20 grudnia 2021

Zima na Kurpiach Zielonych: Adwent, Boże Narodzenie, sylwester, nowy rok

Przed świętami Bożego Narodzenia i w styczniu często jestem pytana o zwyczaje kurpiowskie. Do tej pory odpowiadałam, pisząc krótkie teksty do prasy albo udzielając informacji innym piszącym. Zawsze były to jednak dane zdawkowe. Przychodzę dziś z uzupełnieniem i zaproszeniem do lektury opowieści o grudniowo-styczniowych 
zwyczajach na Kurpiach Zielonych. W końcu mamy wszystko w jednym miejscu! Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś, czego jeszcze nie wiedzieliście o okresie zimowym w naszym regionie. Dobrej lektury!



Okres Adwentu charakteryzował się oczekiwaniem na święta w powadze i skupieniu. Wypełniony był przygotowaniami i porządkowaniem zagród. Nawet już w połowie listopada dzieci zaczynały przygotowywać ozdoby choinkowe.

Już od początku Adwentu młodzi nie mogli wychodzić z domów tak swobodnie, jak wcześniej. Zaczynał się czas zadumy, prac domowy. Zabronione były zabawy. Codziennie rano uczestniczono w roratach, czyli mszach upamiętniających Maryję. Śpiewano Godzinki ku czci NMP i pieśni adwentowe. Śpiewano w drodze na roraty, śpiewano też w domach prywatnych. Wiele pieśni adwentowych przekazała wybitna śpiewaczka kurpiowska Zofia Warych (1939–2021)  z Myszyńca.




Poszczono trzy dni w tygodniu. Królowały potrawy mleczne i warzywne. Zajmowano się przędzeniem, darciem piór na poduszki i kołdry. Wieczorami słuchano opowieści (m.in. o historii Jezusa, ale i końcu świata i o tym, gdzie i dlaczego we wsi straszy), które opowiadali starsi. Możliwe, że opierano się na Sybillach. Dzieci siedziały struchlałe i słuchały, czasem płakały i na pewno wszelka ochota na oddalanie się z domu ich opuszczała.

Adwent to gwarowo Ładwënt, ale dawniej nazywany był Jegźënt. Obie formy zapisałam zgodnie ze wzorem zapisu opracowanym przez prof. Jerzego Rubacha.

Dawniej we wspomnienie św. Mikołaja, czyli 6 grudnia, mężczyźni suszyli. Co to znaczy? Podejmowali całodniowy tzw. chłopski post w intencji obrony bydła przed wilkami. Prosili św. Mikołaja o wstawiennictwo. Kiedy wilki zniknęły i przestały zagrażać gospodarstwom, zwyczaj zniknął.

Jedzono skromnie, wszak adwent to okres wyrzeczeń. Pieczono wychopnie – placki formowane z pszenicy na zakwasie chlebowym i posypywane makiem. Po upieczeniu wyglądały jak świąteczne baby świąteczne.

Dla tego okresu charakterystyczna była gra na ligawach (ligawkach). Długie drewniane trąby, używane jako instrumenty pasterskie, służyły do rannego i wieczornego trąbienia. Grający na instrumencie chodzili po wsi i oznajmiali w ten sposób bliski Sąd Ostateczny, ale też informowali o czasie Adwentu, momentu pokuty, zatrzymania się, spokoju. Za dnia głos ligawek można było usłyszeć nawet z 3 km. By zagrać na tym długim instrumencie, należało go oprzeć o plecy kolei, ewentualnie o płot albo, dla lepszej nośności dźwięku, o krawędź studni.

Ligawka sprzed 1939 r. z Kurpiowszczyzny, zbiory Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).


Ligawka z Kadzidła o długości 105 cm. Zbiory Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).



Ligawka z Dębnik o długości 102 cm. Zbiory Muzeum Kultury Kurpiowskiej w Ostrołęce. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Kurp grający na ligawce opierający instrument o ramię kolegi (członkowie zespołu kurpiowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego w Nowogrodzie) podczas 25-lecia PTK w Belwederze, 1–3 V 1932 r. Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).
 
W okresie przygotowań do świąt nie zapominano o zmarłych, szczególnych tych, którzy odeszli w minionym roku i nie siądą do stołu wigilijnego. Dlatego w Adwencie, szczególnie w północno-wschodniej części puszczy, organizowano tzw. Boże Obiady albo śtypy (stypy). To forma wspominek za dusze zmarłych osób z rodziny, innych domowników, sąsiadów. Boże Obiady urządzały dzieci zmarłej osoby albo najbliżsi krewni. Adam Chętnik tak opisał ten zwyczaj: Po nabożeństwie żałobnem zaproszeni sąsiedzi, nieraz pół lub cało wieś, szli z kościoła z krzyżem i chorągwiami do wsi, do chałupy, gdzie ma być Boży Obiad odprawiany. Odbywały tam się modły i śpiewy za dusze zmarłych, przeplatane poczęstunkiem, jak na weselu. Trwało to cały dzień i całą noc. Dawniej Boże Obiady organizowano w Adwencie oraz w Wielkim Poście. Więcej o zwyczaju pisałam tutaj: KLIK.

Od św. Łucji, czyli 13 grudnia, zaczynały się bezpośrednie przygotowania. Wykorzystywano to, że św. Łuca dnia przyrzuca. Pozorne wydłużenie dnia pozwalało na intensywniejsze prace. Sprzątano izby, myto wszystkie sprzęty, bielono ściany, na których klejem z mąki naklejano nowe wycinanki w formie jednokolorowych gwiazd (kółek) albo leluj. Wykonywano też wielokolorowe ptaki leśne i domowe (kury, pawie, koguty), sceny rodzajowe albo postacie (myśliwy, ułan na koniu, para młodych w bryczce), rzadziej scenki z życia na wsi.

Czesława Kaczyńska ze wsi Piasecznia podczas strzyżenia wycinanek w Kadzidle, 1976 r. Fot. Grażyna Rutkowska. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

W oknach wieszano wycięte z białego papieru firanki, a u sufitu poskręcane wstążki rozchodzące się promieniście ku wszystkim ścianom. Ten tzw. pająk wykonywano z bibuły w kolorach żółtym, fioletowym, zielonym. Na zakończeniach pasków umieszczano kolorowe kwiaty.

Widoczny święty kąt i pająk pod sufitem. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Robiono też kierce, czyli ozdobę w kształcie zbliżonym żyrandola, wieszaną pod sufitem jako dekoracja, obracaną przez powietrze. Kierce były albo okrągłe, wykonywane z użyciem grochu, słomy i kolorowej bibuły, albo miały formę tzw. gołębnika. Była to prostokątna romboidalna konstrukcja z z kawałków słomy i kwiatów, ewentualnie jeżyków z kolorowego papieru, do której przymocowywano różne wielkości ostrosłupy zakończone jeżykami, kwiatami itp. Sprzątano święty kąt, czyli domowy ołtarzyk z figurą Matki Boskiej, obrazami, świecznikami oraz kwiatami z bibuły, które układano na płasko, na listewkach, w bukiety. Pod sufitem, w pobliżu kuchni, składowano upieczone na zapas chleby. Przy piecu zawieszano wysuszone grzyby. Wędzono mięso, o ile takie było.

Chata kurpiowska w Tatarach, siedzi Marianna Konopka, lata 60–70. XX w. Widoczny kierec. Zbiory Narodowego Archiwum Cyfrowego. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Kierec. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Jerzyki, które mogą być bombkami albo elementami kierca. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Okres Adwentu, charakteryzujący się oczekiwaniem na Święta w powadze i skupieniu, kończył się w wigilię. Ten radosny dzień na Kurpiach oznaczał zakończenie przedświątecznej krzątaniny i przygotowania potraw na Wilię, zwaną też ZiliąGody, czas spotkania dwóch sąsiednich lat, świętowano w okresie Bożego Narodzenia przez 4 dni, od Wigilii aż do tzw. Młodzianków włącznie.

W wigilię w ciągu dnia przestrzegano ścisłego postu. Po południu strojono choinkę. Początkowo jej funkcję pełnił ustawiony w kącie snop słomy, później sosna zawieszana u sufitu (podłaźniczka). Kiedy choinka już się pojawiła, to wyprawiano się po nią w wigilię, czyniąc zadość zwyczajowi rytualnej żartobliwej kradzieży, co miało złodziejowi przynieść szczęście, a jednocześnie było świadectwem jego sprytu, odwagi, zręczności. Wybierano sosnę, jodłę albo świerk. Często choinkę przynosił do domu najstarszy członek rodziny. Las uważano za własność Kurpiów, pamiętając o wielowiekowej służbie bartników i strzelców w królewskich borach, i nawet w okresie zaborowym, kiedy de facto kradziono drzewka z lasu, mówiono, że Kurpie idą po swoje

Od początku XX w. drzewko dekorowano własnoręcznie wykonanymi ozdobami z bibuły i włóczki oraz świeczkami z wosku, ustawionymi w samodzielnie zrobionych lichtarzykach. To było wyzwanie, bo nie było światła elektrycznego, więc zdarzało się, że choinki zajmowały się ogniem. Ozdoby wykonywano przez cały Adwent, a należały do nich: kółka i gwiazdki z opłatka, małe rajskie jabłuszka, orzechy, upieczone niewiele wcześniej pierniczki, bombki (tzw. jeżyki), aniołki, gwiazdy, łańcuchy na choinkę ze słomy, bibuły i kolorowego papieru, suszone szyszki. Później wieszano też anielskie włosy. Rwano też watę i układano na gałązkach choinki, by imitowały śnieg. Zdarzało się, że wieszano własnoręcznie robione ciastka (z maszynki). Kolorowy papier do ozdób kupowano np. na jarmarkach albo u wędrownych kupców żydowskich. Stanisław Brzozowy (1923–2020) z Jednorożca wspominał, że w okresie międzywojennym choinka była (...) może nie za bardzo w każdym domu. Wszystko przed wojną dużo kosztowało. (…) jak u nas po wojnie leśniczy otrzymał przydział na choinki takie, że aż śmiechu warte, np. na całe nadleśnictwo było 100–120 sztuk, to było i dla jednej wsi za mało. Trzeba było po prostu tę choinkę w nocy ukraść albo nie mieć wcale. Ale jaki to był sens obchodzić święta, a choinkę zdobyć nielegalnie? Kupione ozdoby choinkowe mieli nieliczni, np. rodzina Lesińskich po powrocie do Jednorożca z USA. Choinka stała nawet do 2 lutego, a na pewno do momentu przybycia księdza po kolędzie.


Wigilia w rodzinie Konopków. Źródło: „Tygodnik Ostrołęcki”, 1 (1982), 1, s. 1.

Wigilia w rodzinie Konopków. Źródło: „Tygodnik Ostrołęcki”, 1 (1982), 1, s. 1.

Dawniej Zilija była przez niektórych obchodzono wieczorem, po ukazaniu się pierwszej gwiazdki, ale i rano. Tak nakazywał zwyczaj puszczański. Jeśli zjedzono rano, w ciągu dnia poszczono.

Kobiety nie mogły same chodzić po wsi. Do południa zamykano je w domach, nie wpuszczano do domów obcych kobiet. Pierwszy gość, jaki pojawił się w wigilię w drzwiach kurpiowskiej chaty, miał duży wpływ na życie całej rodziny w nadchodzącym roku. Jeżeli był nim mężczyzna, zwiastowało to szczęśliwy i pomyślny czas, natomiast wizyta kobiety wróżyła kłopoty i niedostatek. Jeśli pierwszą osobą odwiedzającą dom był kobieta, wróżono narodziny samic bydła czy owiec, a jeśli mężczyzna  samców.

W wigilijny poranek kultywowano podcinanie włosów młodych panien (w Boże Narodzenie było to zabronione, podobnie jak samo czesanie włosów, tak samo urządzenie zabaw, wesel i chrztów). Przed śniadaniem dziewczyny szukały osoby we wsi, która podcięłaby im warkocze, by włosy lepiej rosły. Często wybierano gospodarza, który miał nożyce do strzyżenia owiec (tymi samymi robiono wycinanki, czynili to także mężczyźni). W wigilię w domu rodzinnym Czesławy Kaczyńskiej przed domem ustawiła się sznur panien, które chciały, by jej ojciec podciął im włosy. Po wykonaniu zadania wrzucał końcówkę warkocza do pieca i palił. Jeśli zrobiłby inaczej, jeśli wyrzuciłby włosy gdzieś indziej, dziewczynę zaczęłaby boleć głowa. Łapał za warkocz, który został, i mówił: Rośnijta, włosy, do zieni az sia Marysia łozani. Wigilia była bowiem czasem wróżb przedmałżeńskich.

W Wigilię unikano szybkich ruchów czy gwałtownego siadania. Należało wcześniej sprawdzić, czy wybrane miejsce nie jest już zajęte. Wierzono, że w chatach mogły przysiąść duszyczki zmarłych domowników lub krewnych, a także dawnych mieszkańców danej chaty. Brały one udział w wieczerzy wigilijnej i zajmowały wolne miejsce. Resztki kolacji zostawiano na stole do rana, by dusze bliskich osób mogły się pożywić.

Tego dnia dzieci musiały starać się być wyjątkowo grzeczne, bo jaka wigilia, taki cały nowy rok. Dostanie w skórę nie było dobrym omenem. To samo dotyczyło dorosłych. Pracowita wigilia wróżyła dobry kolejny rok. Starano się niczego nie pożyczać od sąsiadów, szczególnie ziemniaków (dlaczego, tego nie wiem). Z obserwacji nieba, a konkretnie stopnia widoczności Drogi Mlecznej, wnioskowano, czy kolejny rok będzie mleczny, a jeśli tak, to jak bardzo. Uważnie obserwowano pogodę. Jak Wigilia gwiaździsta – to jajczysta, a jak chmurzysta – to pleczysta. Uważano też, że jak W wigilię błoto  zima jak złoto, a także że jeśli Wigilia pogodna, Jutrzenka jasna, to stodoła ciasna. Z aury między dniem Bożego Narodzenia a Trzema Królami wróżono pogodę na 12 miesięcy nowego roku.

Do wieczerzy wigilijnej zasiadała parzysta liczba osób (inaczej ktoś z rodziny mógł umrzeć w najbliższym czasie). Zostawiano puste nakrycia albo z myślą o zmarłych, ale w oczekiwaniu na przyszłe potomstwo lub nowego członka, członkinię rodziny (np. pojawi się synowa).

Przebieg wieczerzy opisał ks. Władysław Skierkowski: najpierw ojciec jako głowa domu, bierze do ręki opłatek ze stołu. za nim matka i dzielą się z dziećmi i innymi członkami rodziny, życząc ...abyśwa wszyscy za rok scanślizie docekali.... Dzieci zwykle całują rodziców w rękę i mówią: ...Bóg wom zapłać.... Jeśli które z dzieci lub rodziców nie żyje, to wspomina się ich ze smutkiem. Jeżeli odrobina opłatka spadnie, podnoszą ją, całują i spożywają ze czcią. Po tej rzewnej i uroczystej chwili następuje spożycie wieczerzy wigilijnej. Matka ustawia długi stołek, nakrywa go czystym obrusem, podłożywszy uprzednio nieco siana pod nim. Potem kładzie opłatek i stawia potrawy. Jeśli jedzono rano, to wówczas dzielono się opłatkiem.

W XIX w. tego dnia na wieczerzę wigilijną (jak również w dni poprzedzające inne święta, bo słowo wigilia oznacza właśnie taki dzień) jedzono potrawy warzywne z solą. Potem jedzenie zaczęto urozmaicać, choć bogactwo stołu było uzależnione zarówno od zamożności danej rodziny, jak też od sytuacji społeczno-gospodarczej państwa. Stanisław Brzozowy z Jednorożca wspominał, że po kryzysie gospodarczym w 1929 r. potraw (...) [na wieczerzy  przyp. M.W.K.] za wiele nie było. (…) Może u bogatszych gospodarzy było lepiej. Ryby mogły być, ale nie kupione, tylko złowione w rzece. Gdy ich ktoś sobie nie złowił, to w sklepie nie kupił, bo nie było za co. Może jeszcze jakieś pierogi z makiem, grzyby (…). Bezwarunkowo w każdej rodzinie musiał być drożdżowy placek. (…) Kasze i warzywa były z własnej uprawy. Wieczerza była znacznie skromniejsza niż obecnie. W międzywojniu podawano m.in. polewkę z leśnych gruszek, kartofle tłuczone z makiem, kaszę jaglaną z makowym mlekiem. Na wigilijnym stole Kurpie stawiali śledzie z chlebem, kapustę kwaszoną z grzybami, kasze (np. jaglaną) i kluski z makiem, ziemniaki, często też zupę owocową z kluskami i miodem. Wszystkie potrawy szykowano na oleju. Śledzie rzadko  jadano, trzeba było je kupować u Żydów.

Przykładano uwagę do mocy tkwiących w składnikach, z których przygotowywano potrawy lub dodawano jako dodatki: miód miał przysparzać sił, orzechy mądrości, a mak sprowadzał sen. Należało spróbować każdej z potraw, a było ich 9 albo 12, bo inaczej w przyszłym roku ominie nas jakaś przyjemność.

W niektórych domach przed wieczerzą gotowano na sypko groch lub fasolę. Pod koniec posiłku gospodarz nabierał na łyżkę ziaren i podrzucał do sufitu ze słowami: To na szczęście, żeby się groch [ew. fasola  przyp. M.W.K.] rodziły. Jeśli zawartość łyżki przylgnęła do sufitu, to był dobry znak: będzie się powodziło. Wróżono też z sianka pod obrusem. Jeśli gospodarz wyciągnął źdźbło z kłosem, kolejny rok miał przynieść obfite plony.

W okresie okupacji niemieckiej, jak wspominał Józef Pietrak z Jednorożca, Święta wyglądały tak, jak każdy zwykły dzień, z tym, że w domu był świeżo upieczony chleb. Pomodlono się, zmówiono wspólnie różaniec i... takie były święta!

Dom Konopków  Tatarach w latach 40. XX w. Zbiory Danuty Prusaczyk. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Po wieczerzy wszyscy wstawali, a gospodarz domu zabierał siano spod obrusa wraz z kawałkiem opłatka zawiniętym w chleb i zanosił do budynków gospodarczych. Wierzono, że w noc Bożego Narodzenia bydło rozumie mowę ludzką. Opłatek gospodarz dzielił między owce, krowy i woły. Te zwierzęta były obecne przy narodzinach Jezusa, więc mogły zjeść opłatek. Ich mowę mógł zrozumieć tylko człowiek o dobrym sercu, godny. Ks. Władysław Skierkowski zapisał opowieść, którą mu przekazano: jeden z takich ciekawych wlazł na drągi, gdzie składają siano i został pokarany za swą wielką ciekawość. Gdy usłyszał, jak woły do siebie mówiły  wstawaj bracie, bo nasego gospodarza bandziem wywozić na cmentarz...  spadł, potłukł się i wkrótce umarł. Od tej pory boją się ludzie podsłuchiwać rozmowy dobytku.

Zdarzało się też, że po po wieczerzy gospodarz szedł do przydomowego sadu. Mężczyzna uderzał kijem o pnie drzew i tym samym pobudzał je do owocowania w przyszłym roku.

Wspomniałam, że wigilia to czas wróżb o zamążpójściu. Po wieczerzy panny obiegały chałupę trzy razy tylko w samej koszuli na sobie. Przewidywano, że za trzecim razem Kurpiance pokazać się może jej przyszły mąż.

Stanisław Brzozowy z Jednorożca opowiadał, że w międzywojniu W przeciętnej rodzinie nie było upominków. Nie było na to pieniędzy. Czasami może starsze dzieci wykonywały ręcznie zabawki dla rodzeństwa, ale dostawały je w innym czasie niż Boże Narodzenie. Zadowolenie z tych zabawek było przeogromne, bo prezenty dla dzieci w tamtych czasach były rzadkością. W sklepie nikt zabawek nie widział ani na ulicy, bo ich po prostu nie było. 

Przed pójściem na pasterkę, która odbywała się o północy, w domach, w towarzystwie rodziny, sąsiadów lub później także koleżeństwa, śpiewano kolędy. Korzystano z kantyczek lub śpiewników. Zwykle zaczynano od pieśni Scanśliwe Betlejem.


Pochodzi z terenu dawnego starostwa ostrołęckiego, zapewne z XIX w., ale jest dzisiaj śpiewana przez zespoły kurpiowskie w całym regionie. Kolęda przedstawia pożytki dla małego Jezuska, gdyby urodził się na terenie Puszczy Zielonej: U nas w ostrołanckiem na Puscy starostsie, nie bułbyś sia rodziuł w takowam ubóstsie, / Mawa izbów ziele i ciepłe pościele, bułbyś lezał jek w puchu! / Choć nam barciów w lasach, drzewa zabroniajo, łuzdy i siekiery wsandzie zabzierajo, ale byśwa byli, choć w nocy zwozili, suche drewka dla Ciebzie! / Niałbyś i buracki i kapuste Panie, tłusto zieprzozinka zawdy na śniadanie, / Mlecko z jagiełkani, chlebek z kartoflani, z niodam wódki flasecka! / A na obziad byźwa skrzecków naskwarzyli, i kasy grycanej tłusto nakrasili, / Zajonc, kuropatwy, choć połów nie łatwy, bułby Panie dla Ciebzie! / Niałbyś i psieluski z partu cianiutkiego, sukmanek do kolan z sukna puscańskiego, / Faworek nie drogi, chodacki na nogi, bylibyśwa zrzondzili! (…). Historię kolędy przedstawił Łukasz Gut na blogu Kurpie – historia i trwanie.

Dzieci śpiewające kolędy. Mal. Maria Orłowska-Gabryś, 1970 r. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego


Na pasterkę chodzono gromadami pieszo lub jeżdżono wozami konnymi. Drogę oświetlano z obawy przed wilkami. Na polach daleko od zabudowy wsi i lasu chłopcy stawiali snopki siana. Ogniska miały nawiązywać do pastuszków, którzy wędrowali do Jezusa i ogrzewali się przy ogniu. Dzięki poświacie z ognisk można było bezpiecznie dojechać do kościoła, a niektórzy mieli bardzo daleko.

Przed Pasterką ważne zadanie mieli ligawnicy. Zbierali się przed kościołem i grali na przemian. Miało to oznaczać koniec Adwentu.

Pasterka mogła trwać nawet 3 godziny. Ten, kto pierwszy wrócił z pasterki do domu, w nadchodzącym roku miał najlepszy urodzaj i najszybciej zebrał żniwa.

W niektórych kościołach przy bocznym ołtarzu ustawiano żłóbek, zwany dawniej jasełkami, do których podchodzą kurpiki, modlą się i dzieciom pokazują, jak zanotował ks. Skierkowski. Figurki wykonywali miejscowi. Przed I wojną światową można było znaleźć parafie, w których w żłóbku umieszczano postacie ubrane w regionalne stroje kurpiowskie. Nawet Maryja została przedstawiona jako Kurpianka. Taka relacja dotyczy Myszyńca w latach 18601885. W latach międzywojennych, jak wspominał Stanisław Brzozowy z Jednorożca, W kościele stała bardzo uboga szopka, a wokół niej świerki bez żadnych ozdób, ale za to bardzo okazałe.

Kościelne żłóbki umożliwiały czas kultywację znanego w całej Polsce zwyczaju kołysania Jezuska. Wierni podchodzili do żłóbka i, pociągając za wstążkę, kołysali Jezuska. Śpiewano wtedy zapewne Lulajże Jezuniu. Zwyczaj przetrwał na Kurpiach do przełomu XIX i XX w. Wikariusz myszyniecki w latach 18921894, ks. L. Łukaszewicz, pisał: Od niepamiętnych czasów w kościele drewnianym w Myszyńcu na czas od Bożego Narodzenia (...) ustawiano (…) szopkę. Puszczanie wszedłszy do kościoła najpierw podchodzili do szopki i pociągali wstążkę kołysząc Dzieciątko Jezus złożone w kolebce i składali obok na stołeczku ofiary. Były to jajka albo inne produkty.

Żłóbek w kościele pw. Narodzenia NMP w Jednorożcu przed 1962 r. Udostępnił Jan Skała ze Stegny.

Od momentu, gdy podczas pasterki ksiądz z ambony zaśpiewał Wśród nocnej ciszy, można było śpiewać kolędy. W świątyniach wybrzmiewały głównie wesołe, a niekiedy tak skoczne, że jak zapisał ks. W. Skierkowski, aż duchowieństwo musiało takiego śpiewu zabraniać. W tym celu gromadzono się w chałupach u najlepszych śpiewaków we wsi. Schodzono się gromadnie, używano śpiewników, choć częściej kolęd uczono się na pamięć. Poza tym układano kolędy miejscowe, charakterystyczne tylko dla jednej wsi lub parafii.
 

Z kolei etnograf Adam Chętnik ułożył kolędę do publikacji w Gościu Puszczańskim”, czasopiśmie, które wydawał w latach 19191921.

Źródło: Gość Puszczański”, 3 (1921), 1, s. 2.

Kolędowanie organizowano, dzieląc młodzież i dorosłych na grupy. Nie kolędowały kobiety. Dzieci kolędowały z szopką własnej roboty. Chłopcy zbierali się gromadnie i śpiewali kolędy pod oknami domów. Dzieci za kolędowanie otrzymywały jakieś słodycze i szły dalej.

Obraz Zofii Stryjeńskiej. Źródło: „Ilustracja Szkolna”, 1933, styczeń/luty Ser. XXXVII/XXXVIII Nr il. 468/471.

Starsi chłopcy chodzili z gwiazdą i zwierzęciem (koza, wilk, niedźwiedź) własnej roboty. Według Skierkowskiego czynili to biedniejsi chłopcy. Jak powstawała gwiazda? Dzielono na 4 części i oklejano różnokolorowym papierem. Gwiazdy miały po 4 albo 6 rogów, rzadziej 8. Z czasem gwiazdy zaczęto obracać za pomocą korby, nie ręcznie. Za kolędowanie z gwiazdą chłopcy dostawali kawałek placka lub po kilka groszy. Śpiewano m.in. Wśród nocnej ciszyZ narodzenia PanaW żłobie leżyW dzień Bożego Narodzenia i inne.

Kolędnicy z Herodem na Kurpiach. Fot. Adam Chętnik. Źródło: Wiedza o Polsce, t. 3: Geografia i etnografia Polski, Warszawa [ok. 1930], za: „Kurpie”, 2002, 1 (5), s. 11.

Kolędnicy na Kurpiach. Fot. Adam Chętnika. Źródło: Zbiory Fundacji Adama Chętnika (kopia z fanpage'a fundacji, dostęp 19 XII 2021 r.).

Kolędnicy na Kurpiach. Fot. Adam Chętnika. Źródło: Zbiory Fundacji Adama Chętnika (kopia z fanpage'a fundacji, dostęp 19 XII 2021 r.)

Kolędnicy w Nowogrodzie w okresie międzywojennym. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

W międzywojniu, wedle słów Stanisława Brzozowego z Jednorożca, Kolędnicy odwiedzali raczej bogatszych gospodarzy, tylko u nich mogli liczyć na poczęstunek. Z miasta też przyjeżdżali z ruchomą szopką i chcieli trochę zarobićPo II wojnie światowej, jak wspominał Marian Deptuła (*1947) z Jednorożca, nie było wędrówki po wsi przebierańców – zwykłe (…) śpiewanie kolęd przy skromnym poczęstunku w formie kruchych ciasteczek.

Zdarzało się, że trzej grajkowie (skrzypce, klarnet, basetla) chodzili po domach i grali różne kolędy, ale nie śpiewali. Za to dostawali datki i poczęstunek, zdarzało się, że flaszkę alkoholu. Z uzbieranych pieniędzy grajkowie wyprawiali sobie zabawę. Często grajkowie chodzili po domach w Nowy Rok.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).


W drugi dzień świąt (26 grudnia), we wspomnienie św. Szczepana, na pamiątkę jego kamieniowania młodzież idąca do kościoła nabierała w kieszenie grochu, fasoli i owsa. Obrzucano się na dobry urodzaj. Często rzucano grochem na głowy z kościelnego chóru. Zdarzało się też, że czyniono tak na koniec pasterki, przy wyjściu z kościoła. A w Lemanie rzucano z chóru nawet... kartoflami!

W parafii Brodowe Łąki w drugi dzień świat ksiądz święcił ziarno owsa. Kurpie chowali je na nasienie albo dawali koniom i krowom, by się dobrze chowały.

Dawniej w św. Szczepana zwalniano ze służby czeladź i, jak podaje Adam Chętnik, godzono na nowo, stąd przysłowne: Na święty Szczepan każdy sobie Pan.

Wierzono, że o północy, wraz z początkiem drugiego dnia świąt, woda w studniach przemienia się w wino, ale nie każdy mógł takiego napoju zaczerpnąć. Trzeba było być godnym. Jak zapisał ks. Skierkowski, Podobno jedna dziewczyna nabrała w nocy takiego wina i dała spróbować sąsiadom. Oni spróbowali, że dobre, pobiegli z naczyniami, które mieli. Za chciwość zostali ukarani i przyniesione wino ponownie zamieniło się w wodę. W niektórych kościołach w drugi dzień świąt, ale częściej we wspomnienie św. Jana Ewangelisty (27 grudnia), kapłan na pamiątkę wesela w Kanie Galilejskiej częstował wiernych i wierne winem z kielicha mszalnego. Już w międzywojniu zwyczaj ten nie był kultywowany.

Wieczory od Bożego Narodzenia do sylwestra nazywano świętymi. Spędzano je na śpiewaniu kolęd, nie podejmowano prac gospodarskich ani domowych. Szczególnie uważano, by nie motać lnu. Szczególnie w wigilię, ale i w święte wieczory, po zachodzie słońca zakazane było przędzenie, szycie i tkanie – jedne z zajęć Kurpianek. Ewentualne poplątanie nici wróżyło problemy w życiu. Nieprzestrzeganie zakazu motania lnu w święte wieczory miało prowadzić do tego, że wilki będą się motały po wsi. Zajęcie odkładano aż do Trzech Króli. Nie wolno było rąbać drzewa, bo inaczej w gospodarstwie urodzą się same pokraki

W sylwestra czasem podawano na kolację mączne jedzenie z obfitą okrasą, by tak tłusto było cały rok. Podajmy konkrety. Gotowano kaszę lub kluski okraszone słoniną ze skwarkami. Zamiast klusków podawano prażuchę gotowaną z mąki sypanej do gotujących się ziemniaków. Nakładano to na talerz łyżką maczaną w słoninie, potem całość kraszono. Nazywano to dyżdanymi kluskami.

W Nowy Rok sąsiedzi składali sobie życzenia (Daj, Boże, za rok doczekać i Wszystkiego dobrego). Jak zanotował ks. Skierkowski, Schodzą się też na wypitkę i zakąskę, o co przy święcie łatwiej. W kościołach po chałupach śpiewają kolędę Nowy Rok bieży w jasełkach leży.

Bysiek na tle wycinanki kurpiowskiej. Mal. T. Jodłowski, lata 50. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego


Na Nowy
Rok wypiekano nowe latka. To pieczywo obrzędowe miał zapewnić pomyślność w gospodarstwie. Nowe latka to obwarzanki z ciasta z przylepionym krzyżem prostoramiennym na środku; na krążku przylepiano urobione w palcach z ciasta zwierzęta i ptaki. Lepiono krówki, koniki, owieczki, jelenie, kury, kaczki i inne, które nalepiano na okrągły kawałek ciasta, na którym na środku, częściej niż krzyż, była już ulepiona wcześniej postać ludzka, najczęściej kobiety. Nowe latko (nowelatko) dawano dzieciom do zabawy, ale też, jak wspomin
ała Kurpianka z Jazgarki, a zanotował ks. W. Skierkowski, nalepiano na belkę pod sufitem lub zawieszano je na lnianej nitce do pułapu, w rogu, nad stołem. Wisiało cały rok aż do kolejnego Nowego Roku. Z czasem i nie wszędzie pojawiły się ozdoby też zwane nowymi latkami i zawieszane u pułapu, ale wykonane z opłatków ciętych w półkola.

Nowe latko wypieczone przez Czesławę Konopkę w 1972 r. Zbiory Muzeum Etnograficznego w Krakowie. Źródło (dostęp 19 XII 2021 r.).

Dawniej na Kurpiach w Objawienie Pańskie, czyli uroczystość Trzech Króli, wierni szli do kościoła z gałązkami jałowca, które potem, po poświęceniu, podpalali w domu, okadzając go w celu zapobiegnięcia chorobom i zarazie. Jałowcem okadzano gardła, jeśli ktoś miał chore. Zdarzało się, że jagody jałowcowe wraz z kredą święcono osobno, a po domach roznosił je zakrystian (kościelny, dziad kościelny). Święcono kredę, którą pisano na drzwiach domu symbole. Kadzidło zapalano podczas kolędy – wizyty duszpasterskiej kapłana w domach parafian. Wraz z kredą święciło się w kościele jagody jałowcowe, a roznosił je parafianom kościelny. Poza tym święcono nasiona kolendry zebrane na łąkach, które później zaszywano dzieciom w ubrania jako formę ochrony.

Na Nowy Rok oraz święto Trzech Króli robiono fafernuchy, ciasteczka z marchwi, mąki żytniej, miodu i pieprzu, w smaku słodko-pieprzne. Nazwa fafernuchy pochodzi od niemieckiego słowa pfepfer, czyli pieprz. Czasem dodawano jajko, dawniej dawniej odwar z pasternaku lub sok buraczany. Jak pisała Anna Urlich z Łukasiaków ze Stegny, Ciasto miało różny smak w zależności od pomysłowości i zamożności gospodyni. Jedne szykowały je z pszennej mąki, słodkie i pulchne, inne przyprawiały korzeniami i te były pikantne, ostre, a najgorsze były z żytniej mąki  twarde, ciemne. Po wyrobieniu ciasto wałkowano w rulonik grubości palca i krajano ukośnie na kawałki długości od  1cm do 2cm. Niektóre gospodynie ozdabiały fafernuchy nacięciami noża, i inne smarowały jajkiem i posypywały cukrem. Następnie pieczono je ok. 2 h. Czasem po wyjęciu z pieca ciastka smarowano miodem.

Przepis na fafernuchy z ulotki Kurpiowskiego Szlaku Kulinarnego.

Obdarowywanie się fafernuchami miało być według ks. Skierkowskiego pamiątką darów, które trzech królowie zanieśli Jezusowi. Każda osoba, która przyszła w gościnę w Objawienie Pańskie, była częstowana fafernuchami.

Fafernuchy wykorzystywano do staropolskiej zabawy w cetno (cet) i licho (lich). W dzień Trzech Króli, jak pisała Anna Urlich z Łukasiaków (19312015) ze Stegny, każdy nabierał w kieszenie fafernuchów i wychodził na wieś. Zabawa polegała na tym, że sięgano do kieszeni biorąc garść fafernuchów i napotkanemu koledze pokazywano zamkniętą garść pytając: cetno czy licho”, cetno oznaczało parzystą liczbę fafernuchów, licho nieparzystą. Jeśli zagadnięty utrafił odpowiedzią fafernuchy będące w garści stawały się jego własnością, jeśli nie utrafił  musiał dać pytającemu taką ilość własnych fafernuchów jaka znajdowała się w garści pytającego. W grze brali udział dorośli i dzieci. Około południa dochodziło do takiego wymieszania  fafernuchów, że można było zdegustować wypieki prawie całej wsi.

Fafernuchy, które upiekłam na Trzech Króli w 2018 r.

Robiono też byśki  zwierzęta z ciasta (kozy, krówki, konie i baranki, jelenie, zajączki). Lepiono je z mąki żytniej, pytlowanej, rozrobionej wodą. Pieczono w piecu i rozdawano dzieciom do zabawy.

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

Stanisława Olender ze Strzałek przygotowuje byśki. Źródło: Śladami Oskara Kolberga. Tańce Polsce, odc. Kurpie Zielone, Telewizja Polska, 1996 (dostęp 6 IV 2024 r.).

       
Źródło: A. Chętnik, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936.

Źródło: A. Chętnik, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936.

Mal. Maria Orłowska-Gabryś, lata 50. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego

Mal. Maria Orłowska-Gabryś, lata 50. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego

Między Wigilią a Trzema Królami młodzież, czasem starsi, chodziła z Królem Herodem. Stroje wykonywano z tektury i błyszczącego papierowego srebra i złota. Oprócz Heroda w chatach pojawiała się jego przyboczna straż, marszałek, anioł, dziad, śmierć z kosą, diabeł.  Chodzono po domach, odgrywając scenę dialogu między Herodem a Dzieciątkiem Jezus. Zawsze kończyło tak, że śmierć ścinała mu kosą głowę, a diabeł zabierał jego duszę do piekła. Na zakończenie śpiewano kolędy i wesołą pieśń świecką.

Relacje na temat Herodów na Kurpiach zbierano w 1968 r., kiedy badania prowadziła m.in. etnochoreolożka Grażyna Dąbrowska. Wówczas Marianna (ur. 1898 r.) i Józef (ur. 1908 r.) Grzybowie z Bakuły powiedzieli, że na Herody chodzili tylko mężczyźni. Występowali jako król Herod, marszałek, 2 żołnierzy, syn króla, król turecki, żyd, śmierć, anioł, diabeł, łącznie 10 osób. Królowie, marszałek i żołnierze byli ubrani w wojskowe szynele, buty z cholewami. Herod miał koronę z papieru oklejonego sreberkiem, król turecki miał nakrycie głowy sporządzone ze zwoju czerwonego płótna przystrojonego pękiem końskiego włosia. Diabeł był ubrany w kożuch odwrócony sierścią na wierzch. Ogon robiono mu z kolczastego drutu okręconego sierścią zajęczą. Gdy kłoś złapał za ten ogon, kłuł się. Żyd wyglądał jak oberwany, miał w ręce worek, śmierć miała zarzucone na głowę prześcieradło z wyciętymi otworami na oczy, z wyrysowanym nosem i zębami i oczywiście miała w ręku kosę. Na początku i na końcu przedstawienia śpiewano kolędy. Nie było tańców. Zygmunt Szutkowski (ur. 1897 r.) z Baranowa wspominał, że z Herodem chodzili tylko kawalerowie i zawsze w parzystej liczbie: 8, 10 lub 12. Nie malowano twarzy, nie noszono masek, tylko diabeł był pomalowany czarną sadzą. Jeden z kolędników wchodził do domu i pytał się, czy gospodarze przyjmą grupę (np. słowami Czy można ten dom rozweselić?). Franciszek Babiel (ur. 1876) z Chudka opowiadał: W czasie przedstawienia żołnierze ustawiali się koło kredensu, zasłaniali go prześcieradłem i zabierali z niego wszystkie zapasy żywnościowe. Śpiewali swoje role, żartowali z domownikami. Szutkowski wspominał, że co roku śpiewano te same piosenki i mówiono te same teksty. Bogatsi gospodarze dawali pieniądze. Kolędnicy dostawali też jedzenie. Julian Antoszewski (ur. 1893 r.) z Obierwi opowiadał, że za kolędowanie chłopcy dostawali pieniądze, groch, zboże. Ziarno dawano wtedy, gdy w domu nie było pieniędzy. Podarki kolędnicy wkładali w worek, który zawsze ze sobą nosili. Pieniądze przepijali, robili zabawę itp. – zapisała jedna z osób uczestniczących w badaniach. Jeśli chodzi o skład grupy, to Antoszewski pamiętał, że marszałków był czterech. W Chudku w 1968 r. informowano, że kolędników było 10. Natomiast Genowefa Białczak (ur. 1903) z Baranowa zapamiętała, że w Herodach brało udział 1113 osób. Mówiła, że w grupie kolędników byli też pastuszkowie i zapamiętała, że kolędnicy nosili na twarzach maski. Marianna Niedźwiedzka (ur. 1891 r.) z Dylewa wspominała, że wszyscy byli ubrani w papier lub gałg.[anki]. Helena Gleba (ur. 1903 r.) z Dylewa pamiętała, że chodzono po Trzech Królach. Wśród postaci wymieniała, oprócz już wspominanych, kasijera. W Czarnotrzewiu przekazano badaczkom i badaczom, że Herody chodziły zawsze z gwiazdą. Maria Kutryb (ur. 1900 r.) z Czarnotrzewia twierdziła zaś, że z Herodami chodzono od Nowego Roku przez cały karnawał. Franciszek Babiel (ur. 1876) z Chudka opowiadał, że zwyczaj zanikł po II wojnie światowej. Apolinary Boruch (ur. 1907 r.) z Dylewa widział Herody jeszcze w 1964 r. W Płoszycach też chodzono w 1964 r.


Herody na Kurpiach. Fot. G. Lorinczy, lata 90. XX w. Pocztówka ze zbiorów Waldemara Krzyżewskiego



Przedstawienia odgrywano w szkołach. W święto Trzech Króli 1908 r. w Jednorożcu z inicjatywy organisty Jana Bojarskiego (1887–?), zaangażowanego wraz z ks. Izydorem Połubińskim w prace Polskiej Macierzy Szkolnej, odegrano jasełka. Powtórzono je w dniach 12, 15 i 19 I 1908 r. Jasełka bardzo dobrze się udały, ściągając po kilka razy mnóstwo widzów i słuchaczów. Zorganizowane zostały wyłącznie przez włościan, zaś aktorami byli zarówno dorośli, jak i dzieci. W czasopiśmie Mazur czytamy: Scena była przepełniona widzami. Przybyło sporo osób z miast, z Przasnysza, z Chorzel i z pobliskich wsi. Szkoda, że sala zamała, bo widzów mogło być dwa razy tyle; każdy akt przyjęto oklaskami. Scena była urządzona w szkole gminnej, w której się mieściło z górą 200 osób. Pieniądze zebrane z „Jasełek” po strąceniu kosztów, dano na kościół w sumie 36 rubli. Na zakończenie „Jasełek” w dniu 6 stycznia za staraniem p. Józefa Grzyba gminnego pisarza odbył się bal, na którym grała miejscowa orkiestra. Ksiądz Połubiński dziękował potem w Mazurze J. Bojarskiemu, J. Grzybowi oraz aktorom za bezinteresowne działanie, a orkiestrze za ofiarę w wysokości 36 rubli na kościół.

Osoby uczestniczące w jasełkach w Kadzidle. Fot. Adam Chętnik. Źródło: A. Chętnik, Puszcza Kurpiowska, Warszawa 1913.

***

Ten wpis publikuję przed Bożym Narodzeniem 2021 r., więc zakończę życzeniami.

Na scęście, na zdrozie, na to Boże Narodzenie,
Cobyście byli zdrowi wszyscy i weseli jako w niebie anieli, Cobyście nieli pełno gości, jako na gałązce ości,
Cobyście nieli pełne łobory, pełne pudła,
Coby wom gospodyni przy piecu nie schudła,
Coby sie Wom darzyło, scęściło, dyślem do stodoły łobruciło, Tak Wom Boze daj!


Bibliografia:
I. Źródła
Archiwali
Archiwum Fonograficzne Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk, Notatki z badań na Kurpiach Zielonych, 1968 r.;
Muzeum Historyczne w Przasnyszu, A. Urlich, Wspomnienia stegneńskiej kurpianki poprawione i uzupełnione, Warszawa 2004, sygn. Mźr 282;
Jednorożeckie Archiwum Społeczne, Wspomnienia Marianny Piotrak z Mordwów (spisała J. Popiołek), [mps] 2011–2013, s. 9;
Tamże, Wspomnienia Stanisława Lesińskiego z USA (spisała K. Lesińska), [mps] 2010–2016, s. 4.

Relacje ustne
Relacja Aliny Maluchnik, Heleny Opalach i Bogdana Piotraka z Jednorożca (2020);
Relacja Teresy Pieloch z Lemana, Ireny Górskiej z Zalasa, Jerzego Waszkiewicza z Piątkowizny i Elżbiety Cieloszczyk z Ksebek, [w:] Tradycje i zwyczaje świąteczne na Kurpiach, Radio Nadzieja (dostęp 6 IV 2024 r.);

Wspomnienia wydane
Deptuła M., Jednorożec. Powrót do przeszłości, Żywiec 2017;
Grec J., Święta Bożego Narodzenia we wspomnieniach Stanisława Brzozowego, [w:] Zapiski Ziemi Jednorożeckiej, red. M. Dworniczak i in., Jednorożec 2011, s. 136–137.

Prasa
Czytelnik „Mazura”, Z Jednorożca, pow. Przasnyskiego, „Mazur”, 3 (1908), 12, s. 4;
Jasełka w Jednorożcu, „Goniec Wieczorny”, 1908, 47, s. 5;
Odpowiedzi redakcji, „Mazur”, 3 (1908), 12, s. 4;
W Jednorożcu, „Głos Płocki”, 1 (1908), 2, s. 3;
Z pow. przasnyskiego, „Mazur”, 3 (1908), 4, s. 4.

II. Opracowania
Białczak A., O Zapustach, Wielkim Poście i wyczekiwaniu na wiosnę„Kurpie”, 2004, 1, s. 9–10;
Boże Narodzenie na Kurpiach (dostęp 18 XII 2021 r.);
Cekała A., Gody w kurpiowskiej chacie (dostęp 18 XII 2021 r.);
Chętnik A., Kalendarzyk zwyczajów dorocznych, obrzędów i niektórych wierzeń ludu kurpiowskiego, Nowogród 1934;
Tenże, Pożywienie Kurpiów. Jadło i napoje zwykłe, obrzędowe i głodowe, Kraków 1936;
Kielak B., Doroczne zwyczaje i obrzędy Puszczy Zielonej, [w:] Puszcza Zielona. Przyroda, folklor, historiared. A. Jakim-Morawska, Pułtusk 2013, s. 215–223;
Mamińska E., Wigilia na Kurpiach (dostęp 18 XII 2021 r.);
Obyczaje zapustne na Kurpiach (dostęp 20 XII 2021 r.);
Wigilia i święta na Kurpiach (dostęp 18 XII 2021 r.).


Pozostałe wpisy z tej serii:
  • od nowego roku do Wielkiego Postu: KLIK;
  • Wielki Post i Wielkanoc: KLIK;
  • wiosna i lato: KLIK;
  • jesień: KLIK.

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz