2 lutego 2023

Zapusty i wspomnienia świętych. Czas między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem na Kurpiach Zielonych

Po Nowym Roku zaczynały się zabawy karnawałowe. Na tzw. muzyki zapraszano muzykantów. Był to czas na rozrywkę, ale i kojarzenie par. Do 2 lutego kolędowano. Na początku lutego wspominano świętych patronów i patronki, a im bliżej Wielkiego Postu, tym bardziej szalona zabawa zapustna. Zapraszam na ostatnią część cyklu poświęconego zwyczajom na Kurpiach Zielonych.




Ważną częścią karnawału były maskarady. Często w korowodzie pojawiał się niedźwiedź. Kozy i bociany były kojarzone z wigorem i witalnością. Pojawiały się też postaci dziadów i bab, które symbolizowały zmarłych przodków. Po wsiach wędrowały całe rzesze Cyganek, diabłów, dziadów, Turków, Niemców i policjantów. Znani byli z żartów. Chodzono też z kozą, kurpiowskim odpowiednikiem turonia. Ktoś przebrany w wywrócony kożuch trzymał przed sobą na kiju kozę z paszczęką otwierającą się co chwila, z rogami, becząc głośno. Towarzysze grali na instrumentach, a ta skakała. Przebierano się też za niedźwiedzia i niedźwiadnika lub wilka na sznurku. Zarówno przebrania, jak też tumult, hałas i krotochwile miały umownie sprowokować płodność ziemi w nowym roku. Zapustnikom darowano drobne pieniądze albo częstowano smakołykami.


W dniu 1 lutego, we wspomnienie św. Ignacego, do studni wrzucano medalik z wizerunkiem patrona. Dzięki temu woda miała nabrać mocy uzdrawiającej. Miała zapobiegać chorobom.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło.

W dniu Oczyszczenia NMP i Ofiarowania Pańskiego, zwanym potocznie świętem Matki Boskiej Gromnicznej, czyli 2 lutego, kończył się okres bożonarodzeniowy. Do kościoła przynoszono gromnice, czyli grube i duże świece z wosku. Do poświęcenia zanoszono jedną, dwie lub więcej świec. Pobłogosławione i zapalone świece gospodynie starały się donieść do domu. Jeśli się to udało, wierzono, że Bóg będzie błogosławił domowi. Po powrocie ze świątyni gospodarz obchodził zagrodę, trzymając w ręce zapaloną świecę, i błogosławił obejście. Za pomocą świecy kreślił znak krzyża na futrynach domu, stajni, obory, chlewu itp. Miało to chronić chałupę i gospodarstwo od nieszczęść i chorób.

Co więcej gromnice wystawiano w oknach podczas burz, huraganów i piorunów. Wkładano je do rąk zmarłym. Gromnice wykonywano samodzielnie z wosku z przydomowej pasieki.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło.

W dzień wspomnienia św. Błażeja (3 lutego) do kościoła zanoszono świece woskowe owinięte lnem lub konopiami. Wierzono, że takie świece po poświęceniu mają właściwości lecznicze. Skrawkami materiału ze świec owijano później bolące miejsca. Adam Chętnik pisał: Lnem podwiązują gardło, gdy to boli.

Stanisława Konopka ze świecą błażejką w Izbie Pamięci Czesławy Konopkówny w Kadzidle. Fot. Mazowiecki Szlak Tradycji

Święty kąt w Izbie Pamięci Czesławy Konopkówny w Kadzidle, na stole błażejka. Fot. Mazowiecki Szlak Tradycji

Charakterystyczne były tzw. błażejki, świece o dwóch knotach. Obrzęd z nimi związany znano na ziemiach polskich w XVI w., ale zachował się tak długo tylko na Kurpiach Zielonych. Zapaloną świecę ustawiano przy ołtarzu. Po porannej mszy ksiądz podstawia ją zebranym pod gardła, tak, że ogień pali się z dwóch stron głowy. Miało to zabezpieczać przed chorobami gardła, krtani, szyi, głowy, zębów, a także dusznościami i chrypą. Podczas obrzędu ksiądz wypowiadał słowa: Za pośrednictwem św. Błażeja niech Cię Pan ustrzeże przed chorobami gardła i wszelkim złem.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło.

W dniu wspomnienia św. Agaty zanoszono do kościoła do poświęcenia chleb i sól. Zatykano je później pod strzechę, co miało zapewnić pomyślność i dostatek w gospodarstwie, a dodatkowo chroniło przed burzą i szkodnikami. Adam Chętnik zanotował: W czasie pożaru zawinięty w chusteczkę i przechowany chleb z solą — kto ma pod ręką — winien wziąć do ręki i obnieść dookoła płonącego budynku, możliwie szybko. Ludzie wierzą, że pożar przez to się umiejscawia i nawet odwraca w inną stronę.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło.

W dniu 9 lutego czczono św. Apolonię — patronkę od bólu zębów. Zalecano, by pościć co najmniej pól dnia, a najlepiej cały. W ten sposób można było wybłagać pomoc w przypadku bolących zębów i szczęki.

W dniu św. Walentego (14 lutego) odbywały się uroczystości wotywne w intencji chorych. W Brodowych Łąkach zwano je małymi odpustami. Do kościoła na nabożeństwo przynoszono ulepione ręcznie woskowe wota  ofiary (w gwarze kurpiowskiej ośary). Były to kulki i krążki (w gwarze: koruny/kuruny cierniowe, ziarnuski, grucoły, ocy, bigielki). Młode panny obnosiły także kręgi, zwane kółkami, wiankami lub zianuskami, nasadzane na długie świece, mające wyprosić wytrwanie w panieństwie i czystości do małżeństwa.

Wota przynoszono do kościoła w intencji chorych nękanych przez uporczywe bóle głowy, nerwice, paraliże, cierpienia umysłowe i padaczkę. W tradycji polskiej św. Walenty, wspominany 14 lutego, jest patronem osób dotkniętych chorobami układu nerwowego (konwulsjami, porażeniami, a także chorobami psychicznymi), przede wszystkim jednak opiekował się i wspomagał chorych na padaczkę – cierpienie nazwane niegdyś chorobą świętego Walentego. Na Kurpiach znane były również wota przedstawiające postacie ludzkie, głównie dzieci w powijakach, z zaznaczonymi szeroko otwartymi ustami. Przynoszono je do kościoła, aby uleczyć wątłe i nerwowe niemowlęta, płaczące po nocach, z drgawkami itp.

Więcej na temat woskowych wot na Kurpiach pisałam w osobnym poście: KLIK.

Dziewczęta z wotami symbolizującymi czystość panieńską, Brodowe Łąki. Źródło: J. Olędzki, Sztuka Kurpiów, Wrocław 1970.


Wota woskowe z XVIII w. składane w intencji zdrowia ludzkiego: postaci ludzi oraz figury rąk i nóg. Źródło: J. Olędzki, Sztuka Kurpiów, Wrocław 1970.

Wota woskowe z XVIII w. składane w intencji zdrowia ludzkiego: postać człowieka ze złożonymi rękami do modlitwy. Źródło: J. Olędzki, Sztuka Kurpiów, Wrocław 1970.

W okresie między Bożym Narodzeniem a Wielkim Postem organizowano wesela i huczne zabawy. Adam Chętnik pisał: prócz niewielkich, urządzanych w chałupie przez młodzież u ojców panny na wydaniu (zawsze), lub z okazji zaręczyn lub chrzcin, urządzane były dawniej wielkie zabawy, urządzane przez całą wieś. Zwykle jedna wieś zapraszała drugą po sąsiedzku w gościnę, goście zajeżdżali saniami lub wozami ze śpiewem i muzyką, gdzie spotykali ich wszyscy ze wsi, którzy do siebie zapraszali. Konie i wozy lokowano w mig po oborach i stajniach, a wesołą zabawę z dobrym poczęstunkiem urządzano w jednej lub paru chatach o dużych izbach gościnnych. Niekiedy goście zabierali ze sobą i przywozili zapasy, oraz coś do wypicia.

W karnawale na Kurpiach dorośli mieszkańcy wsi zbierali się w jednej chałupie, żeby śpiewać, żartować i opowiadać różne historie. Takie wieczornice odbywały się przy świetle kaganka z łojem. Na stole pojawiał się niesłodki placek drożdżowy, czyli łagodniak. Najchętniej słuchano opowieści gospodarzy czy parobków, którzy bywali we śwecie. Historie na ogół miały za zadanie przestraszyć dziewuchy, tak, żeby bały się wracać same do chałup i prosiły kawalerów o odprowadzenie. Powodzeniem cieszyły się zwłaszcza opowieści wędrownych dziadów. Tak przybycie dziada do wsi wspominała Maria Mierzejewska, mieszkanka przysiółka pod Kadzidłem: to było święto (...). Był gazetą i telewizorem jednocześnie, bo przynosił nowiny ze świata i zabawiał gadką. Zatrzymywał się u sołtysa albo u innych zamożnych gospodarzy. Za nocleg i miskę kaszy odpłacał opowieściami. Przyjąć go to był chrześcijański obowiązek.

Wieczornice często kończyły się tańcami przy dźwiękach pedałówki i skrzypiec. Zabawy intensyfikowano w ostatni tydzień karnawału. Tańczono do upadłego, jedzono, śpiewano. Koniecznie musiała grać dobra miejscowa kapela.

Il. Izabela Cierpikowska. Źródło.

Tradycją zapustną stało się obfite jedzenie, zwłaszcza w ostatni czwartek karnawału zwany tłustym. Dawniej zajadano się rejbakiem (plackiem ziemniaczanym) i drożdżowymi, gryczanymi albo zrobionymi z tartych kartofli (to wersja dla biedniejszych) racuchami zwanymi pępuchami (pampuchami). Placki te smażono na słoninie na patelniach. Drożdżowe pampuchy nazywano drożdżakami. Na obiad w tłusty czwartek musiało być mięso. W zapusty jedzono głównie wieprzowina.

Chętnik pisał, że na Kurpiach spotykano pampuchy robione z mąki i krwi bydlęcej. Świeżą krew (kraś) przynoszono rzeźni, rozrabiano z mąką na rzadkie ciasto i pieczono na tłustości. Dawniej w zapusty gotowano też pezy (długie podłużne kluski z mąki gryczanej z drożdżami, kraszone stopioną słoniną). Ciekawą zapustną potrawą podawano dawniej na Kurpiach były skorupki, czyli skorupy jajeczne nadziewane kaszą gryczaną ze słoniną i gotowane. Były też skorupki z kaszy jaglanej mieszanej z gryczaną.

W ostatni wtorek karnawału urządzano różne psoty i figle, jak np. kładzenie kloców pod drzwi uniemożliwiające wyjście z domu lub wciąganie wozu na stodołę. Psocono szczególnie tam, gdzie były niezamężne dziewczęta. Chłopcy szykowali maź z popiołu i farby albo gnojówki, ewentualnie z popiołu z wodą z domieszką sadzy, i ruszali na wieś mazać okna w domach, w których mieszkały panny na wydaniu. Do izby domu, w którym mieszkała dziewczyna, wrzucano garnki z popiołem. Rozrzucano porąbane drewna, wrzucano je do studni. Czasem bramkę w ogrodzeniu posesji wymontowywano i wynoszono gdzieś daleko, hen, od chałupy.

Nie raz się zdarzyło, że chłopcy zostali pogonieni kijem za te psoty. Dziewczęta zaś musiały jak najszybciej umyć brudne okna, zanim następnego dnia idący do kościoła zauważą nieporządek. Był to sprawdzian pracowitości panny i jej zamiłowania do czystości.

Dziewczęta nie pozostawały dłużne. Starały się ukraść jakiemuś chłopcu a to but, a to czapkę. Ten, by odzyskać własność, musiał się wykupić orzechami, cukierkami itp. Wieczorem panny na wydaniu uderzały kijem o płot lub o poręcze mostu. Kierunek, z którego odpowiadało echo, miał zwiastować, skąd przyjdzie przyszły mąż.

Poza tym we wtorek przed Środą Popielcową jeden z chłopców przebierał się za konika. Na drągu jest osadzony koński łeb, a chłopak udaje, że jeździ na zwierzęciu, którego tułów wykonany był z prześcieradła, a ogień z kiści lnu. O północy chłopak wbiegał do gospody, obsypywał popiołem zebranych i gasił światło.

Konik tuż przed Środą Popielcową. Źródło: "Moje Pisemko", 1 (1903), 25, s. 427.

O północy z zapustnego wtorku na Środę Popielcową kończył się czas zabawy, a zaczynał się Wielki Post. Zbliżała się wiosna.


Bibliografia
Opracowania
Białczak A., O Zapustach, Wielkim Poście i wyczekiwaniu na wiosnę„Kurpie”, 2004, 1, s. 9–10;
Kielak B., Doroczne zwyczaje i obrzędy Puszczy Zielonej, [w:] Puszcza Zielona. Przyroda, folklor, historiared. A. Jakim-Morawska, Pułtusk 2013s. 215–223;
Obyczaje zapustne na Kurpiach (dostęp 20 XII 2021 r.).


Pozostałe wpisy z tej serii:
  • Wielki Post i Wielkanoc: KLIK;
  • wiosna i lato: KLIK;
  • jesień: KLIK;
  • zima (od Adwentu do nowego roku): KLIK;

Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz