20 grudnia 2021

Zima na Kurpiach Zielonych: Adwent, Boże Narodzenie, sylwester, nowy rok

Przed świętami Bożego Narodzenia i w styczniu często jestem pytana o zwyczaje kurpiowskie. Do tej pory odpowiadałam, pisząc krótkie teksty do prasy albo udzielając informacji innym piszącym. Zawsze były to jednak dane zdawkowe. Przychodzę dziś z uzupełnieniem i zaproszeniem do lektury opowieści o grudniowo-styczniowych 
zwyczajach na Kurpiach Zielonych. W końcu mamy wszystko w jednym miejscu! Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś, czego jeszcze nie wiedzieliście o okresie zimowym w naszym regionie. Poza tym wskazałam tropy, gdzie zwyczaje chrześcijańskie na Kurpiach łączą się z dawnymi przedchrześcijańskimi obrzędami i wierzeniami. Dobrej lektury!


Narodziny Jezusa obchodzone w Kościele chrześcijańskim w nocy z 24 na 25 grudnia od I poł. IV w., początkowo w Rzymie. W ewangelicznych opisach znajdziemy informację, że narodzeniu Jezusa towarzyszyła światłość, a jego znakiem była gwiazda (może kometa Halleya widoczna w 12 r. p.n.e. lub kometa opisana przez chińskich kronikarzy w 5 r. p.n.e.). Te zjawiska można kojarzyć z przesileniem zimowym. Dnia zaczyna przybywać. Choć faktycznie następuje to z 22 na 23 grudnia, to w czasach rzymskich uważano, że 25 grudnia. Według niektórych badaczy tematu tego dnia w Rzymie oddawano cześć bogu słońca Mitrze, a Kościół chrześcijański wyznaczył Boże Narodzenie na 25 grudnia, by wyprzeć pogańskie wierzenia (albo może ułatwić zmianę jednej narracji na drugą). Przeciwnikiem tej teorii jest ks. prof. Józef Naumowicz, który uważa, że wybór 25 grudnia wynika z tego, że przesilenie zimowe najlepiej pasuje do obrazu zwycięstwa światłości nad ciemnością. Świąteczny czas nawiązywał też do dawnych kultów agrarnych: w nocy z 24 na 25 grudnia odradzał się świat. Spod śniegu czuć było woń kwiatów, zakwitały drzewa, wydawały nawet owoce, wybudzały się pszczoły w pasiekach, a ptaki i zwierzęta gospodarskie mówiły ludzkim głosem. Wierzyli w to Słowianie obchodzący wówczas Godowe Święto, Szczodre Gody lub Szczodruszkę. Był to początek nowego roku solarnego i obrzędowego. Obrzędy trwały nawet kilkanaście dni, podobnie jak datowane właśnie na grudzień (konkretnie od 17 grudnia) Saturnalia obchodzone w starożytnym Rzymie. Święto Godowe Słowianie nazywali kolędą.

To, co dziś obserwujemy w polskim katolicyzmie, to synkretyzm (połączenie) treści chrześcijańskich (często też nawiązujących do pogańskich zwyczajów) i przedchrześcijańskich (słowiańskich, rodzimowierczych). By w Polsce (jak i każdym innym kraju) wprowadzić chrześcijaństwo, należało wyrugować stare zwyczaje, ale w zastępowaniu ich nowymi pomagało nadanie nowej symboliki czy nomenklatury znanym już zwyczajom i obrzędom. Współcześnie nie tak łatwo odróżnić, co jest chrześcijańskie, a co nie.

W II poł. IV w. w Kościele katolickim notujemy pierwsze wzmianki o okresie pokuty i ascezy jako przygotowaniu do Bożego Narodzenia. Adwent (łac. adventus – przyjście) na Kurpiach, jak i w innych regionach, gdzie dominowała i dominuje wyznanie łacińskie, charakteryzował się oczekiwaniem na święta w powadze i skupieniu. Wypełniony był przygotowaniami i porządkowaniem zagród. Nawet już w połowie listopada dzieci zaczynały przygotowywać ozdoby choinkowe.

Już od początku Adwentu (na Kurpiach gwarowo Ładwënt, dawniej Jegźëntmłodzi nie mogli wychodzić z domów tak swobodnie, jak wcześniej. Zaczynał się czas zadumy, prac domowych. Zabronione były zabawy taneczne. Codziennie rano uczestniczono w roratach, czyli mszach upamiętniających Maryję. Godzinki ku czci NMP i pieśni adwentowe śpiewano w drodze na roraty, także w domach prywatnych. Wiele pieśni adwentowych przekazała wybitna śpiewaczka kurpiowska Zofia Warych (1939–2021) z Myszyńca.




Poszczono trzy dni w tygodniu. Królowały potrawy mleczne i warzywne. Zajmowano się przędzeniem, darciem piór na poduszki i kołdry. Wieczorami słuchano opowieści (m.in. o historii Jezusa, ale i końcu świata i o tym, gdzie i dlaczego we wsi straszy), które opowiadali starsi. Możliwe, że opierano się na Sybillach. Dzieci siedziały struchlałe i słuchały, czasem płakały i na pewno wszelka ochota na oddalanie się z domu ich opuszczała.


Dawniej we wspomnienie św. Mikołaja, czyli 6 grudnia, mężczyźni suszyli. Co to znaczy? Podejmowali całodniowy tzw. chłopski post w intencji obrony bydła przed wilkami. Prosili św. Mikołaja o wstawiennictwo. Kiedy wilki zniknęły i przestały zagrażać gospodarstwom, zwyczaj zniknął.

Jedzono skromnie, wszak adwent to okres wyrzeczeń. Pieczono wychopnie – placki formowane z pszenicy na zakwasie chlebowym i posypywane makiem. Po upieczeniu wyglądały jak świąteczne baby świąteczne, a ich zapach roznosił się po całym domu. Moja babcia Bronisława Kmoch z Kowalczyków (1922–1987) pochodząca z Wykrotu wykopieńkami nazywała placki z ciasta chlebowego, które zostało jako nadmiarowe z pieczenia chlebów.

Dla Adwentu na Kurpiach, ale też na Podlasiu, a dawniej na Mazowszu, charakterystyczna była gra na ligawach (ligawkach). Długie drewniane trąby, używane jako instrumenty pasterskie, służyły do rannego i wieczornego trąbienia. Grający na instrumencie chodzili po wsi i oznajmiali w ten sposób bliski Sąd Ostateczny, ale też informowali o czasie Adwentu, momentu pokuty, zatrzymania się, spokoju. Za dnia głos ligawek można było usłyszeć nawet z 3 km. By zagrać na tym długim instrumencie, należało go oprzeć o plecy kolei, ewentualnie o płot albo, dla lepszej nośności dźwięku, o krawędź studni.

Ligawka sprzed 1939 r. z Kurpiowszczyzny, zbiory Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).


Ligawka z Kadzidła o długości 105 cm. Zbiory Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).



Ligawka z Dębnik o długości 102 cm. Zbiory Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Kurp grający na ligawce opierający instrument o ramię kolegi (członkowie zespołu kurpiowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Nowogrodzie) podczas 25-lecia PTK w Belwederze, 1–3 V 1932 r. Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).
 
Współcześnie na ligawce gra Witold Kuczyński z Czarni. W 2024 r. podczas jarmarku bożonarodzeniowego w Czarni zorganizowano konkurs gry na ligawce, jedyny w regionie. Zorganizowało je Towarzystwo Kurpiowskie Strzelec w Czarni.


Od św. Łucji, czyli 13 grudnia, zaczynały się bezpośrednie przygotowania. Wykorzystywano to, że św. Łuca dnia przyrzuca. Najintensywniejsze przygotowania, jak wspominała Barbara Mordwa z Jednorożca, zaczynały się na tydzień przed Wigilią. Sprzątano izby, myto wszystkie sprzęty, drewniane meble wyparzano, usuwając insekty. Bielono ściany, na których klejem z mąki naklejano nowe wycinanki w formie jednokolorowych gwiazd (kółek) albo leluj. Wykonywano też wielokolorowe ptaki leśne i domowe (kury, pawie, koguty), sceny rodzajowe albo postacie (myśliwy, ułan na koniu, para młodych w bryczce), rzadziej scenki z życia na wsi. Więcej na temat wycinanki kurpiowskiej w haśle w Wikipedii, które napisałam.

Czesława Kaczyńska ze wsi Piasecznia podczas strzyżenia wycinanek w Kadzidle, 1976 r. Fot. Grażyna Rutkowska. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

W oknach wieszano wycięte z białego papieru firanki, a u sufitu poskręcane wstążki rozchodzące się promieniście ku wszystkim ścianom. Pająka wykonywano z bibuły w kolorach żółtym, fioletowym, zielonym. Na zakończeniach pasków umieszczano kolorowe kwiaty.

Widoczny święty kąt i pająk pod sufitem. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Robiono też kierce, czyli ozdobę w kształcie zbliżonym żyrandola, wieszaną pod sufitem jako dekoracja, obracaną przez powietrze. Kierce były albo okrągłe, wykonywane z użyciem grochu, słomy i kolorowej bibuły, albo miały formę tzw. gołębnika. Była to prostokątna romboidalna konstrukcja z z kawałków słomy i kwiatów, ewentualnie jeżyków z kolorowego papieru, do której przymocowywano różne wielkości ostrosłupy zakończone jeżykami, kwiatami itp. Sprzątano święty kąt, czyli domowy ołtarzyk z figurą Matki Boskiej, obrazami, świecznikami oraz kwiatami z bibuły, które układano na płasko, na listewkach, w bukiety. Pod sufitem, w pobliżu kuchni, składowano upieczone na zapas chleby. Przy piecu zawieszano wysuszone grzyby. Wędzono mięso, o ile takie było.

Chata kurpiowska w Tatarach, siedzi Marianna Konopka, lata 60–70. XX w. Widoczny kierec. Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Kierec. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Jerzyki, które mogą być bombkami albo elementami kierca. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Okres Adwentu, charakteryzujący się oczekiwaniem na Święta w powadze i skupieniu, kończył się w wigilię. Ten radosny dzień na Kurpiach oznaczał zakończenie przedświątecznej krzątaniny i przygotowania potraw na Wilię, zwaną też Zilią. Na Kurpiach Gody (etymologicznie bezpośrednie nawiązanie do Szczodrych Godów), czas spotkania dwóch sąsiednich lat, świętowano w okresie Bożego Narodzenia przez 4 dni, od Wigilii aż do tzw. Młodzianków włącznie.

Na Kurpiach w wigilię po południu strojono choinkę. Początkowo jej funkcję pełnił ustawiony w kącie snop słomy, później sosna zawieszana u sufitu (podłaźniczka). Pochodząca ze Strzałek Czesława Kaczyńska (ur. 1943 r.) wspominała też, że snopki ustawiane w rogu izby wykorzystywano jako posłanie dla wędrowców, jeśliby zaszli do danego domu. Waleria Żarnoch (19081988) z Dąbrów zaznaczała, że snop stojący w kącie składał się ze zbóż różnych gatunków (żyto, pszenica, jęczmień, gryka, proso, groch, wsystkiego po trose jako symbol zeby w tam roku sie urodziło to zboze). Kiedy upowszechniła się choinka, to wyprawiano się po nią w wigilię, czyniąc zadość zwyczajowi rytualnej żartobliwej kradzieży, co miało złodziejowi przynieść szczęście, a jednocześnie było świadectwem jego sprytu, odwagi, zręczności. Wybierano sosnę, jodłę albo świerk. Często choinkę przynosił do domu najstarszy członek rodziny. Las uważano za własność Kurpiów, pamiętając o wielowiekowej służbie bartników i strzelców w królewskich borach, i nawet w okresie zaborowym, kiedy de facto kradziono drzewka z lasu, mówiono, że Kurpie idą po swoje.

Wigilia w rodzinie Konopków. Źródło: „Tygodnik Ostrołęcki”, 1 (1982), 1, s. 1.

Warto wspomnieć, że geneza choinki sięga kultu boga Saturna, patrona zasiewów oraz urodzaju w starożytnym Rzymie. Saturnalia rozpoczynały się 17 grudnia i trwały kilka dni. Wypełnione były radością, zabawą, odpuszczaniem kłótni i zwad. Domy dekorowano zielenią, a do mieszkań wnoszono zielone drzewka. Na ziemie polskie zwyczaj bożonarodzeniowej choinki trafił na przełomie XVIII i XIX w. Przywędrował z Prus. Pierwotnie była to nie choinka, a podłaźniczka (zwana w różnych regionach jutką, jeglijką, sadem, bożym drzewkiem lub wiechą) – przystrojony wierzchołek sosny lub świerku wieszany u pułapu izby. Wybierano drzewko iglaste, szczególnie świerk, jodłę lub sosnę. Według ludowych wierzeń miały one życiodajne moce i cudotwórcze właściwości, co było ważniejsze niż wrażenia estetyczne i zdobienie pomieszczenia. Na podłaźniczkach, a potem choinkach, wieszano orzechy i jabłka (uważane za pokarm zmarłych oraz za afrodyzjaki), malowane wydmuszki jajek (symbol odrodzenia, dobrobytu i płodności). Zielone drzewko w domu zapewniało ochronę przed złymi urokami, chorobami, nieszczęściem, wszelkimi niebezpieczeństwami, a jednocześnie gwarantowała dostatek, zgodę i miłość w rodzinie. Przez symbolikę nowe życia była też zapowiedzią zamążpójścia i udanego pożycia małżeńskiego. Można powiedzieć, że to wierzenia magiczne, pogańskie, dlatego Kościół katolicki początkowo był sceptycznie nastawiony do tej tradycji. Z czasem choinka została włączono do obrzędowości bożonarodzeniowej, bo widziano w niej „biblijne drzewo dobra i zła” przystrajane we wspomnienie Adama i Ewy, pierwszych ludzi. Wieczna zieleń choinki miała symbolizować zmartwychwstanie i życie wieczne, bogactwo i różnorodność ozdób były znakiem darów i łask boskich, świece nawiązywały do narodzin „światłości świata”, łańcuch przypominał o wężu, który kusił Ewę w Edenie. W okresie zaborów uważano go za symbol niewoli, w której znaleźli się Polacy i Polki.

Podłaźniczka. Źródło (dostęp 25 XII 2024 r.).

Od początku XX w. na Kurpiach drzewko dekorowano własnoręcznie wykonanymi ozdobami z bibuły i włóczki oraz świeczkami z wosku ustawionymi w samodzielnie zrobionych lichtarzykach. To było wyzwanie, bo nie było światła elektrycznego, więc zdarzało się, że choinki zajmowały się ogniem. By świeczka trzymała się w lichtarzyku z drutu owiniętym na ołówku, ustawiano ją na glinianej podstawce lub podstawce wykonanej z ciasta chlebowego. Ozdoby wykonywano przez cały Adwent, a należały do nich: kółka i gwiazdki z opłatka, małe rajskie jabłuszka, orzechy, upieczone niewiele wcześniej pierniczki, bombki (jeżyki), aniołki, gwiazdy, łańcuchy na choinkę ze słomy, bibuły i kolorowego papieru, suszone szyszki. Później wieszano też anielskie włosy. Rwano też watę i układano na gałązkach choinki, by imitowały śnieg. Zdarzało się, że wieszano własnoręcznie robione ciastka (z maszynki) z dziurką. Kolorowy papier do ozdób kupowano np. na jarmarkach albo u wędrownych kupców żydowskich. Czesława Kaczyńska wspominała, że łańcuch miał objąć choinkę pięć razy, bo to wróżyło długie życie gospodarzy danego domu. Stanisław Brzozowy (1923–2020) z Jednorożca wspominał, że w okresie międzywojennym choinka była (...) może nie za bardzo w każdym domu. Wszystko przed wojną dużo kosztowało. (…) jak u nas po wojnie leśniczy otrzymał przydział na choinki takie, że aż śmiechu warte, np. na całe nadleśnictwo było 100–120 sztuk, to było i dla jednej wsi za mało. Trzeba było po prostu tę choinkę w nocy ukraść albo nie mieć wcale. Ale jaki to był sens obchodzić święta, a choinkę zdobyć nielegalnie? Kupione ozdoby choinkowe mieli nieliczni, np. rodzina Lesińskich po powrocie do Jednorożca z USA w okresie międzywojennym. Choinka stała nawet do 2 lutego, a na pewno do momentu przybycia księdza po kolędzie.


Dawniej Zilija była przez niektórych obchodzono wieczorem, po ukazaniu się pierwszej gwiazdki, ale i rano. Tak nakazywał zwyczaj puszczański. Jeśli zjedzono rano, w ciągu dnia poszczono. Częściej jednak poszczono przez cały dzień, aż do wieczerzy wigilijnej. Jedynie dzieci dostawały kawałek suchego chleba i kawę zbożową.

W Wigilię kobiety nie mogły same chodzić po wsi. Do południa zamykano je w domach, nie wpuszczano do domów obcych kobiet. Pierwszy gość, jaki pojawił się w wigilię w drzwiach kurpiowskiej chaty, miał duży wpływ na życie całej rodziny w nadchodzącym roku. Jeżeli był nim mężczyzna, zwiastowało to szczęśliwy i pomyślny czas, natomiast wizyta kobiety wróżyła kłopoty i niedostatek. Jeśli pierwszą osobą odwiedzającą dom był kobieta, wróżono narodziny samic bydła czy owiec, a jeśli mężczyzna  samców. Czasem specjalnie wysyłano mężczyzn do sąsiadów, by coś pożyczyli, o coś zapytali, co miało przynieść szczęście. Wspominał to Zdzisław Mordwa z Jednorożca. Z kolei Waleria Żarnoch w 1952 r. opowiadała, że jeśli odwiedzający dom mężczyzna usiadł przy piecu, to wróżono powodzenie gospodarzom w przyszłym roku, że kokosy bando chciały siedzić i wysiadywać psisklanta. A jek przyjdzie psiersa baba to cały rok w tam domu bando same wrzody u tych ludzi sie robziły na całam ciele.

W wigilijny poranek wykonywano podcinanie włosów młodych panien (w Boże Narodzenie było to zabronione, podobnie jak samo czesanie włosów, tak samo urządzenie zabaw, wesel i chrztów). Przed śniadaniem dziewczyny szukały osoby we wsi, która podcięłaby im warkocze, by włosy lepiej rosły i były piękne, co mogło przyciągnąć ewentualnego zalotnika. Musiał to jednak być ktoś życzliwy, bo nie sprowadził nieszczęścia na kobietę. Często wybierano gospodarza, który miał nożyce do strzyżenia owiec (tymi samymi robiono wycinanki, czynili to także mężczyźni). Przed domem Franciszka Staśkiewicza w Strzałkach ustawiał się sznur panien, które chciały, by podciął im włosy. Po wykonaniu zadania wrzucał końcówkę warkocza do pieca i palił. Jeśli zrobiłby inaczej, jeśli wyrzuciłby włosy gdzieś indziej, dziewczynę zaczęłaby boleć głowa. Łapał za warkocz, który został, i mówił: Rośnijta, włosy, do zieni az sia Marysia łozani. Imię zmieniano w zależności od dziewczyny, która miała podcinany warkocz. Wigilia była bowiem czasem wróżb przedmałżeńskich.

W Wigilię Kurpie unikali szybkich ruchów czy gwałtownego siadania. Należało wcześniej sprawdzić, czy wybrane miejsce nie jest już zajęte. Wierzono, że w chatach mogły przysiąść duszyczki zmarłych domowników lub krewnych, a także dawnych mieszkańców danej chaty. Brały one udział w wieczerzy wigilijnej i zajmowały wolne miejsce. Resztki kolacji zostawiano na stole do rana, by dusze bliskich osób mogły się pożywić. Często też na Kurpiach do niesprzątniętego stołu wigilijnego przez cały następny dzień dokładano potrawy. W Boże Narodzenie bowiem nie pracowano.

W Wigilię kurpiowskie dzieci musiały starać się być wyjątkowo grzeczne, bo jaki ten dzień, taki cały nowy rok. Dostanie w skórę nie było dobrym omenem. To samo dotyczyło dorosłych. Pracowita wigilia wróżyła dobry kolejny rok. Starano się niczego nie pożyczać od sąsiadów, szczególnie ziemniaków (dlaczego, tego nie wiem). Z obserwacji nieba, a konkretnie stopnia widoczności Drogi Mlecznej, wnioskowano, czy kolejny rok będzie mleczny, a jeśli tak, to jak bardzo. Uważnie obserwowano pogodę. Jak Wigilia gwiaździsta – to jajczysta, a jak chmurzysta – to pleczysta. Uważano też, że jak W wigilię błoto  zima jak złoto, a także że jeśli Wigilia pogodna, Jutrzenka jasna, to stodoła ciasnaWaleria Żarnoch opowiadała, że jeżeli grzmiało w Boże Narodzenie, wierzono, że grzmi na bziede, a jeśli padało, to zima będzie długa (Jek w Boze Narodzenie ciece, to sie zima odwlece). Z aury między dniem Bożego Narodzenia a Trzema Królami wróżono pogodę na 12 miesięcy nowego roku, co jest pozostałością słowiańskich wierzeń. Przepowiednie pogody na kolejne miesiące zapisywano. Żarnochowa mówiła, że te dni to były dni świeckowe.

Wigilia w rodzinie Konopków. Źródło: „Tygodnik Ostrołęcki”, 1 (1982), 1, s. 1.

Do wieczerzy wigilijnej zasiadała parzysta liczba osób (inaczej ktoś z rodziny mógł umrzeć w najbliższym czasie). Zostawiano puste nakrycia albo z myślą o zmarłych, ale w oczekiwaniu na przyszłe potomstwo lub nowego członka, członkinię rodziny (np. pojawi się synowa). Waleria Żarnoch wspominała, że zasiadano na ławach, a puste zostawiano własnoręcznie zrobione krzesło, które opletali słomą. Wspominano zmarłych z rodziny, wymawiając ich imiona.

Przebieg wieczerzy opisał ks. Władysław Skierkowski: najpierw ojciec jako głowa domu, bierze do ręki opłatek ze stołu. za nim matka i dzielą się z dziećmi i innymi członkami rodziny, życząc ...abyśwa wszyscy za rok scanślizie docekali.... Dzieci zwykle całują rodziców w rękę i mówią: ...Bóg wom zapłać.... Jeśli które z dzieci lub rodziców nie żyje, to wspomina się ich ze smutkiem. Jeżeli odrobina opłatka spadnie, podnoszą ją, całują i spożywają ze czcią. Po tej rzewnej i uroczystej chwili następuje spożycie wieczerzy wigilijnej. Matka ustawia długi stołek, nakrywa go czystym obrusem, podłożywszy uprzednio nieco siana pod nim. Potem kładzie opłatek i stawia potrawy. Jeśli jedzono rano, to wówczas dzielono się opłatkiem. Opłatek rozdawała domownikom najstarsza osoba w rodzinie obecna na wieczerzy wigilijnej.

W XIX w. na wieczerzę wigilijną (jak również w dni poprzedzające inne święta, bo słowo wigilia oznacza właśnie taki dzień) jedzono potrawy warzywne z solą. Potem jedzenie zaczęto urozmaicać, choć bogactwo stołu było uzależnione zarówno od zamożności danej rodziny, jak też od sytuacji społeczno-gospodarczej państwa. Stanisław Brzozowy z Jednorożca wspominał, że po kryzysie gospodarczym w 1929 r. potraw (...) [na wieczerzy wigilijnej  przyp. M.W.K.] za wiele nie było. (…) Może u bogatszych gospodarzy było lepiej. Ryby mogły być, ale nie kupione, tylko złowione w rzece. Gdy ich ktoś sobie nie złowił, to w sklepie nie kupił, bo nie było za co. Może jeszcze jakieś pierogi z makiem, grzyby (…). Bezwarunkowo w każdej rodzinie musiał być drożdżowy placek. (…) Kasze i warzywa były z własnej uprawy. Wieczerza była znacznie skromniejsza niż obecnie. Waleria Żarnoch wymieniła 9 potraw, które szykowano na wigilijną wieczerzę (zapewne w jej domu rodzinnym w Dąbrowach): kapusta z olejem i grzybami, pyzy gryczane, groch na sucho, kluski ze śliwkami, kasza jaglana z mlekiem, śledzie smażone na oleju, ziemniaki w łupinach, śledzie w occie, kasza jęczmienna z mlekiem. W międzywojniu podawano m.in. polewkę z leśnych gruszek, kartofle tłuczone z makiem, kaszę jaglaną z makowym mlekiem. Na wigilijnym stole Kurpie stawiali śledzie z chlebem, kapustę kiszoną z grzybami, kasze (np. jaglaną) i kluski z makiem, ziemniaki, zupę owocową z kluskami i miodem. Wszystkie potrawy szykowano na oleju, a kapusta najlepiej udawała się na lnianym oleju. Śledzie rzadko jadano, trzeba było je kupować u żydowskich handlarzy. Ryby łowiono w jeziorach i rzekach. Jadwiga Kołaczkowska z Zarąb, opierając się na tradycjach z domu rodzinnego, robi ślepego śledzia, czyli wodę śledziową (jedzono ją też w poście), kapustę z śabelakem, czyli fasolą, makowiec i rosół z prośnionków (grzybów gąsek zielonych). Barbara Mordwa z Jednorożca robi barszcz na zakwasie z kapusty kiszonej. Później na stołach pojawiły się pierogi z kapustą kiszoną, z grzybami, z kaszą gryczaną, z ryb karp, z zup grzybowa i barszcz czerwony, z ciast sernik.

Rosół z prośnianek wykonany przez Elżbietę Prusaczyk z Tatar. Źródło (dostęp 25 XII 2024 r.).

Przykładano uwagę do mocy tkwiących w składnikach, z których przygotowywano potrawy lub dodawano jako dodatki: miód miał przysparzać sił, orzechy mądrości, a mak sprowadzał sen. Należało spróbować każdej z potraw, a było ich 9 albo 12, bo inaczej w przyszłym roku ominie nas jakaś przyjemność. Bywały też zwyczaje wynikające z decyzji danej rodziny. Czesława Kaczyńska wspominała, że jej domu dziadkowie zdecydowali o poście w intencji przełamania złej passy, bo wiele dzieci w rodzinie umierało. To oznaczało, że i w święta posiłki były skromniejsze. W okresie okupacji niemieckiej, jak wspominał Józef Pietrak z Jednorożca, Święta wyglądały tak, jak każdy zwykły dzień, z tym, że w domu był świeżo upieczony chleb. Pomodlono się, zmówiono wspólnie różaniec i... takie były święta!

W niektórych domach przed wieczerzą gotowano na sypko groch lub fasolę (gwarowo śabelak). Pod koniec posiłku gospodarz nabierał na łyżkę ziaren i podrzucał do sufitu ze słowami: To na szczęście, żeby się groch [ew. fasola  przyp. M.W.K.] rodziły. Jeśli zawartość łyżki przylgnęła do sufitu, to był dobry znak: będzie się powodziło. Wróżono też z sianka pod obrusem. Jeśli gospodarz wyciągnął źdźbło z kłosem, kolejny rok miał przynieść obfite plony. To także nawiązanie do zachowań ze słowiańskich Szczodrych Godów.

I w kwestii wieczerzy wigilijnej można nawiązać do przedchrześcijańskich wierzeń i obrzędów. Przesilenie zimowe było czasem zadumy nad przemijaniem. Zimą władał Weles – bóg słowiańskich zaświatów (także magii, wiedzy, bogactwa, bydła i dzikich zwierząt), może więc to właśnie święto ku czci zmarłych uważano za najważniejsze z przynajmniej czterech obchodzonych każdego roku. Szykowano stypę i miejsce przy stole dla dusz, które częstowało rytualnym postnym jadłem. Do przygotowania posiłków używano mak, orzechy, bób, groch, fasolę, kasze, jabłka, miód i grzyby. Wszystkie uznawano za pokarm dla zmarłych, którzy tego dnia tłumnie przybywali, by ogrzać się przy domowym ognisku. Mogli przybierać dowolne kształty, np. ptaków, wilków i ludzi. Nie można więc było nikomu odmawiać gościny lub jałmużny. Karmiono też zwierzęta, które, jeśli mówiły ludzkim głosem, to dlatego, że komunikowały się z ludźmi jako duchy zmarłych. Dodatkowe nakrycia na stole nawiązywało do wierzeń w łączność ze zmarłymi, było zaproszeniem dla dusz do wspólnego posiłku. przysiedli się do stołu. Światło zapalonej świecy stojącej na stole miało wskazywać drogę zmarłym.

To nawiązanie do traktowania czasu przed Szczodrymi Godami i ich samych jako czasu spotkań z duszami zmarłych przodków znajduje swoje odzwierciedlenie w Bożych Obiadach albo śtypach (stypach). Organizowano je w Adwencie szczególnie w północno-wschodniej części Puszczy Zielonej. To forma wspominek za dusze zmarłych osób z rodziny, innych domowników, sąsiadów. Boże Obiady urządzały dzieci zmarłej osoby albo najbliżsi krewni. Dawniej Boże Obiady organizowano w Adwencie oraz w Wielkim Poście. Były podobne do pustych nocy. Więcej o zwyczaju pisałam tutaj: KLIK.

Etnograf Adam Chętnik tak opisał adwentowe Boże Obiady: Po nabożeństwie żałobnem zaproszeni sąsiedzi, nieraz pół lub cało wieś, szli z kościoła z krzyżem i chorągwiami do wsi, do chałupy, gdzie ma być Boży Obiad odprawiany. Odbywały tam się modły i śpiewy za dusze zmarłych, przeplatane poczęstunkiem, jak na weselu. Trwało to cały dzień i całą noc. Z kolei ks. W. Skierkowski zanotował: Starszy brat z Bractwa Różańcowego przybrawszy do siebie jednego lub dwu gospodarzy z danej wioski, obchodzi z nimi wszystkich gospodarzy, powiadamia ich o dniu, w którym odbędzie się uroczystość za zmarłych i prosi o przybycie i złożenie ofiary. Zapraszają zwykle tymi słowy: „Niech bandzie pochwalony Jezus Chrystus! Przyślim tu do waju, zebyśta zajrzeli do Franka Śniglowego na Boze obziady. A może byśta soma co osiarowali na tę urocystość. I dają poczciwi ludzie w miarę możności, bądź w gotówce od 30 groszy do 2 złotych, bądź w naturze, od jednego do dwu garncy zboża. Ofiary w naturze zbiera jeden z gospodarzy, który zaraz za nim: jeździ wozem. Kiedy już wszystkie wioski w parafii zwizytują, zebrane zboże sprzedają w mieście, a za uzyskane pieniądze zakupują u proboszcza żałobne nabożeństwo, a za resztę kupują chleba i kiełbasy, jeżeli nie ma postu, w poście  śledzi. Wszyscy gospodarze i gospodynie schodzą się w oznaczonym dniu rano do kościoła, gdzie im miejscowy ksiądz odprawi żałobną mszę z egzekwiami, po czem jeden z gospodarzy wziąwszy krzyż z kościoła, idzie na przedzie, a za nim idą wszyscy do żałobnego domu ze śpiewem następującej pieśni

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Kiedy już dojdą do domu, w którym im się odbyć Boży obiad. Kurp niosący krzyż staje przed drzwiami. a obok niego stoi „prowadnik  śpiewak. Wtedy każdy podchodzi i całuje krzyż i wchodzi do izby. Gdy wszyscy to uczynią, kurp wnosi krzyż do izby i stawia za stołem, a wszyscy się witają wspólnie i siadają, gdzie który może, pogwarzą trochę i zaraz śpiewak intonuje pieśń, a za nim wszyscy śpiewają:

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).


Po tej pieśni śpiewają Jezu w Ogrójcu mdlejący, a potem Wiezień w cyścu zatrzymany na tę samą melodię.

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

We wsi Leman kończą śpiew przed obiadem następującą pieśnią:

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Prowadnik zwraca się do zebranych i mówi głośno: „A tero proce zmózić 3 Ojce nas, 3 Zdrowaś Mario, i 3 Wziecny odpocynek, za duse nasych braci, sióstr i ojców nasych, i jedno Ojce nas i Zdrowaś Maria za duse w cyścu cierpsiące
. Wszyscy klękają i modlą się, potem się podnoszą i prowadnik mówi: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!”. Wszyscy odpowiadają: „Na wzieki wzieków i siadają do obiadu. Jeżeli ksiądz proboszcz był proszony na obiad boży i już przyszedł, podnoszą się wszyscy z ław na dany znak proboszcza, modlą się razem z nim, potem jedzą przygotowane potrawy. Najpierw podają kapustę z kartoflami, potem kaszę jaglaną, wreszcie śledzie, a na końcu herbatę. W dni niepostne, zamiast śledzi dają kiełbasę. Po skończonym obiedzie pogwarzą chwilkę i popalą papierosa, a potem znów modlą się i śpiewają do godziny ósmej wieczorem, to jest do kolacji. Śpiew poobiedni rozpoczynają pieśnią o św. Józefie:

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Śpiewają jeszcze wiele innych pieśni, np.:

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Po kilki pieśniach albo po jednej dłuższej pieśni śpiewają Wieczny odpoczynek...

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Około godz. 8 wieczorem podają wieczerzę: kawę i biały chleb. Po kolacji znów śpiewają pieśni żałobne do godziny 12 w nocy. O północy podają znów posiłek zwany podkurnikiem. Jedzą to samo co i na wieczerzę. Po posiłku mężczyźni palą papierosy, niepalącym dają po kostce cukru do ssania. W czasie przerwy spisują na karteczkach imiona zmarłych członków rodziny, u której odbywają się boże obiady. Wszyscy gwarzą z dobre pół godziny, potem zaśpiewają ze dwie pieśni, po których prowadnikowi podają karteczki z imionami zmarłych danej rodziny. Prowadnik głośno odczytuje i za te dusze śpiewają: Ojcze nasz..., Zdrowaś Mario..., Wieczny odpoczynek... na melodię następującą:

Źródło (dostęp 4 I 2025 r.).

Po wygłoszeniu wszystkich imion z rodziny i pomodleniu się za ich dusze, prowadnik mówi: „A tero pomódlmy się za wszystkie duse w cyścu cierpsiące i zmówma: Ojce nas..., Zdrowaś Mario... i Wziecny odpocynek... Boże obiady zimową porą trwają do godziny 8 rano, latem kończą się nieco wcześniej. Przewodnikowi płacą za prowadzenie śpiewu  dawniej od 5 do 10 złotych, dziś wskutek kryzysu musi i on za mniejszą cenę śpiewać. Podobnie płacą śpiewakowi przy pogrzebach. Sąsiedzi natomiast śpiewają za darmo.

Boży Obiad w Dąbrówce, 2018 r. Fot. Agnieszka Zielewicz. Źródło (dostęp 15 III 2022 r.).

Wróćmy do Wigilii. W okresie staropolskim na 12, czyli wiele potraw podczas wieczerzy wigilijnej, mogli pozwolić sobie tylko zamożni (Kościół katolicki tłumaczył to nawiązaniem do 12 Apostołów), ale raczej przestrzegano, by liczba potraw była nieparzysta. Miało to zapewnić urodzaj w nadchodzącym roku. Postne dania to również relikt przedchrześcijańskich kultów agrarnych, kiedy to człowiek składał ofiarę duchom sfery oswojonej, czyli własnego gospodarstwa (pole, sad, ogród), ale i demonom dzikiego sacrum, sfery nieoswojonej (las i zbiorniki wodne). Jeśli na stole z jadłem dla zmarłych zabrakłoby składnika z którejś z tych sfer, nadchodzący rok byłby czasem nieurodzaju. Gdy szykowano 12 potraw, każdą łączono z jednym miesiącem, by podziękować za miniony rok albo prosić o urodzaj na kolejny. Słowianie wierzyli, że należy spróbować każdej z potraw, by zapewnić sobie przyjemność, radość i obfitość pokarmu w najbliższym roku. W czasie słowiańskich Szczodrych Godów zboża (proso, żyto, pszenicę) przywiązywano powrósłami do stołu, by urodzaj nie uciekł od gospodarstwa. Dzielono się chlebem. Na noc zostawiano uchylone drzwi, by dusze mogły swobodnie się przemieszczać i skorzystać z pozostawionego dla nich na stole posiłku.

Siano i ziarna pod białym obrusem to, według narracji katolickiej, nawiązanie do stajenki i żłobu wyłożonego słomą, gdzie urodził się Jezus, ale... to również pozostałość obrzędów słowiańskich. Siano rozrzucone na stole uznawano za ofiarę dla Rgieła, jednego z bóstw agrarnych, albo Ziemiennika – bóstwa o niejasnej proweniencji, groźnego i nieprzychylnego ludziom. Siano miało też symbolikę graniczną, bo na sianie człowiek się rodził i niej umierał. Siano rozkładano na ławie i rozsypywano w pomieszczeniu, by przybyłe dusze zmarłych, na pewno zmęczone po podróży, mogły odpocząć. Sianko pod obrusem nawiązuje do tradycji stawiania diducha („dziada”) – snopu siana w rogu izby (jednym lub nawet czterech), by zapewnić gospodarstwu dostatek i dać nadzieję na obfite plony w przyszłym roku. Często był to ostatni snop zboża zżęty podczas minionych żniw. Snop, ozdoba pionowa, łączył niebo z ziemią, miał symbolikę związaną z życiem pośmiertnym oraz kontaktem z bóstwami. Słoma była symbolem zarówno śmierci, była bowiem uschnięta, ale i życia, gdyż mogła dać nowe życie przez jej wykorzystanie, uczynienie z niej pożytku.

Dom Konopków w Tatarach w latach 40. XX w. Zbiory Danuty Prusaczyk. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Na Kurpiach po wieczerzy wszyscy wstawali, a gospodarz domu zabierał siano spod obrusa wraz z kawałkiem opłatka zawiniętym w chleb i zanosił do budynków gospodarczych. Natomiast Waleria Żarnoch wskazała, że siano spod obrusa zanoszono bydłu dopiero rankiem w Boże Narodzenie. Wierzono, że w noc Bożego Narodzenia bydło rozumie mowę ludzką. Opłatek gospodarz dzielił między owce, krowy i woły. Nie dawano opłatka koniu, po wierzono, że odmówił Jezusowi ogrzania w stajni. Te zwierzęta były obecne przy narodzinach Jezusa, więc mogły zjeść opłatek. Ich mowę mógł zrozumieć tylko człowiek o dobrym sercu, godny. Ks. Władysław Skierkowski zapisał opowieść, którą mu przekazano: jeden z takich ciekawych wlazł na drągi, gdzie składają siano i został pokarany za swą wielką ciekawość. Gdy usłyszał, jak woły do siebie mówiły  wstawaj bracie, bo nasego gospodarza bandziem wywozić na cmentarz...  spadł, potłukł się i wkrótce umarł. Od tej pory boją się ludzie podsłuchiwać rozmowy dobytku.

Zdarzało się też, że po wieczerzy gospodarz szedł do przydomowego sadu. Mężczyzna uderzał kijem o pnie drzew i tym samym pobudzał je do owocowania w przyszłym roku.

Wspomniałam, że wigilia to czas wróżb o zamążpójściu. Po wieczerzy panny obiegały chałupę trzy razy tylko w samej koszuli na sobie. Przewidywano, że za trzecim razem Kurpiance pokazać się może jej przyszły mąż. Uderzano kijem o płot i tam, gdzie odbiło się echo, panna mogła szukać kawalera, bo stamtąd będzie najlepszy.

Stanisław Brzozowy z Jednorożca opowiadał, że w międzywojniu W przeciętnej rodzinie nie było upominków. Nie było na to pieniędzy. Czasami może starsze dzieci wykonywały ręcznie zabawki dla rodzeństwa, ale dostawały je w innym czasie niż Boże Narodzenie. Zadowolenie z tych zabawek było przeogromne, bo prezenty dla dzieci w tamtych czasach były rzadkością. W sklepie nikt zabawek nie widział ani na ulicy, bo ich po prostu nie było. O tym, że nie było prezentów pod choinką, wspominał też Zdzisław Mordwa z Jednorożca.

Dzieci śpiewające kolędy. Mal. Maria Orłowska-Gabryś, 1970 r. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego

Przed pójściem na pasterkę, która odbywała się o północy, w domach, w towarzystwie rodziny, sąsiadów lub później także koleżeństwa, śpiewano kolędy. Korzystano z kantyczek lub śpiewników. Zwykle zaczynano od pieśni Scanśliwe Betlejem.


Pochodzi z terenu dawnego starostwa ostrołęckiego, zapewne z XIX w., ale jest dzisiaj śpiewana przez zespoły kurpiowskie w całym regionie. Kolęda przedstawia pożytki dla małego Jezuska, gdyby urodził się na terenie Puszczy Zielonej. Historię kolędy przedstawił Łukasz Gut na blogu Kurpie – historia i trwanie. Waleria Żarnoch opowiadała, że po kolędach śpiewano różne pieśni patriotyczne. W jej domu w Dąbrowach śpiewano pieśń Kiedy Polska była w niewoli, rządzili cary. Słowa kolędy Wśród nocnej ciszy zamieniano na Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi, Bracia Polacy, cas jus nadchodzi, Bzierzcie za broń, za pałasy i za ostre kosy nase – wyrznąć Moskala.


Źródło: Rocznik Leśniczy, 2 (1862), s. 319320.

Na pasterkę chodzono gromadami pieszo lub jeżdżono wozami konnymi. Drogę oświetlano z obawy przed wilkami. Na polach daleko od zabudowy wsi i lasu chłopcy stawiali snopki siana. Ogniska miały nawiązywać do pastuszków, którzy wędrowali do Jezusa i ogrzewali się przy ogniu. Dzięki poświacie z ognisk można było bezpiecznie dojechać do kościoła, a niektórzy mieli bardzo daleko. Według Walerii Żarnoch robiono też pochodnie: kije obzijali kądzielą i zapalali te pochodnie i śli do kościoła na Pasterke.

Przed Pasterką ważne zadanie mieli ligawnicy. Zbierali się przed kościołem i grali na przemian. Miało to oznaczać koniec Adwentu.

Pasterka mogła trwać nawet 3 godziny. Ten, kto pierwszy wrócił z pasterki do domu, w nadchodzącym roku miał najlepszy urodzaj i najszybciej zebrał żniwa.

W niektórych kościołach przy bocznym ołtarzu ustawiano żłóbek, zwany dawniej jasełkami, do których podchodzą kurpiki, modlą się i dzieciom pokazują, jak zanotował ks. Skierkowski. Figurki wykonywali miejscowi. Według Ludwika Krzywickiego na Kurpiach można było znaleźć parafie, w których w żłóbku umieszczano postacie ubrane w regionalne stroje kurpiowskie. Np. Maryja miała być przedstawiana jako Kurpianka w Myszyńcu w latach 1860–1885. Z kolei kapłan o inicjałach B.Sk. w Wiśle w 1895 r. napisał: Co do tego ubierania Matki Boskiej w strój narodowy mam niemałą wątpliwość. Pytałem się Kurpiów niemłodych, bo po lat 60 mających, a na pytanie moje o owym ubieraniu w kurpieckie stroje Bożej Matki odpowiadali mi kategorycznie: Tego nigdy nie było. Szopka taka istnieje już dawien z dawna, ale nigdy nie bywało, by Matkę Boską inaczej przystrajano. Gdy zaś zwracałem uwagę, że może dawniej to było, może im kto z ojców opowiadał, zawsze mi przeczono. Autor przypuszczał, że jeśli zwyczaj istniał, to dawno temu. Widział jednak w Myszyńcu szopkę, gdzie Kurp staje obok narodzonego Dzieciątka Jezus, aby być jakoby jednym z najpierwszych przy Panu Jezusie.


Tak wspomniany korespondent opisał zaobserwowaną w 1893 r. w Myszyńcu szopkę: Ustawiono podstawę coś w rodzaju stołu ołtarzowego, pokryto białym obrusem; na tym stoi szopka-stajenka. W tej szopce na przodzie widzimy Pana Jezusa w kolebce; dość pięknie to przybrano, a na wierzchu wstążka jasnoniebieska, długo spuszczona (gust kurpiecki), aby ją widać było. Z jednej i drugiej strony kolebki stoją Kurpie; dalej ku brzegom – dwóch królów; trzeci król klęczy za kolebką, a w głębi stajenki Matka Boska i św. Józef, tudzież wół i osieł. I gdy inne osoby, jak Matka Boska i św. Józef i śś. trzej królowie są dłuta lepszego, rzeźba dość piękna, to Kurpie zrobieni przez domorosłego rzemieślnika: sam jakiś Kurp te figurki zrobił – i co prawda – dość nieudatnie. Obaj jednak ci Kurpie są w stroju narodowym, więc sukmana z sukna ciemnobronzowego koloru, takież spodnie, pod szyją widać białą koszulę, zawiązaną wstążeczką (faforem), u jednego niebieską, u drugiego różową; obaj w czapkach rogatywkach, formy przez starsze pokolenie prawie jedynie noszonej; obaj mają torby, których używają już to w podróżach dalszych lub bliższych, szczególnie gdy pieszo udają się w drogę, już to pasąc trzody. Jeden z kijem, jako podróżny (z lewej strony), drugi z biczem, jako pasterz (z prawej strony rysunku). Podczas nabożeństwa z obu stron tej szopki palą się świece. Bractwo, zapaliwszy świece, zbiera na światło z okazji tej szopki, a lud dość chętnie daje. (...) Stoi taka szopka od Bożego Narodzenia do postu. I tak: naprzód występują przy Panu Jezusie, oprócz Matki Boskiej, św. Józefa, w stajence będących, wołu i osła, obaj Kurpie, jakoby pastuszkowie, którzy pierwsi hołd składają narodzonemu w naturze ludzkiej Bogu. Tak jest do uroczystości Trzech Króli. Na tę uroczystość są wystawieni w szopce już i Trzej Królowie, i tak aż do uroczystości Oczyszczenia Matki Boskiej. Po tym święcie usuwają już bractewni z szopki: św. Józefa, Trzech Królów, Kurpiów, wołu i osła, a zamiast Matki Boskiej, poprzednio w postaci stojącej, stawiają figurę Matki Boskiej w postawie siedzącej na fotelu, na kolanach trzymającą Pana Jezusa. Pan Jezus wszakże pozostaje w kolebce, jak poprzednio. Taka szopka stale bywa w Myszyńcu; co rok to samo się powtarza. Jest tak od bardzo dawna, gdyż Kurpie starsi wiekiem powiadają, że zawsze tak było, a początku postawienia niniejszej szopki nie pamiętają.

Szopka w Myszyńcu w 1893 r. Źródło: „Wisła”, 9 (1895).

Mamy też rycinę szopki z Myszyńca z 1926 r. Obserwujący ją wówczas etnograf Seweryn Udziela napisał: Kurpiowska szopka przedstawiała się jak pudło bez dachu i bez wież z figurkami wewnątrz i po bokach. W międzywojniu, jak wspominał Stanisław Brzozowy z Jednorożca, W kościele stała bardzo uboga szopka, a wokół niej świerki bez żadnych ozdób, ale za to bardzo okazałe.


Kościelne żłóbki umożliwiały czas kultywację znanego w całej Polsce zwyczaju kołysania Jezuska. Wierni podchodzili do żłóbka i, pociągając za wstążkę, kołysali Jezuska. Śpiewano wtedy zapewne Lulajże Jezuniu. Zwyczaj przetrwał na Kurpiach do przełomu XIX i XX w. Wikariusz myszyniecki w latach 18921894, ks. L. Łukaszewicz, pisał: Od niepamiętnych czasów w kościele drewnianym w Myszyńcu na czas od Bożego Narodzenia (...) ustawiano (…) szopkę. Puszczanie wszedłszy do kościoła najpierw podchodzili do szopki i pociągali wstążkę kołysząc Dzieciątko Jezus złożone w kolebce i składali obok na stołeczku ofiary. Były to jajka albo inne produkty. Pisał o tym również cytowany wyżej ks. B. Sk.: I w ogóle mają Kurpie do tej szopki nabożeństwo, by uczcić przychodzącego na świat dla odkupienia ludzkości Boga, którego tu widzą wyobrażonego. Przychodząc do kościoła, czy to w dzień świąteczny, czy nawet powszedni, przystępują do owej szopki, zakołyszą trzy razy kolebką z Panem Jezusem i dają jakąś ofiarę: pieniądze na światło, albo coś w naturze. Najczęściej dają len, gdyż jest przekonanie wśród ludu, że kto zaniesie len do Pana Jezusa, to mu się duży urodzi.

Żłóbek w kościele pw. Narodzenia NMP w Jednorożcu przed 1962 r. Udostępnił Jan Skała ze Stegny.

W kościele kapucynów w Łomży znajduje się ruchoma szopka. Do żłóbka wędrują trzech muzykanci w strojach kurpiowskich. Grają na basetli, harmonii i bębenku.
 

Od momentu, gdy podczas pasterki ksiądz z ambony zaśpiewał Wśród nocnej ciszy, można było śpiewać kolędy. W świątyniach wybrzmiewały głównie wesołe, a niekiedy tak skoczne, że jak zapisał ks. W. Skierkowski, aż duchowieństwo musiało takiego śpiewu zabraniać. W tym celu gromadzono się w chałupach u najlepszych śpiewaków we wsi. Schodzono się gromadnie, używano śpiewników, choć częściej kolęd uczono się na pamięć. Poza tym układano kolędy miejscowe, charakterystyczne tylko dla jednej wsi lub parafii.


Il. Izabela Cierpikowska. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).
 

Na Kurpiach Zielonych dawniej śpiewano kolędy i pastorałki regionalne i znano ich o wiele więcej niż współcześnie. Zebrał je ks. W. Skierkowski. Dostępne są w III tomie jego Puszczy Kurpiowskiej w pieśni. Z zapisanych tam melodii i tekstów, w ramach projektu realizowanego przez Fundację Kurpiowski Nurt Tradycji w 2024 r., wybrano 11 utworów. Zostały opracowanie muzycznie i wokalnie... i są dostępne na YouTube i Spotify. Dzięki temu możecie poznać, a potem śpiewać kurpiowskie pastorałki. Serdecznie polecam! Poniżej przekierowanie na playlistę na YouTube, a tu link do Spotify.
 

Są też informacje o kolędach nawiązujących do danego okresu historycznego, warunków regionu, sytuacji społeczno-politycznej. Etnograf Adam Chętnik napisał kolędę dla Gościa Puszczańskiego”, czasopisma, które wydawał w latach 19191921. W 1932 r. Antoni Zadrożny z Kierzka również pokusił się o napisanie własnej kolędy.

Źródło: Gość Puszczański”, 3 (1921), 1, s. 2.


Kolędowanie organizowano, dzieląc młodzież i dorosłych na grupy. Nie kolędowały kobiety, bo uważano, że niedobrze jest, jeśli młoda dziewczyna włóczy się po wsi. Dzieci kolędowały z szopką własnej roboty. Chłopcy zbierali się gromadnie i śpiewali kolędy pod oknami domów. Dzieci za kolędowanie otrzymywały jakieś słodycze i szły dalej. 
Trzeba było otworzyć drzwi kolędnikom, bo inaczej ściągnęło by się na siebie nieszczęście.

Obraz Zofii Stryjeńskiej. Źródło: „Ilustracja Szkolna”, 1933, styczeń/luty Ser. XXXVII/XXXVIII Nr il. 468/471.

Członkinie i członkowie Zespołu Pieśni i Tańca Kurpie Zielone” z Białegostoku z szopką i kolędniczą gwiazdą. Podlaska Biblioteka Cyfrowa, ID 676

Starsi chłopcy chodzili z gwiazdą i zwierzęciem (koza, wilk, niedźwiedź) własnej roboty. Według Skierkowskiego czynili to biedniejsi chłopcy. Jak powstawała gwiazda? Dzielono na 4 części i oklejano różnokolorowym papierem. Gwiazdy miały po 4 albo 6 rogów, rzadziej 8. Z czasem gwiazdy zaczęto obracać za pomocą korby, nie ręcznie. Witold Kuczyński opowiadał, że najpierw mówiono pochwalonkę, a potem oracje na cześć gospodarzy. Im lepsze, im bardziej wychwalono przyjmujących, na tym bogatszy poczęstunek można było liczyć. Wesoło interpretowano fragmenty z Pisma Świętego o narodzeniu Jezusa, przeplatając je pastorałkami. Za kolędowanie chłopcy dostawali kawałek placka lub po kilka groszy. Śpiewano m.in. Wśród nocnej ciszyZ narodzenia PanaW żłobie leżyW dzień Bożego Narodzenia i inne. Z gwiazdą chodzili chłopcy w wieku od 15 do 20 lat, kawalerowie. Kuczyński zaznaczył, że czasem we wsi chodziły dwie grupy, jedna zaczynała z jednej strony wsi, druga z przeciwnej, by sobie nie wejść w drogę, a obejść jak najwięcej gospodarstw.

Kolędnicy na Kurpiach. Fot. Adam Chętnika. Źródło: Zbiory Fundacji Adama Chętnika (kopia z fanpage'a fundacji, dostęp 19 XII 2021 r.).

Kolędnicy na Kurpiach. Fot. Adam Chętnika. Źródło: Zbiory Fundacji Adama Chętnika (kopia z fanpage'a fundacji, dostęp 19 XII 2021 r.)

Kolędnicy w Nowogrodzie w okresie międzywojennym. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

W międzywojniu, wedle słów jednoroziaka Stanisława Brzozowego, Kolędnicy odwiedzali raczej bogatszych gospodarzy, tylko u nich mogli liczyć na poczęstunek. Z miasta też przyjeżdżali z ruchomą szopką i chcieli trochę zarobićPo II wojnie światowej, jak wspominał Marian Deptuła (*1947) z Jednorożca, nie było wędrówki po wsi przebierańców – zwykłe (…) śpiewanie kolęd przy skromnym poczęstunku w formie kruchych ciasteczek.

W Czarni od kilkunastu lat grupa nastoletnich chłopców chodzi po wsi z kolędami. Kolędują w okresie Bożego Narodzenia. Oprócz kolęd i pastorałek na ich melodie śpiewają wesołe przyśpiewki, przypraszając się odwiedzanym gospodarzom o przysmaki.

Kolędowanie w Czarni w 2018 r. Źródło (dostęp 2 I 2025 r.).

Kolędowanie w Czarni w 2018 r. Źródło (dostęp 2 I 2025 r.).

Zdarzało się, że trzej grajkowie (skrzypce, klarnet, basetla) chodzili po domach i grali różne kolędy, ale nie śpiewali. Za to dostawali datki i poczęstunek, zdarzało się, że flaszkę alkoholu. Z uzbieranych pieniędzy grajkowie wyprawiali sobie zabawę. Często grajkowie chodzili po domach w Nowy Rok. Z kolei Witold Kuczyński opowiadał, że kolędnicy śpiewali a capella. Nie chodzono ze skrzypcami, bo na tym instrumencie grali starsi, a nie kolędowano w grupach międzypokoleniowych. Starszym nie było godno przebywać z młodymi.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).


W przypadku kolędowania również możemy doszukać się pogańskich pozostałości. 
Pojawienie się w domu wesołych, często przebranych kolędników, hałas, jaki wprowadzali w obejściu, nawiązywał do zasady „świata na opak”, odrealnionego i magicznego czasu, gdy zmieniały się role społeczne, gdy jawa przenikała się ze snem, działy się cuda, gdy można było pytać o przyszłość, wróżyć i kontaktować się z zaświatami. Kolędnicy pierwotnie byli pośrednikami między żywymi i umarłymi, „wcieleniem duchów”, duchami przebranymi za ludzie. Charakter przebrań kolędników różnił się w regionach, ale symbolika była identyczna: byli to przedstawiciele niebios (anioł) i piekła (szczególnie turoń, wilk i niedźwiedź nawiązujący do tradycji pogańskich mieli strzec ludzi od dzikich zwierząt). Kolorowa ozdobiona gwiazda stanowiła odpowiednik gwiazdy prowadzącej mędrców do Jezusa, ale też nawiązywała do Szczodrych Godów. Była symbolem niezwyciężonego słońce (Sol Invictus), które toczy walkę z siłami mroku, ale wychodzi z niej zwycięsko, przynosząc światło i życie.

Wigilię i pierwszy dzień świat spędzano w rodzinach. Nie wychodzono z domów, ewentualnie w Boże Narodzenie odwiedzano bliżej mieszkającą rodzinę. Waleria Żarnoch wspominała, że W psierse śwanto Kurpsie nie robzili i stworzaniom nie gotowali tylo sobzie kapuste z niansam. A kartofel nicht nie gotował, bo to grzech obrać kartofle. Nawet kobziety włosów nie cesały w psiersy dzień śwąt bo to grzech. Nigdzie nicht nie sed, kazdy jek przysed z kościoła to w domu siedzieli i kolandy pasterałki śpiewali. Az w drugi dzień śwąt to sie rozjezdzali w gościne do krewnych cy znajomych. W pierwszy i drugi dzień świąt zdarzało się, że na stołach pojawiał się alkohol. Można też było organizować zabawę, czyli muzykę, potańcówkę. Obchodzono trzeci dzień świąt, czyli wspomnienie św. Jana Ewangelisty 27 grudnia, oraz czwarty dzień, wspomnienie Młodzianków, czyli dzieci zabitych przez króla Heroda podczas poszukiwań Jezusa.

We wspomnienie św. Szczepana 26 grudnia, na pamiątkę jego kamieniowania, młodzież idąca do kościoła nabierała w kieszenie grochu, fasoli i owsa. Obrzucano się na dobry urodzaj. Często rzucano grochem na głowy z kościelnego chóru. Zdarzało się też, że czyniono tak na koniec pasterki, przy wyjściu z kościoła. A w Lemanie rzucano z chóru nawet... kartoflami! Z kolei Waleria Żarnoch twierdziła, że przeważnie młodzież i dzieci rzucali w tłum grochem lub łubinem pod skończeniu pasterki. Wierzono, że groch i łubin obrodzą tak sowicie, jak go sie w pasterke siało. Stwierdziła, że w 1952 r., gdy to wspominała, zwyczaju już zanikł.

W parafii Brodowe Łąki w drugi dzień świat ksiądz święcił ziarno owsa. Kurpie chowali je na nasienie albo dawali koniom i krowom, by się dobrze chowały.

Dawniej w dzień św. Szczepana zwalniano ze służby czeladź i, jak podaje Adam Chętnik, godzono na nowo, stąd przysłowie Na święty Szczepan każdy sobie Pan. Do pracy na służbie nawiązuje pieśń śpiewana przez Czesławę Kaczyńską:


Wierzono, że o północy, wraz z początkiem drugiego dnia świąt, woda w studniach przemienia się w wino, ale nie każdy mógł takiego napoju zaczerpnąć. Trzeba było być godnym. Jak zapisał ks. Skierkowski, Podobno jedna dziewczyna nabrała w nocy takiego wina i dała spróbować sąsiadom. Oni spróbowali, że dobre, pobiegli z naczyniami, które mieli. Za chciwość zostali ukarani i przyniesione wino ponownie zamieniło się w wodę. W niektórych kościołach w drugi dzień świąt, ale częściej we wspomnienie św. Jana Ewangelisty (27 grudnia), kapłan na pamiątkę wesela w Kanie Galilejskiej częstował wiernych i wierne winem z kielicha mszalnego. Już w międzywojniu zwyczaj ten nie był kultywowany.

Wieczory od Bożego Narodzenia do sylwestra nazywano świętymi. Spędzano je na śpiewaniu kolęd, nie podejmowano prac gospodarskich ani domowych. Szczególnie uważano, by nie motać lnu. Szczególnie w wigilię, ale i w święte wieczory, po zachodzie słońca zakazane było przędzenie, szycie i tkanie – jedne z zajęć Kurpianek. Ewentualne poplątanie nici wróżyło problemy w życiu. Nieprzestrzeganie zakazu motania lnu w święte wieczory miało prowadzić do tego, że wilki będą się motały po wsi. Zajęcie odkładano aż do Trzech Króli. Nie wolno było rąbać drzewa, bo inaczej w gospodarstwie urodzą się same pokraki. To wszystko pozostałość wierzeń przedchrześcijańskich, by w tym niezwykłym czasie, gdy odwiedzają nas zmarli, nie zabić duszy siekierą, nie uwięzić jej w tkaninie, nie ukłuć jej ostrym przedmiotem. Nie można też było sprzątać, by z pomyjami nie wylać ducha zmarłego przodka, by przypadkiem nie wymieść z domu duszy zmarłego, który nas odwiedził. Albo.... nie wyrzucić spodziewanego powodzenia, urodzaju, dobrobytu.

W sylwestra czasem podawano na kolację mączne jedzenie z obfitą okrasą, by tak tłusto było cały rok. Podajmy konkrety. Gotowano kaszę lub kluski okraszone słoniną ze skwarkami. Zamiast klusków podawano prażuchę gotowaną z mąki sypanej do gotujących się ziemniaków. Nakładano to na talerz łyżką maczaną w słoninie, potem całość kraszono. Nazywano to dyżdanymi kluskami. Odpowiednio wcześnie przed świętami odbywało się świniobicie, dlatego gospodarze, jak wspominał Zdzisław Mordwa z Jednorożca, zdążyli zrobić wędliny czy przygotować słoninę do kraszenia potraw. W domu rodzinnym mojego taty Wiesława Kmocha w Drążdżewie Nowym jego ojciec, mój dziadek, Adam Kmoch (19242004) samodzielnie wędził boczek i wędliny, a babcia Bronisława robiła salceson i kaszankę.

Waleria Żarnoch opowiadała, że w sylwestra dziewczęta schodziły się do jednej izby i zagniatały ciasto na kołacze. Smarowały je starym sadłem i układały je rzędem na ławie. Wpuszczały do pomieszczenia psa. Której panny kołacz pies zjadł jako pierwszy (próbowano trzy razy), ta pierwszy wyjdzie za mąż. Której pies kołacza nie ruszy, przez najbliższy rok pozostanie panną. Robiły takie kukiełki ze śmatów i kładły do kopańki (niecki) i opałały. Więc która do trzech razy najsamprzód wyleci, ta sie w tym roku ozani. Sły do płota który buł z desków i kijankami biły w płot. Z której sie echo odezwało, z tej strony mąz do niej przyjadzie. Robiły takie kulki z kądzieli i paliły. Która kulka wyzej poleciała, w góre, do trzech razy, ta sie najpierw ozani w tym roku. Chłopcy zaś robili muze z popsiołu i mazali okna, gdzie była panna i ładna, a gdzie licha, nieuwazana, to tam nie mazali. Wozy na dach wciągali i koniny zatykali. Bramki od wrotów brali i zanosili daleko za wioske. Ubikacje przewracali do góry nogami. Popiół z woskam wysypywali do izby jek na chtórą panne złość nieli. Wierzono też, że jeśli oberwiesz od matki w sylwestra, tzn. dostaniesz karę za złe zachowanie, to będziesz cały rok dostawać w skórę.

Również Nowy Rok był dniem przeznaczonym na wróżby związane z zamążpójściem. W 1936 r. 76-letnia Marianna Skorpuska z Zarąb opowiedziała ks. W. Skierkowskiemu, że tego dnia dziewczęta wyciągały słomę z dachu i przyglądały się źdźbłom. Jeżeli któraś znalazła ziarna w kłosie, była to zapowiedź małżeństwa w rozpoczynającym się roku. Wieczorem zaś uderzają kijonką w stołek i uważają, w której stronie głos się odezwie, bo z tej właśnie strony przyjść ma jej luby.

Bysiek na tle wycinanki kurpiowskiej. Mal. T. Jodłowski, lata 50. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego

W okresie świątecznym, jak opowiadał Witold Kuczyński z Czarni, po domach chodzili ludzie przebrani najczęściej za Cyganów lub Żydów. Łatwo im było wówczas, korzystając z roli, o coś poprosić, coś ukraść, zrobić jakiś żart. Cyganie wyjadali jabłka i cukierki z choinki, podkradali jedzenie z garnków. Często na środek izby występował jeden z przebierańców i zajmował domowników opowieścią, a w międzyczasie pozostali psotowali. Malowano okna popiołem rozrobionym z wodą. Trzeba było spsotować coś na podwórzu, np. wynieść snopki ze stodoły i obstawić nimi dom, zastawić wyjście z domu stertą snopków wyciągniętych ze stodoły, oprzeć klatkę z chlewka o drzwi, zanieść wóz drewniany (często w częściach) na dach stodoły. Nie ma tego zwyczaju powszechnie, ale jeśli jakąś grupę najdzie ochota, to się zdarza. Niemniej zdarzają się żarty w sylwestra, choć dłużej utrzymały się podobne psikusy w półpoście.

W Nowy Rok sąsiedzi składali sobie życzenia (Daj, Boże, za rok doczekać i Wszystkiego dobrego). Jak zanotował ks. Skierkowski, Schodzą się też na wypitkę i zakąskę, o co przy święcie łatwiej. W kościołach po chałupach śpiewają kolędę Nowy Rok bieży w jasełkach leży.


Na Nowy
Rok wypiekano nowe latkaTo pieczywo obrzędowe miał zapewnić pomyślność w gospodarstwie. Nowe latka to obwarzanki z ciasta z przylepionym krzyżem prostoramiennym na środku; na krążku przylepiano urobione w palcach z ciasta zwierzęta i ptaki. Waleria Żarnoch zaznaczyła, że nowe latka lepili starsi z ciasta żytniego. Lepiono krówki, koniki, owieczki, jelenie, kury, kaczki i inne, które nalepiano na okrągły kawałek ciasta. Na nim na środku była już ulepiona wcześniej postać ludzka, często kobiety-pasterki, ale i pasterza z psem. Nowe latko (nowelatko) dawano dzieciom do zabawy, ale też, jak wspomin
ała Kurpianka z Jazgarki, a zanotował ks. W. Skierkowski, nalepiano na belkę pod sufitem lub zawieszano je na lnianej nitce do pułapu, w rogu, nad stołem. Waleria Żarnoch mówiła, że nowe latko się wieszało nad stołam, zeby sia kranciłoWisiało aż do kolejnego Nowego Roku. Skierkowski dodał: Z czasem i nie wszędzie pojawiły się ozdoby też zwane nowymi latkami i zawieszane u pułapu, ale wykonane z opłatków ciętych w półkola.

Nowe latko wypieczone przez Czesławę Konopkę w 1972 r. Zbiory Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Dawniej na Kurpiach w Objawienie Pańskie, czyli uroczystość Trzech Króli, wierni szli do kościoła z gałązkami jałowca, które potem, po poświęceniu, podpalali w domu, okadzając go w celu zapobiegnięcia chorobom i zarazie. Jałowcem okadzano gardła, jeśli ktoś miał chore. Zdarzało się, że jagody jałowcowe wraz z kredą święcono osobno, a po domach roznosił je zakrystian (kościelny, dziad kościelny). Święcono kredę, którą pisano na drzwiach domu symbole. Kadzidło zapalano podczas kolędy – wizyty duszpasterskiej kapłana w domach parafian. Wraz z kredą święciło się w kościele jagody jałowcowe, a roznosił je parafianom kościelny. Poza tym święcono nasiona kolendry zebrane na łąkach, które później zaszywano dzieciom w ubrania jako formę ochrony.

Nauczyciel Marian Kalinowski w książce Wspomnienia wieloletniego nauczyciela pisał: Dziewczęta na Nowy Rok piekły powszechnie fafernuchy, jakby orzechy ze słodkiego ciasta. Ciastka pieczono też na święto Trzech Króli. Robiono je z marchwi, mąki żytniej, miodu i pieprzu. W smaku były słodko-pieprzne. Nazwa fafernuchy pochodzi od niemieckiego słowa pfepfer, czyli pieprz, lub pfefferkuchen (ciasto pieprzowe lub piernik). Czasem dodawano jajko, a dawniej zamiast marchwi odwar z pasternaku lub sok buraczany. Jak pisała Anna Urlich z Łukasiaków ze Stegny, Ciasto miało różny smak w zależności od pomysłowości i zamożności gospodyni. Jedne szykowały je z pszennej mąki, słodkie i pulchne, inne przyprawiały korzeniami i te były pikantne, ostre, a najgorsze były z żytniej mąki  twarde, ciemne. Po wyrobieniu ciasto wałkowano w rulonik grubości palca i krajano ukośnie na kawałki długości od 1 cm do 2 cm. Niektóre gospodynie ozdabiały fafernuchy nacięciami noża, i inne smarowały jajkiem i posypywały cukrem. Następnie pieczono je ok. 2 h. Czasem po wyjęciu z pieca ciastka smarowano miodem.

Przepis na fafernuchy z ulotki Kurpiowskiego Szlaku Kulinarnego.

Obdarowywanie się fafernuchami miało być według ks. Skierkowskiego pamiątką darów, które trzech królowie zanieśli Jezusowi. Każda osoba, która przyszła w gościnę w Objawienie Pańskie, była częstowana fafernuchami.

Fafernuchy wykorzystywano do staropolskiej zabawy w cetno (cet) i licho (lich). W dzień Trzech Króli, jak pisała Anna Urlich z Łukasiaków (19312015) ze Stegny, każdy nabierał w kieszenie fafernuchów i wychodził na wieś. Zabawa polegała na tym, że sięgano do kieszeni biorąc garść fafernuchów i napotkanemu koledze pokazywano zamkniętą garść pytając: cetno czy licho”, cetno oznaczało parzystą liczbę fafernuchów, licho nieparzystą. Jeśli zagadnięty utrafił odpowiedzią fafernuchy będące w garści stawały się jego własnością, jeśli nie utrafił  musiał dać pytającemu taką ilość własnych fafernuchów jaka znajdowała się w garści pytającego. W grze brali udział dorośli i dzieci. Około południa dochodziło do takiego wymieszania fafernuchów, że można było zdegustować wypieki prawie całej wsi.

Fafernuchy, które upiekłam na Trzech Króli w 2018 r.

Robiono też byśki  zwierzęta z ciasta (kozy, krówki, konie i baranki, jelenie, zajączki). Lepiono je z mąki żytniej, pytlowanej, rozrobionej wodą. Pieczono w piecu i rozdawano dzieciom do zabawy.

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

     
Źródło: A. Chętnik, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936.

Źródło: A. Chętnik, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936.

Mal. Maria Orłowska-Gabryś, lata 50. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego

Mal. Maria Orłowska-Gabryś, lata 50. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego

Na Kurpiach dawniej w okresie świątecznym można było usłyszeć kolędujących dziadów, czyli bezdomnych, biedaków, wysiedlonych, czasem podróżujących z instrumentami, np. lirą korbową. Jak opowiadał Witold Kuczyński, taki dziad, gdy pozwolono mu wejść do domu (a pozwalano zawsze), mówił pochwalónkę, potem modlitwę za domowników, a do worka, który miał ze sobą, wkładał otrzymany od domowników poczęstunek. Miewał koszyk z sianem, na której siedziała kaczka lub gęś. Prosił wówczas o jajko, które ptak mógł wysiedzieć. Dziad śpiewał kolędy. Na Kurpiach nie ma już dziadowskiego kolędowania.

Kolędnicy z Herodem na Kurpiach. Fot. Adam Chętnik. Źródło: Wiedza o Polsce, t. 3: Geografia i etnografia Polski, Warszawa [ok. 1930], za: „Kurpie”, 2002, 1 (5), s. 11.

Częściej jednak między Wigilią a Trzema Królami dojrzali mężczyźni chodzili po wsi z Królem Herodem, odgrywając scenę dialogu między Herodem a Dzieciątkiem Jezus. Zawsze kończyło tak, że śmierć ścinała królowi kosą głowę, a diabeł zabierał jego duszę do piekła. Na zakończenie śpiewano kolędy i wesołą pieśń świecką. Stroje wykonywano z tektury oraz błyszczącego papierowego srebra i złota. Oprócz Heroda, śmierci i diabła w chatach pojawiała się przyboczna straż króla (dwaj żołnierze), jego marszałek, anioł, dziad, Żyd. Heroda grał wąsaty dobrze zbudowany mężczyzna, na diabła wybierano kogoś młodszego, skocznego. Żyda grał starszy mężczyzna. Bywało, że w przedstawieniu brali udział mężczyźni w strojach kurpiowskich, którzy skarżyli się Herodowi, że źle im się dzieje, że lasy wycinają, prosili o pomoc, przekomarzali się z królem.

Herody na Kurpiach. Fot. Gabor rinczy. Źródło: Kontakty, 1994, 5 (681), okładka.

Herody na Kurpiach. Fot. G. rinczy, lata 90. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego

Cała Herodówka trwała nawet do godziny, więc zdarzało się, jak opowiadał Witold Kuczyński, powołując się na swojego ojca, Kurpia we wsi Długie w gminie Czarnia, że spraszano gospodarzy do jednego dużego domu i tam prezentowano przedstawienie. Bywały i Herodówki biletowane, na które przyjeżdżali widzowie i widzki z sąsiednich wsi furmankami. W Długiem w 1956 r. za pieniądze z biletów na przedstawienie pobudowano kapliczkę. Postawiono ją mimo zakazu nałożonego przez władze partyjno-państwowe. Zrobiono to w tajemnicy, w nocy. Poświęcił ją ówczesny bp płocki Tadeusz Paweł Zakrzewski. Była to wielka sprawa dla parafian, bo dawniej biskup nie wizytował parafii w diecezji tak często jak współcześnie.

Poniżej opis widowiska Król Herod ze wsi Dudy Puszczańskie i Krysiaki zanotowany w 1870 r. przez Oskara Kolberga. Jest to Dyalog parobków i chłopców poprzebieranych w odpowiednie pojęciu swemu ubiory charakterystyczne; jeden za króla Heroda, drugi za jego feldmarszałka, inni za żołnierzy, żyda i żydówkę, śmierć i t. d. Chodzą oni od domu do domu, lecz bez szopki, od Bożego Narodzenia aż do Trzech-Króli.


W 1952 r. Waleria Żarnoch z Dąbrów mówiła, że dzieci szkolne z szopką, a dorośli z Herodem zaczynali chodzi po wsi już w drugi dzień świąt. Relacje na temat Herodów na Kurpiach Zielonych zbierano w 1968 r., kiedy badania prowadziła m.in. etnochoreolożka Grażyna Dąbrowska. Wówczas Marianna (1898–?) i Józef (1908–?) Grzybowie z Bakuły powiedzieli, że na Herody chodzili tylko mężczyźni. Występowali jako król Herod, marszałek, 2 żołnierzy, syn króla, król turecki, żyd, śmierć, anioł, diabeł, łącznie 10 osób. Królowie, marszałek i żołnierze byli ubrani w wojskowe szynele, buty z cholewami. Herod miał koronę z papieru oklejonego sreberkiem, król turecki miał nakrycie głowy sporządzone ze zwoju czerwonego płótna przystrojonego pękiem końskiego włosia. Diabeł był ubrany w kożuch odwrócony sierścią na wierzch. Ogon robiono mu z kolczastego drutu okręconego sierścią zajęczą. Gdy kłoś złapał za ten ogon, kłuł się. Żyd wyglądał jak oberwany, miał w ręce worek, śmierć miała zarzucone na głowę prześcieradło z wyciętymi otworami na oczy, z wyrysowanym nosem i zębami i oczywiście miała w ręku kosę. Na początku i na końcu przedstawienia śpiewano kolędy. Nie było tańców. Zygmunt Szutkowski (1897–?) z Baranowa wspominał, że z Herodem chodzili tylko kawalerowie i zawsze w parzystej liczbie: 8, 10 lub 12. Nie malowano twarzy, nie noszono masek, tylko diabeł był pomalowany czarną sadzą. Jeden z kolędników wchodził do domu i pytał się, czy gospodarze przyjmą grupę (np. słowami Czy można ten dom rozweselić?). Franciszek Babiel (1876–?) z Chudka opowiadał: W czasie przedstawienia żołnierze ustawiali się koło kredensu, zasłaniali go prześcieradłem i zabierali z niego wszystkie zapasy żywnościowe. Śpiewali swoje role, żartowali z domownikami. Szutkowski wspominał, że co roku śpiewano te same piosenki i mówiono te same teksty. Bogatsi gospodarze dawali pieniądze. Kolędnicy dostawali też jedzenie. Julian Antoszewski (1893–?) z Obierwi opowiadał, że za kolędowanie chłopcy dostawali pieniądze, groch, zboże. Ziarno dawano wtedy, gdy w domu nie było pieniędzy. Podarki kolędnicy wkładali w worek, który zawsze ze sobą nosili. Pieniądze przepijali, robili zabawę itp. – zapisała jedna z osób uczestniczących w badaniach. Jeśli chodzi o skład grupy, to Antoszewski pamiętał, że marszałków był czterech. W Chudku w 1968 r. informowano, że kolędników było 10. Natomiast Genowefa Białczak (1903–?) z Baranowa zapamiętała, że w Herodach brało udział 1113 osób. Mówiła, że w grupie kolędników byli też pastuszkowie i zapamiętała, że kolędnicy nosili na twarzach maski. Marianna Niedźwiedzka (1891–?) z Dylewa wspominała, że wszyscy byli ubrani w papier lub gałg.[anki]. Helena Gleba (1903–?) z Dylewa pamiętała, że chodzono po Trzech Królach. Wśród postaci wymieniała, oprócz już wspominanych, kasijera. W Czarnotrzewiu przekazano badaczkom i badaczom, że Herody chodziły zawsze z gwiazdą. Maria Kutryb (1900–?) z Czarnotrzewia twierdziła zaś, że z Herodami chodzono od Nowego Roku przez cały karnawał.


Franciszek Babiel (1876–?) z Chudka opowiadał, że zwyczaj zanikł po II wojnie światowej. Apolinary Boruch (1907–?) z Dylewa widział Herody jeszcze w 1964 r. W Płoszycach też chodzono w 1964 r. Witold Kuczyński z Czarni zwrócił uwagę, że w latach 60. i 70. XX w. zwyczaj zaczął zanikać, bo młodzi chłopcy, którzy zazwyczaj chodzili z Herodem, wyjeżdżali do pracy do miast i często porzucali dawne tradycje. Powrócono do nich na fali ruchu regionalnego, szczególnie od początku XXI w. Współcześnie o zachowanie zwyczaju Herodówki dbają organizacje pozarządowe, np. Stowarzyszenie Trójwiejska i Fundacja Kurpiowski Nurt Tradycji, oraz instytucje kultury, np. Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Nowogrodzie.



Przedstawienia jasełkowe odgrywano w szkołach. Przykładowo w święto Trzech Króli 1908 r. w Jednorożcu z inicjatywy organisty Jana Bojarskiego (1887–?), zaangażowanego wraz z ks. Izydorem Połubińskim w prace Polskiej Macierzy Szkolnej, odegrano jasełka. Powtórzono je w dniach 12, 15 i 19 I 1908 r. Jasełka bardzo dobrze się udały, ściągając po kilka razy mnóstwo widzów i słuchaczów. Zorganizowane zostały wyłącznie przez włościan, zaś aktorami byli zarówno dorośli, jak i dzieci. W czasopiśmie Mazur czytamy: Scena była przepełniona widzami. Przybyło sporo osób z miast, z Przasnysza, z Chorzel i z pobliskich wsi. Szkoda, że sala zamała, bo widzów mogło być dwa razy tyle; każdy akt przyjęto oklaskami. Scena była urządzona w szkole gminnej, w której się mieściło z górą 200 osób. Pieniądze zebrane z „Jasełek” po strąceniu kosztów, dano na kościół w sumie 36 rubli. Na zakończenie „Jasełek” w dniu 6 stycznia za staraniem p. Józefa Grzyba gminnego pisarza odbył się bal, na którym grała miejscowa orkiestra. Kapłan dziękował potem w Mazurze J. Bojarskiemu, J. Grzybowi oraz aktorom za bezinteresowne działanie, a orkiestrze za ofiarę w wysokości 36 rubli na kościół.

Osoby uczestniczące w jasełkach w Kadzidle. Fot. Adam Chętnik. Źródło: A. Chętnik, Puszcza Kurpiowska, Warszawa 1913.

***

Ten wpis publikuję przed Bożym Narodzeniem 2021 r., więc zakończę życzeniami.

Na scęście, na zdrozie, na to Boże Narodzenie,
Cobyście byli zdrowi wszyscy i weseli jako w niebie anieli, Cobyście nieli pełno gości, jako na gałązce ości,
Cobyście nieli pełne łobory, pełne pudła,
Coby wom gospodyni przy piecu nie schudła,
Coby sie Wom darzyło, scęściło, dyślem do stodoły łobruciło, Tak Wom Boze daj!



Bibliografia
I. Źródła
Archiwalia
Muzeum Historyczne w Przasnyszu, A. Urlich, Wspomnienia stegneńskiej kurpianki poprawione i uzupełnione, Warszawa 2004, sygn. Mźr 282;
Jednorożeckie Archiwum Społeczne, Wspomnienia Marianny Piotrak z Mordwów (spisała Janina Popiołek), [mps] 2011–2013, s. 9;
Tamże, Wspomnienia Stanisława Lesińskiego z USA (spisała Christine Lesińska), [mps] 2010–2016, s. 4;
Zbiory Fonograficzne Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk, Notatki z badań pod kierunkiem G. Dąbrowskiej na Kurpiach Zielonych, 1968 r. [archiwum nieuporządkowane];
Zbiory Fonograficzne Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, Relacje o zwyczajach i wierzeniach na Kurpiach Zielonych zanotowane podczas Ogólnopolskiej Akcji Zbierania Folkloru, 1952 r. [akta nieuporządkowane];
Zbiory Fonograficzne Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, Wypisy z rękopisów ks. W. Skierkowskiego, 1936 r. [akta nieuporządkowane].

Źródła wydane

Relacje ustne
Czesława Kaczyńska o Świętach Bożego Narodzenia (dostęp 25 XII 2024 r.);
Relacje Aliny Maluchnik, Heleny Opalach i Bogdana Piotraka z Jednorożca (2020 r.);
Relacje Czesławy Kaczyńskiej, Wiesławy Bogdańskiej i Krystyny Łaszczych z Kadzidła, [w:] Wycinanki, kluski z makiem, łamanie opłatkiem z trzodą. Tradycyjne święta na Kurpiach i w Łowiczu (dostęp 18 XII 2021 r.);
Relacje Iwony Choroszewskiej-Zyśk i Małgorzaty Fruby, [w:] Wyścigi po Pasterce? Obrzucanie fasolą? Poznaj zwyczaje świąteczne Kurpiów, Radio Rodzina (dostęp 25 XII 2024 r.);
Relacje Teresy Pieloch z Lemana, Ireny Górskiej z Zalasa, Jerzego Waszkiewicza z Piątkowizny i Elżbiety Cieloszczyk z Ksebek, [w:] Tradycje i zwyczaje świąteczne na Kurpiach, Radio Nadzieja (dostęp 6 IV 2024 r.);
Relacja Wiesława Kmocha z Jednorożca (2024 r.);

Reportaże medialne

Wspomnienia wydane
Deptuła M., Jednorożec. Powrót do przeszłości, Żywiec 2017;
Grec J., Święta Bożego Narodzenia we wspomnieniach Stanisława Brzozowego, [w:] Zapiski Ziemi Jednorożeckiej, red. M. Dworniczak i in., Jednorożec 2011, s. 136–137.

Prasa
Czytelnik „Mazura”, Z Jednorożca, pow. Przasnyskiego, „Mazur”, 3 (1908), 12, s. 4;
Jasełka w Jednorożcu, „Goniec Wieczorny”, 1908, 47, s. 5;
Odpowiedzi redakcji, „Mazur”, 3 (1908), 12, s. 4;
W Jednorożcu, „Głos Płocki”, 1 (1908), 2, s. 3;
Z pow. przasnyskiego, „Mazur”, 3 (1908), 4, s. 4.

II. Opracowania
5 Czarnieński Jarmark Bożonarodzeniowy (dostęp 2 I 2025 r.);
Adwent (dostęp 25 XII 2024 r.);
Białczak A., O Zapustach, Wielkim Poście i wyczekiwaniu na wiosnę„Kurpie”, 2004, 1, s. 9–10;
Boże Narodzenie na Kurpiach (dostęp 18 XII 2021 r.);
Cekała A., Gody w kurpiowskiej chacie (dostęp 18 XII 2021 r.);
Chętnik A., Kalendarzyk zwyczajów dorocznych, obrzędów i niektórych wierzeń ludu kurpiowskiego, Nowogród 1934;
Tenże, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936;
Czesława Kaczyńska (dostęp 25 XII 2024 r.);
Kielak B., Doroczne zwyczaje i obrzędy Puszczy Zielonej, [w:] Puszcza Zielona. Przyroda, folklor, historiared. A. Jakim-Morawska, Pułtusk 2013, s. 215–223;
Mamińska E., Wigilia na Kurpiach (dostęp 18 XII 2021 r.);
Obyczaje zapustne na Kurpiach (dostęp 20 XII 2021 r.);
Szczodre Gody (dostęp 25 XII 2024 r.);


Które z opisanych zwyczajów, obrzędów i wierzeń zachowały się w Waszych domach? Które już nie są kultywowane, ale pamiętacie je z dzieciństwa albo młodości? Czy wiedzieliście o słowiańskich lub rzymskich korzeniach zwyczajów, obrzędów i wierzeń do dziś obecnych na Kurpiach?

Pozostałe wpisy z tej serii:
I. KURPIE BIAŁE
  • przedwiośnie i wiosna (Wielki Post i Wielkanoc): KLIK [w przygotowaniu];
  • wiosna: KLIK;
  • lato: KLIK;
  • jesień: KLIK;
  • zima (od Adwentu do Trzech Króli): KLIK.
II. KURPIE ZIELONE
  • od nowego roku do Wielkiego Postu: KLIK;
  • Wielki Post i Wielkanoc: KLIK;
  • wiosna i lato: KLIK;
  • jesień: KLIK.

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz