalną partyzantką i rolnikami współpracującymi z ruchem oporu. Byli zmuszeni do przeprowadzenia pacyfikacji, by zdławić ruch niepodległościowy, szczególnie że na karku mieli Rosjan. Byli już 40 km od Bandyś. Można mieć wątpliwości, czy walka z lokalnym ruchem oporu miała jeszcze sens w obliczu nadciągającej Armii Czerwonej, ale trzeba brać pod uwagę karność niemieckich funkcjonariuszy okupacyjnych i wiarę w konieczność podporządkowania się wszelkim rozkazom. Wyraża to niemieckie powiedzenie Befehl ist befehl, co można przetłumaczyć jako rozkaz to rozkaz. Nie można z nim dyskutować, czego by nie dotyczył.

Miejsce, w którym stała stodoła, w której przed śmiercią przetrzymywano mieszkańców wsi Krasowo-Częstki. Teraz stoi tu pomnik. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Dlaczego te dwie wsie? Co sprawiło, że właśnie je zestawia badaczka? Zagłębiając się w temat pacyfikacji w okresie II wojny światowej, Natalia trafiła na sformułowanie, że pacyfikacja Krasowa-Częstek to najkrwawsza pacyfikacja w województwie białostockim w obecnych granicach Polski. Chciała sprawdzić, czy rzeczywiście tak jest.
– Zauważyłam, że często pisze się o pacyfikacjach, podkreślając, że ta była najkrwawsza na tym i tym terenie, a ta najokrutniejsza pod względem ofiar, a ta z punktu widzenia tego i tego. Ale porównywanie tego, czyja tragedia jest większa, nie ma sensu.

Okazało się jednak, że opowieść o obu tragediach świetnie się uzupełnia, pokazuje szerszy kontekst niż skupienie się tylko na jednej z nich. Jednocześnie Natalia zauważa wyraźne różnice, np. to, że społeczność Krasowa-Częstek, w przeciwieństwie do Kurpiów, nie miała powiązań z ruchem oporu. W pobliżu wsi doszło jednak do potyczki, która różnie jest opisywana przez ludzi ze wsi i ludzi z ruchu oporu.
– Krasowo-Częstki zostały zrównane z ziemią. Ludzie mieli pecha.

Zaciekawiło mnie, że temat pacyfikacji wsi i zbrodni niemieckich w czasie II wojny światowej jest, według Natalii, mało popularny.
– Czas świetności tej tematyki to lata 70–80. XX w., wtedy wyszło najwięcej książek. Były konferencje. Ostatnia ważna książka na temat pacyfikacji to Smurzyński w 1997 r. [Jerzy Smurzyński, Czarne lata na łomżyńskiej ziemi. Masowe zbrodnie hitlerowskie w roku 1939 i latach 1941–1945 w świetle dokumentów, Warszawa–Łomża 1997 – przyp. M.W.K.]. Później to są inicjatywy lokalne. Bywa różnie. Powstają kompilacje wcześniejszych publikacji, powtarzanie starych tez, ale, co cenne, są też relacje świadków. Pacyfikacje pamiętane są lokalnie, nie funkcjonują w szerszej pamięci zbiorowej. Bandysie nigdy nie będą jak czeskie Lidice [masakra w 1942 r., jeden z najbardziej znanych przykładów okrucieństwa nazistowskich Niemiec, szeroko opisywany i upamiętniany – przyp. M.W.K.]. W przypadku Krasowa-Częstek mamy publikację Pamięć niezasypana w popiołach. Opisuje historie kilku sąsiednich wsi. Upamiętnia pacyfikację Krasowa-Częstek, Jabłoni Dobek i Skłodów Borowych.

Jedna z dwóch zbiorowych mogił w Krasowie-Częstkach. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Natalia ma już za sobą wszystkie kwerendy w archiwach. Materiały źródłowe opracowała w wakacje 2022 r. Pierwotnie praca magisterska miała mieć 100 stron, ale okazało się, że tylko jeden z trzech rozdziałów liczy już 60 stron. Badaczka chciałaby opublikować pracę, ale nie w formie artykułów, a w całości.
– Nie widzę sensu, by to szatkować. Czemu? Ze względu na strukturę. Najpierw mam wiadomości wstępne, potem okoliczności spacyfikowania wiosek, czyli co się działo przed pacyfikacjami, kwestia ewentualnej współpracy z ruchem oporu, potem potężny rozdział o rekonstrukcji zdarzeń. Równolegle analizuję wkroczenie sprawców do wsi: najpierw Krasowo-Częstki, potem Bandysie. Później analizuję kolejny aspekt. To zamierzone, by pokazać narrację o tragedii spacyfikowanych wiosek jako całość. Łatwiej wówczas znaleźć podobieństwa i różnice między wydarzeniami w dwóch badanych wsiach. Mam też rozdział o ofiarach i sprawcach. To będzie świetna okazja, by przyjąć punkt widzenia sprawców.

Natalia nie planuje rozdziału o pamięci zbiorowej i upamiętnieniu pacyfikacji obu wsi. Wspomni o tym w zakończeniu pracy, a kiedyś może napisze artykuł. Praca dotyczy bowiem wydarzeń, nie pamięci społecznej. W rozmowie obie zauważyłyśmy, że to temat, który mógłby stanowić podstawę do osobnego opracowania.

Kaplica poświęcona ofiarom pacyfikacji wsi Krasowo-Częstki. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Lista ofiar pacyfikacji wsi Krasowo-Częstki, tablica w kaplicy. Fot. Natalia Lenda, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons.

Gdy historyczka skończy pracę, zabierze się za popularyzację tematu zbrodni w Krasowie-Częstkach. Na razie jej opracowanie na ten temat nie jest dostępne. Zauważyłam jednak, że poprawiała hasło Pacyfikacja wsi Krasowo-Częstki na Wikipedii. Latem napisała hasło Pacyfikacja wsi Bandysie. Zadbała więc, by w encyklopedii, do której tak często sięgamy jako do pierwszego źródła informacji, znalazły się rzetelne dane.

Okazuje się też, że na Północnym Mazowszu pacyfikacji było więcej.
– Z ankiet GKBZHwP, które są przywołane w publikacji Rejestr miejsc i faktów zbrodni popełnionych przez okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich w latach 1939–1945. Województwo ostrołęckie, Warszawa 1985, wynika, że pacyfikację przeprowadzono w wiosce Laski Szlacheckie (gmina Czerwin), gdzie spalono część zabudowy i zabito część mieszkańców wioski. W opracowaniach i mediach nie znalazłam o tym żadnej informacji. Myślę, że jest jeszcze wiele takich historii.

Natalia zwraca też uwagę na społeczne postrzeganie regionalizmu. Wszak spotkałyśmy się na konferencji na ten temat.
– Czasem historia regionalna postrzegana jest jako coś gorszego, taki szczegół, detal. A to nieprawda!

Natalia Lenda i Maria Weronika Kmoch w Koszalinie na ogólnopolskiej konferencji pod hasłem „Regionalizm w dobie przyspieszenia technologicznego, politycznego i społecznego”. Fot. Paweł Żmuda, 16 III 2023 r.

Z pewnością badania Natalii Lendy pokazują, że historia lokalna może, skupiając naszą uwagę jak w soczewce, pozwolić zrozumieć szersze zjawiska. Chociażby z tego powodu warto śledzić działalność badaczki. Informacje o najnowszych publikacjach Natalii znajdziecie na jej Facebooku. Już po opublikowaniu tego tekstu pojawiła się informacja o artykule nt. Ostrowi Mazowieckiej w czasie II wojny światowej. Z kolei 13 IV 2023 r. o 17.00 w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Marii Dąbrowskiej w Ostrowi Mazowieckiej Natalia opowie o represjach roku 1943 w regionie. Polecamy!



Bibliografia
I. Źródła
Rozmowa z Natalią Lendą, 17 III 2023 r.;
Materiały tekstowe i zdjęcia udostępnione przez Natalię Lendę.

II. Opracowania


Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz